Król w tych najmniejszych

Jesus powiedział do swoich uczniów: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego. (Mt 25,31-46)

Jezus, który w ubiegłej niedzieli staje przed nami jako Król Wszechświata, cały czas jest także Pasterzem, który stara się nas prowadzić właściwą drogą, ostatecznie i tak kończącą się rozrachunkiem, o którym jest mowa powyżej: Sądem Ostatecznym, od którego zależy, co będzie dalej. Na ile te słowa „Panie, kiedy widzieliśmy Cię…” są autentycznym zdziwieniem, a na ile niejako formą strategii, która ma usprawiedliwić klapki na oczach, które tyle razy spowodowały, że przechodziłem obok człowieka w potrzebie?

Czytaj dalej Król w tych najmniejszych

Poszukiwanie i znajdowanie na wieczność

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca. Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedzał ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się. (Łk 15,1-32)

Zagubiona owca, wdowa i zagubiona drachma i zagubiony syn – w każdym obrazku przewija się to gubienie. Choć pewnie, jak to szczególnie w tym Roku Miłosierdzia podkreślić należy: też i (a może przede wszystkim?) miłosierny ojciec. Gubimy się, mylimy, łazimy po tym życiu po ciemku – i właściwie niezmienne jest jedno: że Bóg nas szuka, wyczekuje i w tym naszym poplątaniu, błądzeniu ciągle z taką samą miłością wychodzi naprzeciw.

Czytaj dalej Poszukiwanie i znajdowanie na wieczność

Bezmyślne stado czy świadoma owca?

Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (J 10,27-30)

Nie przemawia do mnie tradycyjne rozumienie tego tekstu: Jezus jako ten mądry, wiedzący co robić, dokąd iść pasterz i wszyscy ludzie – albo Kościół – jako to zagubione, mało rozgarnięte stado owiec, które bez Niego to właściwie na pewno się rozbiegnie Bóg wie gdzie i po kolei wszystkich szlag trafi. To jest taki obrazek pasujący chyba trochę do mentalności dziecięcej – prosty, przemawiający do wyobraźni.

Czytaj dalej Bezmyślne stado czy świadoma owca?

Pierwsi apostołowie pastuszkowie

Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki. (Łk 2,16-21)

Wiele osób – poza tym, jak konfrontują się z rzeczywistą „zawartością” szopki – w ogóle nie pamięta o nich, że tacy tam byli. Pasterze. W sumie, właściwie kto? Byle kto. Pospólstwo. Prości i pewnie nie bardzo majętni, nikt z kim trzeba by się było liczyć. Ot, napatoczyli się…
Dokładnie właśnie tak. Może i byli tam przypadkowo – po prostu, jak co wieczór i co noc, mieli pieczę nad własnymi albo powierzonymi im stadami owiec. Czyli zarywali noc, żeby jakiś wilk czy inny drapieżnik nie zeżarł im nic z inwentarza. Czy jednak? Dla nas przypadkiem jest najczęściej to, co nie pasuje do puzzli moich stereotypów, sposobu postrzegania świata i ludzi. U Boga nie ma przypadków. On ich tam przyprowadził, do betlejemskiej stajenki, bo tak właśnie chciał i bo wiedział, że oni w prostocie swoich serc zrozumieją, Kogo widzą w żłobie.
Nie będą kalkulować i się zastanawiać, jak Herod, czy Go zabić czy może coś innego się opłaca.Zrobią to, co człowieka czyni najbardziej wymownym wobec rzeczywistości Boga, nawet tak niesamowicie różnej od naszych wyobrażeń, bo w postaci noworodka: uklękną, oddadzą pokłon. Przyjmą to całe wydarzenie, którego byli – poza zwierzętami – pierwszymi świadkami z właściwą im prostotą, opowiedzą to dalej, mimo zdziwienia czy niedowierzania słuchaczy.Uwielbią Boga, tę Maleńką Miłość, tak naprawdę stając się pierwszymi, którzy tego małego Człowieka będą głosili innym – co my kontynuujemy dzisiaj 2000 z hakiem lat później. To wszystko, całe życie Jezusa, Jego misja, głoszenie, uzdrawianie, aż po krzyż i zmartwychwstanie – to wzięło początek właśnie stamtąd, kiedy grupka pasterzy zbiegła się przy szopce.
 
Choć to może dziwnie zabrzmieć, w pewnym sensie Kościół ma swój początek właśnie między tamtymi pasterzami, którzy pierwsi głosili Mesjasza narodzonego z Maryi, na wiele lat przed Janem Chrzcicielem (miał pewnie wtedy jakieś… pół roku?).
To jest zarazem bardzo prosty, ale i bardzo dobry pomysł na ten nowy rok. Po prostu w Boga się zasłuchać, iść we wskazanym kierunku, przyjąć od Niego to, do czego On prowadzi, a potem opowiedzieć o tym dalej innym, uwielbiając Go za wszystko, co On daje. Pasterze pewnie niewiele rozumieli, dokąd zmierzali i gdzie byli nocą prowadzeni – ale gdy już znaleźli Świętą Rodzinę, to ten fakt napełnił ich wielką radością i wdzięcznością Bogu.
Pozwólmy i my się Mu, z taką samą pokorą i zaufaniem, po prostu poprowadzić przez ten nowy rok.

