Źródło, które ożywia w duchu i prawdzie

Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata. (J 4,5-42)

Liturgia III niedzieli Wielkiego Postu pokazuje nam, że w gruncie rzeczy na przestrzeni wieków nic się nie zmieniło: tak, jak w czasach Starego Przymierza ludzie potrzebowali wody, powracali do źródła, aby żyć, tak miało to miejsce później, w czasach Jezusa (i dzieje się nadal). Pomimo tej pozornej niezmienności, jesteśmy świadkami sytuacji z udziałem kobiety, powiedzmy, grzesznej, z punktu widzenia Żydów niewierzącej, która przychodzi zaczerpnąć wody – a odnajduje inne źródło, o wiele bardziej cenne, najcenniejsze ze wszystkich.

Czytaj dalej Źródło, które ożywia w duchu i prawdzie

Spotkanie przy studni życia

Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata. (J 4,5-42)

Niesamowite w tym dialogu jest to, że rozmówcy – przynajmniej z początku – poruszają się jakby na dwóch zupełnie różnych od siebie płaszczyznach. Jezus, jako Bóg, przychodzi do człowieka i prosi o wodę – chce się posilić, napoić. Zwyczajnie, zero podtekstu. Kobieta, pewnie grzecznie, acz stanowczo odpowiada – w myśl kontekstu (a raczej animozji) historycznego. Wtedy Jezus odwołuje się do Boga, do Jego daru poznania – o, gdybyś wiedziała…
Tu w sercu ludzkim rodzi się tęsknota – dokładnie u tej kobiety. Zdziwienie, może nieco (niepotrzebnie) lęk, zainteresowanie na pewno też. Kim On jest? Więc pyta – najprostsze rozwiązania są najlepsze. W odpowiedzi słyszy słowa może nie do końca zrozumiałe: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”. Jezus nie mówi już o studni – ale odpowiedzi na tę jej (i nas wszystkich) wewnętrzną tęsknotę i pragnienie zbawienia, życia wiecznego. Woda ze studni pozwala żyć dalej w kruchej perspektywie ziemskiej egzystencji – Jezus to niewyczerpany zdrój wody życia, które dzięki Niemu nigdy się nie skończy; już nie tylko tutaj, ale dalej, także tam, po śmierci. 
Nie, Jezus nie jest tylko prorokiem – to zdecydowane uproszczenie, choć po ludzku rozumując, trudno było, aby Samarytanka założyła, że rozmawia z Mesjaszem. No więc prorok? I znowu odwołuje się do różnic pomiędzy Samarytanami a Żydami, tym razem w kwestii tego, gdzie i jak należy Bogu oddawać cześć. Tu dopiero Jezus mówi coś więcej – nie tędy droga, nie chodzi ani o tę górę, ani Jerozolimę, ani żadne inne konkretne miejsce. Bóg nie jest związany czymś tak prozaicznym i ludzkim jak miejsce, które przecież w jakiś sposób, jakie by nie było, z Niego bierze początek. Dlatego te dalsze słowa: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”. W tym, co Jezus mówi, piękno my dzisiaj możemy odczuć namacalnie. Nikt nie każe dzisiaj wierzącemu chrześcijaninowi raz do roku pielgrzymować do Jerozolimy na Paschę, jak to mieli w zwyczaju Żydzi. W takiej Polsce dom Boży mamy na prawie każdym rogu – optymizmem napawa, na ile ja to widzę, że jakby coraz więcej osób to doceniało, biorąc udział nie tylko w Eucharystii i nabożeństwach, ale po prostu wpadając z krótką i niezapowiedzianą wizytą, aby Bogu podziękować, poprosić, czy nawet pozłorzeczyć czy ponarzekać – ale z potrzeby serca. 
Nie wierzę w przypadki i na pewno takiego nie było w tej historii. Ze słów Samarytanki i kierunku tej rozmowy wynika, że była to osoba niewątpliwie bardzo poszukująca szczęścia i spokoju serca, choć pewnie nie wiedziała, co stanowi odpowiedź na jej pragnienia i potrzeby. Odpowiedź przyszła w miejscu i czasie, których się nie spodziewała – przy zwykłej czynności nabierania wody ze studni, w spiekocie zwykłego dnia. Tak, na pewno w jakiś sposób determinowały ją życiowe wybory – to, w ilu związkach była, pewnie nieformalny związek w jakim tkwiła w chwili rozmowy. Dla Boga to nie miało znaczenia. On nas nie skreśla i nie dyskredytuje dlatego, że coś zepsuliśmy, że daliśmy ciała, zgrzeszyliśmy, Jest sakrament pokuty i pojednania. On ciągle jest obok, przychodzi, szturcha i proponuje – może spróbujesz na Mój sposób? 
Decyzja jest zawsze tylko nasza – Bóg się nigdy nie narzuci. Możemy zanegować nawet Jego samego, wmawiać sobie halucynacje, leczyć się albo po prostu kpić. Do czego to prowadzi? Nie wiem – i nikomu nie życzę, aby na własnej skórze u schyłku życia (który, pamiętajmy, nie wiemy, kiedy nastąpi) miał nieprzyjemność się o tym przekonać. Nie warto. Za to warto zaufać i dać Bogu szansę, aby samemu wykorzystać szansę przez Niego ofiarowaną. Spotkanie przy studni – w sklepie, parku, autobusie, na ulicy, gdziekolwiek – to dopiero początek, czasami aż za bardzo zwykły i powszedni. Ale On taki właśnie jest – w szaleństwie miłości do człowieka posunięty do tego, że wchodzi w moje sprawy i tu, obok, przychodzi i zaprasza, a nie tylko czeka gdzieś tam w kościele. 
Jeśli jesteś chrześcijaninem, ochrzczonym i przynajmniej z nazwy wierzącym – zastanów się. Co Ty powiesz Jezusowi, kiedy spotkasz go przy studni swojego życia, którejkolwiek na swojej drodze? Nikt nie jest supermanem i nie o to chodzi, ale czy jesteś uczciwy wobec siebie i wobec Niego? Czy oszukujesz może – siebie, Jego, albo obydwu? A jeśli z Jezusem nie miałeś dotąd nic wspólnego – nic straconego. Spotkanie przy studni może przewrócić wszystko do góry nogami i pomóc odnaleźć sens, którego tak bardzo pragniesz. Nie bój się. W Nim właśnie jest odpowiedź.

