Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem . Lecz on mu odparł: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Odrzekł mu Jezus: Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Na to odrzekł mu Jezus: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu. (Mt 4,1-11)
Co robi Jezus w obliczu pokusy? Używa mocy Syna Bożego? Dokonuje cudu, czegoś spektakularnego? Odzywa się do Niego – jak w momencie chrztu janowego – głos z nieba? Nie. Mówi słowa, które nawet Jemu współcześni znali – bo pochodzące z Pisma Świętego. Uczy nas w ten sposób, że w Biblii jest wszystko, to właśnie jest Objawienie i tam znajdziemy odpowiedzi (fakt, nie zawsze wprost) na swoje wątpliwości i pytania o to, jak należy postępować. Zwróć uwagę na reakcję diabła – zły nie ma szans, odpuszcza, ucieka.
Bardzo lubię myśl, że sama pokusa nie jest jeszcze złem, ale dopiero zaproszeniem do zła – taką próbą sił. Pokusa nie jest jeszcze grzechem, jest raczej flirtem czy próbą uwodzenia, jak to ujął o. Tomasz Zamorski OP. Kto wie, może głównym zadaniem tego czasu Wielkiego Postu jest uświadomienie nam właśnie, żebyśmy, gdy upadamy, zawsze powstawali i nie dawali się pokusom? Skąd brać do tego siły? Tu przykład daje Jezus – z pustyni, miejsca, z którego On wracał, kiedy próbował Go złamać Szatan. Co więcej, patrząc na chronologię ewangelii Mateusza, to wydarzenie ma miejsce właściwie niewiele po sytuacji z nad Jordanu, kiedy Jezus usłyszał od Ojca: ”Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3, 17).
Zły przystąpił do Niego z 3 pokusami: chleba, spektakularności oraz pychy i władzy. Warto zwrócić uwagę, że pokusy zostały sformułowane i umieszczone w bardzo sprytnym kontekście. Jezus, pewnie po ludzku zmęczony, wraca z pustyni po 40 dniach. Skoro jest Zbawicielem, to co by się stało, gdyby posilił się zwykłym chlebem, w który zamienił by kamienie? Niby nic. Podobnie z sytuacją na narożniku świątyni – skoro i tak jesteś Synem Boga, pokaż to ludziom w centrum żydowskiego świata, uwierzą w Ciebie, zrób coś spektakularnego. Pokaż, na ile stać Boga – przecież o to chodzi, prawda? Wreszcie, taki niewinny pokłon, który Jezus miał oddać wężowi.
Ta historia już się kiedyś wydarzyła. I znajdziemy ją także w Biblii. Co więcej, jest także dzisiaj czytana w liturgii. „A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty…” (Rdz 3). Brzmi znajomo? Ten sam wąż, tylko z kim innym rozmawiał; i było to w ogrodzie rajskim Eden. Wtedy, niestety, rozmówcy złego okazali się bardziej podatni na jego zwodzenie – a my tę historię znamy jako kuszenie Adama i Ewy. Jezus zwalczył pokusę – a chyba można przyjąć, że jej doświadczał, skoro był tak samo Bogie, jak i człowiekiem – szukając odpowiedzi w Piśmie Świętym. Wyszedł z ten próby zwycięski. Adam i Ewa upadli, czego konsekwencje w postaci grzechu pierworodnego każdy z nas do dzisiaj ponosi i wszyscy ludzie ponosić będą do końca świata – a ten, z którym rozmawiali, nie bez powodu określany jest mianem kłamcy, oszusta, uosobieniem zła. Wąż, jak by nie patrzeć, bardzo obrazkowo pozwala przedstawić taką postać.
Straszne jest, jak łatwo my poddajemy się pokusom. Jak to się teraz kolokwialnie mówi, „łykamy” wszystko, co widzimy, w ogóle nie zwracając uwagi na abstrakcyjność tego, co nam się czasami proponuje, nierealność tego. Im ładniejsze ktoś nam serwuje złudzenie – które powinno przecież zdziwić i włączyć lampkę ostrzegawczą z tyłu głowy – tym chętniej je kupujemy. Kto może pomóc stawić im czoła? Właśnie Bóg. Ten, który dał Jezusowi siłę do tego, aby przeciwstawić się pokusom chleba, spektakularności, władzy i pychy. Ten, który każdemu z nas dzisiaj stawia przed oczami Pismo Święte jako narzędzie do tego, żebyśmy i my w swoim życiu te pokosu skutecznie zwalczali – nie siłą mięśni, ale siłą od Niego pochodzącą. Ale do tego trzeba zaufać Bogu bardziej niż we własne siły i umiejętności. Złożyć wszystkie swoje sprawy przed Nim, otworzyć serce – Ty, Boże, weź to wszystko, i Ty pomóż, pokaż jak z pokusami walczyć.
Po to właśnie jest ten czas Wielkiego Postu. I nie przypadkiem Jezus przychodzi do nas – w pierwszą niedzielę tego czasu – właśnie z pustyni. To miejsce, gdzie mamy ładować nasze duchowe akumulatory. Miejsce zmagania się ze sobą, odkrywania siebie, własnych słabości, potrzeb – tych prawdziwych. To może nie tyle miejsce (bo mało kto może fizycznie wybrać się na pustynię), co przestrzeń i rzeczywistość ciszy, zjednoczenia z Bogiem i zasłuchania w Niego. Do czego nam to potrzebne? Żeby potem nie ulec pokusie. Walczyć mocą Boga, który karmi do syta (ale wskazuje także, że nie tylko pokarm dla ciała ma znaczenie), nie jest showmanem i nie potrzebuje sensacyjnych przedstawień, wreszcie – mimo, iż jest Panem wszystkiego – nade wszystko ceni pokorę.
Prawdziwe zaufanie Bogu to pozwolenie, aby to On wskazywał, co jest mi naprawdę potrzebne i dobre dla mnie. Wiele jest naokoło rzeczy fajnych, atrakcyjnych, które chciało by się zdobyć: kupić to, spróbować tamtego, zabawić się jeszcze czymś innym. I być może one rzeczywiście są po prostu fajne i modne – pytanie tylko, czy korzystanie z nich będzie dla mnie dobre, albo czy skorzystanie z nich przeze mnie nie będzie złe dla kogoś innego? Muszę uczyć się, jak odróżniać to, co jest mi naprawdę potrzebne i dobre, od wszystkiego ponad: zbytku, pychy. Ile razy zabrakło mi chleba, albo uznania ze strony innych, bycia w centrum, czy możliwości działania z pozycji władzy.
Bo te wszystkie pokusy – choć sformułowane do Jezusa – naprawdę dotykać miały Boga Ojca. Stąd na samym początku słowa zaczepki: „Jeśli jesteś Synem Bożym…”. Zły już na wstępie to kwestionował, co więcej, chciał, aby Jezus – jako Syn Boga – spróbował postawić się wyżej niż Bóg Ojciec. Tak samo, jak w Edenie nakłonił do takiego działania Adama i Ewę. Dokładnie w ten sam sposób, jak tyle razy podpuszcza mnie, żebym zwątpił w Boga i uwierzył, że ja wiem lepiej, że mogę działać absolutnie według własnego uznania.
Właśnie do tego jest potrzebna rzeczywistość pustyni – gdzie z perspektywy dystansu wobec tego, co naokoło nas na codzień hałasuje i zagłusza, mogli zasłuchać się dobrego Boga. Byśmy nigdy nie zwątpili w to, że – ile by tych pokus nie było – On zawsze jest z nami na naszej drodze.