Może tytuł nieco przesadzony – niestety, mnie się takie właśnie z tą sprawą skojarzenie nasuwa. Nie lubię pisać o tego rodzaju wydarzeniach – bo nie im ten blog ma być poświęcony – natomiast wydaje się, że wiele osób chyba nie rozumie podstawowego w tej sprawie problemu.
Chodzi o sprawę konfliktu ks. Wojciecha Lemańskiego z abp. Henrykiem Hoserem SAC, którego to konfliktu kolejna odsłona nie znika z mediów od kilku dni, bowiem ordynariusz podjął kroki ostateczne w stosunku do podwładnego, tj. odwołał go ze stanowiska proboszcza (
dekret). Nie da się ukryć – język wyjątkowo suchy i urzędowy, a przecież nie o to powinno chodzić, tylko o dobro ludzi, czego trudno się po formie domyśleć…
Sytuacja generalnie ciągnęła się od kilku lat (sam abp Hoser w jednej z wypowiedzi mówił o 4 latach wstecz). W 2001 r., jeszcze za bp. Kazimierza Romaniuka, wzbudził duże zainteresowanie, przygotowując w ówczesnej parafii w Otwocku grób Pański nawiązujący do mordu w Jedwabnem. Działa na rzecz przywrócenia pamięci o historii polskich Żydów, upomina się o prawdę o mordzie w Jedwabnem. Niezbyt darzony przeze mnie estymą abp Sławoj Leszek Głódź, ówczesny ordynariusz warszawsko-praski, przeniósł go stamtąd do Jasienicy w 2006 r., co nawet mało zorientowanym okiem trudno było rozpatrywać w kategoriach awansu. Awantura o przeznaczenie środków z funduszu sołeckiego – dyrektorka szkoły chciała (i postawiła na swoim) placu zabaw, ks. Wojciech – skate parku. Czy warto o to iść do sądu z pozwem o zniesławienie? W mojej ocenie – nie, tym bardziej opisując to na prawo i na lewo, a do tego będąc proboszczem parafii. Formalnie, oczywiście, mógł i miał do tego prawo – jak każdy. Czy ten plac zabaw był zły? Nie, po prostu inny pomysł niż księdza – i to chyba jedyny problem. Zaszkodziło to jemu samemu – skończyło się odebraniem misji kanonicznej (brak możliwości katechizowania w szkole), co z kolei wywołało żal i sprzeciw ze strony rodziców dzieci, które podobno z dużym oddaniem uczył.
Jest to na pewno człowiek wyczulony bardzo na tematykę żydowską, na wszelkie kpiny i dyskryminację Żydów – co samo w sobie nie może i nie powinno nigdy być odbierane jako coś negatywnego, co więcej, taka postawa jest niejako obowiązkiem każdego z nas. Że ksiądz wyszedł z jakiegoś „spędu” księżowskiego, bo leciały antysemickie dowcipy? To akurat dobrze o nim świadczy. Pod hasłem „robi z kościoła synagogę” należy rozumieć fakt,m iż umieścił przy ołtarzu w Jasienicy szafkę na lekcjonarze w kształcie zwoju Tory. Czy to jest przestępstwo? W mojej ocenie – nie – co więcej, dość ciekawe i na pewno oryginalne nawiązanie do Starego Testamentu, niewątpliwie w stylu tego duszpasterza. Dba o kościół, wykonał przed nim nowy chodnik, duszpasterstwo jak na wiejskie warunki działa bardzo prężnie – sam przy tym mieszkając w nieotynkowanej plebanii. Staje w obronie ks. Adama Bonieckiego po krytykującym go liście bp. Wiesława Meringa – w mojej ocenie jak najbardziej słusznie. Apeluje do metropolity warszawskiego o pozostawienie w posłudze biskupiej bp. Piotra Jareckiego po spowodowanym przez niego pod wpływem alkoholu wypadku drogowym – też chyba słusznie (wobec szeptanych informacji, że ten ma być – w nagrodę? za przyznanie się do wszystkiego od razu i nie chowanie głowy w piasek, ot, choćby jak śp. biskup Śliwiński). Przeszkadza mu to, co nie transparentne, a szczególnie wyczulony wydaje się być na niesłuszności i krętactwa… kolegów po fachu, czyli księży i biskupów (m.in. spór z Szymonem Hołownią odnośnie księży żyjących podwójnym życiem).
