Przestrzeń dla Jego pokoju

Jezus powiedział do swoich uczniów: Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał. (J 14,27-31a)

Bardzo lubię ten tekst, ponieważ mówi o pokoju, którego my sami nie możemy osiągnąć, o takim, który można tylko otrzymać, za darmo, od Boga. Jego pokoju. A jednocześnie, tekst zastanawiający, bo w jego jakby drugiej części Jezus bardzo wyraźnie tytułuje Złego królem tego świata. Jezus wypowiada te słowa w bliskości uczniów, którzy mogą się Nim cieszyć – ale już niedługo fizycznie przestanie być z nimi obecny, umrze, zmartwychwstanie i wstąpi do Nieba. 

Czytaj dalej Przestrzeń dla Jego pokoju

Józef – wzór każdego faceta

Generalnie Adwent jest utożsamiany i bywa, całkiem słusznie, nazywany czasem Maryi, w którym w wyjątkowo Kościół wskazuje na jej rolę i jej postać. W tym właśnie duchu, ja dzisiaj chciałem trochę miejsca poświęcić… św. Józefowi. 
Po ludzku rzecz biorąc, człowiek miał naprawdę ciężko. Nie był arystokratą, bogaczem, handlarzem –  ale prostym cieślą. Pewnie sporo starszym od Maryi, kiedy będąc małżeństwem, ale zanim jeszcze zamieszkali razem (Mt 1, 18), Maryja stała się brzemienną. Co począć? 
Raczej nie będzie przesadą nazwanie Józefa jednym z największych świętych Kościoła, i to tego Kościoła, który kiełkował jeszcze zanim Jezus rozpoczął działalność; ochraniał bowiem Zbawiciela i Jego matkę od pierwszych dni, kiedy doszło do Zwiastowania Pańskiego i Maryja wyraziła zgodę na zaproszenie Boga do jej wyjątkowego. udziału w historii zbawienia.  
Wydaje mi się, że Józef może każdego z nas wiele nauczyć – swoją postawą. Zwróć uwagę, że człowiek te na kartach Ewangelii nie wypowiedział ani jednego słowa. Nie musiał. Świadectwem jest jego postawa zawierzenia Bogu, który mówił do Józefa przez sen, i wskazywał drogę wyjścia z trudnych sytuacji, jakie stanęły przed Świętą Rodziną jeszcze zanim Jezus się urodził, czy tuż po Jego narodzeniu. 
Autor natchniony nazywa Józefa człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1, 19a) – i to chyba jest jedyne określenie, jakie w kontekście opiekuna Świętej Rodziny pada. W sensie, prawnik? Nie – bardziej osoba, która znała Biblię i równocześnie praktykowała wiarę. Wierzący i praktykujący – znający Boga, żyjący w relacji z Nim.Skoro znał Pismo Święte – znał też proroctwa o Mesjaszu, musiał być ich świadomy. I w tej sytuacji – takiego człowieka – zastaje wiadomość o ciąży jego żony Maryi, której nie był on sam sprawcą, bo przecież nie mieszkali jeszcze razem (tradycja żydowska wiązała zamieszkanie wspólne z upływem pewnego czasu od samego małżeństwa).

Dlatego niczym dziwnym nie jest, że – i to jest kolejne biblijne określenie postaci Józefa – w związku z tym bał się. Święci nie są tytanami – to zwykli ludzie; każdy facet, ja też, nie raz boi się i martwi o sytuację swojej rodziny, chcąc zapewnić żonie, dzieciom, bezpieczeństwo, stabilność, zaspokojenie potrzeb życiowych. Tego nie trzeba się wstydzić – bo to jest wyraz odpowiedzialności i dojrzałości. 

Tu dochodzi do pierwszego dylematu Józefa (później dojdą następne: jak uciec przed Herodem po urodzeniu się Jezusa – Mt 1, 13-15):

Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie (Mt 1, 19)

