Dostałem

Szczęście osiąga się na drodze do własnego wysiłku, gdy zna się podstawowe składniki szczęścia:
określony poziom odwagi,
pewien stopień samozaparcia,
miłość do pracy,
czyste sumienie
i ponad wszystko świadomość znaczenia prawdy
pamiętając przy tym, że nie wszystko jest prawdą, ale wszystko bez prawdy jest niczym, a sprawiedliwość jest silniejsza nawet od prawa.

Rozsądek, wyważone opinie,
nienachalna ewangelizacja
czyli  same refleksyjne pozytywy.
Szkoda tylko, że w zdecydowanej mniejszości, w ogólnym szumie …medialnym
gratuluję
podziwiam
trzymam kciuki
Niech się tli i rozświeca iskierka nadziei

Aż się zarumieniłem, jak w ostatnich dniach dotarły do mnie te słowa powyżej.

Pierwszy kawałek – życzenia od współpracowników w związku ze zdaniem egzaminu zawodowego. Grupy osób, choć rozszyfrowałem autora bez problemu 🙂 Dobrze jest wiedzieć, że są ludzie, którzy doceniają twoją pracę i dobrze ci życzą.
A drugi – kawałek maila, odnoszącego się do tego bloga, i opisujący (chyba w zbyt dużych superlatywach?) to, co i jak piszę. Miło – tym bardziej, że komentarze tutaj zdarzają się rzadko, i o ile wiem, że są osoby, które „mnie” czytają, to nieczęsto ktoś podzieli się swoim jakimś przemyśleniem w związku z tym, co tutaj pisuję/cytuję. Tym bardziej się cieszę i dziękuję – to znaczy, że to pisanie ma sens. 

Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania!

Bóg nas zadziwia w swoim Synu, bo znowu czyni coś po ludzku niezrozumiałego. Zamiast uciec z krzyża, zdezerterować, Jezus trwa tam do końca i umiera za każdego z nas. 
Życzę Ci i Twoim bliskim, aby każdy z nas potrafił tak samo iść przez życie – nie byle jak, w układach, w zakłamaniu, idąc na łatwiznę i odgrywając jakąś rolę, ale mając swój kręgosłup, swoje poglądy, swoją wiarę i najważniejsze dla siebie wartości. 
Oby te święta były piękne, pełne pokoju napełniającego serca, a każdy gest, uczynek, słowo czy myśl stanowiły wyraz radości z tego, że On zmartwychwstał i żyje. 
Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania! 

Jak by to tutaj podsumować…

Za kilka godzin zamkniemy za sobą Rok Pański 2014, zaczniemy ten… nowy? lepszy? – w każdym razie 2015. Pewnie jakieś 2 tygodnie się każdy będzie mylił, pisząc daty – jak to co roku. Dla mnie może o tyle szczególny – nie ma co ukrywać, rocznikowo trzeba się będzie przyznać do trzydziestki. Życie. 
Jaki był ten rok? Pewnie inny od poprzednich. Lepszy/gorszy? Pojęcia nie mam. Udało mi się skończyć aplikację. Udało mi się popsuć sporo rzeczy i część z nich naprawić. Udaje mi się być obok malutkiego i zadziwiać się tym, jaki jest, jak rośnie, mądrzeje, uczy się. Udało mi się poznać pewnie trochę ciekawych ludzi, czegoś tam się od nich nauczyć. 
Dlatego – jak już od wielu lat – poszedłem rano do kościoła przed pracą. Ludzi niewiele – kameralnie, jak zwykle w tym miejscu. Wszyscy – koncelebransi dwaj również – jakby nieco zamyśleni. Każdy wraca, taki mały filmowy flashback do tego, co było, jak było. Czasami nie ma się czym chwalić, wręcz szkoda gadać – ale tak było i nie ma się co wypierać. Czasami udało się zrobić coś dobrego i choćby iluzorycznie wyrównać ten bilans rzeczy dobrych i złych. Ale staramy się i wierzymy, że On to widzi i stara się choć trochę dobra przez nasze brudne i niezdarne łapy rozdawać innym, a przy tym i nam samym. 
Czego życzyć na nowy rok? O co prosić? Chyba przede wszystkim o roztropność. Nie pamiętam autora – ale jest takie przysłowie: Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. I to jest bardzo mądre, bo nie na wszystko mamy wpływ. O pokorę, żeby znosić właśnie to, czego zmienić nie mamy jak. O wiarę, że może być lepiej, nawet jak człowiekowi wszystko podpowiada, że lepiej nie wstawać z łóżka, żeby kogoś nie zabić z nerwów. O wytrwałość w pracy nad sobą – bo każdy na tym polu ma na pewno bardzo dużo do zrobienia. O miłość – umiejętność jej okazywania, dawania, dzielenia się, ale i mądrego na nią odpowiadania. O umiejętność rozróżniania tego, co jest naprawdę dobre – od tego, co się dobre i fajne tylko wydaje, a stanowi pokusę. O zapał i wytrwałość, żeby starać się być poza tym, co byle jakie, ponad to, sensownie, bardziej. No i wreszcie – o taki (nie święty) spokój serca, żeby przy dawaniu z siebie wszystkiego i zdobywaniu szczytów zawsze pamiętać, że to wszystko, a więc i my sami, jesteśmy w Jego rękach – i to jest dokładnie najlepsze miejsce, w jakim możemy być. 
Sylwestrowo – Josh Groban śpiewający o uchwyceniu chwili i umiejętności doceniania tego, co nas spotyka, pięknych momentów, szeroko otwartymi oczami (a o czy mamy nie tylko na głowie, ale i w sercu).
If I could make these moments endless
If I could stop the winds of change
If we just keep our eyes wide open
Then everything would stay the same

