Tym razem kolejna książka – może nie bardzo pasująca do obecnego okresu liturgicznego (tak, to już okres zwykły) – ale jednak w mojej ocenie warta omówienia i poświęcenia jej miejsca na blogu.
Trafiłem na nią dość przypadkiem, właściwie szukając – przy okazji grudniowych w Empiku (która to sieć jakiś czas temu zlikwidowała u siebie dział „religia” – książki o tej tematyce walają się w „naukach humanistycznych”) – czegoś sensownego do poczytania na Adwent. Wybór był niewielki – wpadły mi w rękę właśnie „Dzieci Królestwa” bp. Grzegorza Rysia. Czego o książce nie wyczyta się w internecie to to, że jest to zapis rekolekcji adwentowych z Krakowa z 2013 r.
Myślę, że jedna z najbardziej popodkreślanych przeze mnie książek (ktoś powie – nie szanuję; hmm, wg mnie to świadczy o tym, że jest dobra i używana, a nie o braku szacunku?). Czyta się jednym tchem.
Ostatecznie tym, który trzyma rzeczywistość w rękach, jest Pan Bó, i to On jest tym, który nas przeprowadza także przez doświadczenie krzyża, śmierci i prześladowania. I w ten sposób nas zbawia.
Trzeba by patrzeć w Kościół i pytać się, na ile jako uczniowie Jezusa, wspólnota, która rządzi się innymi prawami niż cały doczesny świad polityczny, gospodarczy, odzwierciedlamy królestwo Boga.
Chodzi o otwartość Kościoła w stosunku do każdego. Nie można sobie stworzyć chrześcijańskiej izolatki. Nie mamby być sektą, która funkcjonuje, mając w nocsie wszystko prawie dookoła. Takich przykładów nie brakuje, ale to nie jest Kościół. Kościół jest wspólnotą, która wychodzi na spotkanie z człowiekiem.
Mamy cieszyć się i nawracać jednocześnie. To połączenie jest bardzo twórcze: tu i jeszcze. JUŻ nam jest dane i JESZCZE nie przeżywamy go w pełni. Pełnia objawienia jest w Jezusie Chrystusie, to znaczy wszystko, co Pan Bóg chciał dać człowiekowi, już mu dał w sposób pełny. Natomiast to we mnie jest opót, nie jestem jeszcze w stanie tej pełni przyjąć. Dlatego czas do paruzji jest czasem mojego otwierana się na tę pełnię darów Bożych, jaka przyszła w Jezusie. Ona już przyszła, ale jeszcze nie jest całkiem przeze mnie przyjęta.
Modlitwa jest po to, żeby nas otwierać. Pan Jezus mówi: proście, a przyjmiecie – to jest ten fragment, który zwykle tłumaczymy: proście, a otrzymacie. W tłumaczeniu św. Hieronima to brzmi właśnie tak: proście, a przyjmiecie. Pan Bóg daje nam dary, ale my otwieramy się na nie wyłącznie wtedy, gdy o nie prosimy. Modlitwa nam uświadamia to, co możemy przyjąć.
Co to znaczy, że gwałtownicy zdobywajhą królestwo Boże? To znaczy, że trzeba się trochę rozpychać.
Ewangelia jest jeszcze przed nami.
My nie znamy godziny, a jednocześnie mamy doświadczenie czasu, który się przedłuża. (…) Przedłużający czas staje się próbą. Czas do nas nie należy. Jednocześnie wiemy, że nie mamy się spodziewać żadnego nowego objawienia. W tym sensie żyjemy w czasach ostatecnzych, wszystko zostało nam dane. Po naszej stronie jest odpowiedź na tę pełnię darów, która przyszła od Boga.
To niesłychane, że ludzi, do których kieruje swoje orędzie [Jezus], nazywa synami królesrwa. Głosi królestwo Boże ludziom, którzy są synami królesrwa. W ten sposób ich określa. To oznacza, że orędzie, któe przynosi, jest już w nich wpisane. Oni są dziećmi tego orędzia, oni je noszą w sobie. Ono jest tak ważną częścią ich tożsamości, że mogą w ten sposób zostać nazwani: dzieci królestwa, synowie królestwa.
