Kilka słów o sobie – wypadałoby jakby się przedstawić 🙂
Mam na imię Tomek.
Rocznik 1985, od zawsze w Trójmieście, czyli pięknym miejscu na Wybrzeżu, północ Polski: Gdynia, potem długo Gdańsk, a od ponad dekady znowu Gdynia, i chyba tak już zostanie.
Studiowałem skutecznie i mam dyplom w pewnej bardzo życiowej dziedzinie (prawo).
Pracuję „w branży” – choć mam za sobą pracę nieco także inną, choć jednocześnie pokrewną gdy chodzi o tematykę. Jeszcze w czasach studiów urzędnik, dzisiaj w sumie także. Kiedyś w pewnym dość dużym serwisie www; najpierw specjalista z pogranicza pewnej dziedziny branży wyuczonej oraz szeroko pojętego IT – człowiek od bezpieczeństwem informacji; połowę tego czasu – w dziale dokładnie odpowiadającym ukończonym studiom. Przez kilka lat, wcale nie tak krótko, znowu w pewnego rodzaju „urzędzie”. Od 2018 – w sumie nadal jakby urzędnik, choć nie do końca, i znowu trochę inaczej.
Lata 2012-2015 stanowiły, mocno intensywny, etap nauki w kierunku praktyki zawodowej – w grudniu 2014 r. ukończyłem pewną aplikację branżową. Od połowy 2015 r. pełnoprawny członek jednej z korporacji prawniczych.
Prywatnie od sierpnia 2009 – szczęśliwy mąż własnej żony. Od marca 2011 – dumny tata malutkiego [edit AD 2023 – tak, dla mnie zawsze będzie malutki, choć przerósł już żonę i za chwilę będzie większy ode mnie…], i rosnącego w zastraszającym tempie, Dominika, któremu staram się (w miarę niezbyt dużych możliwości czasowych) poświęcać czas, dawać radość i uczyć – nie mogąc wyjść z dumy nad tym, jakim świetnym staje się człowiekiem. Czyli etatowy tata-amator bardzo profesjonalnie i zaskakująco twórczo podchodzącego do życia synka.
Przede wszystkim dużo czytam – co pewnie jest także pochodną jednego z poprzednich zajęć (ale tylko po części). Interesuje mnie historia (średniowiecze, okres II wojny światowej i najnowsza historia Polski), powieści (sensacja, thrillery, powieść historyczna). Swego czasu – wielki fan komiksów, czego efektem jest estyma do wszelkiej maści produkcji filmowych na kanwie uniwersum Marvela, ale i DC. Amatorsko fotografuję, co też mi sprawia sporo frajdy. Uwielbiam rower (którym staram się, o ile pogoda sprzyja, tzn. nie leje i nie ma poniżej -5 stopni, dojeżdżać regularnie do pracy), spacery, uwielbiam góry (Tatry!).
Wierzący… Zdecydowanie. W zamierzchłych czasach dzieciństwa – może z przyzwyczajenia, potem coraz bardziej świadomie, z wyboru i przekonania – i tak zostało. Aktywnie działający w liturgicznej służbie ołtarza w rodzinnej parafii jako lektor i kantor (przez dekadę prezes tamtejszej liturgicznej służby ołtarza), przez te kilka lat także w paru innych, w tym również obecnej.
Od niedawna, ku głównie własnemu zaskoczeniu, nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej w jednej z trójmiejskich parafii. W której Dominik od roku jest ministrantem.
Żaden ksiądz, zakonnik, diakon, kleryk. Zwykły „czerstwy” świecki. Przez wiele lat z założenia niezrzeszony (gdy mowa o różnych wspólnotach czy ruchach) – od niedawna raczkujący w Domowym Kościele.
Co ciekawe, właśnie uświadomiłem sobie, że życiowo tak się ułożyło, że z parafii rodzinnej – po tych kilku latach zmian – finalnie trafiłem do parafii pod tym samym wezwaniem – Trójcy Świętej.
