Upijmy się Bogiem

Wieczorem w dniu Zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. (J 20,19-23)

Nie pisałem półtora miesiąca. Przeleciał właściwie cały okres Wielkanocny w liturgii, w niedzielę świętowaliśmy Zesłanie Ducha Świętego.

Czytaj dalej Upijmy się Bogiem

Boża opozycja

Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej. (Łk 12,49-53)

Dla niektórych chrześcijaństwo to nic innego jak taka sielanka, święty spokój, wszystko z górki. Może z tego w jakiejś części wynika jakaś część rozczarowań – jak by nie patrzeć, takie postrzeganie nauki Jezusa jest w sposób oczywisty błędne i fałszywe. Ani lekko, ani łatwo, ani tym bardziej przyjemnie. Tak jak w życiu – piszę te rozważania na niedzielę, tyle że poprzednią, w właściwie „obchodzie” już następnej, jutrzejszej: brak weny, brak czasu, nade wszystko gdzieś w tle trudna rzeczywistość, z którą trzeba będzie się niebawem zmierzyć i ogarnąć. Nie będzie łatwo. Ale nigdy nie miało być. 

Czytaj dalej Boża opozycja

My jesteśmy trzej, Ty jesteś Trzej

Jezus powiedział swoim uczniom: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi. (J 16,12-15)

Nie dalej jak tydzień temu pisałem tutaj, że Duch Święty jest tajemnicą – a tak naprawdę wychodzi to i ujawnia się jeszcze bardziej właśnie dzisiaj, czyli w dzień nie tylko Jednej z Osób Trójcy, ale całej Trójcy właśnie. Jak to mówią słowa poświęconej Trójcy – i pewnie w większości kościołów dzisiaj odmawianej prefacji – „wyznając prawdziwe i wiekuiste Bóstwo * wielbimy odrębność Osób, * Jedność w istocie i równość w majestacie„. Czyli że co? Może to, że Trójca jest taką koniczynką – nie czterolistną, wystarczy z trzema listkami – która tak naprawdę jest jedną rośliną, wyrastającą z jednej łodygi?

Czytaj dalej My jesteśmy trzej, Ty jesteś Trzej

Uzbrojeni mocą z wysoka

W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu Święta Namiotów, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony. (J 7,37-39)

Wieczorem w dniu Zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. (J 20,19-23)

Dzisiaj do wyboru – teksty zarówno wigilii Pięćdziesiątnicy (z wczorajszego wieczora), jak i ten czytany dzisiaj w ciągu dnia. Ważny dzień, zwieńczenie okresu wielkanocnego, od kilku lat wolny od pracy – i to dobrze. Choć z drugiej strony, czasami można odnieść wrażenie, że w te Zielone Świątki, jak to się potocznie mówi, nie mamy zielonego pojęcia, o co tu właściwie chodzi, co (Kogo?) my dzisiaj świętujemy. „O, najmilszy z gości” – czyli właściwie kto? [Cytaty w tekście, nie podpisane inaczej, to fragmenty Sekwencji z dzisiejszej liturgii – śpiew przed aklamacją Alleluja].

Czytaj dalej Uzbrojeni mocą z wysoka

Zapatrzeni w górę

Jezus powiedział do swoich uczniów: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka. Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga. (Łk 24,46-53)

U Boga nie ma przypadków. Nie ma więc podstaw, aby uznać, że inaczej jest w tej sytuacji. Nie bez powodu wskazuje, kieruje nasz wzrok ku górze. Z wzrokiem utkwionym w ziemi, zapatrzonym w swoje problemy, obciążonym doświadczeniami, przeszkodami, bez poczucia szansy, poszukiwania horyzontu, tego co jest dalej, nowych możliwości, daleko nie zajdziesz. Dlatego Bóg daje czytelny znak. I wzywa bynajmniej nie do tego, żeby tylko stać i się tak wgapiać. 

