Miesiąc: luty 2013
Góra paradoksów
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy [tamci] weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli. (Łk 9,28b-36)
Gdański biskup afrykański
![]() |
ks. prałat Mieczysław Adamczyk (2003) |
Jan Turnau jest zjawiskiem specjalnym. Bodaj od powstania „GW” pisze w niej teksty religijne. Żadna sztuka pisać takie w „Niedzieli” czy „Gościu Niedzielnym”, nawet w „Tygodniku Powszechnym”, który jest pismem katolickim. Ale w „Gazecie”? Bezbożnej, jak uważają jedni, antyklerykalnej, jak głoszą inni, niebezpiecznej, jak głosi sam Przewodniczący (teksty religijne są tam jego zdaniem tylko po to, by podstępnie captare benevolentiam naiwnych katolików).
I Jan Turnau, wykształcony teolog (tak, tak), wie o czym pisze, a pisze prosto, niekiedy upraszczając pewnie zawiłe, teologiczne kwestie, ale nauki wiary nie deformuje, a raczej ją przybliża. Robi to trochę jak ks. Jan Twardowski, lecz u Turnaua jest sarkazm i zgryźliwość, choć dominują miłość, miłosierdzie, nadzieja i zachwyt.
Powiem tak – nie ze wszystkimi tezami i tekstami pana Jana się utożsamiam, natomiast zdecydowanie popieram jego pracę, zaangażowanie w ekumenizm w zakresie przekładów biblijnych, oraz choćby te właśnie jego teksty w GW oraz w rozdawanym tu i ówdzie bezpłatnym piśmie (bodajże w piątki) Metro. Tak, również za to, że dzięki niemu w GW można znaleźć coś wartościowego, co on tam napisze – a nie tylko, mniej lub bardziej na poziomie lub trafne walenie w Kościół jak popadnie. Czyli generalnie opinię x Bonieckiego podzielam.
Kto jego tekstów nie zna, kto nie zetknął się z jego książkami – a warto – niech zajrzy na blog pana Jana i obejrzy jego pisanki – piękne, proste i zazwyczaj bardzo głębokie rozważania nad Słowem Bożym, choć zdarzą się również komentarze bieżące.
Nie ma na co czekać
Niezastąpiony Franciszek Kucharczak w Tabliczce sumienia z ostatniego GN:
Gdy kilka dni temu wieczorem wsiadałem do samochodu przy supermarkecie, z tyłu podszedł do mnie zaniedbany mężczyzna. Zagadnął metodą „na uczciwego”.Co będę pana okłamywał, potrzebuję na piwo – powiedział. W pierwszym odruchu chciałem go zignorować, ale przypomniało mi się, że on jest przecież potrzebujący, i to – wbrew deklaracji – niekoniecznie piwa. Wyjaśniłem mu więc, że jestem w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, co oznacza, że nie piję alkoholu w intencji tych, co piją za dużo. I że zobowiązałem się jednocześnie do tego, że nie będę alkoholu kupował, częstował nim i wydawał na niego pieniędzy. – A to rozumiem – powiedział i chciał odejść. Zatrzymałem go. Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadał o sobie, o tragicznych kolejach losu, które doprowadziły go do bezdomności. W trakcie rozmowy uświadomiłem sobie, że on naprawdę rozpaczliwie czegoś potrzebuje. Że jest nawet bardziej samotny niż czytelnik gazety przejętej przez Hajdarowicza. Poczułem się bezradny. W myśli poprosiłem Boga o pomoc. W tym momencie przyszedł mi do głowy fragment z Listu św. Jakuba: „Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?”. Ewidentnie temu człowiekowi brakowało codziennego chleba, wybraliśmy się więc do supermarketu. On ładował do wózka chleb, mleko, opiekane śledzie, masło… i przy każdym artykule pytał nieśmiało: mogę jeszcze? Gdy wyszliśmy ze sklepu, on miał zakupy, a ja poczucie, że spotkał mnie zaszczyt i że to ja zostałem obdarowany. Potem podwiozłem go w pobliże miejsca, w którym nocował. Stojąc na ulicy zapytałem go, czy chciałby zmienić swoje życie. – No przecież, ale jak? – zdziwił się. – Czy wierzy pan, że Jezus Chrystus przyszedł, żeby pana zbawić, i zależy Mu na panu dużo bardziej niż panu? – powiedziałem. – Wierzę – odpowiedział po prostu. – A chce pan oddać Mu swoje życie? – Chcę. Pomodliliśmy się, tak jak staliśmy. Powtarzając za mną, powiedział Jezusowi, żeby był jego Panem, że oddaje się Mu bez zastrzeżeń, że przebacza tym, którzy mu zawinili. Potem padliśmy sobie w objęcia. Oczy mu się szkliły (no, mnie też trochę). Wtedy powiedział coś, co mnie prawie powaliło: – Bardzo ci dziękuję. Nawet nie za to, co mi kupiłeś… ale za tę modlitwę.Wahałem się, czy opowiedzieć tę historię, to ostatnie zdanie jednak przeważyło szalę. Bo w nim doskonale widać odpowiedź na pytanie, o co właściwie chodzi w ewangelizacji: o umożliwienie spotkania z Jezusem. Spotkania – nie swatania Go na odległość. Bo ludzie potrzebują JEZUSA dużo bardziej niż czegokolwiek. On jest „artykułem” ich pierwszej potrzeby, nawet gdy gonią za tym, co ich niszczy. Nie wiedzą, że On naprawdę żyje i działa i że naprawdę Mu na nich zależy. A nie wiedzą, bo się do Niego nie zwrócili. Zapyta ktoś, co takie oddanie życia Jezusowi zmienia. Gdyby oddał, toby nie pytał.
Po prostu mocne i prawdziwe.