Jako obrazek do tej historii – piękny kawałek, w oryginale Michael W. Smith (Draw me close to you), w polskiej wersji zaadaptowany przez TGD, w oryginale właśnie w wykonaniu Beaty Bednarz – tutaj wersja koncertowa, Beata z chórem. „W cieniu Twoich rąk”. Piękne słowa o tym, że w Bożych rękach zmieści się każdy – nawet, kiedy jemu się to w głowie nie mieści. I piękne świadectwo na początku Beaty, płynące prosto z serca – nie mówiąc już o niesamowitym po prostu głosie solistki 🙂

Zagadywanie przez Boga

Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata. (J 4,5-42)
Do człowieka przychodzi Zbawiciel – jak w tym niedzielnym ewangelicznym obrazku. I co robi człowiek? Chowa się za konwenansami, stereotypami. Żyd rozmawia, prosi o coś Samarytankę? Nawet gdy mówi jakby wprost – nie wiesz, z kim rozmawiasz, kim jest rozmówca – ona dalej nie rozumie, a raczej rozumuje stricte po ludzku. Woda żywa? Jaka? Studnia – ok. Ale On nie ma czerpaka, wiadra – więc nawet, jakby chciał, nic nie zrobi, nawet nie jest w stanie nabrać dla siebie tej zwykłej wody, ze studni. A w ogóle – co to, ta woda żywa?
Coś jednak odzywa się w sercu kobiety. Pada pytanie, od razu w kontekście tego, którego Samarytanie uznają za swojego ojca, więc Jakuba – czyżby ten dziwny człowiek był większy, potężniejszy od Izraela, człowieka, który walczył z Bogiem i ludźmi, i zwyciężył (Rdz 32, 29). Jezus czyta w człowieku jak w otwartej książce – tak i w owej kobiecie. Zna pragnienia i potrzeby jej serca. Obiecuje wodę żywą, jakiej nikt inny dać nie może. Nic dziwnego, że kobieta od razu wyraża pragnienie, docieka jak ją zdobyć. Tu czeka ją próba – Jezus bada, czy potrafi ona stanąć w prawdzie o sobie samej. Potrafi – przyznaje, iż żyje w konkubinacie, a Jezus uzupełnia jej wypowiedź o szczegóły, których obcy, wędrowiec, nijak nie mógł znać – wie przecież, ilu dokładnie miała mężów, i że żyje w wolnym związku. 

