Nie planowałem nic pisać dzisiaj. Włączyłem tv, jak zwykle, kiedy ćwiczę wieczorem – dla przyciągnięcia uwagi, żeby nie skupiać się na monotonnych dość ćwiczeniach. I usłyszałem, że kilka godzin wstecz zmarł w Rzymie na wylew krwi do mózgu abp Józef Życiński.
Nie będę się silił tutaj na szczegółowe życiorysy – takie można znaleźć na Wikipedii czy stronie diecezji lubelskiej. Święcenia kapłańskie 1972, już 18 lat później, w młodym wieku 42 lat, sakra biskupia i od razu posłany jako ordynator, nie sufragan, do diecezji tarnowskiej. Nie zagrzał tam miejsca na długo – w 1997 rozpoczął posługę metropolity lubelskiego, pełnioną do śmierci. Przeżył go jego poprzednik na tej stolicy biskupiej, abp Bolesław Pylak, dzisiaj prawie 90-letni, a od 1997 emeryt. Nie tylko duszpasterze, ale i wybitny naukowiec, nie tylko na skalę naszego, polskiego podwórka, ani także nie tylko w zakresie nauk związanych z Kościołem (autor ponad 50 książek i ponad 300 artykułów poświęconych problematyce filozoficznej, teologicznej, kulturowej, naukom przyrodniczym). Doktorat w 1976 na ATK w Warszawie, 4 lata później habilitacja, w następnym roku już profesor nadzwyczajny, a od 1988 profesor zwyczajny.
Ktoś może powiedzieć – no tak, ale czym się wyróżniał? Tak, bo wyróżniał się, w naszym katolickim w większości kraju, gdzie biskupów jest bardzo wielu. I to wyróżniał się zdecydowanie pozytywnie, co już, niestety, tak oczywiste nie jest w kontekście tychże biskupów. Przede wszystkim – posiadał doświadczenie duszpasterskie, a także gruntowne wykształcenie i wiedzę z bardzo wielu dziedzin (także w zakresie znajomości języków – znany był z tego, że za granicą, gdy brał udział w konferencjach, prosił tylko, aby dziennikarze, zadając pytania, dodawali, w jakim języku chcieliby uzyskać odpowiedź). Czyli – potrafił się wysłowić, mówił sensownie i na temat, nie gubiąc się w wyświechtanych frazesach czy znanych każdemu ogólnikach, które w byle jakiej kombinacji stworzą mniej lub bardziej rozbudowaną wypowiedź ,pasującą do wszystkich sytuacji.
Był człowiekiem, który rozumiał, iż Kościół w świecie, gdzie informacje rozchodzą się od jednego jego końca do drugiego w ciągu paru chwil, musi umieć współpracować z mediami i być gotowym do odpowiadania na pytania mediów, wypowiedzi dla mediów – choćby dlatego, że człowiek wierzący żyje i musi rozumieć ten świat, a Kościół przede wszystkim w sytuacjach trudnych, dotyczących Jego samego i wiary, musi mówić głośno i wyraźnie. Dla mnie – jeden z niewielu, poza może abp. Gocłowskim, bp. Pieronkiem i kard. Nyczem postać, na którą nie tylko dziennikarze, bo i my, wierzący, mogli liczyć, że gdy zajdzie potrzeba, zajmą stanowisko i wypowiedzą się jako przedstawiciele Kościoła, zmierzą się z danym problemem. Zatem postawa zupełnie przeciwna w stosunku do większości biskupów polskich, niestety, którzy swoją medialną działalność ograniczają do kąśliwych zazwyczaj, uderzających personalnie, buńczucznych i mało merytorycznych wypowiedzi w mediach pokroju Radia Maryja czy TV Trwam lub Naszego Dziennika (jak to przykład dali w kontekście rozdmuchanej afery wokół listu o. Ludwika Wiśniewskiego OP, nagłośnionej nie tak dawno) – za to uciekających w popłochu, gdy pojawia się sytuacja trudna i media szukają duchownego, który wypowie się, wyjaśni ją w sposób konkretny, a nie tylko pokrzyczy i powymachuje, pogrozi palcem. Sam publikował m.in. w Tygodniku Powszechnym i Gazecie Wyborczej; współpracował także z Radiem eR, regionalno-katolicką rozgłośnią archidiecezji lubelskiej; dawniej współpracował z miesięcznikami „Znak” i „Więź”, a także z „Rzeczpospolitą”, „Niedzielą” oraz Pierwszym Programem Polskiego Radia. Zatem w tym zakresie chlubny wyjątek – i pomimo przeszło 20 lat posługi biskupiej, jak mało zyskał naśladowców między kolegami z Episkopatu…
Niektórzy, wydaje mi się że przez zazdrość, także duchowni, zarzucali mu angażowanie się w debatę, potyczki i rozgrywki polityczne. Ja jednak uważam, że rozumiał po prostu, iż biskup jako stojący na czele diecezji musi jasno i wyraźnie zabierać głos w debacie publicznej, szczególnie w sytuacji, gdy na palcach jednej ręki policzyć można było biskupów, do których przedstawiciele mediów mogli się zwrócić o komentarz i uzyskać jakąkolwiek sensowną i na poziomie wypowiedź.
