Najprostszy gest największej miłości

Było to przed Świętem Paschy. Jezus widząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać, widząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?” Jezus mu odpowiedział: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział”. Rzekł do Niego Piotr: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Odpowiedział mu Jezus: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę”. Powiedział do niego Jezus: „Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy”. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: „Nie wszyscy jesteście czyści”. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty, i gdy znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem» i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”. (J 13, 1-15)

Umiłowanie do końca. To takie proste. Nie tylko ten jeden gest Jezusa, ale całej Jego nauczanie, te wszystkie słowa, myśli, nauki, sytuacje gdy uzdrawiał, czynił cuda, rozmnażał pokarm, wyganiał złe duchy, otwierał ludzkie serca. Wszystko sprowadza się do tego właśnie – do miłości, która nie ma granic.

Czytaj dalej Najprostszy gest największej miłości

Trzy dni, które zmieniły świat

To może zabrzmieć trochę infantylnie, dziecinnie (a może i dewocyjnie?) – ale mam wrażenie, że cały świat, wszystko dookoła tak podświadomie zaczęło już świętowanie najważniejszych 3 dni roku. Tak, ważniejszych od Narodzenia Pańskiego 🙂 Rzeczywistość zwalnia obroty, żeby niczego nie przegapić, nie uronić.

Czytaj dalej Trzy dni, które zmieniły świat

Czwartek

Dzień Księdza, pamiątka Eucharystii. Jak zwał, tak zwał. Piękny dzień z dwiema liturgiami – diecezjalną Mszą Krzyżma Świętego, jednoczącą co do zasady całe prezbiterium diecezji z jej biskupami, oraz każda wspólnota z własną Mszą Wieczerzy Pańskiej. Wymowny moment zamilknięcia organów, stukot kołatek, towarzyszenie Jezusowi Eucharystycznemu do Ciemni (kaplicy adoracji). No i sporo ludzi, którzy – jakby nieco bezmyślnie – przechodząc przed pustym i otwartym tabernakulum, bez wiecznej lampki, dzielnie przed nim (przed czym?) klękając. 
A potem niesamowite – dla mnie bardzo wyczekiwane co roku (brakuje mi tego – nie mam dzisiaj czasu ani możliwości uczestniczyć…) wieczorne adoracje w ciemnym kościele. Spokojna i na swój sposób niesamowita rozmowa z Bogiem, który jest i żyje, jutro ma umrzeć, więc czeka jakby przyczajony gdzieś w bocznej kaplicy, nie jak zwykle w tabernakulum, a każdy z nas czeka już na niedzielę i pusty grób jako znak zwycięstwa. 
W ramach wielkopostnego wyrzeczenia postanowiłem dzisiaj (rano u mnie -3 stopnie) pojechać rowerem do pracy, całą trasę, i wysiłek w obie strony ofiarować w intencji dobrych, oddanych, ofiarnych i skorych do pracy kapłanów (więc i biskupów również). Mam nadzieję, że dobry Bóg ten wysiłek przyjął, bo zmachałem się okrutnie 🙂 

Posłani na peryferia

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. (J 13,1-15)