Jezus głosi królestwo Boże ludziom, którzy są zrodzeni z tego królestwa. I wszystko, co musi zrobić, to pozkazać im, że to, co On im ogłasza, mają w sobie, że to ich głęboko opisuje, że wyznacza najgłębszą prawdę o nich samych. Absolutnie najgłębszą ich tożsamość.
Jezus przychodzi głosić królestwo, mając pełną świadomość, że ci, do których idzie, są zrodzeni z tej rzeczywistości, którą im ogłasza. Jakby im mówił: stańce się tym, kim jesteście.
To jest pewien wybór, przed którym stoimy: albo wypełnię w życiu tę najgłębszą prawdę o sobie samym, albo jej zaprzeczę z całą konsekwencją, do tego stopnia, żę znajdę się poza własnym domem.
W miarę, jak będziesz przepowiadał Słowo, oni będą się pokazywać, będą się ujawniać, wychodzić z cienia, będą się gromadzić wokół Eucharystii, zobaczysz ich. Na razie ich jeszcze nie widzisz, ale oni od dawna tutaj są. Oni są Chrystusowi. Właściwie to, co Paweł ma zrobić, to ujawnić prawdę o tych ludziach. To, co dawno w nich jest, co jest w ich wnętrzach.
Ojcze, przyjdź królestwo Twoje. To jest przedziwne, ponieważ mamy modlić się o coś, co Chrystus nam ogłosił, że już przyszło.
Kerygmat Jezusa brzmi tak: królestwo Boże przyszło! Królestwo Boże jest pod ręką! Królestwo Boże jest wśród was! Królestwo Boże w was jest! Królestwo Boże jest streszczeniem całego orędzia Jezusa, więcej nawet – to jest streszczenie tego, kim jest Jezus. Jezus jest królestwem Bożym obecnym wśród nas. I sam przyszedł nam to ogłosić.
Kiedy Jezus wchodzi do Nazaretu – co pokazuje św. Łukasz – to pierwsze Jego wystąpienie wśród ziomków wygląda tak: dziś spełniło się. Głoście Ewangelię ubogim. O czym? O królestwie Boga. A jaka jest Ewangelia dla ubogich? Nie taka, że nagle staną się bogaci. Ewangelia dla ubogich to: królestwo Boga jest pod ręką, jest w waszych rękach, jest w was.
Jezus nie ma nic innego do powiedzienia. Wszystko inne to precyzacja tej Dobrej Nowiny, Ewangelii o królestwie Boga. Na to zostałem posłany. I na to posyła uczniów.
Jeśli przyjrzycie się błogosławieństwom, wszystko jedno czy w wersji Mateusza, czy Łukasza, to tylko jedna jest obietnica w czasie teraźniejszym: ta, która dotyczy królestwa Bożego. U Mateusza: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3). U Łukasza: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże (Łk 6, 20). Wszystkie inne obietnice są w czasie przyszłym. (…) Odłożono je na później, a ta jedna dotyczy nas tu, w tej chwili. To, że Bóg może się okazać królem w naszym życiu, w naszym świecie, to jest teraz, to jest na ten moment.
Królestwo Boże nie jest nam dane od razu w całości. Jest nam danej ako rzeczywistość, która ma rosnąć, która jest dynamiczna, która rośnie razem z człowiekiem, która ma siłę wzrostu.
Chrystus ogłasza nam królestwo jako rzeczywiwstość już dostępną, ale my mamy w sobie potężną wątpliwość, czy to jest dla nas dobra nowina. I tej wątpliwości nie przełamiemy inaczej, jak modląc się: przyjdź królestwo, przyjdź królestwo…. Tak, żeby ta rzeczywistość, która jest na wyciągnięcie ręki, przebiła się do mojego wnętrza przez opór, który stawiam temu wydarzeniu. To jest opór przeciwko temu, że Bóg ma być królem.
