Polscy franciszkańscy męczennicy z Peru beatyfikowani

I stało się – dzisiaj po południu w peruwiańskim Chimbote, na tamtejszym stadionie, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Amato SDB dokonał w imieniu papieża Franciszka beatyfikacji trzech ofiar maoistowskich bojowników Świetlistego Szlaku, którzy ponieśli śmierci w krótkim odstępie czasu w sierpniu i wrześniu 1991 r. na terenie tej diecezji – o. Zbigniewa Strzałkowskiego OFMConv. i o. Michała Tomaszka OFMConv., jak również Włocha ks. Alessandro Dordiego (pisałem o tym w lutym). 

Przyjmując pragnienie naszego brata, biskupa Ángela Francisco Simóna Piorno, ordynariusza Chimbote, a także wielu innych współbraci w biskupstwie i wiernych, po zasięgnięciu opinii Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, naszą władzą apostolską zezwalamy, by czcigodni Słudzy Boży o. Michał Tomaszek, o. Zbigniew Strzałkowski ze Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych i ks. Aleksander Dordi, kapłan z diecezji Bergamo, od tej pory nazywani byli błogosławionymi, a jego święto niech będzie obchodzone zgodnie z zasadami prawa 9 sierpnia i 25 sierpnia

W uroczystości w Andach wzięło udział ok. 20.000 osób, w tym grupa ok. 200 Polaków, w tym przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki, jak również ordynariusze diecezji, z których pochodzili oo. Zbigniew i Michał: bp Andrzej Jeż z Tarnowa oraz bp Roman Pindel z Żywca. 

Dlaczego Polacy zginęli, jak również niewiele później ich współbrat z Włoch? Kompletnie bez sensu, z powodu głupich uprzedzeń, w imię wydumanego imperializmu i sprzeciwiania się „rewolucji” (na przesiąkniętej krwią tabliczce z „wyrokiem śmierci”, umieszczonej na plecach o. Zbigniewa, senderyści namalowali znak sierpa i młota oraz hasło: „Śmierć imperialistom, niech żyje rewolucja”). Co więcej, poza nimi terroryści zabili też wójta i jego zastępcę. Za co tak naprawdę zginęli Polacy? Za to, że Kościół uważany był za zagrożenie dla zbrodniczej organizacji. Za Ewangelizację Peruwiańczyków, leczenie, dożywianie miejscowych ludzi, starali się podnieść poziom życia mieszkańców tych okolic. O. Zbigniew miał w szczególności zajmować się sprawami organizacyjnymi, oddany posłudze chorym, o. Michał zaś był uzdolniony jeśli chodzi o śpiew i muzykę.

Pięknie mówił o tym w homilii kardynał prefekt:

Nasi męczennicy mówili językiem miłości. Pochodzili z dalekich krajów i mówili innymi językami. Przybywając do Peru, nauczyli się nowego języka, ale przede wszystkim mówili językiem miłości. Ich apostolstwo i akceptacja męczeństwa były lekcjami miłości. Miłość zwycięża nienawiść i znosi zemstę. Miłość jest prawdziwym świetlistym szlakiem, który przynosi życie, a nie śmierć, rodzi pokój, a nie wojnę, tworzy braterstwo, a nie podziały.

Po śmierci ich ciała pochowano w kościele parafialnym w Pariacoto, gdzie posługiwali za życia.

ikona polskich męczenników autorstwa Bogusława Onsowicza, która została wręczona w czasie beatyfikacji kard. Angelo Amato jako dar od franciszkanów

Polecam obejrzenie krótkiego półgodzinnego filmu „Czas zawieszony”, wyprodukowanego przez TVP i telewizję peruwiańską (wypowiada się tam s. Berta Hernandez Guerra, która jechała z Polakami, i została wypchnięta z samochodu; w jego produkcji wziął udział również o. Jarosław Wysoczański OFMConv., który pracował z męczennikami w Pariacoto jako ich przełożony, i przeżył prawdopodobnie tylko dlatego, że w czasie uprowadzenia nowobeatyfikowanych przebywał na urlopie).  Także na TVP 1 jutro, w niedzielę 06.12.2015 o 9:00 zostanie wyemitowany film poświęcony osobom nowych polskich męczenników pt. „Życia nie można zmarnować”. Kto ma czas – polecam. 

Ich świadectwo jest bardzo istotne w dzisiejszych czasach – choć to tylko ćwierć wieku później. Także dzisiaj, a nawet jeszcze bardziej, chrześcijanie są prześladowani tylko dlatego, że są tym, kim są, i wierzą w Tego, w którego wierzą. Nie tylko w Ameryce Południowej, ale także na Bliskim Wschodzie, i w wielu innych miejscach. Ojcowie Michał i Zbigniew pokazują, że warto być wiernym swoim przekonaniom, oddanym swojej pracy wśród ludzi do końca – jaka by ona nie była. Nie tylko zresztą jako kapłan czy brat zakonny. 

Można by pewnie powiedzieć: po co ta ofiara? Bez sensu. Mogli uciec, bronić się jakoś, przeciwstawić agresorom. Nie było by w tym nic złego ani dziwnego. A oni po prostu ofiarowali siebie z miłości do Boga i ludzi, którym tam posługiwali. Boży szaleńcy? Może i tak. Ale to właśnie ich Kościół przedstawia nam jako wzory i uznaje za błogosławionych, przepełnionych Bogiem.

Tu nie chodzi o to, aby każdy został męczennikiem – ale o gotowość do oddania życia, do złożenia go Bogu w ofierze, o ile o to poprosi. I że otrzymane od Niego dary, talenty i powołanie można zrealizować nie tylko w dobrze płatnej, prestiżowej pracy zawodowej – ale także, a może nawet lepiej i sensowniej, na przysłowiowym końcu świata, wśród ludzi ubogich materialnie i duchowo, pozostawionych niejako samym sobie.