Czytaj dalej Zapatrzeni w górę

Boży niepokój, święta trwoga

Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. (J 14,23-29)

Ten tekst to taki kolejny przejaw Bożej przewidywalności, mądrości Jezusa. To fragment długiej tzw. mowy eucharystycznej Jezusa, którą wypowiedział on w przededniu Paschy – a więc słowa, które padły nie już po Zmartwychwstaniu, ale wcześniej, bo jeszcze przed Męką i Śmiercią. Można by rzec – pasujący jak ulał do liturgii w tym czasie już okrzepłym, po całym świętowaniu, kiedy przez te półtora miesiąca każdy już pewnie właściwie o Wielkiej Nocy zapomniał (kto ma znajomych prawosławnych czy unitów – ma o tyle trudniej, że oni Zmartwychwstanie świętowali właśnie wczoraj). Jezus przychodzi bardzo wyraźnie w tych słowach i przypomina:

Czytaj dalej Boży niepokój, święta trwoga

Otwórz się na Bożą spontaniczność

Jezus powiedział do Nikodema: Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: Jakżeż to się może stać? Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. (J 3,7-15)

Narodzić powtórnie? O co Jemu chodzi? Zdziwienie Nikodema jest całkiem zrozumiałe. Przecież Kościół uczy, że człowiek – kiedy raz się urodzi – istnieje w sposób ciągły. No to w końcu jak?

Czytaj dalej Otwórz się na Bożą spontaniczność

Wszechobecny

Nie pamiętam już, u kogo znalazłem ten piękny obraz w necie – ale jest niesamowity i chyba najlepiej oddaje to, Kim jest Duch Święty, którego czciliśmy tydzień temu. Myślę, że piękno tego obrazu polega na tym, że oddaje jakby dwie prawdy o Duchu Świętym. 
Po pierwsze – że On jest pragnieniem serca każdego człowieka, że do Niego dąży człowiek, że Jego szuka jako Tego, który od Boga pochodzi, niesie Boży pokój, wskazuje drogę, jest natchnieniem od Ojca pozostawionym dla nas. Czy sobie zdajemy z tego sprawę, czy nie – jesteśmy na tej samej drodze ku Niebu i czasami tylko niektórym więcej czasu zajmuje zdanie sobie z tego sprawy. Ta droga w przypadku każdego jest, oczywiście, inna, indywidualna i wyjątkowa jak każdy z nas – ale oznacza dokonywanie w prywatnych okolicznościach tych samych wyborów i odpowiadania w różnych sytuacjach na te same pytania: czy chcę być dobry, czy nie; czy chcę służyć Bogu, czy w jakikolwiek sposób się z tego wykręcam (czyli i tak wybieram tego drugiego). 
I po drugie – że On jest lekkim powiewem, tchnieniem wiatru, Bożym Duchem ogarniającym wszystkich i wszystko na swój sposób; który przenika wszystko, ogarnia swoją mocą i daje siłę tym, którzy Go pragną i szczerze szukają. Nie dla wybranych, ale dla wszystkich – każdego, który do Boga zmierza. Tym, który zabieganemu człowiekowi, rozdartemu między wieloma namiętnościami, dylematami i zabrudzonemu grzechami daje ten jedyny, prawdziwy Boży pokój – który Jezus daje uczniom od razu, w pierwszych słowach, gdy staje przed nimi w dzisiejszej ewangelii (J 20,19-23), a jest to jakby retrospekcja z wieczernika, tuż po Zmartwychwstaniu. Nie poprzestaje na tym – podkreśla, drugi raz, ponownie obdarzając zaczątek Kościoła tam zgromadzony tym jedynym w swoim rodzaju Pokojem, czyli Duchem, którego za chwilę udziela zebranym: „jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam (…) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Tak jak dzisiaj w sakramencie bierzmowania, tak jak wielu we wspólnotach charyzmatycznych doświadcza tzw. chrztu w Duchu Świętym. 
Nieprzypadkowo mówi się o erze Ducha Święte – po erze Boga Ojca, krótkim czasie Jezusa Chrystusa na ziemi jako człowieka. O wylaniu Ducha Bożego, który w tak różny sposób daje się odczuć w Kościele – ale i poza nim, w inicjatywach ekumenicznych. Są tacy, którzy tego nie rozumieją i złorzeczą – ale i są tacy, którzy się na te dary Ducha otwierają i pokazują, że Kościół – ten prawdziwy, nie w liczbach, budynkach, potędze instytucji – ma się bardzo dobrze i rozkwita w sposób tak bardzo dla nas nieznany, nawiązując do korzeni chrześcijaństwa, ale także w formie nowych wspólnot.
Bo Bóg przychodzi w Duchu – jak to bardzo ładnie apostoł podaje w II czytaniu:

Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus”. Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem (1 Kor 12,3b-7.12-13).  