Zaproszenie na ucztę, którą wystawił Pan Bó, Król, okazuje się mało atrakcyjne – przynajmniej w zestawieniu z bardzo konkretnymi rzeczami, jakimi są pole, woły, własne małżeństwo, żona, rodzina.
Chwała to znaczy waga, ciężar. Bóg jest chwalebny, jeśli dużo waży. To jest konkret. Bóg jest chwalebny, jeśli jest w stanie przeważyć wszystko. Jeśli nie potrafi przeważyć wszystkiego, nie jest Bogiem.
Tu jest różaniec, a tu jest Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek i ilu ich tam jest. Ta waga różnie wygląda. W przypowieści są pole, woły, żona. Samo dobro! Bo tu nie chodzi o to, że człowiek wybiera coś złego. Absolutnie nie!
W historii biblijnej niewierzącym nie jest ten, kto myśli, że nie ma Boga. Niewierzącym jest ten, kto znalazł w sobie coś lub kogoś, kto mu zastąpił Boga w jego życiu. Niewiara to jest bałwochwalstwo.
Najgorsze, co się w życiu człowieka może stać, to trzasną drzwiami, odciąć się – jestem na swoim i sam sobie wystarczam. Tymczasem ta pierwotna relacja, z której wyrosłem, z której wziąłem człowieczeństwo, z której wziąłem życie, jest nie do odrzucenia. Wszystko mam stamtąd.
Bóg króluje w sposób ojcowski. Ma nad nami władzę, ale jako ojciec. Ma władzę, do której ma prawo właśnie dlatego, że nas zrodził, że wszystko mamy od Niego, że to od Niego czerpiemy życie. Nie tylko istnienie, ale też jakość tego życia, dary, talenty, jakie mamy w sobie. To wszystko jest od Niego. Co masz, czegoś nie otrzymał? Bóg jest królem, ale na sposób ojca, nie inaczej. I ten król, który jest ojcem, zaprasza: przyjdźcie!
Nie można przyjść i głosić słowa Bożego, nie mowiąc człowiekowi w oczy, że jest grzesznikiem.
Kto siada przy stole w królestwie Bożym, kto wchodzi w tę rzeczywistość, kto chce zjeść królestwo Boga, które jest przed nim zastawione. Kto? No jak to, kto. Ubodzy, ułomni, niewidomi i chromi. Widzicie się w tym towarzystwie? Te słowa was opisują? Przyjmujecie je za swoje? Ubodzy, ułomni, niewidomi i chromi. To idzie kompletnie pod prąd naszemu myśleniu.
Jeśli nie przyjmiesz królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdziesz do niego. Co z tego, że je masz o pół metra, o 20 cm od siebie. Co z tego, że jesteś przy tym stole. Nie wejdziesz, jak się sadzisz na niesłychaną wielkość. Kto jest największy? Jeśli cię obrażają słowa, że jesteś ubogi, ślepy chromy – nie wejdziesz.
To nie jest ze strony Jezusa tanie moralizatorstwo. Dlatego, że najpierw ja, jako ubogi, ułomny, chromy i ślepy, jestem zaproszony w rzeczywistość królestwa Bożego. Właśnie ja jestem zaproszony, ja jestem nakarmiony przy tym stole. Niezależnie od mojej ślepoty i ułomności. Jestem przy tym stole nieustannie karmiony. Skoro tak, skoro to rozumiem, skoro to przeżyję, wtedy staje się czymś naturalnym, że mogę kogoś takiego zapraszać także do siebie. Ale jeśli tego nie przeżyłem, nie doświadczyłem, wtedy staję na poziomie grubego moralizowania.
Królestwo Boga jest dla ludzi, którzy są w szerokim tego słowa znaczeniu ubodzy. Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, bo wasze jest królestwo.
W sytuacji rozmaitej biedy czuję się bezpiecznie, bo mam Go przy swoim bogu. Ubogi ma parakleta, którym jest Bóg, a Bóg jest królem. Jest królem, który jest ojcem. Ubogi ma przy sobie takiego parakleta. Natomiast bogacz nie potrzebuje wołać parakleta, bo już ma przy sobie poczucie pewności i bezpieczeństwa, gwarancji, które mu daje pieniądz.