Stajenka rozbłyska blaskiem

Moje bożonarodzeniowe dla Was:

A teraz coś pewnie mądrzejszego – ks. Jan Twardowski, „Wiersz staroświecki”. Prostota do bólu – ale chyba właśnie o to chodzi.
Pomódlmy się w Noc Betlejemską, 
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania, 
By wszystko się nam rozplątało, 
Węzły, konflikty, powikłania. 
Oby się wszystkie trudne sprawy 
Porozkręcały jak supełki, 
Własne ambicje i urazy 
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki. 
Oby w nas paskudne jędze 
Pozamieniały się w owieczki, 
A w oczach mądre łzy stanęły 
Jak na choince barwnej świeczki. 
Niech anioł podrze każdy dramat 
Aż do rozdziału ostatniego, 
I niech nastraszy każdy smutek, 
Tak jak goryla niemądrego. 
Aby wątpiący się rozpłakał 
Na cud czekając w swej kolejce, 
A Matka Boska – cichych, ufnych – 
Na zawsze wzięła w swoje ręce.

Dobrych świąt! Obyśmy nie zapomnieli nigdy – Kogo i co świętujemy. Żadne „happy holidays”. 

Nie bój się!

Są takie chwile, kiedy boimy się nawet nadziei – wolimy się zamknąć w naszych ograniczeniach, małoduszności i grzechach, wątpliwościach i negacjach. W Wigilię Paschalną czuwa z nami sam Bóg. W tych lękach, pokusach, próbach Bóg jest tuż obok. Pyta: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach?”. Tej nocy czuwania nie można się bać, nie ma sensu walczyć z poczuciem pewności, które się w nas rodzi, odrzucać nadziei. Nie wybierajmy bezpieczeństwa grobu – pełnego naszych słabości, grzechów i egoizmu – ale otwórzmy się na dar nadziei. Nie bójmy się radości ze zmartwychwstania Chrystusa. Nie tylko Jezusa grób jest pusty – także dzięki Niemu nasze groby świecą życiem, które nie ma końca.

Pusty grób to początek, pierwszy etap, do którego w tę Wielką Noc prowadzi każdego z nas Jezus. Tak, pomimo naszych słabości i beznadziei, strachu i małoduszności. Takimi, jacy jesteśmy – normalni, z całym bagażem doświadczeń, grzechów i upadków. Stawia nam przed oczami dowód – Ja jestem ponad to! Grób Mnie nie uwięził. Jezus wyruszył dalej i to jest zadanie dla nas – prawdę pustego grobu nieść w świat, wyciągając z niej konsekwencje. Po to, abym ja sam potrafił wygrzebać się z grobów, do których raz po raz sam wpadam, i w których chętnie bym nie raz został – dla wygody, z lenistwa albo z nie znajdując siły, żeby to zmienić. 
Niech te święta dla Ciebie i Twoich bliskich będą czasem z jednej strony wypoczynku, spędzonym w gronie tych, których kochasz, złapania dystansu i oddechu od spraw codziennych – ale także momentem, kiedy pozwolisz Zmartwychwstałemu działać w swoim życiu, dasz sobie pomóc w zmartwychwstawaniu z tego wszystkiego, co dotąd Cię ogranicza, osłabia i podcina skrzydła. Autentycznej i długotrwałej radości z pustego grobu i wszystkich tego konsekwencji!