Potrafił, gdy sytuacja tego wymagała, użyć ostrych słów (dopiski w nawiasach – moje):
Gdyby kryteria lustracyjne LPR zostały uwzględnione w Ewangelii, nie byłoby różnicy między zdradą Judasza a zaparciem się Piotra czy nawet drzemką Apostołów w Ogrójcu. (odnośnie sposobu dokonania lustracji)
Kremówki tak, encykliki nie. (odnośnie wybiórczego zachwycania się osobą Jana Pawła II)
U osób, u których doświadczenie tragedii nie idzie w parze bądź z zaangażowaniem modlitewnym, bądź ze świadectwem kultury solidarności, natychmiast rodzi się potrzeba znalezienia kozła ofiarnego. Teoria spisku jest najprostszym wyjaśnieniem dla niektórych środowisk.(…) Takie reakcje, niezależnie od tego, czy występują w Ameryce, czy u nas, są wyrazem głębokich kompleksów. (odnośnie nastrojów po tragedii w Smoleńsku)
Zadaniem kapłana nie jest zatapianie żadnych partii tylko głoszenie Jezusa Chrystusa i ukazywanie ideałów Królestwa Niebieskiego. (odnośnie apelu na antenie Radia Maryja do zatapiania jednej z partii politycznych)
Człowiek o wybitnej inteligencji i bardziej niż szerokich zainteresowaniach. O czym wielu nie wiedziało – prywatnie bardzo zaangażowany w działalność charytatywną, szczególnie pomoc samotnym matkom, które wspierał w znajdywaniu domu, pracy. Oddany swojej pracy, gotowy do posługi i pomocy innym – jak go wspomina u siebie
Halina Bortnowska. Teraz mowa jest o tym wprost – od wielu lat sam chorujący mocno, choć nie ujawniono, na co. Dudi podlinkował, ja ukradnę, dwa ciekawe linki, i kilka innych, znalezionych przeze mnie:
Wspominał go na antenie TVN24 jeden z jego doktorantów, x Robert Nęcek, dzisiaj rzecznik kurii krakowskiej, który podkreślił, jak bardzo zmarły akcentował trzy kwestie i założenia, jakie powinno spełniać chrześcijaństwo:
- konieczność współgrania i konsekwencji pomiędzy słowami a czynami – aby nie kończyło się na słowach i deklaracjach, a szły za nimi wyraźne i czytelne uczynki
- wymóg kompetencji, zaangażowania i gorliwości, aby chrześcijaństwo nie było powierzchowne i byle jakie
- potrzebę angażowania się w działania nie na rzecz zaspokajania potrzeb jednostki, swoich własnych, ale potrzeb dla dobra ogółu
Wiele by tu można było napisać, bo w tych jego 62 latach życia dokonał bardzo wiele, a i życiorys barwny. Nie w tym rzecz, ale w tym, z czym zawsze mamy taki sam problem. W zmierzeniu się z dziedzictwem, jakie zmarły – dzisiaj abp Józef Życiński – nam pozostawia, jako człowiek, jako chrześcijanin, jako kapłan i biskup – tak bardzo normalny i zwyczajny, choć powołany do ważnej roli i obarczony dużą odpowiedzialnością. Jeśli uda się zrealizować dobrze choćby te 3 punkty wymienione wyżej – to będzie wielki sukces. O ile dzisiaj i w tych dniach pewnie z szacunku dla jego osoby (choć może niekoniecznie?) nie usłyszymy krytyki pod adresem zmarłego – to pewnie nie zabraknie jej, przede wszystkim w tym mało konstruktywnym wydaniu, później. A może zostanie wreszcie doceniony, jak jego nieco starszy kolega po fachu (ksiądz i też filozof) Józef Tischner? Oby.
Spoczywaj w pokoju.
Na marginesie – oznacza to, iż w bieżącym roku czekają Kościół polski co najmniej 3 nominacje biskupie w zakresie obsadzenia metropolii, bowiem w ten sposób do Częstochowy i Katowic (dotychczasowi metropolici przechodzą na emerytury) doszedł wakat w Lublinie.