W Nazarecie Jezus mówi, że Ojciec posłał Go, by głosił Ewangelię ubogim. TO jest drugi moment stwiający nas do pionu od środka: nie przyjmuję królestwa Bożego jako dobrej nowiny, bo nic nie rozumiem z ubóstwa. Poczucie pewności, bezpieczeństwa, oparcia znajduję w czymś zupełnie innym. Dlatego to orędzie, ten kerygmat, który Jezus wykrzykuje – jest królestwo Boga, Dobra Nowina, wierzcie jej! – mnie nie interesuje.
W człowieka od początku, od sceny w raju, wsączona jest podejrzliwość, że królowanie Boga w moim życiu nie jest dla mnie żadnym szczęściem, tylko źródłem nieszczęścia. Że jest czymś, co mnie ogranicza, co sprawia, że nie mogę żyć pełną piersią. Jest coś, czego Bóg mi zakazuje, i dlatego nie mogę być w pełni szczęśliwy. To jest właśnie obraz Adama z Ewą, którzy są w samym środku raju, gdzie mają wszystkiego pod dostatkiem.
Bóg może wyprowadzić życie z kompletnej martwoty. Bóg może wystrzelić nowym życiem. Nie wiem, w jakim stanie jesteście i kto siebie widzi w obrazie wyschniętego pnia, ale Słowo nam dzisiaj mówi, że gdy jesteś uschniętym kawałkiem drewna, to wiedze, że Bóg może z ciebie wystrzelić zieloną gałązką. Bóg ma zdolność wyprowadzania życia z absolutnej martwoty. Spotkanie z Bogiem służy właśnie temu.
Patrząc na siebie, nie mamy prawa spodziewać się życia, które jest młode, zielone, rozkwitające, ale Bóg ma taką nadzieję w stosunku do każdego z nas, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy wyglądali na martwych, wyschłych, bez żadnego śladu życia. Bóg wierzy, że może z nas wytrysnąć nowa różdżka, nowe życie.
Każdy z nas ma takie obszary w sobie, które są martwe. Które kiedyś były żywe, a teraz są martwe, uschnięte, nie ma w nich życia. Bóg mówi dzisiaj: mogę wzbudzić życie z tej martwoty. Przepiękne.
Przypatrzcie się powołaniu waszemu. Niewielu tam mędrców. Bóg wybrał to co głupie. To nie jest pochwała głupoty, absolutnie nie. Pismo Święte głosi pochwałę rozumu – także i dlatego, że człowiek może rozumem odkryć, że Bóg istnieje. Może swoim rozumem odkryć niektóre cechy Boga. Ale Jezus mówi dzisiaj o takim poznaniu Boga, które jest niezależne od tego, co się ma przed nazwiskiem – doktor, doktor habilitowany, profesor, czy się tam nic nie ma.
My mówimy przede wszystkim, że Jezus Chrystus był ubogi. A to jest tekst, który mówi, że Bóg Ojciec jest ubogi, bo wszystko, co miał, dał Synowi. Wszystko Mu daje. I Jezus odkrywa, kim jest Bóg, w tym absolutnym obdarowaniu. W takim doświadczeniu, że Bóg daje Mu wszystko, cokolwiek ma.
Królestwo Boże jest w was i jest między wami. Tym, co się dzieje między wami. Ale nie tu albo tam. W was, w tym, co się dzieje między wami, w relacjach między wami.
Królestwo Boże jest w osobie i królestw Boże jest między osobami, w relacjach.
Zawsze kiedy Jezus chce powiedzieć o królestwie Bożym, mówi o człowieku. Królestwo jest w osobie, jest w człowieku, jest wewnątrz. Królestwo Boże jest w was. Ono urzeczywistnia się w człowieku, a potem urzeczywistnia się przez niego.
Chcesz tworzyć dobro? Nastaw się na czas, a nie na przestrzeń. Czas. Zaczynasz coś, siejesz w osobie, siejesz w człowieku i to będzie rosło. Królestwo w nim posiane będzie rosło, będzie się rozwijało, będzie go przemieniało i przyjdzie moment, w którym ten człowiek przemieni też struktury.
