Milczący wzór faceta

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów . A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie. (Mt 1,18-24)

Dzisiejszy – ostatni niedzielny w Adwencie obrazek ewangeliczny – ma swojego cichego (dosłownie) bohatera. Niepozornego Józefa, co do którego Pismo Święte nie przytacza ani jednego słowa wypowiedzi. A jednak, osoby, której postawa mogła by i powinna być wzorem dla każdego faceta, męża, ojca. 

Czytaj dalej Milczący wzór faceta

Poszukiwanie i znajdowanie na wieczność

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca. Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedzał ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się. (Łk 15,1-32)

Zagubiona owca, wdowa i zagubiona drachma i zagubiony syn – w każdym obrazku przewija się to gubienie. Choć pewnie, jak to szczególnie w tym Roku Miłosierdzia podkreślić należy: też i (a może przede wszystkim?) miłosierny ojciec. Gubimy się, mylimy, łazimy po tym życiu po ciemku – i właściwie niezmienne jest jedno: że Bóg nas szuka, wyczekuje i w tym naszym poplątaniu, błądzeniu ciągle z taką samą miłością wychodzi naprzeciw.

Czytaj dalej Poszukiwanie i znajdowanie na wieczność

Świętowanie dziecka

Dzień Dziecka to taki ciekawy dzień. Z jednej strony – za stary ze mnie koń, aby sam go świętował (choć tata przesłał mi smsem życzenia z tej okazji – co w dotychczasowym moim 30-letnim życiu się nie zdarzyło dotąd 😀 ). Z drugiej strony, synek sam w sobie jest pretekstem, aby ten dzień świętować, sprawić mu jakąś wyjątkową frajdę. A może przy okazji także coś zrozumieć w kontekście relacji: ja-Bóg?

Czytaj dalej Świętowanie dziecka

Józef – wzór każdego faceta

Generalnie Adwent jest utożsamiany i bywa, całkiem słusznie, nazywany czasem Maryi, w którym w wyjątkowo Kościół wskazuje na jej rolę i jej postać. W tym właśnie duchu, ja dzisiaj chciałem trochę miejsca poświęcić… św. Józefowi. 
Po ludzku rzecz biorąc, człowiek miał naprawdę ciężko. Nie był arystokratą, bogaczem, handlarzem –  ale prostym cieślą. Pewnie sporo starszym od Maryi, kiedy będąc małżeństwem, ale zanim jeszcze zamieszkali razem (Mt 1, 18), Maryja stała się brzemienną. Co począć? 
Raczej nie będzie przesadą nazwanie Józefa jednym z największych świętych Kościoła, i to tego Kościoła, który kiełkował jeszcze zanim Jezus rozpoczął działalność; ochraniał bowiem Zbawiciela i Jego matkę od pierwszych dni, kiedy doszło do Zwiastowania Pańskiego i Maryja wyraziła zgodę na zaproszenie Boga do jej wyjątkowego. udziału w historii zbawienia.  
Wydaje mi się, że Józef może każdego z nas wiele nauczyć – swoją postawą. Zwróć uwagę, że człowiek te na kartach Ewangelii nie wypowiedział ani jednego słowa. Nie musiał. Świadectwem jest jego postawa zawierzenia Bogu, który mówił do Józefa przez sen, i wskazywał drogę wyjścia z trudnych sytuacji, jakie stanęły przed Świętą Rodziną jeszcze zanim Jezus się urodził, czy tuż po Jego narodzeniu. 
Autor natchniony nazywa Józefa człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1, 19a) – i to chyba jest jedyne określenie, jakie w kontekście opiekuna Świętej Rodziny pada. W sensie, prawnik? Nie – bardziej osoba, która znała Biblię i równocześnie praktykowała wiarę. Wierzący i praktykujący – znający Boga, żyjący w relacji z Nim.Skoro znał Pismo Święte – znał też proroctwa o Mesjaszu, musiał być ich świadomy. I w tej sytuacji – takiego człowieka – zastaje wiadomość o ciąży jego żony Maryi, której nie był on sam sprawcą, bo przecież nie mieszkali jeszcze razem (tradycja żydowska wiązała zamieszkanie wspólne z upływem pewnego czasu od samego małżeństwa).

