Tag: wybory
Niepodległościowe delicje
Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok. Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie. (Mk 12,38-44)
Kardynał modli się za Amerykę
może postawić pod znakiem zapytania zdolność do pełnienia funkcji
moralnego strażnika w społeczeństwie”. Argument ten został bardzo szybko wytrącony, ponieważ kardynał… po prostu pojawił się także na konwencji demokratów, ucinając spekulacje co do swojej (= Kościoła) stronniczości.
video:
tekst (niestety – a może stety – j. angielski):
With a ‘firm reliance on the protection of Divine Providence,’ let us close this convention by praying for this land that we so cherish and love.
Let us pray.
Almighty God, father of Abraham, Isaac, and Jacob, revealed to us so powerfully in Your Son, Jesus Christ, we thank You for showering Your blessings upon this our beloved nation. Bless all here present, and all across this great land, who work hard for the day when a greater portion of Your justice, and a more ample measure of Your care for the poor and suffering, may prevail in these United States. Help us to see that a society’s greatness is found above all in the respect it shows for the weakest and neediest among us.
We beseech You, almighty God to shed Your grace on this noble experiment in ordered liberty, which began with the confident assertion of inalienable rights bestowed upon us by You: life, liberty, and the pursuit of happiness.
Thus do we praise You for the gift of life. Grant us the courage to defend it, life, without which no other rights are secure. We ask Your benediction on those waiting to be born, that they may be welcomed and protected. Strengthen our sick and our elders waiting to see Your holy face at life’s end, that they may be accompanied by true compassion and cherished with the dignity due those who are infirm and fragile.
We praise and thank You for the gift of liberty. May this land of the free never lack those brave enough to defend our basic freedoms. Renew in all our people a profound respect for religious liberty: the first, most cherished freedom bequeathed upon us at our Founding. May our liberty be in harmony with truth; freedom ordered in goodness and justice. Help us live our freedom in faith, hope, and love. Make us ever-grateful for those who, for over two centuries, have given their lives in freedom’s defense; we commend their noble souls to your eternal care, as even now we beg the protection of Your mighty arm upon our men and women in uniform.
We praise and thank You for granting us the life and the liberty by which we can pursue happiness. Show us anew that happiness is found only in respecting the laws of nature and of nature’s God. Empower us with Your grace so that we might resist the temptation to replace the moral law with idols of our own making, or to remake those institutions You have given us for the nurturing of life and community. May we welcome those who yearn to breathe free and to pursue happiness in this land of freedom, adding their gifts to those whose families have lived here for centuries.
We praise and thank You for the American genius of government of the people, by the people and for the people. O God of wisdom, justice, and might, we ask your guidance for those who govern us: President Barack Obama, Vice President Joseph Biden, Congress, the Supreme Court, and all those, including Governor Mitt Romney and Congressman Paul Ryan, who seek to serve the common good by seeking public office. Make them all worthy to serve you by serving our country. Help them remember that the only just government is the government that serves its citizens rather than itself. With your grace, may all Americans choose wisely as we consider the future course of public policy.
And finally Lord, we beseech Your benediction on all of us who depart from here this evening, and on all those, in every land, who yearn to conduct their lives in freedom and justice. We beg you to remember, as we pledge to remember, those who are not free; those who suffer for freedom’s cause; those who are poor, out of work, needy, sick, or alone; those who are persecuted for their religious convictions, those still ravaged by war.
And most of all, God Almighty, we thank you for the great gift of our beloved country.
For we are indeed “one nation under God,” and “in God we trust.”
So, dear God, bless America, You Who live and reign, forever and ever.
Amen.
