Pokręcone ścieżki

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając /przy tym/ swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym. (Mk 1,1-8)

Pustynia to bardzo ważny element naszego życia – może właśnie dlatego, że tak bardzo nielubiany. Z jakiego powodu? Bo wygodnie jest być pod wpływem bodźców z różnej strony, dźwięków, obrazów, przekazów. Nie trzeba się bardziej zastanowić nad różnymi rzeczami, rozważać sensu postępowania czy podejmowanych decyzji. Pomijając już to, że te nie pozwala na odczucie samotności, która może się pojawić, gdy zdam sobie sprawę z pustki.

Czytaj dalej Pokręcone ścieżki

Moje małe przyzwyczajenia

Dwie sprawy, które – niby prozaiczne – a żyć troszku nie dają, jak czasami się nad nimi zastanowić. Kwestia takich dziwnych nawyków i przyzwyczajeń. Ale jednak.
Kościół – najlepiej, gdy pusty
Lubię pusty kościół. Lubię modlitwę w samotności. Jakoś tak sobie do serca wziąłem te słowa:

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6, 6)

Nic na to nie poradzę. Pomijając sytuacje ekstremalne, kiedy idę na Mszę przysłowiowym bladym świtem, ździebko nieprzytomny, i staram się otrzeźwieć i rozbudzić się dość gwałtownie – to np. w niedzielę chciałbym układać to tak, żeby móc po prostu spędzić w ciszy z Nim ten kwadrans. Po prostu, w ławce. Dziesiątka różańca, jakieś tam podsumowanie – dnia, tygodnia. Gorzkie żale moje własne, ale i podziękowanie. Wyciszyć się, zwolnić bieg, wyrównać oddech.
Tak, wiem: jesteśmy wspólnotą, Kościół ma ludzi jednoczyć i gromadzić razem wokół ołtarza. Nie jako indywidualności, ale w grupie. Uzupełniając się, wspierając. To może jakieś tam natręctwo – ale im ciszej, spokojniej, mniej ludzi, tym ja się czuję lepiej. Może mnie rozpraszają inni? Nie wiem. Obserwuję to od dłuższego już czasu, w sumie sporo lat. Tak chyba po prostu mam i nie chcę tego zmieniać. Pora dnia nie ma znaczenia – czy rano, czy wieczorem.
Inna rzecz, że przekłada się to na niechęć i unikanie większych uroczystości, nieco pompatycznych, z „uroczystą oprawą” (szczyt, coś czego nie znoszę, to orkiestra na Mszy…), a więc siłą rzeczy pektorałów, infuł, pastorałów i tego złocisza wszelkiego… To pewnie z kolei pochodna tego, że z racji wieloletniego zamieszkiwania tam, gdzie mieszkałem, miałem pod nosem wszystkie prawie ówczesne uroczystości i „główne celebry w wymiarze diecezjalnym”.
Prostota, prostota i jeszcze raz prostota. Im bardziej prosty kościół, tym lepiej się tam czuję. Mniej rzeczy, ozdób odwracających uwagę – więcej przestrzeni dla Boga, żeby się w Niego wtulić, zachłysnąć Nim i zasłuchać.
Pismo Święte, brewiarz – najlepiej książkowy
 
Uwielbiam różnej maści aplikacje związane z modlitwami czy wiarą w ogólności – ostatnio korzystam z Modlitwy w drodze czy Mocnego Słowa. Przymierzam się do Brewiarza, z którego dotychczas korzystam czasami przez brewiarz.pl. Od kilku dni testuję aplikację Pismo Święte – dzięki niej znajdę każdy cytat biblijny o wiele szybciej, niż w książce.
No właśnie. Te wszystkie nowinki techniczne ułatwiają życie – żeby zmówić Jutrznię czy Nieszpory nie trzeba taszczyć sporej knigi w twardej oprawie w torbie/plecaku, wystarczy kliknąć na smartfonie. Podobnie z czytaniem Pisma Świętego – zamiast cegiełki pokaźnej, nawet mniejszy format, kolejna aplikacja, jakich milion innych masz w telefonie.
To nic. Uwielbiam po prostu wziąć to papierowe, moje własne, Pismo Święte i je czytać. Starą dużą Tysiąclatkę, albo odkrywane na nowo najnowsze wydanie paulistów Podobnie, najprzyjemniej odmawia mi się liturgię godzin z własnym tu i ówdzie pogniecionym, starym (1988) kompletnym wydaniem brewiarza (na marginesie: jak zobaczyłem, że nowe kosztują ok. 110 zł za tom – a ja kupowałem ok. 2000 roku stare wydanie za jakieś 150 zł za wszystkie cztery, i to nowe – to się zgarbiłem), z wystrzępionymi wstążkami/zakładkami, powtykanymi tu i ówdzie obrazkami. Intuicyjnie. Własna przestrzeń do modlitwy.
Do starszych osób trudno mnie zaliczyć – no chyba, że 3 w cyfrze wieku na początku to już starość. A jednak – taaaki tradycyjny. Co zrobić 🙂

Oddech ducha w dusznym i zabieganym świecie

Jak paciorki różańca przesuwają się chwile
nasze smutki, radości i blaski.
A ty Bogu je zanieś połączone w różaniec
święta Panno, Maryjo pełna łaski.
Nie wiem, jak wy, ale do mnie dość często wracają te słowa bardzo mocno dziecięcej piosenki. Nie raz i nie dwa już pewnie pisałem tutaj, że pobożność maryjna chyba nie była moją mocną stroną… aż tu nagle, z „przerażeniem” stwierdziłem jakiś czas temu, że staram się modlić na różańcu praktycznie codziennie. Ok, niestety, tylko dziesiątkę dziennie, zwykle gdzieś po drodze, najczęściej do domu – ale to i tak sporo. Choć chciało by się więcej.
 
Jak to zwykle bywa, te słowa chciałem napisać na początku miesiąca różańca – wyszło na półmetku. Ale warto. Bo zachęcić chcę do różańca. I to niekoniecznie wcale tego w kościele. Tzn. młodych – dzieci, młodzież – jak najbardziej, o ile mają w okolicy nabożeństwa dla swojego mniej więcej wieku. Idźcie, bo warto. Na nabożeństwa dla dorosłych nie zapraszam, bo mam dziwne doświadczenia, że założenie jedyne słuszne jest odnośnie wieku uczestników co najmniej 60+, zatem treść rozważań… hmm, powiedzmy że odbiega od tego, co ja bym rozważał, a na pewno jak bym rozważał, jakimi słowa, te tajemnice. W tym sensie – bardziej polecam spróbować samemu, własnymi słowami. Wystarczy ściąga z układem tajemnic – znak krzyża, i gotowe.
 
Daj się Bogu porwać do pochylenia i zadumania nad tajemnicami tych właśnie smutków, radości i blasków (piosenka sprzed ustanowienia tajemnic światła przez bł. Jana Pawła II – teraz powinno być jakoś „nasze smutki, radości, blaski i światła”?), a może przede wszystkim spróbuj odnieść te zbawcze wydarzenia historii świata do siebie, do swojego życia, do tego wszystkiego, co się w nim dzieje, przewala, kipi, albo wręcz przeciwnie – melancholijnie leży, jakby niewidoczne. Jakie by to nie było, z czego by to nie wynikało – God is the answer, i to żadna przesada. Dopóki człowiek nie spróbuje, trudno sobie wyobrazić, ile pokoju wlewa się w serce przy takim – niby to bezmyślnym – zadumanym przesuwaniu paciorków. Świat wtedy zwalnia, cichnie, nabiera odpowiednich barw, bardziej widoczne jest to, co najważniejsze, co zwykle umyka, na co brakuje czasu, poprawia się widoczność, przestawia hierarchia. Taki oddech ducha w dusznym i zabieganym świecie.
 
Zachęcam i zapraszam do modlitwy. I tylko na marginesie poddaję intencję – moja mama dalej walczy, okazuje się, na szczęście, nie było zawału, sle stan jest bardzo ciężki, jest słabiutka, skończyła się chemia i dzisiaj zaczyna trzecia już seria radioterapii. Nie wiemy, czy uda się to świństwo wyleczyć – dużo zależy od tego, na ile stać organizm mamy. Był też kryzys na tle nerwowym, ale to chyba udało się zażegnać. W każdym razie ostatnie 2 tygodnie były bardzo ciężkie. Dlatego choćby o jedną zdrowaśkę za nią proszę.