Słowa na wiatr. Baran, który dorósł do roli pasterza

Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś baranki moje. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: Pójdź za Mną! (J 21,15-19)
Zastanawiające mocno są te słowa. Najczęściej w liturgii można usłyszeć, że te trzykrotne pytanie to taki sprawdzian, jakiemu Jezus poddał Piotra. Oczekiwanie deklaracji, która miała ostatecznie determinować tego, który miał być pierwszym między apostołami. Deklaracji, która miała raz na zawsze wyjaśnić i rozwiać wątpliwości, które pojawiły się – bo trudno inaczej – w związku z trzykrotnym zaparciem się Jezusa tamtego feralnego (a może błogosławionego?) czwartkowego wieczora. 
Słowa na wiatr. Taka prawda. Gadać to potrafimy, zarzekać się, obiecywać. Piotr też umiał. Nie dalej niż tego samego dnia deklarował, że nigdy Jezusa nie opuści, będzie przy Nim, a w razie walki – zginie za Niego. Aha. Nie dość, że gdy doszli do Getsemani – pospali wszyscy, zamiast czuwać, jak to Jezus prosił; to jeszcze dodatkowo później, gdy Piotr skradał się za pojmanym Zbawicielem, trzykrotnie miał okazję dać świadectwo o tym, kim jest. I co? I nic. Zaparł się Jezusa. Wprost, jednoznacznie, bez cienia wątpliwości. Nic tu nie dały wielkie słowa i obietnice. To zachowanie, czyn, konkret, przekreśliły je całkowicie. To, że w Ogrodzie Oliwnym pomachał mieczem, raniąc żołnierza Malchusa, nic nie zmieniło (co więcej – Jezus, lekko, ale zdecydowanie go zganił za to – samego Malchusa uzdrawiając).
W tym kontekście można się zastanowić – skoro Piotr już raz się zarzekał, po czym postąpił zupełnie inaczej, to po co Jezus – teraz już zmartwychwstały – ponownie pytał go, jakby wystawiając na próbę? W sumie – jeszcze raz mógł zadeklarować cokolwiek, wszystko – i znowu postąpić w inny sposób niż to, co zadeklarował. Myślę, że Jezus wiedział, że Piotr dojrzał. Te wszystkie wydarzenia, bardzo dynamiczne – począwszy od momentu pojmania Pana w Ogrodzie Oliwnym, poprzez wydarzenia męki, śmierci i prawdę o zmartwychwstaniu, która do apostołów z każdej strony docierała – zmieniły Piotra. Pozwoliły mu dojrzeć do trudnej, niewdzięcznej i prowadzącej na krzyż (tyle, że odwrócony) roli, jaka była mu pisana w Bożych planach. Wiedział, że nie może po prostu uciec, wrócić do swojego dawnego rybackiego fachu – bo na pewno takie myśli kłębiły się nie tylko w jego głowie, ale i głowach innych, gdy Jezus oddał życie. Ale On żyje. Kto inny, jeśli nie oni – on sam – ma objawiać i głosić ludziom tę prawdę?
Te słowa, co trzeba powiedzieć jasno, wyjaśniają i stanowią kolejny z wielu dowodów na prymat Piotra pomiędzy apostołami, co wiele innych niż Kościół wspólnot chrześcijańskich kwestionuje. To jemu Jezus chciał powierzyć owczarnię Kościoła – te owce i barany wszystkich pokoleń. Może to dziwnie zabrzmi, ale mnie to określenie bardzo pasuje – jeden z baranów dorósł do roli pasterza. I może szczególnym dowodem na tę dojrzałość są słowa, choć wypowiedziane w smutku spowodowanym powtarzaniem przez Jezusa swojego pytania – Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Kwintesencja. Boże, nie ma znaczenia, co gadam, co obiecuję – Ty widzisz dalej i głębiej, wiesz co siedzi we mnie, i ile to jest warte.
Bóg zaprasza do pójścia za Nim. Nie jako supermana, człowieka-kryształu, ideału bez skazy – ale człowieka konkretnego, zdecydowanego i radykalnego, z jednoczesną świadomością swoich słabości i kruchości. Jako tego, który kocha. Szczerze. 

Napełnieni paszą z dobrego źródła

Miało być już coś w piątek – ale Blogger się zbiesił i nie działał na pewno środa-piątek. A z kolei – później ja nie miałem czasu. 