Wyrok na samego siebie
Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego. (Mt 25,31-46)
Wybierz z głową
- Sprawdź posła – zestawienie głosowań poszczególnych parlamentarzystów w tematach aborcji, metody in vitro, obrony definicji małżeństwa jako zwiazku kobiety i mężczyzny, dopuszczalnosci wychowywania pokrzywdzonych przez los dzieci, przez osoby o orientacji homoseksualnej, reklamy i sprzedazy alkoholu oraz katastrofy smoleńskiej – w większości głosujemy na znane nazwiska, więc warto wiedzieć, czy cokolwiek z tego, co obiecywali i deklarowali albo obiecują i deklarują, znalazło odzwierciedlenie, kiedy przyszło do głosowania
- Katolicki Latarnik Wyborczy – sprawdź, czy posłowie z Twojego okręgu głosowali zgodnie z nauczaniem Kościoła Katolickiego i zobacz listę kandydatów w wyborach 2011
- mini-przewodnik katolickiego wyborcy -w pigułce, zebrane, czym i jak się kierować przy podejmowaniu decyzji, kogo poprzeć w wyborach (z ostatniego GN)
Kilka świetnych myśli Franciszka Kucharczaka, z poprzedniego GN:
Jedynka dla jedynki
dodane 2011-09-29 00:15
Franciszek Kucharczak
GN 39/2011 |Nie musi wygrać Prawo i Sprawiedliwość, musi wygrać prawo i sprawiedliwość.
W jedną z niedziel kilka lat temu śpiewano w kościołach psalm, w którym uwagę zwracały słowa: „Pan miłuje prawo i sprawiedliwość”. A że był to akurat dzień wyborów parlamentarnych, w środowiskach konkurentów PiS wybuchł taki jazgot, jakby się skin objawił na zebraniu feministek.
Niejeden proboszcz musiał potem pokazywać lekcjonarz, udowadniając (nie zawsze skutecznie), że to nie kampania wyborcza, lecz celebrowana według dawno ustalonego porządku liturgia słowa. Tamto zdarzenie było symboliczne. Pokazało, że Bóg był pierwszy i zajmował się polityką daleko wcześniej, niż powstała jakakolwiek partia. Zajmował się nią już wtedy, gdy mówił wężowi: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej”. Cała historia zbawienia to pasmo ingerencji Boga – jak najbardziej politycznych.
Bóg ma swoją politykę i jest to jedyna dobra polityka. Jej celem jest zbawienie człowieka. Kto się nią kieruje, sam staje się dobrym politykiem. Nic dziwnego, że i Kościół zajmuje się polityką od swojego początku. Gdy apostołowie, poderwani mocą Ducha, wyszli z Wieczernika i śmiało ogłosili tłumom, że Chrystus zmartwychwstał, czy to nie była polityka?
My, chrześcijanie, musimy prowadzić tę politykę, niezależnie od tego, czy to się podoba władzom jakiejkolwiek partii, czy nie. Kto raz przyznał się do osobowej Prawdy, jaką jest Jezus, musi ponad życzenia szefa, ponad interes partii i ponad wszelkie dyscypliny klubowe stawiać nakaz sumienia. Nikt nie może nikomu nakazać grzechu, tak jak to zrobiła PO, wprowadzając dyscyplinę w głosowaniu przeciw ustawie o zakazie aborcji. Wtedy wyłamało się 15 posłów. I podobnych ludzi trzeba wybierać, niezależnie od tego, w jakiej są partii (odrzucamy, oczywiście, partie, które mają grzech w programie).
Dlaczego należy pójść na wybory?
- Bo to jest nasz nie tylko obywatelski, ale moralny obowiązek. Katolik powinien wspierać to, co dobre, i przeciwstawiać się temu, co złe. Wybory to najlepsza okazja, aby swoje poglądy nie tylko deklarować, ale dać im faktycznie wyraz, realizując swoje prawo do wybierania tych, którzy będą nowe prawo tworzyli, a już istniejące poprawiali (więc będą mieli co robić). Tu nie ma miejsca na koleżeństwo i układy – albo wierzysz i Twoja wiara znajduje odzwierciedlenie w tym, kogo (a przez to – co, jakie postawy i poglądy) popierasz; albo masz rozdwojenie jaźni.
- Bo każdy z nas ma swój rozum, żyje na tym świecie trochę i widzi, co i jak się dzieje w kraju i okolicy. Można być niepoważnym i udawać, że jest pięknie i wspaniale – ale nie wyniknie z tego nic, ponieważ dalej będzie to tylko udawanie. Rzeczywistość jest zupełnie inna, do zrobienia jest bardzo wiele, wolność religijna na świecie jest pogwałcana nagminnie, wierzących w najlepszym wypadku uważa się za niegroźnych zacofańców i oszołomów, w najgorszym (póki co, na nieco innej szerokości geograficznej – ale pewnie i to się zmieni) zaś publicznie piętnuje, atakuje słownie ale też fizycznie, są prześladowani, zmuszani do opuszczania swych domów i rodzinnych stron z obawy o życie, które nierzadko za wiarę oddają. To się dzieje. I temu trzeba zapobiegać – wspierając ludzi, którzy przynajmniej deklarują pewne poglądy, najlepiej jeszcze z jakimkolwiek pokryciem w dotychczasowej działalności.
