Zmruż oczy

Niesamowite to było. Czy w tym jest palec Boży? A może Mama o sobie przypomina tam, z góry, we właściwy sobie oryginalny sposób?
Siedzę dość już zmęczony w pracy, piszę, a tu nagle wpada mail od jednej z koleżanek Mamy. Pani bardzo emocjonalnie napisała, że znalazła maila od Mamy, którego dostała jakieś 2 lata temu po śmierci jej taty. I Mama, i jej koleżanka jedna były na pogrzebie. I pani ta stwierdziła, że o ile czas nie leczy ran, a oswaja – to chciała, żebyśmy to przeczytali. Mama napisała do niej tak (pisownia oryginalna):

(…) Mam nadzieję, że ból życia jest do zniesienia.
Serdecznie dziękuję za to wzruszające spotkanie. Mam nadzieję, że jeżeli nie pomogło Ci za bardzo, to i nie dobiło.
Zobacz jak to sie plecie. Poprzednie takie było jak X chowała mamę.
Od naszego spotkanie chodzi a mną motyw przewodni „Zmruż oczy” , przesyłam, może będzie lżej.
ściskam całe osierocone stadko

Film „Zmruż oczy” z genialną rolą Zamachowskiego widziałem kilka razy, w tym raz u dominikanów w Mikołaju w ramach, zaniechanego już, kina pod gwiazdami. Niby dziwny, niby monotonny, a jednak jak bardzo prawdziwy. Polecam, kto nie widział, a sam sobie go pewnie odświeżę.

Ad rem. Tekst, który Mama tej koleżance wtedy przesłała, a który sam chyba gdzieś już sobie wynotowywałem:

Jest czas by mieć. Jest czas by tracić.
Jest czas by szukać. Jest czas zobaczyć.
Mieć w górze niebo, w sobie spokój.
Pod sobą krzesło, świat gdzieś z boku.
 Jest czas na słowa. Jest czas milczenia.
Jest czas być w słońcu. Jest czas być w cieniu.
Mieć ręce pod głową, zmrużone oczy, patrzeć jak życie się toczy.
 Jest czas by pytać. Jest czas by wiedzieć.
Jest czas by śnić. Jest czas dla ciebie.
Jest czas by widzieć, między chwilami, to czego nie ma – a
jest. 

Ta końcówka trochę ks. Twardowskiego przypomina, prawda? Pamiętam, że główny bohater w filmie mówił mniej więcej: „Zmruż oczy, tak widać lepiej”. Że mało tam było akcji, a sporo patrzenia w przestrzeń, obserwowania pustego podwórza, zapatrzenia, zamyślenia… Zamiast lecieć bez sensu – przystanąć, zamarudzić nad byle czym, zatrzymać się i zmrużyć te oczy.

I umieć je zmrużyć tak samo właśnie, kiedy serce najbardziej boli, gdy odchodzi lub odszedł już ktoś najbliższy, kogo kochamy, bez którego świat wydaje się walić i niszczeć. To po prostu taki czas, jak inny – tylko bardziej bolesny dla tych, co zostają i żyją dalej, w przeciwieństwie do tych, których czas nadszedł. My tutaj ciągle tracimy i szukamy – oni już mają i widzą, zobaczyli. My nad sobą mamy niebo – oni już w sobie spokój, bo połączyli się ze źródłem pokoju. Nam świat ciągle przesłania wszystko – oni już mają odpowiedni dystans, bo są poza nim. Wspominamy słowa i milczymy, wspólne chwile na słońcu ukrywając rozpacz w cieniu serca. I tak nagle, wyjątkowo, jakby wyjęci z czasu montujemy piękną retrospekcję z życia tego, kogo właśnie tak bardzo i nagle zabrakło. My tutaj ciągle pytamy – oni już wiedzą. A co najpiękniejsze – z tym wszystkim czekają tam na nas. 

Oddech ducha w dusznym i zabieganym świecie

Jak paciorki różańca przesuwają się chwile
nasze smutki, radości i blaski.
A ty Bogu je zanieś połączone w różaniec
święta Panno, Maryjo pełna łaski.
Nie wiem, jak wy, ale do mnie dość często wracają te słowa bardzo mocno dziecięcej piosenki. Nie raz i nie dwa już pewnie pisałem tutaj, że pobożność maryjna chyba nie była moją mocną stroną… aż tu nagle, z „przerażeniem” stwierdziłem jakiś czas temu, że staram się modlić na różańcu praktycznie codziennie. Ok, niestety, tylko dziesiątkę dziennie, zwykle gdzieś po drodze, najczęściej do domu – ale to i tak sporo. Choć chciało by się więcej.
 
Jak to zwykle bywa, te słowa chciałem napisać na początku miesiąca różańca – wyszło na półmetku. Ale warto. Bo zachęcić chcę do różańca. I to niekoniecznie wcale tego w kościele. Tzn. młodych – dzieci, młodzież – jak najbardziej, o ile mają w okolicy nabożeństwa dla swojego mniej więcej wieku. Idźcie, bo warto. Na nabożeństwa dla dorosłych nie zapraszam, bo mam dziwne doświadczenia, że założenie jedyne słuszne jest odnośnie wieku uczestników co najmniej 60+, zatem treść rozważań… hmm, powiedzmy że odbiega od tego, co ja bym rozważał, a na pewno jak bym rozważał, jakimi słowa, te tajemnice. W tym sensie – bardziej polecam spróbować samemu, własnymi słowami. Wystarczy ściąga z układem tajemnic – znak krzyża, i gotowe.
 
Daj się Bogu porwać do pochylenia i zadumania nad tajemnicami tych właśnie smutków, radości i blasków (piosenka sprzed ustanowienia tajemnic światła przez bł. Jana Pawła II – teraz powinno być jakoś „nasze smutki, radości, blaski i światła”?), a może przede wszystkim spróbuj odnieść te zbawcze wydarzenia historii świata do siebie, do swojego życia, do tego wszystkiego, co się w nim dzieje, przewala, kipi, albo wręcz przeciwnie – melancholijnie leży, jakby niewidoczne. Jakie by to nie było, z czego by to nie wynikało – God is the answer, i to żadna przesada. Dopóki człowiek nie spróbuje, trudno sobie wyobrazić, ile pokoju wlewa się w serce przy takim – niby to bezmyślnym – zadumanym przesuwaniu paciorków. Świat wtedy zwalnia, cichnie, nabiera odpowiednich barw, bardziej widoczne jest to, co najważniejsze, co zwykle umyka, na co brakuje czasu, poprawia się widoczność, przestawia hierarchia. Taki oddech ducha w dusznym i zabieganym świecie.
 
Zachęcam i zapraszam do modlitwy. I tylko na marginesie poddaję intencję – moja mama dalej walczy, okazuje się, na szczęście, nie było zawału, sle stan jest bardzo ciężki, jest słabiutka, skończyła się chemia i dzisiaj zaczyna trzecia już seria radioterapii. Nie wiemy, czy uda się to świństwo wyleczyć – dużo zależy od tego, na ile stać organizm mamy. Był też kryzys na tle nerwowym, ale to chyba udało się zażegnać. W każdym razie ostatnie 2 tygodnie były bardzo ciężkie. Dlatego choćby o jedną zdrowaśkę za nią proszę.