Duch Święty prowadzi tylko do Jezusa i do Boga Ojca, nigdzie indziej. Różnoraki. Wszechstronny. Niesamowity i Nieogarniony. Ale równocześnie – cichy i niezauważalny, którego bardzo często zagłuszamy – zwalając na Boga, że nas olał i nie pomaga, a my po prostu nie chcemy i nie pozwalamy wsłuchać się w Jego delikatny głos Ducha.  

Poskromiciel zamętu

Czasami lepiej od własnych wypocin zacytować kogoś mądrzejszego. Kimś takim na pewno jest w kontekście mojej osoby Roman Brandstaetter. Stąd w kontekście Pięćdziesiątnicy przytaczam jego autorską Litanię do Ducha Świętego.
Spójrz,
Duchu Święty,
Na ludzi idących przed siebie
Drogą nieskończonego Postępu,
Na mędrców,
Którzy ulepili golema
Na własne podobieństwo
I na własną zgubę.

Spójrz,
Duchu Święty,
Na rozpad atomu,
Na rozpad moralności,
Na rozpad ładu,
Na rozpad porządku,
Na rozpad sztuki,
Na rozpad cywilizacji,
Na rozpad słów,
Na rozpad prawa,
Na rozpad harmonii,
Na rozpad rozsądku,
Na rozpad logiki,
Na rozpad wszystkich wartości.

Z głębokości wołamy do Ciebie,
Duchu Święty,
Albowiem jesteśmy bezwolnym narzędziem
W rękach naszych lekkomyślnych dzieł.

Jesteśmy jak ci, którzy nie wiedzą, co czynią.

Zstąp
Na ziemię samounicestwienia,
Na rakowate miasta i wsie,
Na trędowate domy,
Na zatrute zboża, ogrody i sady,
Na martwe rzeki i morza,
I krąż nad nami,
Ludźmi chaosu,
Kłamstwa
I obłędu.
Krąż,
Jak ongiś krążyłeś w genezyjskim locie
Nad chaosem niepokornych żywiołów.

Krąż nad nami,
Poskromicielu zamętu,
Nad pobojowiskiem naszych klęsk,
Nad rzeźnią tego świata,
Nad śmietnikami pełnymi
Nie donoszonych płodów,
Nad ziemią cuchnącą swądem palonych ciał,
Nad górami atomowych odpadków
I wybaw nas od głupoty udającej mądrość,
Od kłamstwa udającego prawdę,
Od ślepoty udającej dalekowzroczność,
Od chamstwa udającego obrażoną godność,
Od fanatyzmu udającego wiarę,
Od brudu udającego czystość,
Od nienawiści udającej miłość,
Od niewoli udającej wolność,
Od obłudy udającej szczerość,
Od pychy udającej pokorę,
Od warcholstwa udającego odwagę,
Od szatana, który mówiąc 'nie’,
Myśli 'tak’,
A mówiąc 'tak’,
Myśli 'nie’.

Przybywaj, Duchu Święty,
Wielousty,
I otwórz nasze głuche uszy,
Wołający Płomieniu!

Przybywaj
Z wnętrza wieczności wiejący wichrze,
Który nigdy nie burzysz
I nigdy nie niszczysz,
I nigdy nie łamiesz,
Który chwiejne – umacniasz,
Stare – odnawiasz,
Martwe – ożywiasz,
Starte z powierzchni ziemi – budujesz od podstaw,
Stworzycielu,
Wywołujący z kości i popiołów –
Ludzi zmartwychwstałych i przemienionych,
Z pomordowanych ludów – żywe ludy,
Wszechświat – z nicości,
Istnienie – z nieistnienia,
Źródło – z pustyni,
Wszystko – z niczego,
Ojcze Pisma Świętego,
Wichrze wiejący z wnętrza wieczności!
Daj nam słuch doskonały,
Abyśmy wśród niezliczonych wezwań i nawoływań,
Które nas nawiedzają
We wszelkim czasie i miejscu,
Umieli rozpoznać
Twój Głos, Muzyko Mądrości,
Zrodzona z Ojca i Syna,
Trójdźwięczna!

Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują ze studni
Pasterze
W porę pojenia owiec.

Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują z grobów
Aniołowie Twojego Oblicza,
Mocarzu,
Burzo niedocieczona,
Odwalająca kamienie!