Już raz miał być odwołany, w 2010 r., najpierw dekretem ustnym, potem pisemnym. Parafia się zmobilizowała, zebrali 1.500 podpisów (ok. połowa parafii), diecezja odpuściła i dekret cofnięto. W kontekście późniejszego rozwoju wydarzeń trudno nie odnieść wrażenia, że ks. Lemański komuś uwierał i przeszkadzał, przy czym brakowało jednak argumentów merytorycznych, żeby postawić przysłowiową kropkę nad i, odwołując go, co nie przeszkadzało jednak próbować, kopiąc po kostkach.
Ja widzę po stronie diecezji i abp Hosera jeden podstawowy problem w tym wszystkim, który – gdyby nie zaistniał – mógłby całą sytuację uczynić jaśniejszą i bardziej jednoznaczną. Dekret odwołujący ks. Lemańskiego mówi w ogólnikach, brak jest jakiegokolwiek konkretnego zachowania (z opisu albo daty wskazanego), a z kolei kuria odmawia jakichkolwiek wyjaśnień, co wydaje mi się tylko zaciemnia sprawę. Jest w nim mowa o „brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi diecezjalnemu oraz nauczaniu biskupów polskich w kwestiach bioetycznych”, oraz zarzut, że publicznie głoszone przezeń poglądy „nie spełniają wymogów prawa kanonicznego” i „przynoszą poważną szkodę i zamieszanie we wspólnocie Kościoła”. Nie tylko w tej sprawie ostatniego dekretu, ale też w zakresie m.in. upomnienia kanonicznego: ogólniki, żadnych konkretnych przykładów. Takie anachroniczne zachowanie w stylu „nie wasz problem, odczepta się” – tylko że efekt jest dokładnie odwrotny i po prostu mnożą się spekulacje. Co więcej, dla ludzi podzielających poglądy ks. Wojciecha (do których sam się zaliczam – z wyraźnym zaznaczeniem, że uważam, że w całej sytuacji zabrnął zbyt daleko i do niczego dobrego ona nie prowadzi), takie a nie inne zachowanie ze strony władz diecezji warszawsko-praskiej wydaje się być sygnałem, że w Kościele jako by preferowani byli konserwatyści – czy to duchowni (adwersarze ks. Lemańskiego), czy to świeccy.
O tym w mediach popularnych się nie przeczyta – ale wiadomo, że pomiędzy biskupem a księdzem trwały, zmierzające w dobrym kierunku rozmowy poprzez mediatorów świeckich i duchownych… po czym, ni stąd ni zowąd, biskup sięga po swoją władzę: odwołuje ks. Lemańskiego z parafii. Po co? Czemu to miało służyć? Nie pomoże to ani Kościołowi – woda na młyn przeciwników, sam ks. Wojciech jako „znak sprzeciwu”, którym będą walić w ten Kościół właśnie, utwierdzając go przy tym (chyba niesłusznie) o wielkim skrzywdzeniu i zasadności dalszego testowania wszelkiej drogi odwołania i mnożenia korespondencji z dykasteriami watykańskimi. Co więcej – zadziwia mnie osobiście zapalczywość, z jaką władze kościelne do tej sytuacji podeszły. Szereg oficjalnych działań z zakresu sankcji prawa kanonicznego, do bardzo poważnej włącznie (odwołanie z probostwa), straszenie między wierszami suspensą – a czy ks. Lemański jest złodziejem, gwałcicielem, schizmatykiem? Nie. No właśnie. A wytacza się – tak, w pewnym sensie przez jego upór – przeciwko niemu działa, których bynajmniej nie wytaczano w wielu o wiele poważniejszych gatunkowo sprawach, jak choćby kolejne afery seksualne (abp Paetz w Poznaniu, ksiądz w Tylawie czy moim rodzinnym Gdańsku nie tak dawno). Dzięki tej, wydaje mi się, niefrasobliwości i nieprzemyśleniu sytuacji, abpo Hoser sobie i całemu Kościołowi w Polsce zafundował tę całą aferę, zamiast po głębszym zastanowieniu spróbować jednak dogadać się z krnąbrnym, ale dobrym księdzem, i postarać się go jakoś sensowniej zagospodarować.