Nie ma podstaw, żeby zakładać Józefową złą wolę. Najczęściej w kontekście tego cytatu można w kościołach usłyszeć: przestraszył się, ale chciał uchronić Maryję przez hańbą cudzołóstwa, i stąd pomysł z jej oddaleniem (każdy to pewnie x razy już słyszał). To, po ludzku i biorąc pod uwagę prawo żydowskie, całkiem logiczne działanie. A jednak, nie można stracić z oczu wiary Józefa. W jej świetle, znając proroctwa, musiał zakładać, albo co najmniej liczyć się z – niezrozumiałą, dlaczego akurat ona? – ingerencją Boga w życie jego rodziny jako wytłumaczeniem stanu Maryi. Mógł po prostu nie czuć się godnym tego, aby żyć obok kobiety, która rozmawiała z aniołem, której misję wyznaczył Bóg i która miała stać się po prostu Matką Boga, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. 
W tej sytuacji strachu Józefa przychodzi Bóg i przenika sferę strachu, uzdrawia ją. „Józefie, synu Dawida, nie bój się”. Nie jest powiedziane, że odpowiedź i rozwiązanie na pytania i wątpliwości będzie lekka, łatwa i przyjemna. Ale Bóg nigdy nie pozostawia człowieka samemu sobie wtedy, kiedy człowiek zwraca się do Niego. Umiejętność ofiarowania Bogu swoich lęków i obaw to także wyraz dojrzałości i odwagi. Umiem stanąć na drugim miejscu, przyznać, że moje mięśnie, rozum i wysiłek to niewiele wobec Tego, który jest Panem wszystkiego. 
Józef był na pewno mocno zapracowany, stąd Bóg zdecydował się mówić do niego we śnie – w taki sposób, najlepszy, aby dotrzeć do odbiorcy w sytuacji, kiedy nie rozpraszają go wyzwania dnia codziennego, obowiązki zawodowe. Nie wystawił krzykliwego transparentu, nie uczynił spektakularnego cudu. Przyszedł w chwili wytchnienia, kiedy zarówno ciało jak i umysł odpoczywały. Uszanował wysiłek pracy Józefa. Przyszedł w sposób nieprzewidywany – ale czy On cały taki nie jest? – ale też taki… normalny. A Józef z kolei uwierzył Bogu, skoro: „zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański” (Mt 1, 24). 
Czego uczy nas Józef? Zaufania Bogu – tak, jak Maryja. Pokory wobec woli Boga – tego, że wobec Jego zbawczych planów powinienem umieć nagiąć swoje i zrezygnować z nich. Złorzeczenie Bogu nie ma sensu, kiedy coś nie idzie po mojej myśli, sensowniej jest podziękować i poprosić o łaskę zrozumienia i pogodzenia się z sytuacją. Umiejętności złożenia Panu swoich lęków i wątpliwości, kiedy sytuacja przerasta mnie po ludzku, kiedy nie potrafię po ludzku poradzić sobie z tym, co staje przede mną i przed moją rodziną, tymi których kocham. Zasłuchania w Boga i w to, co On daje jako odpowiedź. Każdy z osobie i postaci Józefa znajdzie coś dla siebie. 
W mojej parafii od kilku lat, po renowacji, powstała osobna kaplica św. Józefa. Nie w kościele – czasami zamknięty – ale za nim, w otoczeniu zieleni. Można tam przyjść o każdej porze. I przychodzę – ja sam, ale i inni – modlić się za siebie, swoją rodzinę; może przede wszystkim ojcowie. A on stoi milczący, a jednocześnie jestem bardzo pewien, że rozumiejący, i wstawiający się w tych zanoszonych za jego pośrednictwem do Boga intencjach. 

Non abbiate paura – 33 lata później

Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi.

Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!

Dzisiaj często człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego duszy i serca. Tak często niepewny sensu życia na tej ziemi i ogarnięty zwątpieniem, które zamienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was, błagam was z pokorą i zaufaniem! Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka! On jeden ma słowa życia, tak, życia wiecznego. Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi dzień misyjny, modli się, rozmyśla, działa, ponieważ Chrystusowe słowa docierają do wszystkich ludzi i są przez nich przyjmowane jako posłanie nadziei, ocalenia, całkowitego wyzwolenia. (Homilia podczas inauguracji pontyfikatu, Plac św. Piotra, 22.10.1978)

To papieskie wołanie, to głośne, wymowne i wyraźne Non abbiate paura Jana Pawła II stało się jakby kluczem, programem jego pontyfikatu. Wypowiedział je, mocno akcentując poszczególne słowa, blisko 33 lata temu – z których następne 27 dzielnie, do kresu swych ziemskich sił wcielał w czyn, niósł światu i ludziom w nim żyjącym, bez względu na pochodzenie, wyznanie, prezentowane poglądy, status majątkowy. 
Kto by pomyślał, że odszedł już 6 lat temu. Dla mnie to jak rok wstecz. Czas bardzo szybko leci – a my z nim, nawet bardzo często jeszcze szybciej. A im szybciej biegniemy, pędzimy, wiecznie zasapani, spóźnieni, zagubieni – tym łatwiej się pogubić, tym łatwiej o lęk i zwątpienie. Goniąc zaś, zdobywając różne dobra, coraz bardziej w nie zapatrzeni, boimy się. Czego? Tego, że nas ich ktoś pozbawi. Że nas ktoś prześcignie i następnej gonitwy nie uda się skończyć na równie dobrej, premiowanej pozycji – czy chodzi o sprawy zawodowe, ambicje, plany, czy nawet kwestie relacji międzyludzkich, więzi rodzinnych przyjacielskich (które przecież tak bardzo inne są – ale zagonieni zrównują sobie ich postrzeganie z tym, jak postrzegają i działają w pracy). 
Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie! Właśnie. Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek, nie jest alternatywą, jedną z wielu równie dobrych dróg. Jest tym, który swoje bóstwo napełnił po brzegi człowieczeństwem, który przez swoje człowieczeństwo dokonał odkupienia wszystkich ludzi, żyjących zarówno przed, jak i po Nim. Człowiek może się prawdziwie i w sposób pełny zrealizować tylko idąc tą drogą, którą On wskazuje. 
Nie bójmy się. Albo inaczej – bo strach jest ludzki: bójmy się tego, czego bać się warto, czego bać się można. Wiele jest takich spraw. Ale nie bójmy się Boga, jedynego który stanowi pełną i dokładną odpowiedź na wszystkie pragnienia, lęki i porywy serca. Tej odpowiedzi często szukamy po omacku, pragniemy – a jesteśmy zbyt zaślepieni albo pewni siebie, aby poszukać jej właśnie u Boga. Wystarczy, choć to czasem trudne, się w Niego zasłuchać. Nie zagłuszyć Go, ale pozwolić Mu przemówić do serca człowieka. Tak jak przez cały swój pontyfikat mówił do ludzi, już niebawem, za niecały miesiąc, błogosławiony – Jan Paweł II.