Co roku mam problem – o którym z tych dwóch tekstów pisać: ewangelii z Mszy Krzyżma, czy z Wieczerzy Pańskiej. Chyba jednak ten drugi jest ważniejszy. 
Myślę, że nazwanie dzisiejszego dnia dniem kapłana i Eucharystii nie jest przesadą. Wszystko, czego dostępujemy dzięki posłudze kapłańskiej i co otrzymujemy z eucharystycznego stołu – pochodzi i swój początek ma właśnie tam, w wielkoczwartkowy wieczór w wieczerniku. Nie z Bożego kaprysu – ale z bezgranicznej miłości, w imię której Jezus „umiłowawszy swoich, któzy byli na ziemi, do końca ich umiłował”
(moje ulubione sformułowanie, o ile pamiętam, ujęte w IV modlitwie eucharystycznej). Bóg-człowiek, świadomy jak nigdy przedtem swojego posłannictwa, rodowodu, misji i nieuchronności zbliżającej się rzeczywistości krzyża, a jednocześnie świadomy zbliżania się ku Bogu Ojcu… czyni coś zupełnie po ludzku niezrozumiałego. Staje przed uczniami nagi, jedynie przepasany prześcieradłem – i zaczyna obmywać im nogi. Piękny gest, którego chyba nigdy w naszej katedrze nie uraczyłem. Absurdalność po ludzku tego gestu najlepiej rozumie sam Piotr – oponuje, nie zgadza się, po czym ustępuje w końcu. 
Ten niesamowicie piękny gest naśladuje dzisiaj papież Franciszek – jako kardynał w 2001 r. obmył nogi chorym na AIDS! – odprawiając tę jedyną w swoim rodzaju w roku liturgicznym Mszę… w zakładzie karnym dla nieletnich. Kolejny ludzki paradoks – widoczny zwierzchnik Kościoła na ziemi swoją posługą dociera do tych nawet przez świat przekreślonych, pogubionych, stłamszonych i naznaczonych, mimo młodego wieku, ciężarem błędów i konsekwencji ich popełnienia. Piękny gest, króciutka kilkuminutowa homilia – powrót do źródeł? Oby. Zero pompatyczności, przepychu, celebry (celebrytyzmu?) – po prostu treść odarta z czasami przesadzonej i zasłaniającej kontekst formy. Skoro dla Jezusa w tak ważnym momencie najistotniejszym było umywanie nóg – co ja z tym zrobię? Nie po to On wezwał do czynienia tego samego innym. Jesteśmy powołani do bycia dla drugich bardziej, niż dla siebie, dla swojego ego. 
Wczoraj, podaczas pierwszej audiencji generalnej, w miesiąc równy po rezygnacji Benedyka XVI, Franciszek mówił: „W Chrystusie Bóg dał nam pewność, że jest z nami, pośród nas. Powiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8, 20). Jezus nie miał domu, bo jego domem byli ludzie, to my, jego misją było otworzenie wszystkim bram Boga, uobecnianie miłości Boga.” To my jesteśmy i mamy być dla Boga domem, z którego będzie On mógł wychodzić i docierać na cały świat, i którym my sami ze swojego serca będziemy chcieli i potrafili się dzielić z innymi. Ważna jest Eucharystia – ale bez człowieka, którego serce ma ona umacniać na drodze, nie ma czemu służyć. Niewątpliwie to największy chyba dar dla nas – jednak czy miał by on jakikolwiek cel sam w sobie, bez tych, których miała by ona umacniać, karmić, posilać? Nie wierzę, aby Bóg działał bez celu. Mamy Eucharystię, bo i sami jesteśmy – idąc, mniej lub bardziej sensownie przez ten świat, po to aby móc się nią karmić. Bez znaczenia jest, że dzisiaj tamten wieczernik to muzeum, gdzie Mszy się w ogóle nie odprawia. Ważne jest, że ciągle trwa i ma dla kogo trwać na całym świecie dokonywanie na Jego pamiątkę tego, co po raz pierwszy sam Jezus uczynił, wtedy i tam właśnie, 
Myślę, że nazywanie dzisiejszego dnia „dniem księdza” to nie przesada. Takim zbiorowym – bo co innego dzień poszczegónych rocznic święceń, inna sprawa. To dzień, w którym kapłani dziękują za ten wielki dar, złożony w słabe i często po prostu niegodne ręce. Kiedyś pewien ksiądz powiedział mi, że za nich trzeba się modlić – nie mają rodzin, dzieci, wnuków, którzy by to robili potem; jeśli zapomną o nich ci, którym służyli, pamięć zachowa tylko Bóg. Jest w tym dużo prawdy. Mamy bardzo wiele powodów, aby modlić się za kapłanów. Kiedy są słabi, upadają, robią coś nie tak, ulegają tak bardzo ludzkim słabościom, kręcą się jakby uwięzieni i nieszczęśliwi – przede wszystkim o dar odnajdywania woli Bożej w ich życiu i tym posługiwaniu. Kiedy dają piękne świadectwo, docierają do wielu serc ludzkich, mobilizują, dają dobry przykład, angażują się w różne formy działania – tym bardziej, żeby doby Bóg dawał im siły, aby pozwolił (On sam jako ten, który daje wzrost) owocować efektom ich prac nie tyle najbardziej spektakularnie, co najlepiej. Warto się za nich modlić – nie tylko właśnie, gdy usłyszymy coś mądrego, przekonywującego, trafnego; przede wszystkim wtedy, kiedy mam wrażenie, że w życiu nie słyszałem bardziej beznamiętnie przeczytanego z kartki tekstu albo bardziej pokręconego, niespójnego i przypadkowego „rzeźbienia” na żywo tzw. homilii. Oni są dla nas, żadni supermeni w czarnych ciuchach, a ludzie nierzadko jeszcze od nas słabsi. Przecież moc w słabości się doskonali. 
Nie wiem, czy rację miał ks. Twardowski pisząc, że kapłaństwa się boi, lęka. Mnie się bardziej wydaje, że w kapłaństwo – jako dar i łaskę od Boga, nie dla siebie ale do rozdawania swoimi rękami dla innych – po prostu dany człowiek musi uwierzyć, aby mogło dzięki niemu przynosić owoce. Z niewolnika nie ma pracownika – nieszczęśliwy kapłan owoców nie przyniesie. 
Ja w tym dniu szczególną pamięcią otaczam tych, którzy już odeszli, a z których bogactwa kapłaństwa i posługi czerpałem. A różni, wierz mi, oni byli. Tym niemniej, bez względu na słabości, a może właśnie ze względu na nie szczególnie zasługiwali na szacunek, codziennie się z nimi mierząc. Bóg cały ten Kościół składa w bardziej niż kruche ręce nas, grzeszników – a kapłani nie biorą się z Marsa, tylko spomiędzy nas. Takich kapłanów mamy, jak się modlimy. Czyli jest duże pole do popisu jeszcze. A oni, kapłani, jak to ujął papież Franciszek, mają jeszcze więcej do zrobienia i do dotarcia aż na peryferia – miast, ale przede wszystkim ludzkich. Chociażby po to, aby ci, którzy tam żyją, widzieli w nich i przez nich, że On jest a oni nie są Mu obojętni. 