A potem twórz nas,
Otwartych,
Słyszących
I słuchających.
Twórz nas codziennie od nowa,
Czujny Strażniku naszych uszu,
Abyśmy nieustannie odnawiani
I odradzani,
I tworzeni,
Stali się Twoimi głosicielami,
Podobnym do tych,
Których pochylone czoła
Raczyłeś namaścić olejem Twojej Mądrości!
Oświeć nas i prowadź
Z ziemi mroku i rozpaczy
Do Królestwa Bożego,
Do stolicy stawianej z kryształu i światła.
Ojcze i Synu, i Duchu Święty,
Słowo,
Drogowskazie
Wbity na rozstajnych drogach kosmosu!
Przybywaj,
Nadziejo nieogarniona,
Zawsze obecna
I zawsze nadchodząca,
Przybywaj, Boże,
Zaczynie własnego człowieczeństwa,
I uczłowiecz człowieka
Jak uczłowieczyłeś siebie!

Pewnie na pytanie: jak wyobrażasz sobie Ducha Świętego, jakieś 90-kilka procent zapytanych odpowie: no jak to, gołąbek. Jak choćby najsłynniejszy taki wizerunek, czyli witraż z bazyliki św. Piotra w Rzymie. Niektóre te wizerunki masakrycznie kiczowate – mnie urzekł ostatnio ten powyżej, bo prosty, bo odzwierciedlający to, czym Duch jest zgodnie z opisem biblijnym: językami ognia. 
Do mnie dociera inny wizerunek. A właściwie, nie wizerunek w dosłownym tego słowa znaczeniu. Lekki powiew. Tchnienie wiatru. To, czego nie widać. To, co nienamacalne, ale niewątpliwie będące, istniejące. Co więcej, każdy dobrze wie – człowiek bez powietrza nie da rady. To, co nie pozostawia prawie śladu – jak z tą biblijną trzciną nadłamaną, którą powiew wiatru ledwo muśnie. Żeby było ciekawiej – z jednej strony coś lekko wyczuwalnego, drganie powietrza, które dosłownie momentalnie może zmienić się w zjawisko skrajnie odmienne, w urwanie chmury, w wichurę; dokładnie tak, jak to opisał Łukasz w Dziejach Apostolskich, dzisiejsze I czytanie (Dz 2, 1-11), kiedy Duch Święty huknął w apostołów w wieczerniku. 
Dokładnie tak samo jest z Duchem Świętym – On jest wszędzie wokół, jak to Paweł do Efezjan pisał o Kościele: „pełnia tego, która napełnia wszystko na wszelki sposób” (Ef 1, 23). Tylko ja – nigdy nikt inny za mnie – codziennie decyduję, czy to tchnienie wiatru Bożego wyczuję, wsłucham się w ten delikatny szum, czy je z pełną premedytacją oleję. Czy pozwolę się napełnić tą Bożą rzeczywistością, czy nie. Czy pozwolę się Bogu stworzyć od nowa (bo tak naprawdę o to chodzi – wystarczy spojrzeć, jaką mizerię prezentowali apostołowie przed Zesłaniem, a co byli w stanie mocą Ducha zrobić po Jego otrzymaniu), napełnić siłą pochodzącą z wiecznej wnętrzności. 
I na koniec: Jezus nie mówi, żeby przyjść, popatrzeć, wzruszyć się w kościółku, łzę uronić, dać się ponieść chwilowo emocjom – po czym po odstanej godzinie wrócić do domu, i dalej dzielnie robić swoje. To nie ma w ogóle sensu – szkoda twojego czasu. „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 23). Weź i zrób coś z tym, niech coś się w tobie zmieni. Pozwól, aby jedyny Poskromiciel Zamętu zrobił z tobą porządek.  

Boży pożar

Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej. (Łk 12,49-53)