>>>
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: To plemię jest plemieniem
przewrotnym. żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku
Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak
będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z Południa powstanie
na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona
przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś
więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu
plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się
nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz. (Łk 11,29-32)
Pustynna pokusa
Jezus pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Lecz Jezus mu odparł: Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu. (Łk 4,1-13)
Boży paradoks i wietrzenie
W duchu miłującej odpowiedzialności
Teraz nieco bardziej na spokojnie, po paru godzinach z tą sprawą w tyle głowy.
Nie ogarniam
Chciałem dzisiaj napisać coś związanego ze Światowym Dniem Chorego…
Ale właśnie przeczytałem te słowa:
Najdrożsi Bracia,
zawezwałem was na ten Konsystorz nie tylko z powodu trzech kanonizacji, ale także, aby zakomunikować wam decyzję o wielkiej wadze dla życia Kościoła. Rozważywszy po wielokroć rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni świadom, że ta posługa, w jej duchowej istocie powinna być spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu także przez cierpienie i modlitwę. Tym niemniej, aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak, że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona (sede vacante) i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali Konklawe dla wyboru nowego Papieża.
Najdrożsi Bracia, dziękuję wam ze szczerego serca za całą miłość i pracę, przez którą nieśliście ze mną ciężar mojej posługi, i proszę o wybaczenie wszelkich moich niedoskonałości. Teraz zawierzamy Kościół święty opiece Najwyższego Pasterza, naszego Pana Jezusa Chrystusa, i błagamy Jego najświętszą Matkę Maryję, aby wspomagała swoją matczyną dobrocią Ojców Kardynałów w wyborze nowego Papieża. Jeśli o mnie chodzi, również w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym oddanym modlitwie życiem, świętemu Kościołowi Bożemu.
W Watykanie, 10 lutego 2013 r.
Benedykt XVI, papież
Nie ogarniam. Po prostu. Syfu w Kościele jest bardzo dużo, te ciągłe brudy związane z molestowaniem seksualnym, sekularyzacja, ataki na Kościół i wiarę… Papież był i jest w sercu tego – czym się kieruje, podejmując taką decyzję? Chorobą, o której nie wiemy? Po prostu świadomością swojej słabości fizycznej związanej z wiekiem i spadającymi z tego powodu ograniczeniami? Przedkłada możliwość wyboru człowieka młodszego, obdarzonego większymi siłami, lepiej rozumiejącego dzisiejszy świat nad wytrwanie na urzędzie do śmierci?
Tak naprawdę coś takiego zdarzyło się w historii Kościoła raz – 13 grudnia 1294 r., gdy składał urząd papieski św. Celestyn V (Piotr Morrone OSB). A teraz doświadczymy tego za niespełna 3 tygodnie.
Połów-marzenie
Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim. (Łk 5,1-11)
Deptanie po piętach
– Duchowny, który z panią rozmwiał, nie mógł pani pomóc, ponieważ sam był zagubiony. Używał ciągle tych samych słów, jakimi księża pocieszali wiernych 500 lat temu. A przecież od tamtego czasu trochę poszliśmy do przodu. – Przerwał, jakby to, co powiedział, jego samego zabolało. – Na tym właśnie polega dzisiaj problem z religią. Tkwi w miejscu. Zamiast się otworzyć, szukać sposobu na to, aby nabrać znaczenia we współczesnym świecie, staje się defensywna, broni dotychczasowego stanu posiadania, cofa medialnie do najniższego wspólnego mianownika – nabiera cech fundamentalizmu.(…)– Problem jest w tym, że w twoim kraju religia jest tak skupiona na walce z nauką oraz trudnymi do odparcia argumentami ateistów, że wasi duchowni stracili poczucie, czym tak naprawdę powinna być wiara. W naszym kościele – wschodnim – oraz w wyznaniach takich jak buddyzm czy hinduizm zadaniem religii nie jest dostarczanie teorii lub wyjaśnień. Akceptujemy prawdę, że to, co boskie, jest nierozpoznawalne. Ale dla ciebie i podobnie myślących, kierujących się rozumem ludzi, rzecz sprowadza się do wyboru. Fakty albo wiara. Nauka albo religia. – Przerwał, po czym dodał: – Nie musisz wybierać.– Ale nauka i wiara nie są ze sobą zgodne.– Oczywiście, że są. Nie powinnuy ze sobą konkurować. Problem sprowadza się do waszych duchownych i waszych naukowców. Jedni drugim depczą po palcach. Wielkimi ciężkimi buciorami. Nie rozumieją, że religia i nauka mają po prostu inne cele. Nauki potrzebujemy, żeby zrozumieć, jak funkcjonuje wszystko na tej planecie i poza nią – my, natura, to, co nas otacza. Żaden myślący człowiek temu nie zaprzeczy. Ale religii również potrzebujemy. Nie dla żałosnych kontrteorii na temat tego, czego nauka nie jest w stanie udowodnić. Jest nam niezbędna z innego powodu, żeby zaspokoić innego rodzaju potrzebę – sensu. Dla nas, jako ludzi, ta potrzeba jest czymś zupełnie podstawowym. I wykracza poza dziedzinę nauki.(…)– Wiele w życiu widziałem. Spotykałem dobrych, miłych, szczodrych ludzi, których dobre uczynki były niezwykle szlachetne. Ale widziałem też takich, którzy robili niewyobrażalne, potworne rzeczy. I to właśnie czyni nas ludźmi. Mamy rozum. Podejmujemy decyzje i wcielamy je w życie. Kształtujemy nasz los w relacjach z innymi. A Bóg – cokolwiek oznacza to słowo – jest po prostu wtedy w nas. Za każdym razem gdy dokonuejmy wyboru, czujemy Jego obecność. Jest w nas.