Miesiąc: październik 2011
Jezusowa kontra – teoria a praktyka
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. (Mt 23,1-12)
Uzdrowienie, ale we właściwej kolejności
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich. (Łk 6,12-19)
Asyż po 25 latach
O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,
Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
Światło tam, gdzie panuje mrok;
Radość tam, gdzie panuje smutek.Spraw abyśmy mogli,
Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
Nie tyle szukać miłości, co kochać;Albowiem dając, otrzymujemy;
Wybaczając, zyskujemy przebaczenie,
A umierając, rodzimy się do wiecznego życia.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Kolejna nadinterpretacja
Jezus nauczał w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu! Pan mu odpowiedział: Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu? Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego. (Łk 13,10-17)
Gotowość i wytrwałość
Jezus powiedział do swoich uczniów: To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą. (Łk 12,39-48)
On jednak był gotowy. Wiedział, że mówienie prawdy, wzywanie do prawdy, do poszanowania godności człowieka, poszanowania swobód obywatelskich i praw pracowniczych, będzie go wiele kosztowało. Niebezpieczeństwo, na jakie był narażony, znali jego przełożeni – nie bez powodu ówczesny metropolita warszawski kard. Józef Glemp sugerował mu wyjazd na studia do Rzymu, chcąc uchronić go przed represjami władzy. Ale ks. Jerzy odmówił. Nie mógł w połowie pozostawić swojej pracy, wiedział, że ludzie mogli odebrać to jako ucieczkę – a on chciał być z nimi i był gotowy na wszystko w imię bronienia wartości dla niego ważnych.
I choć umarł w strasznych okolicznościach, w męczarniach, sponiewierany i pobity, to Bóg nagrodził jego życie i poświęcenie. Jego gotowość. Jego wytrwałość. I to jest wyzwanie dla nas. Nie chodzi o męczeństwo, ale o gotowość poświęcenia różnych spraw i kwestii w imię rzeczy najważniejszych. A więc w wypadku wierzących – o hierarchię wartości i umiejętność kierowania się nią, gdy przychodzi do dokonania wyboru. To wyzwanie. Wyzwanie do nieustannej gotowości i wierności, także za cenę szykan i przykrości. I choć sam żył, w nie tak odległych, a jednak zdecydowanie w innych czasach – bł. Jerzy to ciągle aktualny wzór dla nas, w tak dziwnym i niejednoznacznym świecie, w jakim dzisiaj żyjemy, w świecie, gdzie czasami wydaje się, że hierarchia wartości po prostu stanęła na głowie.
Niewidzialne światło
W Kościele zawsze były różnice. Jedni w Bogu widzieli Boga grozy, a w religii mysterium tremendum, drudzy szukali Boga miłości, a religia była dla nich mysterium fascinosum. Dopóki są to podejścia komplementarne, takich różnice nie trzeba się obawiać. Natomiast kiedy jakaś grupa zaczyna twierdzić, że jedynymi prawdziwymi katolikami są tropiciele liberałów i masonów, oraz uważa, że ma monopol na katolicyzm i nie musi zważać na głos biskupów, to sytuacja staje się wysoce niepokojąca. (…) W epoce PRL ten świat był względnie uporządkowany, ci, którzy bronili uczciwości i przeciwstawiali się indoktrynacji, przemawiali mniej więcej takim samym językiem. Ale w sytuacji pluralizmu niektórzy gubią swoją tożsamość chrześcijańską i nadrabiają to krzykiem. Zaczynają się domagać, by Kościół „mówił jednym głosem”. Mówienie jednym głosem szczególnie lubią kaprale i przedszkolanki; efektem tego może być albo militaryzacja społeczeństwa, albo jego zdziecinnienie. Natomiast w Kościele zawsze była wielość. To ona stanowiła bogactwo, dzięki któremu mógł się rozwijać: byłą duchowość dominikańska, karmelitańska czy franciszkańska, były odmienne tradycje uniwersyteckie, byli św. Tomasz i św. Bonawentura oraz ich odmienne drogi filozoficzne. Ci, którzy bezmyślnie chcą niszczyć to bogactwo Kościoła, sugerując przyjęcie jedynego słusznego modelu chrześcijaństwa, ulegają raczej ideologicznym wpływom PRLu, tak różnym od Ewangelii.
