Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego. (Mt 25,31-46)
Wyrok na samego siebie
Choć to ewangelia przeznaczona przez Kościół jako swego rodzaju epilog, bo zamykająca kolejny rok liturgiczny 2011, to jednak bardzo ładnie pasuje jako kontynuacja tekstu zeszłotygodniowego. Tutaj Bóg też postępuje bardzo… może nie radykalnie, ale konkretnie. I to jest ważne, bo wielu by chciało postrzegać Go jako spokojnego, łagodnego, dobrotliwego i miłosiernego – zero problemów, wymagać, oczekiwań, Bóg cię kocha, alleluja i do przodu. Pasterz z dzisiejszej ewangelii to jednak człowiek czynu, zdecydowany, wiedzący co ma uczynić i co musi zrobić. Wręcz gwałtowny, jak tydzień temu w ocenie leniwego sługi, tak i tutaj, gdy przychodzi robić porządek i sądzić ludzi. A jednak – kochający, bo uświadamia nas o tym, że taki moment nastąpi, przygotowuje nas do niego i ostrzega. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten tekst jest brutalny – i miałby rację. Lepsza najładniejsza bajka, czy trudniejsza prawda?
Jaki bardzo często błąd robimy? Wydzielamy Bogu miejsce w życiu. To jest, Panie Boże, miejsce dla Ciebie: niedzielna msza, spowiedź czasami, kolęda, chrzty, komunie, pogrzeby, śluby, kraść (przynajmniej tak wprost) nie będę, zabijać też nie. Ale cała reszta – podkopywanie ludzi w pracy, wyścig szczurów, nie zawsze uczciwa pogoń za kasą, brak wierności, rozwiązłość, cudzołożenie, zdrady (oj, tam, od razu takie wielkie słowo…), sposób wychowania dziecka, to jak i na kogo głosuję – sorry, to już moja sprawa i moje życie. Czyli stawiamy Boga w sytuacji – bierz to, co łaskawie jestem skłonny Ci oddać, albo spadaj. I choć być może we własnych oczach jest to powód do dumy czy nawet uważania się za dobrego katolika – to bzdura. Bóg jest jeden, cały i spójny, ogarniający cały świat, wszystko, przenikający każdą rzeczywistość i sferę życia każdego człowieka.
O tym Bóg dzisiaj właśnie mówi. O tych przeróżnych okazjach, które najczęściej przelatują nam przed nosem, bo jesteśmy zbyt pewni siebie albo zbyt zajęci czymkolwiek innym, żeby się zastanowić i je dostrzec. To są okazje do wykazania się jako człowiek, jako chrześcijanin, katolik, jako wierzący. Nie gadanie, przerzucanie się krytyką nad postawą duchownych, mędrkowanie nad opodatkowaniem Kościoła i tyle innych. Bóg przychodzi w głodnych, spragnionych, przybyszach, nagich, chorych i potrzebujących wsparcia. Tak, tu naokoło! Nie podejdzie – Sie ma! To ja, Jezus, może dasz piątaka? Nie ma lekko. Okazji jest bardzo wiele. Po prostu trzeba chcieć je zauważyć. I według tego właśnie na końcu odbędzie się sąd. Nikt nie spyta o metryczki chrztu, nie spojrzy w kartotekę kolędową czy nie zliczy w słupkach kwot rzuconych na tacę (nie twierdzę, że to nie ma znaczenia i jest nie ważne – nie jest najważniejsze).
Bóg cię podsumuje tym, ile miałeś wyobraźni miłosierdzia dla innych. Bezinteresownie. W gruncie rzeczy – ty sam się podsumujesz. To twoje wybory i twoje decyzje zdecydują. I choć możesz lamentować – a skąd ja mogłem wiedzieć… – mogłeś. Ile razy ten tekst ewangelii już słyszałeś? I dalej nic? To jest właśnie jeden z twoich wyborów. Znowu zły. Jeśli umiesz być dla innych, jeśli umiesz dawać z siebie – bądź spokojny. Jeśli nie – stań na głowie, aby się zmienić, bo czeka cię wieczność bez najmniejszych złudzeń i perspektyw, bez nadziei. Cały sąd to tyle, że w twarzy Boga zobaczysz wszystko, co zrobiłeś – i zrozumiesz, że On uszanował twoje wybory, a wyrok podpisałeś na siebie sam.
To nie my Jemu robimy łaskę – ale On nam. Owszem, możemy po prostu go olać i ignorować kolejne zaproszenia. Nasza sprawa. Wiadomo, dokąd to zaprowadzi. Ten sąd i tak nastąpi. Od tego, co i jak robiliśmy, zależy, czy mamy się czego bać, czy nie. Tu nie o zbytnią pewność siebie chodzi – bo to pycha, też grzech; ale o to, czy w życiu zrobiłeś cokolwiek, żeby załapać się pomiędzy owce i nie zasilić szeregu kozłów. Jest jeszcze czas, aby rozejrzeć się i postarać zauważyć kogoś jeszcze, poza sobą i swoim czubkiem nosa. Jest jeszcze czas, aby swoje życie wypełnić byciem dla innych, a nie tylko samym sobą, napychaniem kieszeni i gromadzeniem tytułów. Jest czas, aby dać Jezusowi zakrólować – właśnie w sobie.
I, tak zupełnie na marginesie, odnośnie powracających niestety krzykliwych pomysłów na temat zmian ustroju naszego kraju i doprowadzenia do intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Wszechświata. Tak, nie o to Mu chodziło. Tak, z wolą Bożą nie ma to nic wspólnego. Dokładnie tak samo, jak Judasz wtedy nie rozumiał, że Jezus nie przyszedł dokonać przewrotu i obalić dyktaturę rzymską nad Narodem Wybranym, choć tyle za Nim chodził – tak dzisiaj niektórzy, deklarujący się jako katolicy, też tego nie rozumieją.