Dostałem

Szczęście osiąga się na drodze do własnego wysiłku, gdy zna się podstawowe składniki szczęścia:
określony poziom odwagi,
pewien stopień samozaparcia,
miłość do pracy,
czyste sumienie
i ponad wszystko świadomość znaczenia prawdy
pamiętając przy tym, że nie wszystko jest prawdą, ale wszystko bez prawdy jest niczym, a sprawiedliwość jest silniejsza nawet od prawa.

Rozsądek, wyważone opinie,
nienachalna ewangelizacja
czyli  same refleksyjne pozytywy.
Szkoda tylko, że w zdecydowanej mniejszości, w ogólnym szumie …medialnym
gratuluję
podziwiam
trzymam kciuki
Niech się tli i rozświeca iskierka nadziei

Aż się zarumieniłem, jak w ostatnich dniach dotarły do mnie te słowa powyżej.

Pierwszy kawałek – życzenia od współpracowników w związku ze zdaniem egzaminu zawodowego. Grupy osób, choć rozszyfrowałem autora bez problemu 🙂 Dobrze jest wiedzieć, że są ludzie, którzy doceniają twoją pracę i dobrze ci życzą.
A drugi – kawałek maila, odnoszącego się do tego bloga, i opisujący (chyba w zbyt dużych superlatywach?) to, co i jak piszę. Miło – tym bardziej, że komentarze tutaj zdarzają się rzadko, i o ile wiem, że są osoby, które „mnie” czytają, to nieczęsto ktoś podzieli się swoim jakimś przemyśleniem w związku z tym, co tutaj pisuję/cytuję. Tym bardziej się cieszę i dziękuję – to znaczy, że to pisanie ma sens. 

Moje odbicie w Jego ranach

Jako że jak zwykle jestem „do tyłu”, tym razem teksty ewangeliczne z 2 niedziel – II i III wielkanocnej.

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do nich: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz /domu/ i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego. (J 20,19-31) 

Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. (Łk 24,35-48)