Kobieta jest przekonana, że ma do czynienia z prorokiem. Dlatego pyta o szczegóły wierzeń żydowskich, docieka odnośnie formy i sposobu oddawania czci Bogu. Niby detal – dla nas, dzisiaj żyjących chrześcijan – jednak ówcześnie była to kwestia sporna także pomiędzy Żydami, do który Samarytanom nie było przecież znowu tak daleko, i z których to Żydów Samarytanie w pewnym sensie się wywodzili (wyodrębnili się przecież na skutek małżeństw mieszanych pomiędzy Żydami a tzw. ludem Kuteim, które zaistniały w sytuacji podbicia królestwa Izraela/Samarii przez króla Asyrii Sargona II i dokonanych przez niego przesiedleń Żydów w głąb Asyrii w VII w.p.n.e.). Samarytanka nawiązuje, jakby pyta niezwykłego wędrowca, jak to jest z tym oddawaniem czci Bogu – Samarytanie robią to na świętej górze Gerazim, Żydzi mają świątynię w Jerozolimie? Odpowiedź Jezusa jest zarazem wyjaśnieniem, że Żydzi to nadal Naród Wybrany, jednak ciągle błądzący, skoro skupiony na kulcie świątyni. Bóg jest bowiem wszędzie, i nie tyle znaczenie ma miejsce modlitwy, oddawania mu chwały – co stan człowieka. W duchu i prawdzie – nie w bogato zdobionych ścianach, w pięknych szatach, wzniosłych słowa, a pustym, zatwardziałym czy po prostu unuranym w grzechu sercu.
Moment kulminacyjny – kobieta wspomina na starożytne proroctwa, odnoszące się do Mesjasza. Okazuje się, że od jakiegoś czasu ona sama, grzeszna i na pewno jakoś tam pogubiona (o czym świadczy jej sytuacja, jej pytania), rozmawia z Nim twarzą w twarz. Ewangelista nie mówi o emocjach – można sobie wyobrazić jednak, jak podziałały na nią słowa Pana. Wraca do miasta i rozpowiada o tym niezwykłym spotkaniu. Staje się, de facto, sama apostołem. 
Jaka wielka zmiana! Nieświadomie jeszcze, otrzymawszy dar poznania tożsamości Boga-Człowieka, głosi prawdę o Nim w swoim mieście. Nadzieja, jaką Jezus wlał w jej serce to jedno – a powołanie do świadczenia o Nim, na podstawie tej krótkiej rozmowy przy studni, to co innego. Ta prosta, przypadkowa niby rozmowa, a odmienia wszystko. Daje nową nadzieję – bo jak inaczej można odejść z rozmowy z Bogiem, który jest niewyczerpanym źródłem wody żywej?
Wędrujemy przez życie różnymi drogami, przystając w różnych momentach przy różnych studniach. Właściwie, taką studnią okazuje się być każde spotkanie z drugim człowiekiem. W nim tak samo jest Bóg. Raz bardziej wprost, dobitnie, między oczy – a kiedy indziej bardziej dyskretnie, na zasadzie nawet wyrzutu sumienia, Bóg „zagaduje” do mnie, tak jak zagadał Samarytankę. Grunt to zauważyć to, nie minąć Go obojętnie. Czasami może zacząć bardzo prowokacyjnie – dziwną, niezrozumiałą albo wręcz nie na miejscu prośbą. Potem – podrążyć, uderzyć w jakieś czułe miejsce, dotknąć do żywego bo zapytać o coś, co ciąży, leży na sercu od dawna, wymaga uporządkowania. Inaczej się nie da. Źródło tryska dla każdego – ale nie każdy sam jest w stanie do niego dotrzeć. Żeby być w stanie – trzeba stanąć w prawdzie, nawet najtrudniejszej, o sobie samym. Wielki Post to dobry moment.