Na czym polega problem? Ano na tym, że ks. Lemański znany i rozpoznawany jest coraz częściej jako ten, który walczy – z nieżyczliwymi kolegami w sutannach, z (uprzedzonym?) biskupem, z będącą w błędzie dyrektorką okolicznej szkoły. Krytykuje i wali w bardzo wiele osób – przy czym nie wiem, czy jest w tym wszystkim obecnie coś konstruktywnego. Przykre skojarzenie – ale z Don Kichotem mi się nasunęło. Sam przeciwko wszystkim. Atakuje coraz więcej, niestety coraz bardziej stylem wypowiedzi z przeplatanymi cytatami z Ewangelii upodabniając się do tych, których sam krytykuje. Pojawia się w mediach, których przy maksimum dobrej woli nie da się określić obiektywnymi – m.in. w programie Tomasza Lisa. Chciał dobrze? Może. Nie wyszło, bo ani się wiedzą nie popisał, a Lisowy program zyskał na oglądalności dzięki „księdzu, który sprzeciwia się Episkopatowi w sprawach in vitro”. Czy o taki efekt ks. Wojciechowi chodziło? Wierzę, że nie. No właśnie. Ale tak wyszło.
Nie dziwi więc reakcja biskupa, który 24 maja br. zakazuje ks. Lemańskiemu wypowiedzi w mediach. Tak, nie da się ukryć, narzędzie mocno anachroniczne i kojarzone z ciemnym średniowieczem – czy jednak nie zastosowane w tym wypadku prawidłowo? Przeciwnicy Kościoła i tak wiedzą swoje, są mądrzejsi. Wbrew – opisywanej tutaj w innym tekście – ocenie wg mnie zupełnie bezsensownego zakazu nałożonego przez prowincjała swego czasu na ks. Adama Bonieckiego, tutaj biskup niestety postąpił słusznie. Oczywiście, następując odwołania formalne w trybie Kodeksu Prawa Kanonicznego. Czy celowe? Na pewno będące dowodem uporu księdza, co nie jest w tej sytuacji dobre. Tak, on ciągle istnieje medialnie, kreuje się sam na tego dobrego, co to w niego wszyscy (nawet swoi) walą – ale czy przynosi to coś poza tym? Tak, sporo czarnego PRu Kościołowi. A w samej wspólnocie – podziały na tych, którzy przyznają w tej sytuacji prymat posłuszeństwu, oraz tych, dla których całość sytuacji dowodzić ma jedynie tego, że w Kościele jest taki sam syf i walka jak w każdym innym miejscu.
Po samym dekrecie odwołującym, noszącym datę 05 lipca br., ks. Lemański publikuje na swoim blogu obszerne
oświadczenie. Opisuje szeroko relacje z ordynariuszem, wskazuje na spotkanie w kurii biskupiej mające mieć miejsce w styczniu 2010 r., w czasie którego zdaniem księdza dojść miało „niedopuszczalnego i skandalicznego zachowania Abp Hosera wobec mnie”. Przywołując cytaty ewangeliczne (Mt 18, 15-17) wskazuje, iż próbował sprawę wyjaśnić, korespondował z biskupem, oczekując przeprosin, przywołuje – niby mimochodem – przykład sytuacji szkockiego kard. O’Briena (skandal seksualny) jednocześnie nie precyzując zarzutów, nie nazywając po imieniu tego, co miało zajść; mówi o szykanach ze strony biskupa i księży. Podkreślił także, że „zdarzenie ze stycznia 2010 roku w kurii diecezji warszawsko-praskiej miało według mnie wyraźny związek z moim zaangażowaniem w dialog chrześcijańsko-żydowski”. Przywołuje jednocześnie, jako niejako świadka sytuacji z 2010 r. Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego Więzi, z którym rozmawiał na temat zajścia w drodze powrotnej do parafii – jednakże
sam zainteresowany nie zamierza podawać szczegółów tego, co się dowiedział, skoro nie zrobił tego ks. Lemański; nie negując jednocześnie swojej wiedzy o samym zajściu jako takim.
