Teraz nieco bardziej na spokojnie, po paru godzinach z tą sprawą w tyle głowy.
Benedykt XVI tak naprawdę zakpił z wszystkich, którzy nazywali go konserwatystą pancernym – czy tak postąpił by człowiek o takich cechach? Nie. Wykazał się wielką odwagą, dokonując czegoś, co nie miało miejsca od przeszło 700 lat, a przy tym tak naprawdę to chyba ze 2 razy dotychczas miało miejsce.
Kluczowe w tekście papieża jest jedno zdanie: z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową (…) aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Co najbardziej pokazuje, że papież – po długim okresie zmagania (mowa jest o tym, że planował odejście już rok temu po pielgrzymkach do Meksyku i na Kubę – odstąpił od tego jednak po aferze ze swoim kamerdynerem, nie chcąc, aby utożsamiano to z ucieczką) i przemadlania swojej decyzji podjął ją w trosce o Kościół i stając w Bożej obecności wobec słabości swojego ciała, a także świadomości, iż jako osoba podeszła już wiekiem posiada pewne ograniczenia. Dzisiaj nie raz przecież wypowiadają się osoby znające papieża, które przewidywały takie wydarzenie (abp Alfons Nossol, kard. Miroslav Vlk).
To bardzo odważny krok – tym bardziej, że przecież zupełnie inny od postawy jego poprzednika, bł. Jana Pawła II (na marginesie – po co w Faktach TVN pokazywali przez 5 minut starszych państwa, których pointą wypowiedzi był wyrzut: no, miał kanonizować NASZEGO papieża, a teraz co!). Cóż, dwóch różnych ludzi, inne rodzaje duchowości, inne charaktery, inne charyzmaty. Dzisiaj powtarzał cytat z błogosławionego papieża z Polski, jaki miał wypowiedzieć odnośnie swojego pontyfikatu: że z krzyża się nie schodzi; do końca, do śmierci. Oczywiście miał prawo tak uważać i wytrwać w tym postanowieniu do końca. Tak samo jak Benedykt XVI miał prawo zrobić to, co – jakby do końca się wahając – uczynił, w poczuciu odpowiedzialności za Kościół, któremu ze względu na ograniczenia związane z po prostu starością w swojej ocenie nie jest w stanie już w sposób odpowiedni kierować. Zrzeczenia się tiary, co warto wskazać wprost, dokonał w sposób przewidziany przez Kodeks Prawa Kanonicznego – publicznie, wskazując przyczyny oraz powołując się na dobrowolność działania.
Jan Paweł II przyzwyczaił nas do papieża-sportowca, śpiącego po 5 godzin, tryskającego zdrowiem, zawsze z dobrym słowem i zasłuchanym w ludzi, których miał wokół. Nie każdy jest góralem z Wadowic. Nic dziwnego, że 86-letni człowiek dochodzi do wniosku, że – jak wskazują lekarze – nie może już latać po całym świecie, ma coraz większe problemy z chodzeniem, mam nadzieję że na tym się kończy. Tu nie chodzi o papieża-gwiazdę, ale o papieża, któy od 1978 r. nie jest woskową figugą w Watykanie, hen, gdzieś tam – tylko wielkim podróżnikiem, który jako głowa Kościoła stara się pielgrzymować i być z wiernymi we wszystkich jego zakątkach, wychodzi do ludzi, szuka z nimi kontaktu, pragnie ich przekonać, zdobyć dla Boga. Czy można dziwić się decyzji 86-letniego człowieka, który przez blisko 8 lat sprawował ten urząd – mimo, iż przed konklawe, nigdy nie pragnąc papieskiej tiary, liczył na rychła (i zasłużoną) kardynalską emeryturę? Co jest niewłaściwego w tym, że człowiek otwarcie, szczerze i świadomie stwierdza – nie dam rady i mówię to otwarcie?