Miłość gotowa na wszystko

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. (J 13,1-15)

Każdy, kto weźmie dzisiaj udział w liturgii Wieczerzy Pańskiej, wieczorem, usłyszy powyższe słowa – jedynej Eucharystii odprawianej w dniu będącym pamiątką jej ustanowienia, poza Mszą Krzyżma (jedna w każdej diecezji, nie ma jej w poszczególnych parafiach – gromadzi prezbiterium diecezji wraz z biskupem).

Ewangelista, nie wiem czy świadomie, ubiera to, co działo się w sercu Pana w bardzo piękne słowa –  umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. Jeśli istnieje jakiś bezmiar miłości – to tylko właśnie w Bogu, a więc i w Jego Synu, który wręcz kipiał tą miłością do ludzi, gdy przemierzał ziemię jako człowiek. Wiedział, co Go czeka, w tych dnia stawało się to jeszcze bardziej czytelne, a zarazem zrozumiałym było, że ten moment się zbliża, że jest już bardzo blisko. Miłość bez końca ofiarowuje się w całości, bezwarunkowo, gotowa na wszystko. 
Piotr to, co Jezus dokonywał, rozumiał dosłownie. I w tym sensie jego reakcja jest zrozumiała. No jak to, Syn Boży ma mi usługiwać, obmywać nogi? Za chwilę, kiedy Jezus wyjaśniał, odwrotnie – najlepiej dał by Mu się cały umyć. Jednak symbolika tego czynu była inna; poza przykładem pokory i tego, jak jeden chrześcijanin powinien postępować wobec drugiego. Tu nie chodziło aż o obycie nóg jako takie – a tylko o obmycie nóg. Ci, którzy uwierzyli Bogu, stawali się czyści, wolni od brudu grzechów czy przywiązania do zła. To właśnie była ta kąpiel, którą Jezus miał na myśli – pójście za Nim, przylgnięcie do Niego, identyfikowanie się z Jego przesłaniem i nauczaniem. 
Szkoda, że w tak niewielu kościołach można zaobserwować obmywanie nóg w trakcie dzisiejszej liturgii. „Bo to nie wypada, przecież to kościół, no bez przesady…”. Kiedy właśnie wypada, i to najbardziej jak to tylko możliwe – sam Jezus to przypomina. Tym bardziej, że żadna to sztuka, nic logistycznie trudnego. 

Mycie nóg w praktyce

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. (J 13,1-15)
O czym jest ten tekst? O wielkości. O nie dającej się po ludzku opisać wielkości prawdziwego Boga, który jednocześnie nie mógł bardziej być człowiekiem. O Bogu, który – największy, najpotężniejszy, pełen łaski i mocy – uniżył się jak ostatni ze sług. Po co to wszystko? Z pokory. Z miłości, która nie ma granic, i którą kieruje, wylewa na każdego z nas. Dla tej miłości, która nie ma końca. To do dzisiejszych słów nawiązuje piękna IV modlitwa eucharystyczna, gdzie słyszymy:

Kiedy nadeszła godzina, * aby Jezus został uwielbiony przez Ciebie, Ojcze święty, * umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, * do końca ich umiłował, * i gdy spożywali wieczerzę, wziął chleb, błogosławił, * łamał i rozdawał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: To jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane. Podobnie wziął kielich napełniony winem, * dzięki składał i podał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i pijcie z niego wszyscy: To jest bowiem kielich Krwi mojej nowego i wiecznego przymierza,która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. To czyńcie na moją pamiątkę.