Czy w kategoriach pragmatycznych Chrystus Pan miał wielkie osiągnięcia? Swoich współczesnych nie nawrócił. Podzielili się na zwalczające Go partie. W Wielki Piątek nie było ich na Golgocie, zgromadzili się tam ci, którzy chcieli sobie pokpić albo pogapić się.
Na początku fascynował mnie Chrystus z Taboru – Chrystus wielkich uniesień, których świadectwa odnajdywałem w tekstach mistyków, Chrystus z Kazania na górze. Natomiast gdybym mia teraz wybrać jakąś scenę, w której postawa Chrystusa przemawia do mnie najmocniej, to była by to scena Ogrójca. Bo kiedy Go pojmano i poprowadzono, wszystko zaczęło się toczyć niezależnie od Niego, bieg wydarzeń został Mu narzucony. Wystarczyło zachować osiągalne minimum spokoju i poddać się logice oprawców. Natomiast Ogrójec z tym straszliwym napięciem, krwawym potem, oczekiwaniem na to, co ma nadejść, był miejsce Jego najważniejszej decyzji: „Niech się spełni wola Twoja, ale jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich”. Ten Chrystus z Ogrójca jest mi po latach najbliższy…
Najważniejsze zdanie, do którego powracam zawsze w trudnych doświadczeniach życiowych, pochodzi z Ewangelii Łukasz (4, 30). To zdanie zamykające opis zdarzenia w nazaretańskiej synagodze, gdzie Chrystus powiedział słuchającym Go ludziom, że to On jest zapowiedzianym Mesjaszem, na którym spełniają się słowa Izajasza, a oni wywlekli Go za miasto i chcieli strącić w przepaść. Łukasz komentuje to lakonicznie: „On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się”. Trzeba umieć „przechodzić pośród” i oddalać się z miejsc, w których rządzi logika agresji. Jeśli możliwa jest konstruktywna rozmowa, należy zostać i podjąć ją. W przeciwnym razie lepiej odejść.
Nie sztuka jest mieć rację, trzeba jeszcze umieć ją mieć. Wokół Chrystusa wielokrotnie rozgrywały się wydarzenia, w których, po ludzku rzecz biorąc, powinien był dowodzić swojej racji. Nie robił tego.
Pisać na piasku, wiedząc, że słowa zaraz zatrze wiatr, to też naśladowanie Chrystusa. My chcielibyśmy każde nasze słowo wykuć w spiżu i utrwalić dla przyszłych pokoleń.
Długą tradycję ma u nas model „katolika Zagłoby”, w którego wierze głębokie było jedynie przekonanie, iż „wśród wszystkich nacji naszą sobie szczególnie Pan Bóg umiłował”. Według znanej opinii Lechonia, w modelu tym brak ducha modlitwy szedł w parze z niechlujstwem duchowym, a wiara religijna ponadczasowego Zagłoby „ograniczała się do tego, że 'lubił zjeść święcone’, węszył (…) wszędzie niewiarę, masonerię, żydostwo, miał wciąż na ustach Boga i Kościół”. Zagłoba w wersji Sienkiewiczowskiej miał przynajmniej poczucie humoru. Iluż my natomiast mamy współczesnych Zagłobów, którzy rezerwują dla siebie funkcje jedynych obrońców wiary i demonstrują agresję wobec reszty świata.
Jakkolwiek potoczyłyby się losy XXI wieku, jakiekolwiek zaszłyby zmiany cywilizacyjne, nie wolno nam gorszyć się światem ani potępiać go. Uczestnicząc w Chrystusowym dziele zbawczym, mamy przynosić ze sobą powiew innej rzeczywistości, która w tym często nieludzkim świecie będzie jak żywe róże na tle betonowego miasta. Bez Boga róże nie zakwitają. Po to, byśmy mogli prowadzić długie rozmowy, szukać ideałów rozwoju osobowości, pytać, w imię czego należy być uczciwym i jaki jest najgłębszy sens cierpienia, potrzeba nam odniesienia do tego fundamentu, jakim jest Bóg, do tego najbardziej konkretnego przykładu, jaki ukazuje Jezus Chrystus w swoim cierpieniu i zmartwychwstaniu, jawiąc się w mrokach naszego życia jak niewidzialne światło – ukryte, ale obecne i dające nadzieję na ujrzenie rzeczy w ich właściwych wymiarach.