- Bo tylko wtedy człowiek tak naprawdę ma prawo później ponarzekać, w czym jesteśmy bardzo dobrzy. Co więcej – nie na tym kończąc, ale wyciągając wnioski przed kolejnymi wyborami. Genialnych polityków i politologów w tym kraju jest pewnie prawie tyle, ile osób dysponujących biernym prawem wyborczym. Sami specjaliści – kiedy przychodzi do perorowania i wymądrzania się. Ciekawe tylko, ile z tych osób: po pierwsze – w ogóle poszło głosować (ok, każdy powie, że był – wyniki frekwencji po każdych wyborach jednoznacznie temu przeczą, więc ludzie kłamią po prostu), po drugie – przemyślało swój wybór, i po trzecie – zagłosowało zgodnie z sumieniem, z nauką Kościoła (nie wytycznymi proboszcza, który się zagalopował, i albo jedną partię z nazwy umieścił w piekle, albo zaczął robić PR i spotkania wyborcze najbardziej nawet wybitnemu parafianinowi), którego są członkami.
Jest jeszcze sporo czasu. Warto poświęcić te pół godziny, poczytać jedną z w/w stron. Żeby te krzyżyki na listach wyborczych, które postawimy w niedzielę, miały sens, były przemyślane i oddawały to, co naprawdę myślę, czuję, w co wierzę.
Po czyjej byłbyś stronie?
Wszystko, co robisz, to czas twojego nawiedzenia i kilka myśli o Kościele dzisiaj
Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia. (Łk 19,41-44)
Kontynuacja tego, o czym Jezus mówił w ewangelii, której fragmentowi poświęciłem drugi wpisy wstecz. Jezus mówi co prawda o Jerozolimie, co może być rozumiane jako miasto, ale odnosi się oczywiście nie tyle do budowli i miejsca, co do ludzi, którzy się z nim utożsamiają. Tak, do Narodu Wybranego, który zlekceważył i nie uznał Jego, Syna Bożego, który przyszedł na świat.
W komentarzu na jednym z blogów napisałem, że z tym czasem nawiedzenia to jest tak jak z Zacheuszem (ten, co na drzewo wlazł, żeby Jezusa ujrzeć, i pod wpływem Jego wizyty nawrócił się) czy Bartymeuszem (który został uzdrowiony). Oni ten czas nawiedzenia rozpoznali. Czym on dla nich był? Tym wyjątkowym momentem, w którym Jezus w swojej ludzkiej postaci dosłownie przechodził przez ich życie – miasto, wieś. Namacalnie, fizycznie. Wykorzystali okazję, i odpowiedzieli na zaproszenie Boga, kierowane do każdego człowieka. Nic nadzwyczajnego – tak, do każdego, czy sobie z tego zdaje sprawę, czy nie. I dlatego oczywiście Bóg odpowiedział na ich prośby i tęsknoty odzwierciedlone nie tylko zachowaniem i słowami, ale także myślami serca.
Uciec nam może przez palce nie tylko okazja na spotkanie, a właściwie zaproszenie Boga do swojego życia (spotykamy Go przecież co rusz, obok, w drugim człowieku) – ale także okazja względem drugiego człowieka. Tak, każde złorzeczenie, oszczerstwo, nieuzasadniony wybuch gniewu, nieopanowane emocje, zranienie nie tylko dosłownie, co choćby werbalnie – to właśnie nic innego jak oddawanie pola Złemu. Świadomie czy nie – jesteśmy ludźmi wolnymi, mamy swój rozum i powinniśmy umieć się kontrolować. Wiem coś o tym, mam z wybuchami gniewu sam sporo kłopotów… To żadne usprawiedliwienie.
Każde nasze działanie na tym świecie to czas nawiedzenia. Od nas zależy czy go rozpoznamy i wykorzystamy – czy też nie zauważymy, albo wręcz celowo zmarnujemy. Warto o tym pamiętać – choćby po to, aby zdążyć się opamiętać w ostatnich momentach życia.