Paweł później mówi tak: Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, 10 a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus (Kol 3, 9-11). I dalej: Niewolnicy, bądźcie we wszystkim posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka, jak gdybyście się mieli ludziom przypodobać, lecz w szczerości serca, bojąc się [prawdziwego] Pana. Służycie Chrystusowi jako Panu! (Kol 3, 22.24b). 10 wersetów różnicy. Najpierw Paweł mówi, że nie ma niewolnika i wolnego, a chwilę potem, że niewolnicy mają być we wszystkim posłuszni swoim panom i Chrystusa mieć jako Pana.
Papież Franciszek mówi piękne zdanie: czas jest większy niż przestrzeń. Zasada ta pozwala pracować na dłuższą metę bez obsesji na punkcie natychmiastowych rezultatów. Obsesja natychmiastowych rezultatów: zobaczyć szybko, co się udało osiągnąć, policzyć.
To On, Syn Człowieczy, jest tym królestwem Bożym. On, Jezus Chrystus, jest królestwem Boga. Wydarzenie zbawcze w osobie Jezusa z Nazaretu. On jest pierwszym, w którym dokonuje się ta rzeczywistość królowania Boga. Wszystkie obietnice Boga wobec człowieka zebrane są najpierw w Jego osobie, w Jezusie Chrystusie. On jest całkowicie posłuszny Ojcu. Jest Mu w pełni poddany.
Bóg jest Jego [Jezusa] królem, Bóg jest Jego panem. Jednocześnie ten Sługa, w miarę jak ten tekst czytamy, ma coraz wyraźniejsze cechy króla. Ma cechy kogoś, kto rozkazuje narodom. Ma cechy kogoś, komu podporządkowani są wszyscy, a jednocześnie podporządkowany jesy mu każdy z osobna, także najsłabszy. Trzcina zgnieciona, knot który się tli. Każdy człowiek, także w swojej słabości, podlega Mu bez lęku, bo On tej trzciny nie zgniata, nie łamie, nie gasi tego co się ledwie pali. Właśnie dlatego, że jest Sługą. Jest też do przyjęcia jako ten, który jest królem. Jest tym, do którego należy panowanie. Sługa, który ma rysy królewskie. Ktoś, komu wszystko jest podporządkowane. I tu jest ten niesamowity wymiar Dobrej Nowiny, którą widać przede wszystkim w Chrystusie.. To Jego radykalne posłuszeństwo Ojcu, radykalne otwarcie się na rzeczywistość królowania Boga w Nim, Jego samego czyni królem. Sprawia, że wszystko jest Mu poddane. Czyni Go władcą nad wszystkim.
My boimy się śmierci, ale oczywiście dlatego, że jesteśmy grzesznikami. I ze strachu przed śmiercią jesteśmy poddani wszystkiemu. Natomiast Jezus jest wolny od strachu przed śmiercią. Decyduje o swoim życiu. I wqszyscy, którzy należą do Niego, są tacy. To są włąśnie ludzie, do których żadna struktura nie ma dostępu.
Jest miara postawiona złu, i koniec. Zło dochodziło do niej i musiało się zatrzymać. Nie potrafiło przejść tej granicy, jaką była Edyta, Maksymilian i wielu innych. Są ludzie, do których zło dochodzi, ale nie ma nad nimi władzy. Nie ma władzy nad nimi, bo oni są już w Jezusie Chrystusie wolni od lęku przed śmiercią.