Kiedy myślę o Hipponie czasów św. Augustyna, o jego oddziaływaniu na północną Afrykę, którą potem zalał islam, stawiam sobie pytanie: w którym momencie katolicy zaniedbali współpracę z łaską Ducha Świętego, tak, że pewne terytoria znalazły się poza wpływem chrześcijaństwa? Takie fakty przypominają nam o naszej odpowiedzialności. Nie można składać wszystkiego na oddziaływanie Ducha Świętego. Nie można akceptować eklezjologii kwietystycznej, która zapomina, że człowiek jest twórczym współpracownikiem Pana Boga w dziele zbawienia. Ale z drugiej strony, jeszcze bardziej przeraża mnie eklezjologia samozwańczych obrońców Kościoła, którzy utwierdzają się nawzajem w przeświadczeniu, że tylko oni są prawdziwymi katolikami, że reszta świata ich nie rozumie, że trzeba wreszcie zrobić porządek w Kościele, usuwając z niego ukrytych wrogów… W ten sposób zawsze pojawiały się sekty. Dzisiaj mentalność ta pobrzmiewa między innymi w Radiu Maryja.
Na pewno nie wolno zła tolerować, tłumacząc się chęcią uniknięcia zgorszenia czy jakimkolwiek innym szlachetnym celem. Cel nie uświęca środków. Pierwotne chrześcijaństwo potrafiło zdobyć się na poinformowanie potomnych o szokującym fakcie zdrady Judasza. Na kartach ewangelii nie przemilczano zaparcia się Szymona Piotra. Z drugiej strony, nie prowadzono wtedy szczegółowych analiz, w jakich ratach wypłacano Judaszowi srebrniki ani jakie były ukryte motywy słabości u św. Piotra. Mamy tu więc jasne świadectwo prawdy, odwagę w podejmowaniu odpowiedzialności za Kościół, ale również świadomość, że nie da się do końca zwerbalizować tajemnicy zła w jego łonie.
Jeśli już dochodzi do takich [skandale pedofilskie w Kościele] sytuacji w Kościele, reakcja może być tylko jedna. Chrystus wyraził ją słowami” „Prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Prawda, która ostatecznie uosobiona jest w Chrystusie, musi być w takich przypadkach wartością podstawową. Jeśli nie reaguje się na zło, jest to formą współuczestniczenia w nim. Natomiast pytanie, jak świadectwo prawdzie łączyć zarówno z roztropnością, jak i z miłością bliźniego, jest przykładem kwadratury koła, której w życiu nie rozwiąże się na poziomie ogólnym. W każdym indywidualnym przypadku trzeba w sposób niepowtarzalny konstruować triadę: prawda – roztropność – miłość.
Twarda świętość bł. Jana Pawła II
33 lata temu zaistniał papież Jan Paweł II. Zaczęło się wiele nowego w historii Kościoła rzymskokatolickiego, w historii Polski, w dziejach całej ludzkości. Nie napiszę jednak o pontyfikacie, tylko o samym człowieku.Był naprawdę święty. Oczywiste to dla wielu, ale nie dla wszystkich. Nawet i wśród katolików zagranicznych nie ma takiego uwielbienia dla niego, jakie jest u nas. Dla mnie to jednak aksjomat. Świętość to, mówiąc po świecku, bardzo wielka dobroć. Twarda walka z własnym egocentryzmem, twarda troska o innych ludzi. Był w tym twardy. A do tego delikatny. Nie lubił robić bliźnim przykrości, wolał ich radować nieustannymi żartami. Był pokorny, nie znosił zadzierania nosa.Co nie znaczy, że był nieomylny. Ze nie mylił się w swoich decyzjach personalnych ani w swoich poglądach. Nie zawsze przekraczał swój czas. Zawsze jednak przekraczał siebie.
Znowu biada
Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić, i tamtego nie opuszczać. Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą. Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz. On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona. Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie. (Łk 11,42-54)
Taka zbitka, z wczoraj i dzisiaj – bo jedno jest kontynuacją drugiego.
Przyjdźcie na ucztę
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych. (Mt 22,1-14)