Żeby było jasne – moim zdaniem skala tej całej sytuacji jest zupełnie nieadekwatna do tego, co ma być rzekomo jej powodem, tj. zarzuty sformułowane wyjątkowo ogólnikowo i nijak pod adresem ks. Lemańskiego. Tak, prowokuje, używa sposobu wypowiedzi niewątpliwie trafiającego bardziej do słuchaczy liberalnych, zadaje pytania trudne i dla niektórych niewygodne, można powiedzieć – krąży bardziej po obrzeżach, na granicach, niż po wydeptanych i przechodzonych ścieżkach centrum Kościoła. Tylko czy jest to samo w sobie w jakikolwiek sposób niewłaściwe, a tym bardziej zasługujące na jakiekolwiek ukaranie, w tym do usunięcia takiego księdza z parafii i wywalenia go w wieku 53 lat na wcześniejszą emeryturę, z naprawdę już poniżej krytyki wtrętem o przekazie „jak sobie znajdziesz proboszcza, co cię weźmie, to cię łaskawie tam przydzielę”? Nigdy, na ile ja śledzę temat, nie usłyszałem/nie przeczytałem czegoś, co w sposób bezpośredni sprzeciwia się znanemu mi nauczaniu Kościoła. A tym samym – wydaje się, że taki nieciekawy i medialnie głośny finał sprawa ma głównie z powodu trochę bezsensownego uporu ks. Lemańskiego.
Tak, oczywiście ks. Wojciech ma pełne prawo i nawet dobrze, że odwołuje się zgodnie z CIC. Choć, o ile wiem, dotąd z marnym skutkiem. Warto przypomnieć – deklarował, i to nie raz, podporządkowanie się ostatecznym rozstrzygnięciom spornych kwestii – i mam nadzieję, że faktycznie tak właśnie postąpi. To samo w sobie będzie świadczyło nie tylko o jego klasie – fajna sprawa – ale przede wszystkim o traktowaniu na serio przyrzeczenia, które w 1987 r. składał, przyjmując święcenia kapłańskie, przyrzekając „mnie [biskupowi ordynariuszowi] i moim następcom cześć i posłuszeństwo” (przytaczam z pamięci). A to dla kapłana powinno być najistotniejsze.
Napisał w oświadczeniu wydanym po opublikowaniu odwołującego go dekretu, że „Nie jest moim celem i nigdy nie było szkodzenie Kościołowi. Moim zdaniem pokora i posłuszeństwo nie mogą oznaczać zgody na niesprawiedliwość i krzywdę jakiej doświadczyłem od ludzi Kościoła. Kocham Kościół, jest On moim domem i nie pozwolę się z Niego wypchnąć”. Mam nadzieję i ufam, że tak właśnie jest – dla dobra ks. Wojciecha, Kościoła i wszystkich tych, którzy tę przykrą sytuację obserwują. Tak właśnie ta sprawa mogła się skończyć bez całej medialnej otoczki – wyraźnym stwierdzeniem w stylu „biskupie, nie zgadzam się ni cholerę – ale w duchu posłuszeństwa odpuszczam”. Chyba nie tylko w moich oczach ks. Lemański zyskał by o wiele więcej niż w obecnej sytuacji.