W chrzcie otrzymujemy 3 godności. Każdy z nas od momentu chrztu jest kapłanem, prorokiem i królem. Kapłanem – bo jest kimś zdolnym do ofiary z samego siebie. Kapłaństwo Jezusowe tym się wyróżnia, że kapłan jest tożsamy z ofiatą. Nie składam Bogu na ofiarę nowych zwierząt, tylko siebie żyjącego. I każdy z nas jest prorokiem. Papież, wtedy jeszcze biskup krakowski, mówi: prorokiek czyli kimś, kto może mieć rzetelny stosunek do prawdy. Ale też każdy z nas jest królem, to znaczy: w chrzcie jest nam dana i zadana królewska wolność. Poddając się królowaniu Boga, otwierając się na rzeczywistość królestwa, na to, żeby Bóg mnie wewnątrz poukładał, ja naprawdę doświadczam absolutnej wolności, wyzwolenia, królowania.
Wiara jest spotkaniem z Bogiem przy stole. Spotkać się z Bogiem to być z Nim na uczcie.
Jest taki tekst w Ewangelii św. Łukasza, który zawsze bardzo mocno do mnie przemawiał: że w wieczności człowiek będzie siedział przy stole, a Jezus Chrystus, Syn Boży, będzie przy tym stole usługiwał. Jest tam powiedziane, że jeśli Pan wrcając zastanie nas czuwających, to rozkaże nam zasiąść przy stole, a sam się przepasze i będzie nam usługiwał. Ten tekst zawsze mną wstrząsał, bo my najczęściej mówimy o tym, że być wierzącym to służyć Bogu. Natomiast tu jest pokazane, że Bóg nie da się wyprzedzić w posługiwaniu, że ostatecznie to On jest tym, który nam posługuje, także przy stole, do którego jesteśmy zaproszeni, aby spożywać najlepsze potrawy.
Pokarm od Boga jest nam podawany ze stołu Słowa i stołu Ciała i Krwi.
Liturgia jest bardzo logiczna. Najpierw jemy ze stołu Słowa, a potem podchodzimy do stołu Ciała i Krwi Chrystusa. Ta kolejność jest bardzo ważna. Bo jeśli nie możemy tego Słowa strawić, jeśli nie możemy przyjąć chleba życia ze stołu Słowa, jeśli odmawiamy tego posiłku, jeśli jest w nas sprzeciw wobec tego dania, jeśli nie chcemy się zjednoczyć z Chrystusem w Jego słowie, jeśli nas to nie posila i nie chcemy takiej komunii, to co będzie znaczyło jedzenie z tego drugiego stołu?
Przeżywamy komunię z Bogiem w tym, co On do nas mówi – o sobie, o nas, o świecie, o tym, co ważne. Chcemy się tym karmić i potem konsekwentnie bierzemy z tego drugiego stołu, by jeszcze raz potwierdzić tę pierwszą komunię i szukać siły, aby móc tą pierwszą komunią konsekwentnie żyć.
Jeśli nie potraficie się karmić wiarą wśród swoch, to nie idźcie do pogan. Jeśli nie potraficie dzielić się wiarą miedzy sobą, to nie wybierajcie się na misje. Najpierw między sobą, najpierw w swoim własnym gronie.
Znamienne, że kiedy Jezus karmił swoich, gdy rozmnażał chel po stronie ludu Bożego, miał do dyspozycji 5 chlebów i 2 ryby, a zostało 12 koszy ułomków. Tutaj, po stronie pogan, ma 7 chlebów i jeszcze jakieś ryby, a pozostaje 7 koszy ułomków. Ktoś by się mógł spytać: co się stało Panu Jezusowi? Stracił siłę w rękach, czy jak?
Teraz Jezus szuka nas w naszym pogaństwie. Bo gdzie przebiega granica, jaką jest Jezioro Galilejskie, granica między wiarą a niewiarą? Na ścianie za drzwiami? Gdzie ta granica? Ona jest w każdym z nas. Nikomu nie powiem, gdzie w nim ona jest. Mogę tylko sobie powidzieć, gdzie ta granica przebiega we mnie. Jak to we mnie jest. Jaka część mnie samego, mojego wnętrza, jest światem, który oddałem Bogu, a jaka jest tym światem, którego Mu nie oddałem i który jest mój. To nie jest ziemia święta.