Dlatego niczym dziwnym nie jest, że – i to jest kolejne biblijne określenie postaci Józefa – w związku z tym bał się. Święci nie są tytanami – to zwykli ludzie; każdy facet, ja też, nie raz boi się i martwi o sytuację swojej rodziny, chcąc zapewnić żonie, dzieciom, bezpieczeństwo, stabilność, zaspokojenie potrzeb życiowych. Tego nie trzeba się wstydzić – bo to jest wyraz odpowiedzialności i dojrzałości. 

Tu dochodzi do pierwszego dylematu Józefa (później dojdą następne: jak uciec przed Herodem po urodzeniu się Jezusa – Mt 1, 13-15):

Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie (Mt 1, 19)

Nie ma podstaw, żeby zakładać Józefową złą wolę. Najczęściej w kontekście tego cytatu można w kościołach usłyszeć: przestraszył się, ale chciał uchronić Maryję przez hańbą cudzołóstwa, i stąd pomysł z jej oddaleniem (każdy to pewnie x razy już słyszał). To, po ludzku i biorąc pod uwagę prawo żydowskie, całkiem logiczne działanie. A jednak, nie można stracić z oczu wiary Józefa. W jej świetle, znając proroctwa, musiał zakładać, albo co najmniej liczyć się z – niezrozumiałą, dlaczego akurat ona? – ingerencją Boga w życie jego rodziny jako wytłumaczeniem stanu Maryi. Mógł po prostu nie czuć się godnym tego, aby żyć obok kobiety, która rozmawiała z aniołem, której misję wyznaczył Bóg i która miała stać się po prostu Matką Boga, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. 
W tej sytuacji strachu Józefa przychodzi Bóg i przenika sferę strachu, uzdrawia ją. „Józefie, synu Dawida, nie bój się”. Nie jest powiedziane, że odpowiedź i rozwiązanie na pytania i wątpliwości będzie lekka, łatwa i przyjemna. Ale Bóg nigdy nie pozostawia człowieka samemu sobie wtedy, kiedy człowiek zwraca się do Niego. Umiejętność ofiarowania Bogu swoich lęków i obaw to także wyraz dojrzałości i odwagi. Umiem stanąć na drugim miejscu, przyznać, że moje mięśnie, rozum i wysiłek to niewiele wobec Tego, który jest Panem wszystkiego. 
Józef był na pewno mocno zapracowany, stąd Bóg zdecydował się mówić do niego we śnie – w taki sposób, najlepszy, aby dotrzeć do odbiorcy w sytuacji, kiedy nie rozpraszają go wyzwania dnia codziennego, obowiązki zawodowe. Nie wystawił krzykliwego transparentu, nie uczynił spektakularnego cudu. Przyszedł w chwili wytchnienia, kiedy zarówno ciało jak i umysł odpoczywały. Uszanował wysiłek pracy Józefa. Przyszedł w sposób nieprzewidywany – ale czy On cały taki nie jest? – ale też taki… normalny. A Józef z kolei uwierzył Bogu, skoro: „zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański” (Mt 1, 24). 
Czego uczy nas Józef? Zaufania Bogu – tak, jak Maryja. Pokory wobec woli Boga – tego, że wobec Jego zbawczych planów powinienem umieć nagiąć swoje i zrezygnować z nich. Złorzeczenie Bogu nie ma sensu, kiedy coś nie idzie po mojej myśli, sensowniej jest podziękować i poprosić o łaskę zrozumienia i pogodzenia się z sytuacją. Umiejętności złożenia Panu swoich lęków i wątpliwości, kiedy sytuacja przerasta mnie po ludzku, kiedy nie potrafię po ludzku poradzić sobie z tym, co staje przede mną i przed moją rodziną, tymi których kocham. Zasłuchania w Boga i w to, co On daje jako odpowiedź. Każdy z osobie i postaci Józefa znajdzie coś dla siebie. 
W mojej parafii od kilku lat, po renowacji, powstała osobna kaplica św. Józefa. Nie w kościele – czasami zamknięty – ale za nim, w otoczeniu zieleni. Można tam przyjść o każdej porze. I przychodzę – ja sam, ale i inni – modlić się za siebie, swoją rodzinę; może przede wszystkim ojcowie. A on stoi milczący, a jednocześnie jestem bardzo pewien, że rozumiejący, i wstawiający się w tych zanoszonych za jego pośrednictwem do Boga intencjach. 