This is your time
This is your dance
Live every moment
Leave nothing to chance
Swim in the sea
Drink of the deep
And fall on the mercy
And hear yourself praying
Won’t you save me…
>>>
W tym kontekście na ciekawą rzecz zwraca uwagę Jan Turnau, a mianowicie porównuje Kościół do twierdzy, jaka pojawia się dzisiaj w ewangelii. Porównanie słuszne? Nie wiem. I dalej, sugeruje, iż Kościół powinien przemyśleć swoją dzisiejszą postawę w kontekście (braku) otwartości, postawy defensywnej jaką teraz prezentuje. Cóż, trudno się dziwić – skoro prawie wszędzie, włącznie z rzekomo tak chrześcijańską (chyba tylko z historii…) Europą, wiara w Boga chrześcijańskiego jest w najlepszym razie uważana za przejaw infantylizmu, zacofania, prostactwa i zabobonu, a poza Europą (vide Bliski Wschód) samo przyznanie się do Jezusa skutkuje często szykanami, utratą pracy, zagrożeniem zdrowia i życia wprost. Tak, w sensie doktryny konserwatyzm jest konieczny.
Ale chodzi autorowi, jak mniemam, bardziej o postawę Kościoła na zewnątrz, wobec innych. I tu – zgoda. Piękne przykłady dał nam sługa Boży Jan Paweł II – pielgrzymowanie po całym świecie, spotkanie w Asyżu w 1986, dni modlitw o jedność chrześcijan, dialog z judaizmem. To spore dziedzictwo i czytelny znak, w jakim kierunku Kościół powinien dążyć. Tak – Kościół w dzisiejszym świecie zmniejsza się ilościowo, i można mieć nadzieję, iż przejdzie to w jakość członków, że się tak wyrażę – w ich większą świadomość tego, kim są, w co wierzą, w dojrzałość wiary. Ale Kościół właśnie dzisiaj musi podkreślać, że jest otwarty dla każdego i Jego rolą nie jest tylko strzeżenie depozytu wiary w postawie obronnej, jakby w takiej twierdzy właśnie.
Kościół musi prowadzić dialog ze światem, starać się sprostać nowym wyzwaniom – a nie przed światem i tym, co nowe, uciekać do zakrystii. Musi być także gotowy, o zachodzi potrzeba, do rozmowy, wewnętrznej dyskusji o Nim samym (w zakresie, oczywiście, tego co nie podważa prawd wiary). Bo, niestety, dzisiaj czasami wygląda to tak, jakby Kościół po okresie otwartości – Sobór Watykański II, pontyfikat Jana Pawła II – przestraszył się… i nie bardzo wiedział, co dalej. Czy to słuszne? Według mnie – nie. Różne sytuacje – w Kościele za granicą, w Polsce – pokazują, jak krańcowo różne są poglądy czy to księży czy biskupów, co doprowadza niekiedy do zupełnie sprzecznych ze sobą działań czy oceny pewnych zachowań.
Tak, do dobrego kierowania Kościołem konieczna jest, poza znajomością teologii, znajomość problemów tak Kościoła, jak i świata i współczesnego człowieka. Tak, do głosu w tym zakresie – tak w parafiach, diecezjach ale i w Watykanie powinni być dopuszczani świeccy – duchowni nie mają w tym zakresie żadnego monopolu (poza tym, że tak się przyjęło), i bardzo często w wielu kwestiach świeccy po prostu pewne problemy rozumieją i znają lepiej, są lepszymi specjalistami w danej dziedzinie. Brakuje tego dzisiaj – księża i biskupi często tego nie rozumieją, i stąd brak wypowiedzi, gdzie pojawić się powinny (albo wypowiedzi niekiedy conajmniej niejednoznaczne, żeby nie powiedzieć, że wprost ze sobą sprzeczne). Rolą Kościoła nie jest bierna defensywa – ale musi starać się świat zrozumieć i odpowiadać na jego potrzeby, potrzeby ludzi, którzy w nim żyją. Mam wrażenie, że niektórzy duchowni naprawdę żyją w oderwaniu od rzeczywistości – bo z tego, co mówią i czym się zajmują, widać że po prostu nie wiedzą, jakie są problemy ludzi.