Kiedyś takie porównanie popełniłem w jednym z wpisów:
Liturgicznie? Święto bazyliki większej (jednej z czterech) św. Jana na Lateranie, siedziby i katedry biskupa Rzymu od III w.n.e. Centrali Kościoła. Byłem tam w 2004, w dniu audiencji u sługi Bożego Jana Pawła II – a więc 17.02. Niesamowite miejsce. Została nawet pamiątka – dwa Tomki, czyli ja na tle olbrzymiego posągu św. Tomasza. Dwa niedowiarki…
Tyle, tytułem przedstawienia się.
Bardzo się cieszę, że tu trafiłeś.
Pisuję na blogach od jakiś ponad 15, a bliżej 20 lat (sporo, prawda? dopiero pisząc teraz sobie to uświadomiłem – od 2005 r.). Ten blog jest czwartym z kolei (piątym, jeśli dodać przenosiny z Bloggera na WordPress na przełomie 2015/2016), pisane praktycznie jeden po drugim od dobrej dekady. Dwa pierwsze blogi kończyły żywot (obydwa) dość nagle i burzliwie, mam nadzieję że z tym się tak nie stanie – i że choćby część tych, którzy wtedy mnie czytali, jakoś tu trafi. Trzeci blog istnieje nadal w zasadzie na pamiątkę. Poprzedni – którego niniejszy jest kontynuacją – powstał w 2010 roku i był prowadzony przez 5 lat na Bloggerze. Skąd zmiany? Kwestie techniczne – z blog.pl na blogspot.com, a potem na WordPress. Żeby się nieco rozwijać.
Tematem przewodnim tego wszystkiego, o czym się tu wywnętrzam, jest zasadniczo wiara jako intymna relacja z Bogiem człowieka konkretnego, moja. Najczęściej w formie rozważań do Ewangelii, zazwyczaj danego dnia albo uroczystości. Czasami inspirują mnie jakieś książki, wywiady, wiersze czy piosenki; zdarzy się, że film czy serial.
Zachwycam się Bogiem. Śmieszne? Może. Ale to niewyczerpane źródło, które ciągle mnie zaskakuje, ciągle odkrywam je z innej strony, inaczej. Poznałem Go, wierzę w Jego obecność, czuję Jego miłość i opiekę – więc o tym mówię, bo co jest ważniejszego?
Idę sobie po prostu przez życie od blisko 40 lat i w tym wszystkim towarzyszy mi On, Jehoszua – bo tak brzmi pełne imię Jezusa. Co znaczy? Bóg jest zbawieniem. I to wielka prawda, którą nieustannie odkrywam. W pracy, w przyjaźniach, w miłości, w spotykanych przypadkowo ludziach. We wszystkich zdarzeniach, jakie stają się moim udziałem. To wielka obietnica, do której dążę i w którą wierzę.
Owszem, czasami napiszę tu o czymś innym – a to o jakieś nominacji w Kościele, o jakieś sytuacji w Kościele która budzi konsternację czy wywołuje mieszane odczucia. Tak, czasami też o polityce czy o jakimś większym wywołaniu na skalę kraju czy świata. Człowiek, wierzący czy nie, jest częścią narodu, kraju i świata. Nie żyję w oderwaniu od tego, lewitując czy leżąc krzyżem – ale stąpam twardo po ziemi. Mam swoje poglądy nie tylko związane z wiarą, i nie wstydzę się ich – ale się nimi tutaj dzielę.
Skąd się wziął tytuł bloga?
Zdanie „było, więc jest zawsze w Bożych rękach” wyczytałem z książki dr Wandy Półtawskiej „Beskidzkie rekolekcje”. Skąd dokładnie – nie podam, bo nie pamiętam 🙂 A do książki warto zajrzeć, bo jest w niej coś przejmującego. Może perspektywa, spojrzenie osoby starszej, pewnie bardziej u kresu życia – że ono faktycznie całe jest w Jego ręku i On jest jedynym pewnikiem? Co ciekawe – okazuje się, że z górą pół wieku temu sformułowaniem „jestem bardzo w Bożych rękach” posłużył się już Karol Wojtyła.
A pojęcie niedowiarstwa? Bo to jest właśnie w praktyce moja relacja z Bogiem. Niby rozumiem, uznaję, przyjmuję – ale gdzieś tam i tak wiem swoje, a na pewno robię swoje. Wiem lepiej. Szukam drugiego dna, dociekam – jak Didymos z ewangelii, trochę na skróty i stereotypowo nazywany niedowiarkiem (ale niech i tak będzie). Stąd niedowiarstwo moje.
Zapraszam do towarzyszenia mi w tej wędrówce.
Ubogacajmy się swoimi myślami!
Tutaj znajdziesz mój wpis gościnny na blogu Ani w ramach cyklu E-chrześcijanin – trochę inaczej, też nieco o sobie 🙂
Jeśli chcesz się ze mną skontaktować – będzie mi bardzo miło:
Hahahah, „zwykły czerstwy świecki” – zdecydowanie rozbawiłeś mnie tym stwierdzeniem 😉
Wiesz, napisałem to w kontekście tego, że wielokrotnie brano mnie za duchownego 🙂 Heh, napisałem, a i tak kilka maili dostałem, zaczynających się od „Proszę księdza…” 😀 U nas się „nie przyjęło”, że o takich sprawach może pisać ktoś inny niż ksiądz 🙂
Jestem niepraktykująca katoliczka. Miałam nieciekawe dzieciństwo, byłam bardzo samotnym dzieckiem. Doznałam wiele krzywd od rodziców, choć oni uważali , ze nie mam powodów do narzekania, bo mam co jesc i w co sie ubrać .Brakowało mi miłości. Wtedy będąc ta mala dziewczynka uświadomiłam sobie ,ze moi rodzice to tylko przypadkowi ludzie, a moim prawdziwym ojcem jest Bóg ,ktory mnie zawsze kocha. Od tego czasu jestem blisko z Bogiem i nigdy sie nie zawiodłam. Nie chodzę do kościoła , bo nie potrzebuje pośredników. Nie odpowiada mi tez forma zwykle stojąca ponad treścią. Weszłam na ten blog ,po wpisaniu słów „Matka Boska z Gwadelupe depcząca , głowę węża „, bo czytałam rożne inne wyjaśnienia / pod nogami ma świat i księżyc/. A ja ,po zobaczenia prawdziwego obrazu/byłam w Meksyku/ widzę tam głowę węża i rogi diabła. Zdając swe sprawy na Boga, mam wszystko to czego potrzebuje. Jestem bardzo szczęśliwa! Aktualnie myśle nad tym jak mogę podzielić sie tym dobrem, ktore jest we mnie . Uświadomiłes mi ,ze nie mogę czekać na znak. Bo nie wykorzystam swoich talentów. Jescze dzis, podejmę decyzje co dalej.
Pozdrowienia
Dziękuję za pozdrowienia 🙂 i mimo wszystko zachęcam do odwiedzenia Boga, który jest wszędzie, właśnie w kościele. Kapłani nie są pośrednikami, modlisz się w czasie Mszy do Boga, bezpośrednio. Powodzenia 🙂
Co oznacza czerwony znak przy Twoim profilu? Jaka jest jego historia?
To krzyż jerozolimski. Jest o nim bardzo dużo informacji w internecie – np. na https://pl.aleteia.org/2018/03/16/krzyz-jerozolimski-jak-5-ran-chrystusa/ Pozdrawiam 🙂
My zapraszamy do siebie – na kanał na YouTube „CHWYĆ ZACHWYT. Wiele serii u nas. Zapraszamy, młode katolickie małżeństwo z trójką dzieci. Z Panem Bogiem