Zmarnowany i odzyskany

W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedzał ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się. (Łk 15,1-3.11-32)

Nie znoszę wręcz obrazu Rembrandta, powszechnie kojarzonego z tą sceną – w mojej ocenie, jedną z najbardziej dla człowieka jako grzesznika optymistyczną w Piśmie Świętym. Tym bardziej dlatego, że jej przbieg stoi w całkowitej sprzeczności z tym, co po ludzku ów ojciec powinien był zrobić z synem marnotrawnym.
Facet dał ciała na całej linii. Nie było bowiem czymś specjalnie taktownym dzielenie, de facto, spadku po ojcu już za jego życia, występowanie do niego z tego typu roszczeniem. Ojciec zrozumiał, podzielił, przekazał część ojcowizny, na pewno wierząc, że dziecko się chce usamodzielnić, rozwinąć skrzydła, zacząć żyć na własny rachunek. No i zaczął – przepił, przejadł i co tam jeszcze mógł zrobić, to zrobił z tymi pieniędzmi, w efekcie czego pozostał przysłowiowo goły i wesoły. Skończył jako świniopas, który nie mógł nawet liczyć na resztki – nie tyle ze stołu pana, co z tego, co dawano świniom. Był mniej od nich warty – świnie przynosiły korzyść, było z nich mięso. Dlatego, tak po ludzku zgnojony, zdecydował się na krok, króego wcześniej pewnie w ogóle nie przewidywał – wstaje i wraca do swojego ojca, chcąc błagać go o włączenie w poczet choćby jego najemników, nie zasługiwał bowiem na miano jego syna. 
Ojciec, skoro wybiegł mu na przeciw, musiał wyczekiwać jego powrotu – pomimo upływu czasu! Daje synowi najlepszą szatę, pierścień – symbol synostwa, sandały na stopy. Wydaje ucztę z radości, że odzyskał swoje dziecko całej i zdrowe. W ogóle nie zwraca uwagę na to, że syn stracił pewnie kawał fortuny, że nie dawał przez x czasu znaku życia, że jego odejście musiało boleć. 
My tak działąmy, jak ten syn – nie mówię, że zawsze, ale wtedy zawsze kiedy odwracamy się od Boga. Bo prędzej czy później uświadamiamy sobie, że potrzebujemy Jego miłosierdzia, że pragniemy wrócić w otwarte i czekające, co najważniejsze, ramiona Ojca. Zdajemy sobie po fakcie sprawę z tego, że znowu dokonaliśmy złego wyboru, że u Ojca jest, było i będzie lepiej. Z pewną dozą niepewności, ale decydujemy się na powrót i ukorzenie przed Nim – a on podnosi z klęczek, przytula, mówi wyraźnie: ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. Każdy taki powrót syna marnotrawnego w mojej własnej osobie jest dowodem na umiejętność refleksji nad sobą i okazania skruchy – to nic innego jak skierowanie się do konfesjonału, aby wyznać winy, okazać skruczę i prosić o przebaczenie. To dowód na dojrzałość, a przy tym dowód wiary w Boga bogatego w miłosierdzie, który tym miłosierdziem obdziela z chęcia każdego, kto go pragnie. 
I niech nas ręka tego samego Boga broni przed postawą starszego syna – niby porządnego, wiernego, wspierającego ojca w starości i zarządzaniu majątkiem, niby niczego za to nie oczekującego. A jednak – kiedy przychodzi co do czego – obraża się, odmawia powrotu do domu. Mierzy po ludzku – nie rozumie, że za grzech wystarczy skrucha i wola poprawy, które jego młodszy brat wykazał. To one się liczyły, a nie to, że nie odzyskał zmarnowanych pieniędzy ojca. W swojej ocenie starszy brat uważał się za tego porządnego – nie zabił, nie kradł, był przy ojcu – a tu taki (niby to) afront. I dobrze, że był w porządku – tylko że pokazaną w tej sytuacji pychą swoją porządność niejako przekreślił. Nie rozumiał, że Bóg wybacza, jest miłosierny i w takiej sytuacji zależy Mu właśnie na tym, który powraca jako marnotrawny. Że on sam jako ten, kto nie grzeszy, nie jest w żaden sposób pominęty czy lekceważony – po prostu Bóg w tej danej chwili cieszy się z odzyskania tego, który wydawał się zaginiony, a człowiek naprawdę porządny powinien się do tej radości przyłączyć, a nie obrażać się, że to nie on sam jest w centrum. 