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych. Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości. (J 10,1-10)
Heh, znowu to, o czym niedawno pisałem – Jezus jako Pasterz, o którym x R. mówił na chrzcie naszego Dominika niespełna 2 tygodnie temu 🙂 
Jezus nie owija w bawełnę. Zaczyna od razu od zestawienie – pasterz dobry a zły, co więcej, używa bardzo dobitnych sformułowań i określeń: złodziej i rozbójnik. Kontekst? Wydaje się dość oczywisty – faryzeusze, którzy – odpowiedzialni za powierzonych im Żydów – prowadzili ich na manowce, gorszyli swoim postępowaniem, a do tego nakładali niezrozumiałe obowiązki, dokonując nadinterpretacji przepisów żydowskiego prawa. Te słowa trzeba jednak rozumieć szerzej – także w kontekście Kościoła dzisiaj. Owszem, w największym uproszczeniu pasterze to ci, którzy są szczególnie powołani do opieki nad duszami – czyli duszpasterze – ale nie tylko. Każdy z nas jest za tę wspólnotę odpowiedzialny, powinien dawać w niej świadectwo – a tym samym, świadczyć o Kościele wobec innych Jego członków, a także tych, którzy są poza Nim. To jest taka nasza – każdego z nas – odpowiedzialność za owce, które są wokół nas, i za tych wszystkich, którzy są poza owczarnią. Nikt z nas doskonałym nie jest, ale nie zwalnia to z obowiązku i odpowiedzialności za siebie nawzajem. Nie jesteśmy chrześcijanami i wierzącymi sami dla siebie – ale dla innych, tak między nimi, jak i niewierzącymi. A to zobowiązuje. 
Jak być dobrym pasterzem? Jak On, najlepszy i jedyny Dobry Pasterz, wzór – Jezus Chrystus. On nie musi nic wymuszać, wdzierać się, napadać – Jemu odźwierny sam otwiera drzwi owczarni, do Niego biegną i lgną owce, On jeden prowadzi je tam, gdzie potrzeba, właściwymi drogami, na żyzne pastwiska. Nikt drugim Jezusem nie będzie, ale pasterskie posługiwanie – czy to duszpasterzy, czy nas, świeckich, pamiętających że jesteśmy wzorami dla innych – ma sens tylko wtedy, gdy zakorzenione będzie w tym Jezusowym pasterzowaniu, z jego pasterzowania będzie czerpało i do niego nawiązywało. Każdy jest odpowiedzialny inaczej, za kogoś innego, inną grupę, i każdy dla kogoś innego ma być, stawać się autorytetem. Jak to wychodzi w praktyce?
Bardzo ciekawe jest to, jak Jezus nazywa siebie – brama. Z czym się kojarzy? Z wejściem, z początkiem, z wstępowaniem do czegoś, miasto, twierdza, co bezpieczne, solidne, wypróbowane. Do jakiejś oazy, gdzie człowiek może odpocząć. Jezus zaprasza do siebie, abyśmy przez bramę, jaką On sam jest, weszli do Kościoła, odnaleźli Boga, i tym sposobem osiągnęli zbawienie. Co ważne – to nie jest jedna z iluś tam alternatywnych, równoważnych dróg do wyboru. To jest ta prawdziwa, najlepsza. Można by dodać – nie ta wspaniała, wielka, ozdobna i rzucająca się w oczy brama – ale skromniejsza, mniej może zachęcająca i wyniosła, ale prowadząca tam, gdzie nawet podświadomie człowiek chce dotrzeć. Do domu, domu Boga Ojca. 
Mnie zaciekawiło także to zdanie – Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Czyli to działa w obie strony. Kościół daje nam tę duchową strawę, paszę, która uzdalnia nas do tego, aby z Kościoła iść do świata, powołani aby innych sprowadzać z manowców życia do Niego, do Boga, do Kościoła. Idziemy nie inaczej, tylko po prostu napełnieni Bogiem. Zatem ta Boża brama to z jednej strony obietnica w perspektywie wieczności, życia po życiu – z drugiej zaś strony, posiłek, który umacnia na to wszystko, co czeka człowieka, zanim do bram wieczności zapuka. To jest to życie, o którym mówi Dobry Pasterz – życie, której daje, i którego każdemu pragnie ofiarować w obfitości. 
Zastanawiające jest to, co ewangelista miał na myśli, mówiąc, że oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Choć tego typu wypowiedzi można, w różnych miejscach ewangelii, znaleźć nie raz – powiedziane wprost, albo inaczej jednoznacznie: niestety, ci, którzy szli za Jezusem, nawet Apostołowie, nie zawsze rozumieli prawdziwy sens tego, co mówił. Bogiem a prawdą – najczęściej nic nie rozumieli, bo próbowali po ludzku rozumować (najlepszy przykład – jak opornie szło im ze zmartwychwstaniem, nawet gdy się już dokonało, a wcześniej ile przecież Jezus o nim mówił). Może dlatego nic nie rozumieli, bo Jezus ich do pasterzowania jeszcze wprost nie posłał? Piotr Paś owce moje usłyszy dopiero później, po zmartwychwstaniu, gdy jakby ponownie przyzna się do Jezusa po wielkoczwartkowym potrójnym zaparciu. Dlaczego? Może dlatego, że dopiero kiedy zrozumiał, że sam jest niesiony przez Jezusa, stał się zdolny nieść innych. Nikt nie stanie się pasterzem dla innych, zanim sam nie doświadczy bycia owcą prowadzoną przez Jezusa.