To jest tekst nie tyle może dziwny, co mocno przeinaczany i stanowiący podbudowę czasami zupełnie błędnych ideologii i poglądów. Łatwo się domyśleć – chodzi o różnej maści rewolucjonistów, którzy na podstawie błędnego rozumowania w/w słów mogą próbować podpisywać Jezusa pod swoimi czynami i próbować przekonywać, że „przecież On tak sam głosił”. „Skoro Jezus rzuca ogień – to my też, przecież tak kazał”. Bardzo wygodne i oczywiście absolutnie wyrwane z kontekstu. Tak, Jezus mówi o ogniu – ale nie o takim ogniu, jaki rozpalają także i dzisiaj na świecie różnej maści bojówkarze i skrajni radykałowie, próbujący religią usprawiedliwiać przemoc (wystarczy popatrzeć na tragedie Koptów w Egipcie). 
Jezusa można śmiało nazwać Bożym Gwałtownikiem – co dobitnie pokazał działając bardzo zdecydowanie (w tym sensie gwałtownie, nie chodzi o nieprzemyślane i pochopne decyzje) przy wyrzucaniu kupców ze świątyni (Łk 19,45-48) i w wielu innych sytuacjach. Samo bycie gwałtownikiem nie jest niczym złym – na co wprost wskazuje inny, nie da się ukryć, gwałtowny tekst i wypowiedź Jezusa, po prostu wskazującego na bezcelowość poszukiwania sensacji tam w Jego osobie (Mt 11, 7-19). Padają tam słowa: Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je (Mt 11, 12). Jeśli zrozumieć gwałtowność jako gorliwość i gotowość do podejmowania radykalnych, a potrzebnych i koniecznych, decyzji – to przecież jest to postawa ze wszech miar słuszna. Ile razy gwałtownik zdobywa się na coś, czego osoba niezdecydowana nigdy nie podejmie. Musimy jednak pamiętać – aby gwałtowność nie przekształciła się w zapalczywość, nie została podszyta egoizmem, agresją. Tak, to też tak bardzo nasze, ludzkie, słabe. 
Ten ogień, o którym mówi Jezus, ma swój początek na krzyżu.  „Ogień”, który oczyści i zapali serca, a który zapłonie na krzyżu (J 12, 32). To jest to prawdziwe pragnienie Jezusa i intencja, z jaką wypowiada te słowa – pragnie wręcz i oczekuje, choć po ludzku to bardzo dla Niego bolesne, chwili, w której ostatecznie rozprawi się ze Złym i zwycięży, wywyższony na krzyżu i po ludzku pokonany, a jednak ostatecznie zwycięski i żyjący na wieki. Pragnie, aby na świecie zapłonął ogień, który bierze początek z Jego zwycięstwa, czyli idzie od krzyża do pustego grobu i dalej w świat – ogień Ducha Świętego, którego zesłał najpierw na Dwunastu i Maryję, a dzisiaj posyła w świat przez posługę biskupów w sakramencie dojrzałości chrześcijańskiej. Ogień pod każdym względem twórczy, budujący, tworzący, oczyszczający i wyzwalający – nigdy niszczący, chyba że to, co złe, słabe i grzeszne, i pozostawiający odnowione to, co powinno być w człowieku rozwijane, pielęgnowane i jest po prostu piękne, a czego czasami pod warstwą brudu grzechów i słabości nie zauważamy, zapominamy. Ogień, który z założenia nie tylko ma rozpalić tego, w którego sercu się wzniecił – ale powinien być rozdawany i zaszczepiany w serca innych, taki Boży pożar, chrzest w Duchu Świętym.
Ten ogień odnowi świat, ale poróżni także ludzi, ponieważ nie każdy potrafi opowiedzieć się za prawdą, oczyszczeniem – Jezusem. Zapowiada On rozłam, i te słowa znajdują odzwierciedlenie także w ewangelii Mateusza: 

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 34-39)

Inne słowa, ale dokładnie to samo znaczenie i przesłanie. Ten, który idzie za Jezusem, musi być gotowy na niezrozumienie, przykrości i nawet wrogość, także ze strony po ludzku osób najbliższych. Kluczowe jest zachowanie odpowiedniej hierarchii – to, gdzie (na którym miejscu) jest Bóg, a gdzie jest cała reszta. Boży pokój może rozradować ludzkie serce dopiero wtedy, kiedy doprowadza człowieka do prawdy o sobie samym – o swojej małości, grzeszności, a jednocześnie o umiłowaniu przez Boga i zbawieniu jako darze i zaproszeniu, na które, jeśli decydujesz się odpowiedzieć, powinieneś być radykalny w zmianie swojego życia, konkretny. Dopiero tak wyzwolony z bzdurnej pewności o swojej wielkości, samodzielności i samowystarczalności człowiek staje się naprawdę wolny. 
Może to, o czym piszę, jest oczywiste – to świetnie. Niewątpliwie jednak sporo jest ludzi, którzy – zwodzeni przez tych, którzy te słowa wypaczają – dopuszczają się rzeczy strasznych, przekonywani, że „bóg tak chce” (celowo z małej litery) i inaczej się nie da. Za tych wszystkich trzeba się modlić o opamiętanie, skruchę i otwarcie oczu. Ale do tego oni sami muszę tego prawdziwego Boga wpuścić do swojego serca, pozwolić Mu się zapalić.