Medytacje dotyczące, sięgającej XVI wieku, tradycji rozważania w okresie Wielkiego Postu ostatnich 7 słów, wypowiedzi Zbawiciela, jakie odnotowują Ewangelie – powstające spontanicznie w Wielkim Poście AD 2017.
A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Dokonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha. (J 19, 30)
Chyba można przyjąć, że właściwie nie ma sporu co do tego, iż w tym szóstym słowie Jezusa na krzyżu należy upatrywać potwierdzenia, że właśnie wypełniła się wola Boga, „misja zakończona sukcesem”. Jezus umierał i umarł – to nie była inscenizacja, po której aktora doprowadzili do porządku i żył sobie dalej. Ktoś mógłby jednak zapytać – czy te słowa nie były wyrazem, że Jezus już więcej nie mógł, że to był kres Jego sił, z którego zdawał sobie sprawę, i że trochę jakby obawiał się, czy Jego nauka przetrwa, skoro uczniowie już wtedy pouciekali i pochowali się? Z jednej strony są cytaty przytaczane przez różnych ewangelistów: „zburzcie tę świątynię, a w 3 dni wzniosę ją na nowo” ( J 2, 19; Mk 14, 58; Mt 26, 61). Z drugiej – jest groza i pustka modlitwy Jezusa dzień wcześniej, przed Golgotą, w Getsemani.
Ja nie wierzę tutaj w wątpliwości Jezusa w powodzenie tego, co On zapoczątkował. One są i to bardzo często – u mnie, u ciebie, u każdego z nas. Dzieci w szkole, przy wspólnej zabawie, dorośli już w bardziej odpowiedzialnych okolicznościach pewnie nie raz widzieli, jak coś, w co włożyli serce, czas i wysiłek po prostu przysłowiowy szlag trafiał. W takiej chwili można się załamać, prawda? Kto wie, jakby to było, gdyby historia zakończyła się w Wielki Piątek – ale nie ma co gdybać, skoro dalej jest wieczór Wielkiej Soboty i poranek Niedzieli Zmartwychwstania. Tak samo, jak Jezus wtedy, tak każdy z nas ma za zadanie to wszystko, co się w moim życiu dzieje, nawet nie tylko w chwilach katastrof i kataklizmów (zawodowych czy jakichkolwiek innych) przynosić i ofiarować Bogu, tak po prostu. On czasami rozmnoży jedzenie, zamieni wodę w wino, kiedy indziej uzdrowi czy wskrzesi. Kiedy wydaje mi się, że nie ma już nadziei, to znaczy że zapominam o Bogu i wolę się poddać, niż Jemu zawierzyć.
Jezus przegrał na krzyżu? Nie – umiłował do końca. Wystarczy spojrzeć na pierwsze słowa Janowego opisu Ostatniej Wieczerzy, czyli wydarzeń dnia poprzedzającego: „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, 1). To umiłowanie nastąpiło właśnie po tym „dokonało się” Jezusa, na drzewie krzyża. Miłość Boga osiągnęła swój szczyt właśnie wtedy i właśnie tam. To „dokonanie”, albo „wypełnienie” odnieść chyba trzeba właśnie do umiłowania – Bóg Człowiek, rozciągając ręce na drzewie, ogarnął i nimi, i swoim sercem cały świat, wszystkich ludzi (słowa «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią» [Łk 23, 34] wskazując, że także tym, którzy Go do tej śmierci bezpośrednio doprowadzili). Przy tym, krzyż – dotychczasowy znak hańby i symbol odrzucenia – nabrał zupełnie nowego sensu, stał się znakiem uwielbienia Boga.
Ten, który przyszedł, aby połączyć ziemię z niebem, uczynił to w sposób niesamowity, za pomocą kawałka drzewa. Na tych dwóch belkach dokonało się odkupienie każdego z nas – a jednocześnie Jezus pokazuje, że ta Jego miłość, która tak wiele zdziałała, która dała nam zmartwychwstanie, działa też i łączy to wszystko, co jest w każdym z nas, wszelkie przeciwieństwa, pragnienia, wewnętrzną walkę, upadki, sprzeczności. On to wszystko już we mnie umiłował. I z wysokości krzyża patrzy – co ja z tym zrobię, ile dokonam sam, jaka będzie moja odpowiedź na Jego dar.