Heh, znów pan Jan – do którego myśli chciałem się odnieść – sprowokował dość długi tekst, kolejną dygresję 🙂
>>>
Tak wczoraj usiadłem i poprawiłem linki. W sumie, nie wiem, co mi na początku przyświecało i co miałem na myśli, gdy w linkach blogów nazwy i tytuły zrobiłem małymi literami. Od wczoraj – są dużymi.
>>>
Kolejny przykład świętości, wzięcia na serio powołania do poszanowania przez matkę życia dziecka nawet za cenę swojego? Piękne naśladownictwo choćby bł. Joanny Beretty Molli. Kolejna święta – czy ją beatyfikują, czy nie. Oczywiście, w żadnym większym serwisie nie było o tym słowa. Bo i po co.
>>>
Wyczytane dzisiaj u x Andrzeja Przybylskiego – niby nie w temacie, ale piękne uzasadnienie nie czczenia (bo to złe słowo) ale modlitwy (nie do) przy relikwiach tych, w których świętość wierzymy:
Kiedy mówiłem z zachwytem jakiemuś znajomemu studentowi, że będzie u nas serce św. Jana Marii Vianney’a – ten stuknął się w głowę i stwierdził ze zdziwieniem: “Czy wy, w tym Kościele, nie przesadzacie!? Dosyć, że człowiek męczył się za życia to jeszcze po śmierci dzielicie go na części i wozicie po świecie?” Trochę się nad tym zastanawiałem, ale w najmniejszym stopniu nie zachwiało to mojej wiary w sens oddawania czci relikwiom świętych. Przecież cała świętość Proboszcza z Ars właśnie na tym polegała, żeby umierać dla Boga nie tylko na jakiś duchowy sposób, ale konkretnie, materialnie i cieleśnie. Tak jak oddał swoje ciało do dyspozycji Panu Bogu za życia, tak pozwolił nim dysponować również po śmierci. Pielgrzymka relikwii ciała świętych ma nam przypomnieć, że nie ma świętości czysto duchowej. Skoro jesteśmy jednością duszy i ciała to nie ma świętości bez daru ze swojego ciała, bez oddania Bogu swojego ciała. Mocno to zrozumiałem patrząc na relikwie św. Jana Marii Vianney’a. Przypomniałem sobie zegar z plebanii w Ars, który pokazywał codzienny rozkład zajęć Proboszcza. Kilkanaście godzin spowiadania, kilka godzin modlitwy, czasem tylko trzy godziny snu. Przecież to świętość, która polegała na umieraniu ciała z miłości do Boga. Mamy czasem tak mocno uduchowioną wizję świętości, że zapominamy, że jej nigdy nie osiągniemy jeśli nasze ciało nie będzie nas wpierać na tej drodze. I oto przez trzy dni byłem blisko tego świętego ciała, i to samego serca oddanego całkowicie Bogu. “Gdybyśmy zrozumieli czym jest kapłaństwo, umarlibyśmy – mówił Jan Maria Vianney – ale nie ze strachu lecz z miłości. Kapłaństwo to miłość serca Jezusowego”. Kochać Jezusowe serce to umieć umierać dla Jezusa, ale nie ze strachu lecz z miłości!
>>>
W niedzielę w Polsce wybierać będziemy samorządowców – wójtów/burmistrzów/prezydentów miast, radnych, sejmiki. Poniższy spot kampanii Masz głos, masz wybór jest bardzo trafny. Raz, że prosty. Dwa, że jest obrazkowy dla rosnącej, co widać po drogach, ilości kierowców – trafia do wyobraźni.
Od tego, jak zagłosujemy, nie tylko zależy stan dróg w okolicy. Zależy wiele innych rzeczy. W końcu – nie chodzi o jakiegoś posła gdzieś tam w stolicy, tylko o tych, którzy będą decydowali o bardzo wielu kwestiach bezpośrednio dotykających tylko i wyłącznie mnie, rodziny, sąsiadów, mieszkańców wsi, miasta, województwa. Frekwencja pokazuje – problem jest nie tyle nawet z jakością głosowania, co z ilością. Mało komu się chce wybrać i poświęcić jakieś aż 10 minut na zagłosowanie. Za to do krytykowania – wszyscy, sami specjaliści, politologowie wszystkowiedzący o tym, kto jak i dlaczego nas okrada…
- Idź na wybory. Nie jest to wielka sztuka – a jest to prawo, o które wielu walczyło, i którego realizacja powinna i ma być przywilejem, a nie przykrym obowiązkiem.