2014

To był na pewno wyjątkowy rok, kolejny krok na naszej (dłuższej lub krótszej – czas pokaże) drodze życia. Tyle wysiłku, żeby było sensownie, pięknie, z poczuciem celu i marzeniami.
Idziemy dalej. Zachowujemy w pamięci to, co było – i idziemy naprzód – pamiętając tych, bez których może pierwszy raz wejdziemy w nowy rok, a którzy zawsze dotąd byli. Aby te nowe 365 dni starać się, myśleć, działać i rozwijać. Być lepszym, może mniej zapatrzonym w siebie, bardziej okazującym tym najważniejszym osobom ile dla nas znaczą, otwartym na innych. 
Z nowymi celami, marzeniami i postanowieniami, i odwagą do ich realizowania. Żeby nam się chciało odkrywać nowe talenty, zainteresowania, pasje. 
Może nie tyle, żeby ten rok był lepszy – ale żeby nas ubogacił i żebyśmy my w jego trakcie umieli ubogacać innych.

Nadchodzi…

Przyjęło się, że początki historii zbawienia określa się zdrobniale: żłóbek, gwiazdka, stajenka, dzieciątko. Trywializujemy to. Tymczasem te święta mają być dla nas czasem dojrzałości – dania świadomej odpowiedzi Bogu, który przychodzi. Przychodzi na świat i prowadzi nas poprzez wszystkie tajemnice, te radosne i te bolesne, chwile szczęścia i zwykłe szare dni. Świat jest trudny – ale ciągle pełen Boga, który promieniuje dla nas wszystkich.
Życzymy Ci, abyś potrafił Go przyjąć jako Tego, który jest mądrzejszy. Ten, który z jednej strony napełnia sensem – ale i niesamowitą prostotą. Uczący pokory, ostrożności osądów, dostrzegania Jego w drugiej osobie, bezinteresownej miłości, spalania się dla drugiego człowieka. Tego wszystkiego, co tak trudno nam przychodzi – a czyni niesamowicie szczęśliwymi. 
On znowu się narodził – pokój Wam! 
W imieniu swoim i rodzinki
T.

Sezamie, otwórz się!

Oby Bóg nie przeleżał naszego życia w szopie – żebyśmy nie zatrzymali się na progu tej szopki betlejemskiej, znanej wszystkim, ale weszli dalej i pozwolili Jemu samemu wejść we własne życie. Gdy Bóg przychodzi, nie wystarczy czekać – trzeba Mu wyjść na spotkanie. Tak jak magom/królom przybyłym ze Wschodu, a później apostołom wędrującym ścieżkami Galilei, tak jak uczniom idącym do Emaus – Jezus objawia się ludziom, którzy wyruszyli w drogę.
Owocnych świąt!
A do posłuchania – bynajmniej nie tylko dla zmęczonych:

Ujrzeć i uwierzyć

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.  (J 13,1-2)
To nie słowa liturgii Wielkanocnej, ale z Wielkiego Czwartku. A zarazem – sedno i wyjaśnienie tego, co się później wydarzyło, czego konsekwencją jest nasza w tych dniach możliwość świętowania. Syn Boży, sam będący Miłością, wspina się na szczyt poświęcenia i ofiarowuje sam siebie, aby ci, których umiłował, mieli życie nie tylko w perspektywie tych kilkudziesięciu lat na ziemi.
 

Autentycznej radości ze Zmartwychwstania, która napełni nas nie tylko na chwilę, ale pozostanie w sercach i pomoże powstawać z każdego upadku, odnaleźć siłę w każdej trudności, zrozumieć sens w cierpieniu i umiejętnie wykorzystać każdą chwilę. Tej nadziei, która będzie nas przemieniać tak samo, jak odmieniła apostołów. Żeby nasze świętowanie zwycięstwa Pana nie skończyło się w anonimowym tłumie gapiów, być może przypadkowo stojących koło pustego grobu – ale abyśmy potrafili do tego pustego grobu wejść i, jak św. Jan, „ujrzeć i uwierzyć”.