Niedziela Miłosierdzia Bożego to niedziela… Bożego niedowiarka, jak to mówią – pieszczotliwie (?) określając tak mojego imiennika. Ja się z tym sformułowaniem nie zgadzam – no chyba że przyjmiemy, że niedowiarkiem jest każdy nas. Takim właśnie Bożym niedowiarkiem. Serio. Bóg przychodzi do człowieka ze znakami męki (żeby pokazać, że to On a nie jakiś tam inny czy przebieraniec), i przynosić w tych zranionych rękach naznaczonych męką jedyny pokój, jaki na tym (i innym też) świecie ma sens: Boży pokój. Ludzkie serce reaguje spontanicznie – wielka radość, zrozumiała. Serca się radują – ale Jezus równocześnie przypomina, po co przychodzi, czego kontynuację i przedłużenie tamci z Wieczernika i ich następcy mają zapewnić. Głosić Ewangelię, posłani na dosłownie każde krańce i wszystkie ostatnie wioski świata (dzisiaj, paradoksalnie, misjonarze z jeszcze niedawno „końca świata” przybywają do niby takiej wiernej chrześcijańskiej Europy na misje, np. do Francji).
Czy Tomasz zrobił coś niestosownego? Nie. Sam Jezus zachęcał (drugi obrazek, z III niedzieli zmartwychwstania): chodźcie, zobaczcie rany, dotknijcie, próbuje po ludzku przekonać ludzi, że sam także jest człowiekiem, a nie zjawą, duchem. Wtedy też zaczyna od przekazania pokoju (tak dzisiaj potrzebnego światu – i którego, paradoksalnie, brakuje także pomiędzy podzielonymi częściami Kościoła…). Po co daje ten pokój? Tu można ładnie nawiązać do Bożego miłosierdzia -z tej wcześniejszej, II niedzieli zmartwychwstania i święta Miłosierdzia Bożego – Mesjasz przyszedł nie dla samego przyjścia, ale dla głoszenia odpuszczenia grzechów! Nie ma czego się bać. Bóg jest specjalistą od tego, co wykracza poza ludzkie zrozumienie, co się w głowie nie mieści, w tym także przebaczania tego, z czym ja sam nie potrafię sobie poradzić i nie umiem wybaczyć sobie – bo trudno byłoby, żeby nasze małe „ja” ogarnęło Wszechmocnego. Śmierć nie może Boga ograniczyć – przyjął i zgodził się na nią jako człowiek, który umarł, ale stanowiła ona granicy i końca Jego boskiej natury, która zwyciężyła i powróciła zwycięska. 
Fantastycznie mówił o Tomaszu w ramach Regina Coeli tego dnia papież Franciszek (przekład za Radiem Maryja): „Tomasz jest kimś, kto nie zadowala się i poszukuje, chce zobaczyć na własne oczy, doświadczyć osobiście. Po początkowych oporach i niepokojach, w końcu i on dochodzi do wiary, pomimo trudności, dochodzi do wiary. Jezus go cierpliwie oczekuje i podarowuje się [w tłumaczeniu GN, które bardziej mi pasuje – ofiarowuje się] temu przybyłemu ostatniemu z jego trudnościami i niepewnościami. Chrystusa nazywa „błogosławionymi”  tych, którzy, nie widzieli a uwierzyli (por. w. 29) – pierwszą z nich jest Maryja, Jego Matka – chociaż wychodzi także naprzeciw potrzebom niedowierzającego ucznia: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce …” (w. 27). Poprzez zbawczy kontakt z ranami zmartwychwstałego Pana, Tomasz objawia swoje własne rany, własne zranienia, i upokorzenia, własne rozdarcia. W znaku gwoździ znajduje swój osobisty dowód na to, że jest kochany, oczekiwany, rozumiany. Stoi przed Mesjaszem pełnym łagodności, miłosierdzia, czułości. To był ten sam Pan, którego szukał w ukrytej głębi swojego istnienia, bo zawsze wiedział, że ​​taki jest. A ilu z nas próbuje w głębi swego serca spotkać Jezusa, takiego jakim jest: słodkiego, miłosiernego, czułego. Bo my w istocoe wiemy, żed On taki  jest. Odnajdując osobisty kontakt z miłością i cierpliwością miłosiernego Chrystusa, Tomasz rozumie głęboki sens Zmartwychwstania, zostaje przemieniony wewnętrznie, deklaruje swoją pełną i całkowitą wiarę w Niego, wołając: „Pan mój i Bóg mój”„. 
Do tych słów Franciszka naprawdę nic nie trzeba dodawać i są mądrzejsze oraz piękniejsze – mimo ich syntetyczności – od naprawdę chyba większości (o ile nie wszystkich) homilii, jakie słyszałem w związku z tym tekstem. Zawierzenie Bogu to nic innego, jak odwaga do stanięcia w prawdzie przed Nim, z całym swoim brudem, ze wszystkimi wątpliwościami, upadkami i wzlotami, pytaniami i zarzutami. Bóg przychodzi i zaprasza nie po to, aby Go ustanawiać uchwałami królem Polski, ale aby człowiek – uświadamiając sobie Jego miłość, Jego umiłowanie mnie samego – odnalazł dla siebie miejsce w przestrzeni zmartwychwstania, w zranionych ramionach Boga, który przychodzi do każdego z nas. Przychodzi nie po to, aby grozić palcem i złorzeczyć czy wyrzucać upadki – ale, jak ten miłosierny ojciec, przytulić do swojego serca.

Jeśli na tym polega bycie niedowiarkiem, szukanie i wołanie Boga – to takim niedowiarkiem chętnie będę.