- Poświęć trochę czasu – gazety, serwisy www – i zastanów się, na kogo zagłosować. Może masz problem tylko z osobą – wiesz, jaką opcję polityczną chcesz poprzeć – a może w ogóle nie masz pomysłu? To usiądź i przygotuj się – kogo reprezentują kandydaci, co w życiu robili (jeśli już zajmowali stanowiska w samorządzie, urzędach czy parlamencie – co wtedy zrobili, co sobą prezentowali, czy zrobili coś poza gadaniem?), co obiecują (choć i tak dzielić to należy na pół). Niech ten głos nie będzie bezsensownym skreśleniem pierwszej z brzegu osoby.
PRZESTAŃ SIĘ CHOWAĆ W SWOJEJ KOMORZE CELNEJ
Debaty drugiej nie oglądałem całej, drugą połowę. Ciężko cokolwiek powiedzieć o niej. Jedno na pewno – obydwoje kandydaci nie odpowiadali na pytania. Co zresztą, sfrustrowani coraz mocniej (najbardziej J. Gugała z Polsatu), prowadzący nie raz i nie dwa razy zauważali i mówili wprost. To tak, jakbyś pytał kogoś o pogodę – a on ci mówi, co wczoraj na obiad jadł… W efekcie – z bloków tematycznych, na które przygotowujący podzielili debatę, niewiele wyszło.
Kaczyński, faktycznie, lepiej przygotowany niż do I debaty. Jednak argument, aby nie mówić źle o zmarłym – cóż, w tym wypadku mowa o poprzednim prezydencie, więc trudno mówić o przyszłej – czyjejkolwiek – prezydenturze bez nawiązania do niej, no i ocen. jednak był bardziej zdecydowany. Nie dawał się zaskakiwać pytaniami. Wizerunkowo lepszy. A przede wszystkim – spokojniejszy. Tym razem – w przeciwieństwie do pierwszej debaty, gdy Komorowski zachowywał się aktywnie, a Kaczyński wyglądał na nieco zagubionego i zdenerwowanego – to Kaczyński ważył słowa, wypowiadając się pewnie, a Komorowski – jakby się ciskał.
Zgadza się, Komorowski nieco się plątał, a raczej gubił myśl, wątek. I jakby się powtarzał, za często – wg mnie – powtarzając to swoje hasło „zgoda buduje” lub sformułowania podobne. Kaczyński z kolei – pewniej, dokładniej. I widać było, że zagiął Komorowskiego faktami w postaci listy głosowań sejmowych, na których popierał on zupełnie coś innego, niż deklaruje teraz popierać – czyli celnie punktując błędy. Umiejętnie wskazywał także to, co jego zdaniem jego rząd robił dobrze, a później zostało porzucone.
Były wnioski optymistyczne – bo zbieżne – jak choćby kwestia konieczności pozostawienia KRUS, i prac nad zmianami. Było ciekawe stwierdzenie Komorowskiego – w kwestii komercjalizacji służby zdrowia – odnośnie jednego ze szpitali, gdzie władze z ramienia PiS bardzo dobrze sobie radzą z tym procesem, który szpitalowi wyszedł na dobre.
I zaczynam mieć zagwozdkę przed niedzielą… Naprawdę. Jak pisałem – dotychczas byłem nastawiony na głosowanie negatywne, o czym zresztą wczoraj w Faktach po faktach na TVN24 mówił prof. Tomasz Nałęcz (że większość lewicy nie tyle poprzez Komorowskiego – co zagłosuje na niego, aby nie poprzeć Kaczyńskiego). Na marginesie – Komorowskiego w reklamówkach tej stacji za dużo jest. W ogóle, jako postać w tym czasie, mnie przynajmniej, przejadł się. Mówi za dużo, mam wrażenie że mówi, aby mówić.
