Medytacje dotyczące, sięgającej XVI wieku, tradycji rozważania w okresie Wielkiego Postu ostatnich 7 słów, wypowiedzi Zbawiciela, jakie odnotowują Ewangelie – powstające spontanicznie w Wielkim Poście AD 2017.
A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha (Mk 15, 33-37)
Wydaje mi się, że to właśnie te słowa Jezusa na krzyżu najbardziej oddawać mogą – w powszechnym rozumieniu – tęsknotę i samotność w poczuciu bezsilności, wtedy, kiedy sytuacja przeraża i przerasta, kiedy nic już nie można zrobić. Syn Boży opuszczony przez Boga Ojca? Tu nie chodziło już chyba tylko o to, że uciekli uczniowie, że trumfowali ci, którzy próbowali się Go pozbyć już od dawna. Bóg nie interweniował, nie wysłał aniołów, aby uwolnili Jego Syna, aby uchowali Go przed tą męką i cierpieniem.
Jezus czyni w tym wołaniu wyrzut Ojcu? Nie sądzę – to mógł być ewentualnie wyraz opuszczenia, poczucia osamotnienia w Jego beznadziejnej sytuacji. On mógł odczuwać, jakby Ojca nie było – jednakże, nawet jeśli przyjąć, że to były słowa wyrzutu, skoro wołał, to wiedział, że Bóg Ojciec gdzieś tam jest i Go usłyszy. Czy jednak właśnie w którymś z tych kontekstów wypowiedział je Jezus?
Ja nie mam wątpliwości, że Jezus tymi słowami się modlił i wręcz w swoim tragicznym położeniu wyznawał w ten sposób wiarę w Boga Ojca. Pokazywał, że pomimo miejsca, w którym jest, nadal pokłada ufność w Ojcu. Bo te słowa, dzisiaj rozważane – „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” – są w ustach Jezusa wyłącznie przytoczeniem słów Psalmu 22 (dość długi, więc nie przytoczę w całości). Słów, które współczesny Jemu każdy Żyd znał na pamięć, nie tylko tego wstępu, ale całego psalmu. Psalmu, który na początku faktycznie mówi o tym, że Bóg nie zawsze odpowiada („Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju”), o pogardzie i wyszydzeniu („Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: «Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje») – ale mówi także o tym, że ludzie wielu pokoleń już poznali wierność Boga („Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu”), o tym, że ludzie chwalić Go będą („Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia”). Opowiada tak naprawdę historię człowieka w bardzo trudnej sytuacji, który – choć nie słyszy Boga – nadal Mu ufa i wierzy, że On go nie pozostawia samemu, jak również obiecuje wychwalać Boga na prawo i na lewo. Co te słowa znacząc w ustach Jezusa – zwątpienie? Nie, wierność, zaufanie wobec Ojca, jedynego, do którego Jezus mógł się zwrócić, skoro wszyscy uczniowie po prostu uciekli.
Co więcej, żydowski teolog i historyk Pinchas Lapide (1922-1997) tłumaczył, że opis tego wydarzenia przez św. Mateusza – a więc ze sformułowaniem „[Jezus raz jeszcze] zawołał donośnym głosem” (Mt 27, 50), co w oryginale brzmi phone megale legon – wskazuje w kontekście zachowania pobożnego Żyda, że chodziło tu o modlitwę w formie recytacji (legon) całego psalmu, który utożsamiają jego pierwsze słowa. Poza tym, są słowa w wersecie 11 psalmu: „Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki” – które dokładnie wyjaśniają, skąd się wzięło: „Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza» (Mk 15, 35). Słowa „Ty jesteś moim Bogiem” to po hebrajsku nic innego jak Eli atta – co z kolei brzmi praktycznie identycznie co Elia ta, a więc „Eliaszu, przyjdź”. Jezus wyznawał wiarę w Boga Ojca, a tłum myślał, że woła Eliasza.
Czy to ma znaczenie? Kapitalne! Ile razy te słowa – «Eloi, Eloi, lema sabachthani» – w ustach Jezusa stanowić mają dla różnych osób dowód, że On też zwątpił. A tu, wręcz przeciwnie. Jezus na krzyżu nadal wierzył, pomimo ogromu cierpienia, jakiego doznał. Czuł się osamotniony w tej sytuacji, ale nawet pomimo tego wiedział, że Bóg jest przy Nim i Go wysłuchuje. Pokazuje, że w najtrudniejszym momencie można i trzeba zwrócić się z tym wszystkim, co we mnie krzyczy, płacze i wyje – właśnie ku Bogu – który także wtedy jest przy mnie ze swoją miłością. Można mieć w danych okolicznościach odczucie, że Boga nie ma, co nie musi oznaczać, że tak właśnie uważam – tu pięknym przykładem jest św. Matka Teresa z Kalkuty, która przez blisko 50 lat, aż do śmierci, żyła w poczuciu pustki, tzw. nocy ciemnej, poczucia opuszczenia przez Boga. Czy zwątpiła z tego powodu, straciła wiarę? Bynajmniej. Wierzyła i traktowała to jako doświadczenie, ale od Boga właśnie.
Żadne doświadczenie nie jest zbyt wielkie i zbyt trudne dla człowieka wiary. Przykład dał nam właśnie na krzyżu Jezus – który w swoim osamotnieniu doświadczał dokładnie tego samego, czego my doświadczamy tutaj, bardzo często osamotnieni przez osoby, na które liczyliśmy, najbliższych, albo po prostu w zmaganiach, na polu których ostatecznie musimy stanąć sami. Bóg w Jezusie, który przeżył sam te doświadczenia, jest tuż obok.