„Święty” interes

Tytuł nieprzypadkowy, zaczerpnięty z pewnego polskiego filmu. 
Takie oto coś znalazłem kilka dni temu w mojej skrzynce pocztowej. Składana ulotka, zachęcająca do nabycia za kwotę 9 zł książki „Świadectwo Bożego Miłosierdzia”. Nie płacisz za wysyłkę, a gratisik jest w postaci różańca (inny kolor dla pań, inny dla panów). Rozprowadzana przez Pocztę Polską (co wynika z jej treści), więc trafi pewnie do wielu. 
Nie znoszę takich ulotek i bardzo mi się nie podoba, kiedy coś takiego do mnie trafia. Tak, moim zdaniem to jest wyciąganie kasy z ludzi i naciąganie po prostu. 
Cała ulotka to w sumie nic innego jak sporo cytatów, mających wskazywać na wspaniałą treść książeczki (za 9 zł, zakładam, niezbyt obszernej), która ma pokazywać historię św. Faustyny i wiele świadectw. Co ciekawe, osób publicznych – Przemysław Babiarz, Brygida Grysiak, Jan Pospieszalski i inni – zastanawiam się, czy mają świadomość, że na ich nazwiskach się w ten sposób zarabia. 
Jak się okazuje, case Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi oraz Instytutu Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi nie jest nowy – na łamach GN był opisywany już 10 (!) lat temu. Co więcej, w kontekście podobnym do mojego odczucia – czyli tego, że całość jest dobrym pomysłem grupki świeckich, którzy sugerując powiązania i aprobatę dla swojej działalności władz Kościoła katolickiego (konkretnie: diecezji krakowskiej) („Jako organizacja pozarządowa o inspiracji katolickiej w naszych działaniach kierujemy się pobudkami płynącymi z nauczania Świętego Kościoła Katolickiego oraz wskazaniami wynikającymi z dekretu soborowego Apostolicam Actuositatem o apostolstwie świeckich”), której wprost nie posiadają i o czym ta władza kościelna wprost się nie raz wypowiadała, od dobrej dekady żeruje na ludzkiej… No właśnie. Naiwności? Tak. Pobożności? Pewnie też, bo nie wykluczone, że ludzie wierzący w dobrej wierze nabywają różne proponowane gadżety – ja piszę w kontekście rozprowadzania książki o Miłosierdziu Bożym, artykuł z GN dotyczył bodajże jakiegoś cudownego medalika Matki Bożej. 
Ktoś może się oburzyć – ale jak to, przecież propagują czy to modlitwę różańcową, czy (jak w moim wypadku) nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Hmm, ok. I chwała im za to, jeśli faktycznie dzięki takim działaniom ktoś przekona się czy do Różańca czy do Koronki do Miłosierdzia Bożego – albo z wiarą podejmie jakąkolwiek inną pobożną praktykę. Świetnie. Ale to jest bardzo wygodna wymówka – która na dalszy plan przesuwa kwestię tego, że pomysłodawcy wszystkiego zarabiają pewnie całkiem przyzwoite pieniądze na tym handlu (bo tak to trzeba nazwać), skoro nie mają nic wspólnego z żadną oficjalną inicjatywą Kościoła. Z niczego nie wynika, aby pieniądze z książek czy innych rzeczy rozprowadzanych przez tę grupę trafiały na zbożny cel typu: biedni, noclegownia, jadłodajnia dla bezdomnych, dom samotnej matki, hospicjum, przedszkole zakonne – czy cokolwiek innego, co zawsze jest wprost wskazywane w celu właśnie przyciągnięcia ludzi do wsparcia danej inicjatywy. 
I, co ważne, myślę że gros ludzi – którzy nabywają różne rzeczy od stowarzyszenia – nie ma świadomości, że finansuje coś, co z Kościołem ma luźny (żeby nie powiedzieć: żaden) związek. Czyli, w mojej ocenie, jest naciąganych – bo całokształt ulotki i jej treść w mojej ocenie wprost sugerują inicjatywę kościelną. Jak to ładnie ujął autor tekstu w GN: liczni ludzie, którzy je otrzymują, czują się moralnie zobowiązani do wpłacania sugerowanych przez Stowarzyszenie sum. Nie wiedzą, że stowarzyszenie nie działa w imieniu Kościoła i że do niczego się wobec niego nie zobowiązali.
Niesmaczne to, i tyle. Mam tylko nadzieję, że na tym „interesie” – a bardziej przy jego okazji – ktoś, do kogo taka ulotka trafi, może sięgnie do modlitwy i pod jej wpływem zbliży się do Boga. Oby. 

Dał, co miał

Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni, prosił o jałmużnę. Ten zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę. Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy się mu powiedział: Spójrz na nas. A on patrzył na nich oczekując od nich jałmużny. Nie mam srebra ani złota – powiedział Piotr – ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga. A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało. (Dz 3,1-10)

Heh, jak co roku w święta obiecuję sobie, że przejrzę kalendarz liturgiczny i w dniu, w którym jest to czytanie powyżej, pójdę na Mszę. Tym razem wiem – to środa w oktawie. Ale z założenia wyszło wielkie nic – bo uświadomiłem to sobie… dzisiaj, czyli co najmniej o jakieś 4 dni za późno. 

