Z krzyża siedem słów #04: Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił

Medytacje dotyczące, sięgającej XVI wieku, tradycji rozważania w okresie Wielkiego Postu ostatnich 7 słów, wypowiedzi Zbawiciela, jakie odnotowują Ewangelie – powstające spontanicznie w Wielkim Poście AD 2017. 

Czytaj dalej Z krzyża siedem słów #04: Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił

Z krzyża siedem słów #03: Niewiasto, oto syn Twój; oto Matka twoja

Medytacje dotyczące, sięgającej XVI wieku, tradycji rozważania w okresie Wielkiego Postu ostatnich 7 słów, wypowiedzi Zbawiciela, jakie odnotowują Ewangelie – powstające spontanicznie w Wielkim Poście AD 2017. 

Czytaj dalej Z krzyża siedem słów #03: Niewiasto, oto syn Twój; oto Matka twoja

Dwie samotności

Gdy wysłannicy Jana odeszli, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w pałacach królewskich przebywają ci, którzy noszą okazałe stroje i żyją w zbytkach. Ale coście wyszli zobaczyć? Proroka? Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Lecz najmniejszy w królestwie Bożym większy jest niż on. I cały lud, który Go słuchał, nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy. Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego. (Łk 7,24-30)

Brzmi znajomo? Bo to dokładnie to samo, co Mateusz swoimi słowami opisał w ostatnią niedzielę, tylko tym razem w wersji Łukasza. Ja dzisiaj chciałem napisać o tym kilka słów w kontekście czegoś, co z jednej strony jest nam bardzo potrzebne, ale z drugiej może stać się czymś bardzo tragicznym – o samotności: przed Bogiem i wobec ludzi. Nie ukrywam, do napisania tego tekstu trochę zainspirował mnie obrazek, który widać u góry.

Czytaj dalej Dwie samotności

W Bożych rękach, na Jego dłoni

Wtedy Maryja rzekła:
Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą
odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest Jego imię
a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia
[zachowuje] dla tych, co się Go boją.
On przejawia moc ramienia swego,
rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu,
a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami,
a bogatych z niczym odprawia.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na miłosierdzie swoje
jak przyobiecał naszym ojcom
na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki.
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. (Łk 1,46-56)

Dalsza kontynuacja zwiastowania i ciąg dalszy, jakby odpowiedź Maryi na słowa, jakie usłyszała z ust Elżbiety, gdy stanęła przed nią. Jednocześnie piękna modlitwa, znana szczególnie wszystkim, którzy pochylają się nad codzienną modlitwą Kościoła – liturgią godzin – bo przecież powtarzana w każdych nieszporach (modlitwie wieczornej).
W pewnym sensie, od momentu rozmowy z Gabrielem, Maryja jest samotna, choć obdarzona szczególnym Bożym błogosławieństwem, które przyjmuje w niej postać malutkiego człowieka, rozwijającego się Boga-Człowieka, Jezusa. Samotna wśród ludzi, ale otoczona stałą obecnością i miłością Boga. To, co powiedział jej anioł, zaczyna się układać w spójną całość, dochodzą kolejne puzzle układanki jej życia – faktycznie, Bóg nie tylko dokonał cudu poprzez poczęcie się w niej Jego Syna, ale także obdarzył łaską rodzicielstwa bezpłodną i po prostu starą już jej krewną Elżbietę. Miłość Boża widziana w małych, ale jakże wymownych znakach. Bóg nie tylko postawił przed Maryją zadanie i zostawił ją z nim samą, ale pokazuje, że działa także wobec innych. 
Jesteśmy ludźmi, których czasy, w jakich żyjemy, odwracają się od Boga, starają się Jemu i sobie udowodnić własną samowystarczalność. Zawiedzeni życiem, materializmem, konsumpcją, gonieniem za kasą i zbytkiem, paradoksalnie tracimy zaufanie do Boga właśnie – podczas gdy On jest jedynym, który może temu życiu, temu naszemu byciu tu i teraz (ale też w dłuższej, całej perspektywie) nadać sens, odnowić je. Jesteśmy ludźmi, którzy nie potrafią się cieszyć tak naprawdę – zamykamy się w czterech ścianach, uciekamy od relacji z sąsiadami, rodziną, więzi przyjacielskie są coraz bardziej luźne. Zadowalamy się bezcelowym i przypadkowym pływaniem po powierzchni swojego życia. 
To wszystko zmienia się, gdy człowiek spotyka Boga – tak jak Maryja spotkała Jezusa, który w niej się kształtował. Wbrew pozorom, to nie ona nosiła pod swym sercem Boga – ale przyjmując rolę Matki Syna Bożego pozwoliła się Bogu unieść na Jego dłoni. Kiedy człowiek raz odnajdzie radość, jakiej Maryja dała wyraz w swoim Magnifikacie, wystarczy mu jej nie tylko do spraw pięknych i radosnych (święta, opłatek, kolędowanie, ucztowanie), na krótko, ale także do tego, co przyjdzie dalej, później, będzie trudne, będzie wymagało wyrzeczeń i kosztowało cierpienie. Boży entuzjazm zaraża na dobre. Pozwól się nim zarazić w stajence betlejemskiej.