Tyś moim wybranym ludzikiem

Ale teraz tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój, o Izraelu: «Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!(Iz 43, 1)
Króciutkie, znalezione dzisiaj w jutrzni uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Wielka obietnica dana nie tylko – z imienia, nazwy – Narodowi Wybranemu, ale przecież każdemu, kto w prawdziwego Boga uwierzył czy uwierzy – wtedy, dzisiaj i później. 
Nie bój się – bo nie masz czego ani kogo się bać. Jedyna forma bojaźni, jaką powinien znać człowiek wierzący, to bojaźń pańska. Nie tyle strach, co życie w świadomości, że Bóg jest, daje nam tak wiele za darmo, ustala pewne (wcale nie niemożliwe do spełnienia) reguły. Bardziej świadomość serca, że On jest, pewnego rodzaju respekt wobec Niego – jednak nie jako żądnego krwi tyrana, ale wszechmogącego Ojca. 
Nie myśl, że jesteś jednym z prawie 7 już miliardów ludzików biegających po tej ziemi (nie licząc tych, których bieg przez życie już się zakończył), anonimowym, pionkiem, figurką. Jesteś jedyny, wyjątkowy, niepowtarzalny. Ze wszystkim swoimi wadami, słabościami, grzechami, pokusami jakim się poddajesz, upadkami jakich doznajesz, kalectwem, uzależnieniami – w tej unikalnej mieszance cech jesteś dla Niego tak samo ważny, jak każdy inny; a zarazem wyjątkowy, ukochany. Nie jako numerek na niekończącej się liście ludzi – ale znany po imieniu, znany ze swoich pragnień, marzeń i możliwości. 
Czy można się czegokolwiek obawiać w życiu, gdy przy mnie jest Bóg, dla którego jestem tak cenny?