Chrystus bierze w ręce wszystko, co jest prawdziwie ludzką wartością, co jest prawdziwie ludzkie. Bierze to w ręce i mi to zwraca. Nie okrada mnie z tego, nie zabiera mi tego, co jest po ludzku wartościowe. Przeciwnie – bierze w ręce i daje mi, żebym to zjadł, żebym się tym budował. To jest bardzo piękny obraz Bofa, który nie przychodzi, żeby nas okraść z tego, co jest dla nas prawdziwą wartością, choć jeszcze nie ochrzczoną, jeszcze nie sakralizowaną, nie poświęconą, nie pobłogosławioną, którą ja może chciałbym przed Nim uchronić i Go tam nie wpuszczać. On nie rozdziela tych rzeczywistości w taki sposób. Nam się wydaje – pogański świat. A Jezus mówi: nie mój się, daj mi to. Ja ci to oddam i będziesz mógł się tym pożywić. To jest przepiękne, że możemy pożywić się wszystkim, co ludzkie.
Chrystus nie jest złodziejem. On wszystko, co ludzkie, bierze i oddaje. Pokazuje wartość tego i możesz to jeść jako Słowo, któe jest ostatecznie od Niego. Zadziwiające, jak Bóg potrafi uszanować wszystko, co ludzkie, pokazać, że to jest także Jego, i tym nas karmić.
W ewangelii św. MAteusza jest przypowieść o taletnach i tę ludzie bardziej kojarzą. U św. Łukasza przeypowieści o talentach odpowiada przypowieść o minach, w któej wraca myśl o oporze wobec królestwa Bożego. O tym, że jest w nas opór wobec królowania Boga nad nami. Ten opór wraca.
Sługa trzyma tę minę – pół kilo złota – zawiniętą w grobowy całyn, ponieważ jest przekonany, że w tym kawałku metalu nie ma żadnego życia i żadnej mocy. Traktuje to, co mu zawierzono, jako coś całkowicie martwego, pozbawionego życia. Martwy kawałek metalu. Nie widzi, że w tym zawierzonym mu pieniądzu jest potencjał, jest siła.
To jest bardzo ważny moment naszej refleksji, bo mówiłem na początku, że jest w nas opór wobec królestwa Bożego. Opór, który bierze się z grzechu, pokusy i tego podejrzenia, które sączy w nas Zły. On nam mówi, że nie ma w tym żadnej frajdy, że Bó jest w nas królem. Ale dalej odkrywaliśmy, że królestwo Bofa to jest rzeczywiście dobra nowina i przyjęcie tej rzeczywistości dla siebie oznacza doświadczenie czegoś, co jest absolutną wolnością i potwierdzeniem ludzkiej godności i co naprawdę czyni z nas królów. Przy okazji możemy odkryć wszystkie paradosky Ewangelii. One są wpisane w ten jeden – że jeśli służysz, to królujesz. Fascynujące!
Dostajesz tę ofertę królestwa Bożego, to wydarzenie królestwa Bożego jako coś, co ma w sobie potężny potencjał wzrostu i co musisz puścić w obrót. Nie może być tak, że postawisz temu granicę, jakąś barierę, że zablokujesz siłę, która zostałą ci przekazana. Są ci dane ogromne możliwości. Z tego, co masz, możesz za chwilę nakarmić 10 innych, 5 innych. To się może fantastycznie pomnożyć.
Bp Dajczak na rekolekcjach dla biskupów mówił, że zmarnowane jest tylko to ziarno, które pozostaje w garści. Jeśli nie siejesz, nie wyrośnie. Kiedy trzymasz je w ręce, nic z tego nie będzie. Zmarnowane ziarno.
Ta przypowieść [o minie] mówi, że to nie jest niewiara w siebie. To jest niewiara w siłę tej mony, która jest dana. To jest niewiata w ten potencjał, któy jest ukryty w darach Bożych. Nie chodzi o ciebie, bo możesz nie umieć. (…) Bo jestem rzeczywiście za mały. Ale to, co jest mi zawierzone – królowanie Boga – ma moc samo w sobie. Bo ostatecznie miną jest Słowo. To jest ukryte tu, w tej przypowieści.