Słowa kard. Angelo Sodano o tym „gromie z jasnego nieba” pasują do sytuacji (natomiast same słowa przemówienia, wybacz, po prostu przesadzone) – stąd też taki a nie inny mój poprzedni, przecież też dzisiejszy, tekst. Szok. Zdziwienie. Jak to? Ano tak. Nigdzie nie jest powiedziane, że papieżem jest się do śmierci. Owszem, przez wieki tak przyjmowano, jednakże trzeba wziąć pod uwagę kontekst – ludzie jeszcze nie tak dawno żyli o wiele krócej (choć oczywiście nie brakuje pontyfikatów osób w podeszłym wieku – choćby Leona XIII z przełomu XIX i XX wieku), poza tym od papieża świat nie oczekiwał tak dynamicznej aktywności, a raczej bycia, nauczania, pisania. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają – zmieniają się także wyzwania przed papieżem, który do ich realizacji potrzebuje coraz więcej sił. Czy tym gestem Benedykt XVI wskazuje: szukajcie mojego następcy wśród młodych? W kontekście kolegium kardynalskiego – oznaczało by to osoby w wieku pewnie ok. 65 lat 🙂
Papież jest realistą. Zdaje sobie z pewnością sprawę, że mógł by kontynuować pontyfikat do kresu swoich dni – oby jak najdłużej. Że tworzy precedens. I co z tego? Nie bez powodu Kościół wprowadził wiek emerytalny (75 lat co do zasady) dla biskupów i kapłanów. Papież jest przecież biskupem, czemu więc szukać tutaj wyjątku? Tak dotąd nie było, owszem – ale czy to rozwiązanie jedynie z takiego powodu jest w jakiś sposób niewłaściwe? Jan Paweł II również to rozważał – choć podjął inną decyzję ostatecznie. Jak to zgrabnie ujął kard. Kazimierz Nycz – w pewnym sensie papież dał dobry przykład, jak trzeba podchodzić do pełnienia misji w Kościele. Nie trzeba do grobowej deski – wystarczy dotąd, kiedy Bóg daje siły do działania w sposób samego człowieka satysfakcjonujący i pozwalający mu obiektywnie dobrze ocenić jego posługę. Papież chciał wypełniać misję swojego pontyfikatu w sposób jak najdoskonalszy – stąd też odejście w sytuacji, gdy zrozumiał, iż siły fizyczne i ograniczenia wieku już na to nie pozwalają.
Bardzo spodobał mi się, jeden z wielu, komentarz o. Pawła Gużyńskiego OP, który powiedział: „Jeżeli w Kościele dzieje się coś nietypowego, to najczęściej oznacza to interwencję z góry z ważnym pomysłem dla Kościoła. Spodziewam się czegoś bardzo dobrego dla Kościoła. Rzeczy nietypowe, nadzwyczajne, niestandardowe, to znaczy, że Pan Bóg chce coś pospieszyć (…) Wprowadziliśmy ograniczenie wieku jeśli chodzi o proboszczów i biskupów. Ta dożywotność od dołu znika w Kościele. Można powiedzieć, że jest to zamknięcie całego procesu jeśli także pojawia się ten precedens, który pojawia się z papieżem. Nikt nie jest niezastąpiony i to generalnie dobrze. Nikt nikomu nie ujmuje, ale do tego (do pełnienia funkcji papieża – red.) trzeba mieć końskie zdrowie. Papież sam daje sygnały, że panowanie nad tym wszystkim już go przekracza w tym momencie. I to jest zupełnie ludzkie, to jest normalne”. Od siebie dodam – w jego sytuacji to dowód odwagi i heroizmu, gdy podjął decyzję o rezygnacji, jakby wbrew tradycji i pewnie oczekiwaniom wielu, ale mam wrażenie w pełni wewnętrznej wolności. W podobnym tonie wypowiedział się ks. Adam Boniecki MIC, mówiąc, żę: „To decyzja bardzo ważna dla Kościoła, dlatego że otwiera precedens, iż także urząd papieski może być przekazany za życia poprzednika. Trzeba być wdzięcznym Benedyktowi, że pokazał, jak można rozwiązać problem urzędu, starości i słabości z wielką wiarą”.
Pewnie można by tu jeszcze wiele napisać… Co będzie dalej? Jak to będzie formalnie – papież-senior? Nadal Benedykt XVI, czy może znowu Joseph Ratzinger?
Krótko jeszcze o symbolice, w mojej ocenie nie przypadkowej, dnia w którym świat dowiedział się o decyzji Benedykta XVI – o Światowym Dniu Chorego, z którymi to chorymi Ojciec Święty z pewnością chciał się w ten sposób szczególnie zidentyfikować i utożsamić. Oddaję głos komuś, kto napisa to pięknie –
Jotce.