Reakcji Piotra, a także ogólnego zdziwienia pozostałych, nie można tylko starać się tłumaczyć tym, że byli prostymi ludźmi, rybakami, rzemieślnikami. Wierzyli, że był prawdziwym Bogiem, Mesjaszem, zapowiadanym i wyczekiwanym Zbawicielem. A On – co? Ledwo przepasany prześcieradłem, bierze miednicę i, klękając, zaczyna obmywać nogi zebranym. Piotr poszedł na pierwszy ogień – i znowu, wybuchowość i gwałtowność górą. Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał! Jezus dwa razy wyjaśnia, co chce zrobić – Kefas jednak dalej daje się zwieźć pozorom. Nie i koniec!

Dopiero obawa wykluczenia z tego, co jest celem i końcem, ukoronowaniem wędrówki ich wszystkich za Jezusem, każe mu się opanować. Dalej nie rozumie – ale wie, że tak należy postąpić. Tak mówi Pan. Zabawnie nieco mogło wyglądać – w jednej chwili bronił się przed umyciem nóg, aby chwilę później nalegać na umycie także rąk i głowy. Nie rozumie, ale daje się przekonać – to ważne, aby w swojej zatwardziałości nie ugrzęznąć bez sensu, ale umieć zmienić zdanie, gdy się jest w błędzie.

Ale to była prosta część tej lekcji. Dać umyć nogi Mesjaszowi – jeszcze zrozumiałe, skoro tego żądał sam. Ale co dalej? Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.O, z tym to już gorzej. Taką samą postawę mieli mieć względem siebie. My ją mamy mieć względem siebie. Nie w tym rzecz, aby sobie nic tylko nogi nawzajem myć – to symbol, przenośnia. Czego? Pokory, ducha służby. One mają nas prowadzić – między sobą, do siebie. Czasami to trudne, bolesne, albo wręcz prawie niewykonalne. A bo te nogi do obmycia zapuszczone, brudne, chore. A bo jak tu okazać pokorę i usługiwać komuś, z kim pół życia (albo i więcej) jest się pokłóconym, czasami nawet nie pamiętając już, o co?

Tak samo, jak Jezus – od Boga wyszliśmy i do Niego idziemy. Raz narodzeni w czasie, istnieć nie przestaniemy. Będziemy nieśmiertelni, a śmierć będzie tylko przejściem z tego życia do innego, lepszego, doskonałego, bez tego co boli. Służba i pokora, na które dzisiaj zwraca uwagę Jezus, to – obok miłości, miłosierdzia, i jeszcze kilku cnót – podstawy na tej drodze. Tylko w oparciu o nie dojść możemy do wyznaczonego – sami sobie, i przez Pana nam – celu.

Jak to jest z moim uczestnictwem we Mszy świętej? Różnie. Albo wcale. Dzisiaj jest dobry dzień, aby się nad tym zastanowić. Może właśnie – idąc na taką mszę, odprawianą raz tylko w roku, która jest w wyjątkowy sposób pamiątką tamtej pierwszej, w wieczerniku. Jedyna okazja – następna za rok. Eucharystia to wielki dar, który z coraz większą biernością marnujemy, nie biorąc w niej udziału. Jakie są problemy, żeby przyjść do kościoła raz w tygodniu – a co dopiero coś nad to? Kilka lat wstecz starałem się być na Mszy codziennie – dzisiaj nie jest to możliwe obiektywnie, ale staram się w tygodniu wziąć w niej udział, o ile jest możliwość. Budujące – są pojedyncze osoby młode; mniej – zdecydowana większość to ludzie starsi, emeryci, u schyłku życia, może już bardziej po drugiej stronie.

Dziękując Bogu za dar Eucharystii, i prosząc o to, aby ludzie z jej dobrodziejstwa korzystali, aby do ołtarza przychodzili chętnie, często i z radością, przyjmując i Słowo, i Ciało, aby nas umacniało – pamiętajmy też o kapłanach. Różni są – jak to widać – w końcu są tylko ludźmi. Żadne z nich święte krowy – czasami ludzie słabsi od nas, z wielką misją daną przez Pana; kto tak ich traktuje – sam im szkodzi. Trzeba się dla nich modlić o siłę, wytrwałość i o to, żeby im się chciało Pracują w czasach, w których naprawdę trzeba się narobić, żeby zwrócić uwagę drugiej osoby – także na Boga. To wielkie możliwości, ale potrzeba także wiele zaparcia i wytrwałości. I jeszcze, żeby ta posługa ich radowała, a nigdy nie była przykrym obowiązkiem czy – broń Boże – czymś na kształt pracy, od czego się prawie ucieka. I żeby w tym wszystkim dobrego Boga naśladowali, ale Jego samego nie zasłaniali. Wtedy wszystko będzie w porządku, oni sami – szczęśliwi, a ich praca – owocna.