Jeśli ktoś – nie daj Boże – śledzi tego bloga, to z pewnością wracałem do tych słów nie raz, i jakoś nie zamierzam tego zmienić. Bo obrazek jest piękny i sytuacja bardzo do przemyślenia dla nas, ludzików z 2000 lat po tym wydarzeniu. Tu nie chodzi o cud – chociaż niewątpliwie trzeba odnotować, że do takiej kategorii zdarzenie to należy zakwalifikować. Tu chodzi o zachowanie Piotra, jego podejście, nastawienie, to w oparciu o co i o Kogo działa.
Ilu ludzi mogło tamtędy chodzić codziennie, obok tego wejścia do świątyni? Pojęcia nie mam, pewnie – nie tylko na ówczesne warunki – sporo. Miał, co tu ukrywać, żebrać, czyli zarabiać na siebie. Chromy czyli nie chodzący, pozbawiony władzy w nogach – czyli właściwie jakiejkolwiek wtedy możliwości zarobienia i utrzymania, skazany na los żebraka i litość ludzi (albo jej brak). Nie sądzę – i z zapisu autora natchnionego nie wynika – aby zdawał sobie sprawę, że trafił na uczniów Jezusa, o którym zresztą pewnie też nie słyszał. Tak, jak do innych – wyciągnął rękę, czekając na jakiś grosz. 
Piękne jest to, jak Piotr dokonał cudu – a może to przede wszystkim wiara Piotra tego dokonała. Ale zwróć uwagę, w jaki sposób postąpił, jakich on słów użył. Tamten biedak – nie znany nam z imienia – nie czekał na nic poza jałmużną (w obrazkach ewangelicznych tyle razy ktoś szukał u Jezusa wprost uzdrowienia – tu jest inaczej), a otrzymał o wiele więcej. Piotr jakby się tłumaczył – nie mam złota i srebra – a jednocześnie pozwala zastanowić się: jaką ono ma tak naprawdę wartość? Co ono daje? Temu choremu – mógłby mieć pałac, a i tak nie stanął by przez to na nogi. Ale Piotr dzieli się z żebrakiem czymś o wiele większym, wspanialszym i piękniejszym – mocą, jaką Bóg dał tym, którzy Mu ufają bez granic. Dlatego tamten wstaje, może skakać, dziękować i radować się uzdrowieniem. 
Niedowiarek powie – no co, jesteś wierzący? W sumie, jestem. To weź zrób coś podobnego. Uuu… Moja wiara jest za mała – ziarnko gorczycy to przy niej gigant. Nic nie szkodzi. Zresztą – kto wie, jeśli Bóg by zechciał… Ale to bez znaczenia. On może tego dokonać – uzdrowić ciało, a może czasami ważniejsze: serce, duszę. Bóg nadal tak działa – jeśli tylko chcę to zauważyć, a nie temu zaprzeczać. 
To wskazówka też dla nas. Można dzielić się z potrzebującym tym, co materialne – i chwała wszystkim, którzy (bez względu na kwoty!) robią to systematycznie, a nie od jednego wyrzutu sumienia do kolejnego. Ale można człowiekowi pomóc – i czasami tylko tego potrzebuje – także w inny sposób. Dać możemy najwięcej także nie dając materialnie nic. Dzieląc się tym, co sami otrzymaliśmy od Niego. Mnożenie przez dzielenie.

Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania!

Bóg nas zadziwia w swoim Synu, bo znowu czyni coś po ludzku niezrozumiałego. Zamiast uciec z krzyża, zdezerterować, Jezus trwa tam do końca i umiera za każdego z nas. 
Życzę Ci i Twoim bliskim, aby każdy z nas potrafił tak samo iść przez życie – nie byle jak, w układach, w zakłamaniu, idąc na łatwiznę i odgrywając jakąś rolę, ale mając swój kręgosłup, swoje poglądy, swoją wiarę i najważniejsze dla siebie wartości. 
Oby te święta były piękne, pełne pokoju napełniającego serca, a każdy gest, uczynek, słowo czy myśl stanowiły wyraz radości z tego, że On zmartwychwstał i żyje. 
Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania!