- Jezus idzie z nami do naszego Emaus bezsensu życia i kryzysu wiary. Jesteśmy jak uczniowie, którzy potrzebują przewodnika i świadka, aby nie popaść w to, co św. Augustyn nazwał cor incurvatum in seipsum – sercem zwróconym (zakrzywionym) ku samotnemu sobie. Prawdziwy Jezus prawdziwej Ewangelii jest miejscem spotkania wszystkiego i wszystkich.
- Pan Bóg szuka różnych dróg do człowieka – do nas. Ktoś wcale nie musi być zdeklarowanym chrześcijaninem, ktoś może być agnostykiem czy ateistą, może obojętnym religijnie. Pan Bóg jeden wie, jak to wszystko sądzić, ale jeśli ktoś bardzo uczciwie chce znaleźć sens życia i do końca szuka, no to niesie jakieś światło.
- Trzeba zarobić [te talenty] i puścić je w obrót. Nie wiem – włożyć do banku albo jakoś inaczej zainwestować. I tu jest problem, może tak spróbowałbym to przetłumaczyć na nasz użytek: moim talentem jest moja wrażliwość, zdolność w stanie wyjściowym. Pytanie zostaje jednak to samo: jak ja to zainwestuję?
- To jest ten najważniejszy moment: jeśli ja chcę coś porzucić, to muszę to „wypuścić z ręki”, przestać to kontrolować. To jest radykalizm. Ale winna towarzyszyć temu wiara, że jest Pan Bóg, że jest jakaś instancja, która nad nami czuwa, i jej się powierzam. Wierzę, że tą instancją jest Bóg, który poprzez przełożonego chce ze mnie wykrzesać maksimum talentu, z którego – być może – nawet ja sam jeszcze nie zdaję sobie sprawy.
- Jest taki moment, że coś zostawia, powierzam to Panu Bogu, bo chcę Jego szukać i chcę, żeby On był moim szczęściem. I nie pozostaje nic innego, jak nadzieja, że On to docenia i nie zawiedzie mnie.
- To jest ten moment, o którym powiemy przy uczniach idących do Emaus – sprawa kontaktu. Nazwałbym to przedsionkiem ewangelizacji – czy jakiegokolwiek nawrócenia. By miało ono miejsce, musi być kontakt.
- Jezus próbuje wprowadzić w rozmowę uczniów nową jakość i rzez to następuje przewartościowanie ich emocji. Dlatego właśnie ich serce zaczyna pałać. Zwróćmy uwagę – oni mieli już jakieś zarzewie pewnej nadziei, która została zawiedziona, a Jezus jakby z tego popiołu rozdmuchuje ją na nowo. I co się dzieje? Pojawia się moment przypomnienia, ukierunkowanie na pożegnanie z Jezusem – to moment łamania chleba. Ono wcześniej Go nie poznali, bo rozstrząsali problem, których ich dotyczył. I Jezus to akceptował. Dopiero po łamaniu chleba poznali Go. To znaczy, że Jezus pokazał im, że nadzieja, którą mieli w sobie – i ta, którą odzyskali – to właśnie On. I wtedy zniknął. Ale uczniowie są gotowi. Już nie mają wątpliwości. Zebrali się i wrócili. Jezus zrobił to tak dyskretnie, w sposób niewidzialny, ale skuteczny – coś jak na tym obrazie, gdzie mamy tylko kontur Jezusa. Może gdyby ich powalił, jak świętego Pawła (być może Paweł jednak powalenia potrzebował, nawet cztery razy to potem wspominał…). W Emaus tak się jednak nie stało. Taki chyba winien być dzisiaj sposób Kościoła na przepowiadanie Dobrej Nowiny – wchodzenie w dyskurs świata, w te najgłębsze, czasami te najbardziej trudne wątki tożsamości, wsłuchanie się i potem próba odniesienia się do nadziei i zaszczepienia tej nadziei.
- Tylko gdy nam się coś „obluzuje” (to wielki dylemat teologii moralnej) – pozostaje nadzieja, że Pan Bóg widzi inaczej. My z całej siły winniśmy chcieć dobrze. Co z tego wychodzi – może nie do końca od nas zależy. Dlatego nie wiadomo z kim się spotkamy po drugiej stronie. Być może – nawet, jeśli zabrzmi to szokująco – Pan Bóg to widzi inaczej. Skoro mamy ludzi o „poluzowanych sumieniach”, to oni już nie mają pełnego rozeznania. Dlatego, być może, nie są moralnie klasyfikowani, bo nie są w stanie skutecznie rozeznać dobra i zła (…) Pozostaje pewna tajemnica drugiego człowieka. Dopiero po drugiej stronie życia dowiemy się, czy i jak ten człowiek się zmagał, co nim kierowało. Ostateczny osąd należy do Boga.
- Z Piotrem było tak: on widział, że niektórzy odchodzą, a ponieważ sam się przejmował i był bardzo kreatywny, to chciał Panu Jezusowi… „pomóc”. Niestety, nie stać go było, żeby do końca zaufać Jezusowi. Judasza też to zgubiło. Męskie ambicje? Tak można o tym pomyśleć. Judasz po prostu wiedział lepiej: że trzeba wyjść, zawalczyć. A tymczasem tutaj Pan Jezus daje się pojmać i popełnia błędy. To tak jak pytanie Marty w Betanii: czy Ci to nie jest obojętne. Jak ona wystąpiła, to Pan Jezus zaraz ją na swój sposób „ustawił”. I ona pozwoliła się ustawić. Z facetami jest gorzej. Marta jest tutaj pokazana jako ta, która szczerze występuje przed Jezusem. Judasz zaczął kombinować w skrytości: sprzedam Go, bo mnie zawiódł… Wcześniej Piotr mówił Jezusowi, kiedy ten wspominał o krzyżu: Nie przyjdzie to na Ciebie. To faktycznie jest takie męskie myślenie.
- Gdy komuś zależy na prawdziwej nadziei, winien być gotów utracić nadzieję, która do tej pory była nieprawdziwa. Trzeba odszukać tę nadzieję prawdziwą, która niosła, a jakoś po drodze skarlała, zdeformowała się. I to jest ten moment przyjęcia, otwarcia. To daje łaskę – ale i jest przez nią gwarantowane.
- Mówiąc szczerze – nie ma czystej bezinteresowności. Jeśli ktoś choć trochę studiuje metafizykę, wie, że w naszej kondycji ludzkiej nie ma czegoś takiego, jak czysta bezinteresowność. Jesteśmy stworzeniem i zawsze powinniśmy być wdzięczni Panu Bogu za to, że jesteśmy. Tylko my chcemy robić to po swojemu. Dlatego też często właśnie tego poczucia wdzięczności nam brakuje. Ludzie mają postawę roszczeniową wobec Pana Boga, wobec Kościoła. Mają wrażenie, że coś im się należy.
- To jest problem naszej polskiej rzeczywistości kościelnej – trzeba przejść od ilości do jakości. Niestety, trzeba się skupić na elitach, które potrzebują indywidualnego, pogłębionego kierownictwa duchowego – czy też spotkań biblijnych – a księżom szkoda na to czasu, bo tu jakieś nabożeństwo „ucieka”, tu trzeba odprawić nieszpory, wyjechać na jakąś pielgrzymkę… I między innymi dlatego, niestety, nie mamy kultury czytania Pisma Świętego (…) Innymi słowy – chodziło by u nas o trochę inny styl duszpasterstwa niż masowy. Zwyczajnie o solidniejszą formację.
- Dziecko obserwuje rodziców – czy są autentyczni. Przecież dziecko doskonale odczuwa miłość rodziców. Jeśli obydwoje dziecko połączy, to w pewnym sensie… oni już Boga odnaleźli, bo tam jest miłość. Dziecko od razu zweryfikuje, czy ktoś autentycznie żyje Bogiem, czy ktoś chodzi do kościoła z przekonania. Jeśli ktoś robi to dyskretnie, a konsekwentnie – dla dziecka jest to przekonywujące.
- Na rynku wartości deklaracje przestały się już liczyć. Liczy się świadectwo. Jako chrześcijanie mamy światu dużo do zaoferowania. Jeśli pamiętamy, że jesteśmy teraz najbardziej prześladowaną religią, to znaczy, że na forum świadków – mamy poniekąd najwięcej do powiedzenia. To jest jakaś forma wiarygodności. O tyle istotna, że wartości chrześcijańskie, wiarą są dla wielu osób tak istotne, że nie tylko intensywnie ich szukają, ale nie wahają się też poświęcić dla nich życia.
- Zawsze staje mi przed oczyma jedna scena, to jest zakończenie Ewangelii Janowej, z „nieszczęsnym” św. Piotrem, który był, jaki był. Ale Pan Jezus pyta go o miłość. I dla mnie w tym pytaniu zarysowuje się wielkość Piotra. Czy miłujesz mnie bardziej niźli ci? Nie było to pytanie skierowane do Jana – przecież umiłowanego ucznia. Pokazuje to jednak, że Piotr przeszedł zwycięsko swój kryzys wiary. I że był człowiekiem bardzo mocno zaangażowanym. Być może powodem jego kryzysu była porywczość, ale cały czas chciał dobrze. Bardzo przejmujące jest to „bardziej, aniżeli ci”, bo rodzi się w nas zaraz pytanie, jak Pan Jezus mógł wartościować miłość. Zobaczmy jednak, jaka jest nagroda za tę wielką miłość. Paś baranki moje. I to jest wezwanie i przedziwna zależność, bo jeśli chcę być blisko Pana Jezusa i faktycznie nawiązuję z Nim relację, czując, że mnie wzywa, to zaraz za tym wezwaniem idzie wezwanie do troski o innych.
- Jeśli człowiek wyzwoli się z takich swoich różnych oczekiwań i pokornie przyjmuje rozmaite „spotkania z absurdem”, to może mieć poczucie, że wszystko ma sens. Nade wszystko może powiedzieć, że nie szukał swego. A czy to było Boże? To zobaczymy.
- Nie mam kobiety. Jakoś mnie to boli. I wiem, że w to wchodzi Pan Bóg. Może to jest też tak, że swoją obecnością też pomagam tej drugiej osobie. Być może jest to jakiś obopólny dar. Podobnie jest z ludźmi, którzy są w małżeństwie, a jednak czują, że to nie to, co sobie wyobrażali. I też czują się – muszą się czuć – samotni. To taka solidarność pewnego powinowactwa samotności. Dlatego cieszy mnie obietnica Pana Jezusa, że po drugiej stronie „nie będą za mąż wychodzić i nie będą się żenić”, bo by pewnie człowiek nie wytrzymał. Nie wiemy, jak to będzie, ale ten element żeński i męski na pewno będzie jakimś ważnym odniesieniem – zapewne do samego Pana Boga. Bo w ciele, choć przemienionym, mamy jednak pozostać.
- Jest hierarchizacja, ale jeśli patrzy się na nią w kategorii władzy, a nie służby, wprowadza się silny dysonans. W Kościele jesteśmy wszyscy równi przed Bogiem i nie można o tym zapominać.
- Od człowieka trzeba zacząć? To jest nadużywane stwierdzenie. Powtarzane do znudzenia: „człowiek jest drogą Kościoła”, tylko że ktoś od razu dodał: „po której Kościół spokojnie przebiega”. W Kościele trzeba zaczynać od Boga. Najważniejszy w Kościele jest Bóg (…) Powiedzieć, że człowiek jest najważniejszy w Kościele, to skroić ten Kościół tylko na ludzką miarę. Jeśli człowiek jest najważniejszy, to dlaczego Kościół trzyma się takich prawd, które dla wielu są trudne do przyjęcia?
- [Uczniowie w drodze do Emaus] Spodziewają się czegoś osobistego, to znaczy tego, co jest z nimi związane. Rola Pana Jezusa polega na tym, że On idąc i tłumacząc im Proroków, pokazuje, że to, co się wydarzyło i co jest związane z ich życiem, przekracza daleko ich oczekiwania. Uczniowie zostają wyzwoleni ze spodziewania się Boga na swoją miarę. Potem następuje drugi kluczowy moment: rozpoznanie przy łamaniu chleba. Ale – to bardzo charakterystyczne – gdy Go rozpoznali, Jezus momentalnie się wymknął, znikł. Po tym łamaniu chleba zadają sobie pytanie: jak to możliwe, żeśmy Go nie poznali? Czy serce nam nie pałało, kiedy do nas mówił? I wtedy wrócili do Jerozolimy, czyli zawrócili z drogi ucieczki.
- To nie jest żadna teologia. Myślenie typu: Pan Bóg szczególnie błogosławi naszemu krajowi, a Maryja była Polką, nie ma nic wspólnego z teologią. To zwykłe zawłaszczanie wiary, chrześcijaństwa. Niestety tego typu myślenie jest rodzajem antyświadectwa.
- Chodzi po prostu o to, że wszystko, co się w życiu dzieje, ma swój sens, i nie uciekając od niczego, wszystko można położyć przed Bogiem. O pewnych etapach historii swojego życia nie trzeba zbyt długo pamiętać czy też czegoś wyciągać, gdy już udało się uporządkować pewne rzeczy. Trzeba pamiętać, że my jako my realizując różne powołania, całą tę historię mamy w sobie z cała ta historia należy do Boga.
Miesiąc: luty 2014
Głupota starego i mądrość maleństwa
Po wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileję, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: O czym to rozprawialiście w drodze? Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje mnie, lecz Tego, który Mnie posłał. (Mk 9,30-37)
Diabelnie trudna prostota
Jezus powiedział do swoich uczniów: Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb”. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nastaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,38-48)
Pokusa
Skąd pochodzi pokusa? Jak w nas działa? Apostoł mówi nam, że nie pochodzi ona od Boga, ale z naszych namiętności, z naszych wewnętrznych słabości, z ran jaki w nas pozostawił grzech pierworodny: stąd płyną pokusy, z tych namiętności. Ciekawe jest to, że pokusa ma trzy cechy: rozwija się, jest zaraźliwa i chce się usprawiedliwić. Rozwija się: zaczyna się od dobrego, spokojnego nastroju. Sam Pan Jezus o tym powiedział w przypowieści o pszenicy i kąkolu: ziarno wzrastało, ale także kąkol posiany przez nieprzyjaciela. A pokusa rośnie coraz bardziej. A kiedy jej nie powstrzymamy zajmuje wszystko.Pokusa poszukuje drugiej osoby, aby mieć wspólnika, zaraża i rozwija się dalej. W tym procesie zamyka nas w środowisku, z którego łatwo się nie wychodzi. Jest to doświadczenie apostołów, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii (Mk 8,14-21), przedstawiającej Dwunastu, którzy nawzajem się obwiniali o to, że zapomnieli wziąć chlebów na łódź. Jezus zachęcił ich, aby wystrzegali się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda, ale oni nie słuchali Go, będąc zajęci jedynie obwinianiem się nawzajem o to, że nie zabrano chleba, nie mieli światła na Słowo Boże.Podobnie i my, gdy jesteśmy kuszeni, nie słyszymy Słowa Bożego, nie rozumiemy go. A Jezus musiał przypomnieć rozmnożenie chleba, aby z tego wyszli, ponieważ pokusa nas zamyka, pozbawia nas wszelkiej zdolności do przewidywania, zamyka nam wszelkie horyzonty i tak prowadzi nas do grzechu. Gdy jesteśmy kuszeni, jedynie Słowo Boże, Słowo Jezusa na zbawia. Trzeba słuchać tego Słowa, które otwiera nam horyzont … On jest zawsze gotów, by nauczyć nas jak wyjść z pokus. A Jezus jest wspaniały, bo nie tylko pozwala nam wyjść z pokusy, ale obdarza nas większym zaufaniem.Prośmy Pana, aby tak jak to uczynił z uczniami zawsze, gdy przeżywamy pokusę cierpliwie nam mówił: «Stań, uspokój się. Przypomnij sobie, co tobie uczyniłem wówczas, w tamtym czasie: pamiętaj. Wznieś oczy, spójrz na perspektywę, nie zamykaj się, idź naprzód». To słowo nas ocali od popadania w grzech w chwili pokusy.
Zwietrzała sól i mętne światło
Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5,13-16)
Jesteśmy słabi, ale musimy być odważni w naszej słabości. A często nasza odwaga musi być wyrażona przez ucieczkę bez oglądania się za siebie, by nie wpaść w pułapkę niegodziwej tęsknoty. Nie lękajcie się i zawsze spoglądajcie na Pana. Nawet, kiedy chcemy uciekać, może być „coś, co ciągnie nas z powrotem”. Tak trudno jest przeciąć więzy grzesznej sytuacji. To jest trudne. Uciekajcie, by iść naprzód ścieżką Jezusa. Stając twarzą w twarz z grzechem, musimy uciec bez żadnej tęsknoty. Ta tendencja do tęsknoty za grzechem jest bliźniacza z „kuszeniem do ciekawości”. Ciekawość nie pomaga, ona boli. Pożądanie wiedzy. co do tego „jaki jest grzech” jest ciekawością niebezpieczną i musimy „uciekać i… nie oglądać się za siebie”. Jesteśmy słabi, wszyscy z nas, i musimy się bronić. Może się także pojawić kuszenie strachem, „by bać się iść naprzód opartym na wierze w Pana”. Boję się poruszać naprzód, boję się, gdzie zaprowadzi mnie Pan. A tymczasem strach nie jest dobrym doradcą. Stając twarzą w twarz z grzechem, tęsknotą i lękiem, naszą odpowiedzią musi być „patrzenie na Pana, kontemplowanie Pana”. To daje nam piękny cud nowego spotkania Pana. W naszych kuszeniach musimy mieć odwagę by być pokornymi i mówić Chrystusowi: „Panie, jestem kuszony: Chcę pozostać w tej sytuacji grzechu; Panie, jestem ciekaw tych rzeczy; Panie, boję się. Nie możemy być naiwnymi, letnimi Chrześcijanami, tylko odważnymi. Jesteśmy słabi, ale musimy być odważni w naszej słabości.
Minął rok
Najdrożsi Bracia,zawezwałem was na ten konsystorz nie tylko z powodu trzech kanonizacji, ale także, aby zakomunikować wam decyzję o wielkiej wadze dla życia Kościoła. Rozważywszy po wielokroć rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni świadom, że ta posługa w jej duchowej istocie powinna być spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu także przez cierpienie i modlitwę. Niemniej, aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak że od 28 lutego 2013 roku od godziny 20.00 rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona (sede vacante) i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali konklawe dla wyboru nowego Papieża.Najdrożsi Bracia, dziękuję wam ze szczerego serca za całą miłość i pracę, przez którą nieśliście ze mną ciężar mojej posługi, i proszę o wybaczenie wszelkich moich niedoskonałości. Teraz zawierzamy Kościół święty opiece Najwyższego Pasterza, naszego Pana Jezusa Chrystusa, i błagamy Jego Najświętszą Matkę Maryję, aby wspomagała swoją matczyną dobrocią Ojców Kardynałów w wyborze nowego Papieża. Jeśli o mnie chodzi, również w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym oddanym modlitwie życiem świętemu Kościołowi Bożemu.Watykan, 10 lutego 2013 r.
Zawierzenie
Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostawała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim. (Łk 2,22-40)
Powierzam się, Boże,w Twoje ręce.Niech kształtuje się ta glina w rękach garncarza.Nadaj jej kształt potem rozbij ją, jeśli chcesz.jak złamane zostało życie Johna, mojego brata.Proś, rozkazuj: ..co chcesz abym uczynił,czego chcesz abym nie robił?”
Wywyższony, obmówiony, pocieszony, cierpiący,nieużyteczny we wszystkim,nie pozostaje mi nic innego,jak powiedzieć za przykładem Twojej Matki:„Niech mi się stanie według Twego słowa.”Daj mi miłość w pełnym znaczeniu tego słowa,miłość Krzyża, ale nie krzyży heroicznychkarmiących miłość własną.Daj mi miłość krzyży codziennych,które niosę niestety z niechęcią w sprzeciwach,zapomnieniu, w porażkach, fałszywych sądach,w obojętności, odrzuceniu.pogardzie ze strony innych,w złym samopoczuciu, wadach ciała,w ciemności umysłu, w ciszy i oschłości serca.A tylko wtedy,będziesz wiedział, że Cię kocham,nawet jeżeli ja o tym się nie dowiem,ale to mi wystarcza.
(Robert Kennedy)