Błogosławieni Michale i Zbigniewie – módlcie się za nami.  

Męczennicy naszych czasów

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że papież Franciszek wyraził zgodę na beatyfikację polskich franciszkanów konwentualnych (OFMConv.): o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka. Formalnie rzecz biorąc, Ojciec Święty w dniu 04 lutego 2015 r. promulgował dekrety męczeństwa w/w zakonników, zamordowanych za wiarę w Peru w 1991 w wieku 33 i 31 lat. 
Pracowali – jako pierwsi polscy franciszkanie w andyjskiej misji – w 72 miejscowościach w ramach misji – nie tylko duszpastersko, ale i charytatywnie. 09 sierpnia 1991 r. terroryści z Sendero Luminoso uprowadzili obu franciszkanów z misji w peruwiańskim Pariacoto. Zakonnicy zostali na leżąco zabici strzałami w głowę, czego powodem miał być zarzut szerzenia religii, „prowadzenie działalności usypiającej świadomość rewolucyjną Indian”. Obydwaj zamordowani ojcowie zostali pochowani w Pariacoto. Ich działalność znalazła uznanie w oczach tamtejszych władz – rząd Peru uhonorował pośmiertnie obydwu zabitych najwyższym odznaczeniem państwowym – Wielkim Oficerskim Orderem „El Sol del Peru” (Słońce Peru).
Ciekawostka – w procesie beatyfikacyjnym przesłuchano jako świadka m.in. Abimaelea Guzmana, przywódce i ideologa Świetlistego Szlaku (Sendero Luminoso), zatem organizacji, która zakonników porwała i następnie zamordowała. 
Można się domyślać, iż ceremonia beatyfikacji odbędzie się w peruwiańskiej diecezji Chimbote. W przygotowania do uroczystości zaangażowany jest m.in. o. Jarosław Wysoczański OFMConv., sekretarz generalny zakonu ds. animacji misyjnej, który był przełożonym obydwu męczenników w klasztorze w Pariacoto. 
Co godzi się podkreślić, w tym samym momencie ogłoszono dekrety o męczeństwie dwóch innych osób: ks. Alessandro Dordi, księdza z włoskiego Bergamo, również zabitego przez bojowników Świetlistego Szlaku w 1991 r., ale także abp. Oscara Arnolfo Romero Galdámeza (1917-1980), metropolitę San Salwador, zabitego w trakcie odprawiania Mszy Świętej w szpitalnej kaplicy (przy której zresztą, bardzo skromnie, mieszkał). 
Jest to postać wybitna i niejako w Kościele, mam wrażenie, do tej pory marginalizowana – czego najlepszym dowodem był fakt, iż proces diecezjalny (od 1990 r.) ukończono w roku 1997 r. i od tamtej pory „utknął” on w Watykanie do 2013 r., czyli na kilkanaście lat. Wynikało to z faktu, iż – co jest zupełnie nieuprawnionym skrótem myślowym – wrzucono abp. Romero do worka pt. „teologia wyzwolenia”, starając się omijać niewygodny, a na pewno dyskusyjny, za Jana Pawła II i Benedykta XVI temat. Kwestionowano, czy Romero miał zostać zabity z powodu nienawiści do wiary – zatem czy może zostać uznany za męczennika (co pozwala na beatyfikację bez potwierdzenia cudu dokonanego za jego wstawiennictwem). Tymczasem człowiek ten dokonał bardzo wiele, walcząc z salwadorską juntą wojskową, i upominając się o sprawiedliwość społeczną: bronił wyzyskiwanych pracowników, walczył o prawa człowieka, przeciwstawiał się terrorowi wojska i policji. W 1979 r. nominowano go do Pokojowej Nagrody Nobla. „Został zamordowany człowiek, który dołączył do już zbyt licznego szeregu niewinnych ofiar; zamordowany został biskup Kościoła Bożego, w czasie pełnienia swojej uświęcającej misji, w czasie sprawowania Eucharystii. (…) Cały Kościół cierpi przez tego rodzaju niegodziwą przemoc” – mówił Jan Paweł II dwa dni po śmierci abp. Romero. Papież nazwał zabójstwo arcybiskupa „odrażającą zbrodnią”. Dwukrotnie później (1983, 1996) modlił się przy jego grobie – co najlepiej świadczy o tym, iż papież z Polski nie miał wątpliwości do do męczeńskiego charakteru śmierci Romero. Co ciekawe, czczą go również… anglikanie (wspomnienie liturgiczne – 24 marca). 
Dlaczego o nich piszę? O polskich franciszkanach – bo tak jakoś się złożyło, że kiedy zacząłem się może bardziej zajmować sprawami wiary, interesować, czytać (pewnie druga połowa lat 90.), to zastanawiałem się, jak to jest z tymi męczennikami w naszych czasach; i trafiłem właśnie na oo. Strzałkowskiego i Tomaszka. To było coś – zmarli teraz, kiedy ja już byłem na świecie. Wtedy sprawa byłą świeża, liczono, że może uda się ich beatyfikować za życia Jana Pawła II. Piękny znak – polski Kościół wydaje owoce męczeństwa na drugim końcu świata, w peruwiańskiej andyjskiej głuszy. A o abp. Romero? Bo uważam, że zdziałał bardzo wiele – był takim salwadorskim w pewnym sensie, po naszemu, księdzem Popiełuszko. I powinno mu się oddać sprawiedliwość, a z punktu widzenia prawa kanonicznego uznać męczeństwo.