W Słowie Boga jest niewyobrażalny potencjał. Jest dynamika. Wszystko, co do nas należy, to stworzyć temu Słowy możliwość, żeby ono ujawniło swą siłę.
Człowiek głosi sSłowo, a Duch prowadzi Kościół dalej. Tak, że musisz Go gonić, musisz próbować za Nim nadążać, bo On ciągle jest przed tovą. Bo dzieją się rzeczy niezwykłe, nad którymi musisz pomyśleć, boś wcale ich nie przewidywał. Ale to jest z Boga, to jest siła, która przychodzi od Niego.
Usłyszałeś Dobrą Nowinę? Wydarzyło ci się królestwo Boga? Wszedłeś w tę rzeczywistość? Pozwoliłejśwejść tej rzeczywistości w siebie? Doświadczyłeś, że cię Bóg uładził, że ci Bóg pokazał jeszcze raz, co pierwsze, co drugie, co dziesiąte? Doświadczyłeś, że Bóg jest w tobie miłością, która porządkuje wszystkie towje relacje? Masz takie doświadczenie? Uczynił cię szczęśliwym, radosnym wolnym? Jeśli masz, to nie możesz tego zatrzymać dla siebie!
To jest automatyczne. Motywem do tego, aby wyjść i ewangelizować, nie jest to, że dookoła nie ma wiary. Motywem jest tylko to, że macie wiarę w sobie. Jak ją masz w sobie, to musisz ją wypowiedzieć, a jak się temu oprzesz, to jesteś jak ten bohater przypowieści. Zawinął w chustkę i myślał, że jest martwe. I to jest nasz problem, bo ciągle tylko sprawdzamy siebie, co my potrafimy, obmyślamy takie i inne strategie. Jakby to Słowo, które dostaliśmy od Boga, nie miało życia samo w sobie.
Jeśli głosisz kerygmat, musisz dać świadectwo. Jak nie dajesz śwuadectwa, nie głosisz kerygmatu. Nie możesz kerygmatowi przeczyć tym, jak żyjesz.
Każdy płacze, kiedy sobie uświadomi, ile w życiu przerżnął. Każdy płacze. Jan głosi chrzest na odpuszczenie grzechów. Jest wydarzenie. Teraz możesz się nawracać. Jest miejsce, jest możliwość. Przestań płakać, masz możliwość.
Za ile sprzedajemy to, że każdy z nas jest pierworodnym dzieckiem Boga? Jak pomyślę o sobie, to mnie strach ogarnia i jeszcze na dodatek nie raz, nie dwa, nie tysiąc razy…. Każdy grzech polega na tym, że człowiek przehandlowuje swoje pierworództwo za nic.
Nie chodzi o to, że to ma się rozegrać tylko w głowie. Ale jak się nie rozegra to na poziomie myślenia, to się nie rozegra w ogóle. Zmiana myślenia jest wstępem. Potem przychodzą owoce.
Czyli ostatecznie Duch sprawia to, co się dzieje w historii zbawienia. On sprawia, że ja przyjmuję zbawienie do mojego wnętrza. I to się dzieje w zawierzeniu, w powierzeniu się, w zaufaniu. To się staje moją własnością wewnętrzną, nie jest tylko na zewnątrz. Jeśli przyjmiesz Ducha Świętego, to Duch wprowadza krzyż w serce. Dokąd się nie otworzysz na Niego, ten krzyż stoi na Golgocie albo wisi ci na ścianie.
W Duchu Świętym my się możemy wreszcie przestać ścigać. Bo Duch czyni z nas Kościół, czyli jedność. Jezus mówi: będzieci ochrzczeni Duchem Świętym. I to jest Pięćdziesiątnica. Co jest największym znakiem działania Ducha Świętego w Pięćdziesiątnicę? Ogień, wicher? Nie. To, że wyszło Dwunastu z Wieczernika i wspólnie chwalą jednym głosem wielkie dzieła Boże. Wyszło 12 mężczyzn, którzy doświadczają jedności, wychwalając Boga. To było największe działanie Ducha i to było to, co wszystkim kazało zadawać pytania: co się dzieje?