Dramat – nie zdrajcy, ale człowieka bez nadziei

Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam. A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia? On odrzekł: Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu. A gdy jedli, rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: Chyba nie ja, Panie? On zaś odpowiedział: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: Czy nie ja, Rabbi? Odpowiedział mu: Tak jest, ty. (Mt 26,14-25)
Ktoś mógłby powiedzieć – smutna historia o Judaszu, ot co, wszyscy znamy to aż za dobrze. Czyżby? To bardzo duże i niesprawiedliwe uproszczenie. Choćby dlatego, że do samej zdrady tu nie dochodzi – to dopiero w późniejszym fragmencie (choć – chronologicznie – tego samego dnia). Ja widziałbym w tym tekście bardziej piękny przykład na to, jak człowiek może, o ile chce, współpracować z Bogiem. Dowód na to, że Bóg zawsze wskaże człowiekowi drogę, o ile tylko człowiek u Niego chce tej drogi szukać, i do Niego o jej wskazanie się zwróci. 
Tak, to dotyczy również Judasza. On się po prostu miotał. Wierzył w Jezusa? W coś wierzył na pewno – nie mógł wątpić, iż działał on cuda. Czy wierzył, że On jest Mesjaszem? Być może. Na pewno wierzył, że Mesjasz powinien zupełnie inaczej działać, że powinien dokonać widocznego i odczuwalnego przewrotu po prostu politycznego, obalić dyktaturę Rzymu i odnowić Izrael jako mocarstwo, przywrócić mu państwowość i niepodległość. Tego mu brakowało. Jezus – świetnie – uzdrawiał, leczył, rozmnażał jedzenie, głosił piękne słowa – ale gdzie czyny? Judasz za mało słuchał i rozważał w sercu to, czego Jezus nauczał – a zbyt wiele uwagi przykładał do swojego wyobrażenia tego, kim Mesjasz winien być. 
Z jednej strony – podążając za Jezusem, jako jeden z Jego najbliższych uczniów, z drugiej – chciał zrobić coś, aby Jezus, jakby zmuszony okolicznościami i sytuacją, objawił swoją siłę, potęgę, i zaczął działać tak, jak on – Judasz – tego (błędnie) oczekiwał. Innymi słowy – chciał sprowokować sytuację, gdzie Jezus wykorzystał by boskie atrybuty, aby się bronić. Zły nie próżnował, podsuwając pomysły, zaś Judasz okazał się na nie podatny. Okazja się nadarzyła, zbliżała się Pascha. Zresztą, atmosfera wokół Jezusa była wystarczająco napięta. Nie bez powodu przebywał w Betanii, u Marii, Marty i Łazarza – wielu było zdania, że nie powinien przybyć do Jerozolimy na święto, bo nie był tam bezpieczny. Jezus nie zważał na to. Moim pokarmem jest pełnić wolę twoją, o Panie. 
Czy Jezus już wtedy, wysyłając uczniów aby przygotowali Paschę, wiedział, kto – de facto – zdradził Go, przyjmując zawczasu pieniądze za wydanie Go żołnierzom? Być może. Na pewno – co wynika jednoznacznie z dialogu – był tego świadomy podczas wieczerzy paschalnej z apostołami. Wiemy, że o tym, że zostanie zdradzony powiedział na głos – co obudziło spekulacje między uczniami. Wydaje się jednak, że ów dialog pomiędzy Jezusem a Judaszem toczył się już jakoś obok, jako prywatna wymiana zdań – np. właśnie w zgiełku rozmów pomiędzy pozostałymi biesiadnikami na temat tego, kto zdradzi.
Ta rozmowa nie miała służyć potępieniu, ocenieniu, podsumowaniu – pomimo ostrych słów ze strony Jezusa. Miała Judaszowi uświadomić – Bóg widzi dalej, wie, co kombinujesz, nawet gdy ty sam nie zdajesz sobie z tego sprawy. To miało go przywołać do porządku, naprostować, sprowadzić na właściwą drogę. Pieniądze zawsze można zwrócić – zresztą, próbował to zrobić także po wydaniu Pana, w szale rozpaczy. Niestety, Judasz chyba już podjął decyzję – nie bez powodu ewangelista kawałek dalej napisze, że po posiłku opuścił wieczernik i poszedł po żołnierzy, którzy niebawem mieli zaskoczyć Jezusa i pozostałych w Getsemani, i że wstąpił w niego Zły. 
Judasz opamiętał się zbyt późno, aby uratować Jezusa. Lawina tego, co doprowadziło Jezusa na krzyż, już ruszyła. Nie, nie można powiedzieć, że Judasz wykonał z góry jakiś założony i ustalony – przez Boga? – plan, odegrał swoją rolę, która mu była pisana od zawsze. I tak – bez niego to wszystko również odnalazło by swój zbawczy finał w boskim planie. Czy Jezus umarł by na krzyżu tak, jak się to stało? Nie wiem, i nie ma to znaczenia. Judasz jest postacią dramatyczną – ale jego dramat polega nie tyle na tym, że wydał Jezusa, ale co zrobił później. Przekreślił sam siebie. Zwątpił i załamał się tak dalece, że utracił wiarę w to, że Bóg swoim miłosierdziem jest w stanie także jego uleczyć. Do czego to doprowadziło – wiemy. 
Dla nas, na półmetku Wielkiego Tygodnia, płynie z tej historii piękna i jakże optymistyczna nauka. Bóg człowieka nie przekreśla – tylko kocha i wybacza, zawsze stojąc przed domem jak ten miłosierny ojciec, wypatrujący marnotrawnego syna. Marnotrawny syn – ty, ja, każdy z nas – musi jednak zebrać się w sobie i wrócić do domu. Bóg czeka z otwartymi ramionami, bez względu na to, co i jak bardzo dobitnie wskazał ci palcem odnośnie ciebie, wytknął ci jakby. Nie możesz tylko sam siebie przekreślić. Reszta jest otwarta.