Nie chcę głosować bez sensu. Obawę mam prostą – była już sytuacja, gdy PiS wziął całość w postaci prezydenta i rządu. Co wtedy było – IV RP (tzw.) każdy pamięta. I powrotu tego nie chcę. Teraz, teoretycznie, jest szansa, aby podobna sytuacja była dla PO – jeśli Komorowski wygra wybory. Oni tej szansy nie mieli jeszcze. Pytanie – co z tym zrobią. Im dłużej w tych dniach się zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że i jedni i drudzy mają złe i dobre strony. A może lepiej, aby prezydent był z jednej strony bariery, a rząd z drugiej – ot, dla zdrowej rywalizacji i patrzenia sobie na ręce?
PiS i Kaczyńscy dali się poznać jako zawzięci i uparci, bez koniecznych umiejętności negocjacji i ustępowania pola, gdy to konieczne (a teraz – co jest PRem, albo dowodem na to, że Kaczyński uczy się na błędach – Kaczyński ten wizerunek zmienia) z jednej strony; z drugiej jednak – bardziej wprost mówią o potrzebie załatwienia pewnych spraw, upominają się o nie. PO z kolei działa jakby bardziej umiejętnie, w sposób umożliwiający negocjowanie i dochodzenie do porozumień w wielu kwestiach z jednej strony – ale z drugiej jest taki niesmaczny i męczący już błazen Palikot, i choćby dużo innych kwestii o których wiele mówiono, a efektów nie widać (o Smoleńsku – w zakresie tego, co rząd RP robi – ucichło wcale, a moim zdaniem rząd nie zrobił w sferze wyjaśnienia tej tragedii wiele, żeby nie powiedzieć, że nie zrobił nic). Bo poglądy obu partii w sporej części są zbieżne.
Co zrobić? Modlić się o mądrość do Ducha Świętego. I podjąć decyzję w niedzielę. Nie można być tchórzem. To nasz obowiązek – a zarazem jedyna legitymacja do chyba ulubionego sportu narodowego: narzekania i autorytarnego oceniania polityki. Krytykować każdy potrafi – pytanie, czy gada bo gada, czy w ogóle sam pofatygował się na wybory, czy za daleko było.
Bez względu na poglądy – idziemy w niedzielę głosować. Nie dajmy się stereotypom, niech ten głos będzie sensowny i uzasadniony. I niech on naprawdę będzie mój własny.
INNYMI DROGAMI W TYM SAMYM KIERUNKU
ps. Do poprzedniej notki dodałem kilka fotek 🙂
SERAFIN I LUIGI
javascript:void(0)
Żeby poznać poglądy kandydatów w kilku kluczowych kwestiach – zajrzyj do kwestionariusza, który sformułował GN. I od razu – podsumowanie jakby wyników tego właśnie. Olechowski – w końcu, zgodnie ze swoim hasłem – jest tak zajęty stawianiem na swój dobrobyt, że jakoś nie odpowiedział. Pozostali – zaskakująco (a może nie?) podobnie. Komorowski wszędzie jak mantrę podawał z uwzględnieniem katolickiej wrażliwości na X (podstaw jakikolwiek drażliwy temat), a Kaczyński z kolei wszystko by zwiększał, wszelkie świadczenia, żeby ludziom dobrze było… tylko że nie kosztem powiększenia podatków (czy jakoś tak). No ale to skąd? Z nieba nie spadnie. Pawlaka (choć kilka odpowiedzi, bardziej rozbudowanych niż innych, mnie zdziwiło pozytywnie) i Napieralskiego pomijam.
Ja nie ukrywam – głosuję na Marka Jurka. Świadomie, zapoznawszy się z programami partii. I nie chodzi o to, czy ma szansę. Ale prezentuje poglądy, które popieram, z którymi się utożsamiam. A o to w wyborach chodzi, aby na takie osoby głosować. Kilka zdań, które napisał – kawałek o wyborach z jego ostatniego felietonu w GN.
ps. Mam chwilę czasu – a blogspot.com daje taką możliwość – więc ze 2 teksty pojawią się z nienacka pod moją nieobecność 🙂 Popełnione, oczywiście, już teraz.
>>>
dodane 12:57
Właśnie zajrzałem na blog Liama gdzie z jednego z komentarzy wynika, że autor ma poważną operację dzisiaj. Dla niego i za niego – pamiętajcie w modlitwie.