Chaotycznie nieco będzie, bo kilka spraw.
Jan Chrzciciel tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. (Mk 1,6b-11)
Kluczowe jest tutaj zakończenie. Umiłowany, upodobanie. Sformułowania bardzo mocne, nacechowane wieloma emocjami. Bóg wypowiedział je odnośnie swojego Syna tylko dlatego, że Jezus był nim właśnie, Synem Boga samego?
Bóg określił tak Jezusa, ponieważ wiedział, na co Go posyła i ile On dokona. Nie przyszedł z wielkim wojskiem, nie wybił do nogi przeciwników, nie zaprowadził rządów – ok, bożych – ogniem i mieczem. Szedł przez życie zupełnie inaczej. Nie złamał trzciny nadłamanej, nie zagasił knotka o nikłym promyku. Miłował, uzdrawiał, nauczał, pocieszał. Bezinteresownie. Bo to było najważniejsze. Bo zależało Mu na tych, do których szedł.
Jan posługiwał się w odniesieniu do Jezusa bardzo wymownym porównaniem – sugerował, że grzesznik nie ma prawa nawet rzemyka u sandałów mu rozwiązać. Czyli wykonać czynności najmniejszego sługi. Czy Jezusowi o to chodziło, aby wszyscy padali Mu do nóg i rzucali się do Jego sandałów? Raczej nie. Więc o co?
O to, by człowiek podjął decyzję. By człowiek zdecydował się, czy jest za Bogiem, czy przeciwko Niemu; czy chce iść przez życie z Nim, czy obok Niego albo bez Niego (w sumie to bez znaczenia). Żaden przymus. To w moim interesie, w interesie mej wiarygodności i uczciwości choćby wobec samego siebie jest, abym był autentyczny. Wybieram Boga, albo wybieram coś/kogoś innego. Bóg Ojciec wybrał, wskazał swojego Syna – wiedział bowiem, że On nie zawiedzie ani Jego samego, ani ludzi, dla których zbawienia Go posłał na świat.
To nie jest tak, że Bóg i Kościół są w opozycji do świata. Punktem odniesienia jest właśnie Bóg. Jeśli coś nie gra, można w ciemno – niestety – założyć, że coś nie jest tak, jak być powinno, w tym co lansuje i promuje świat. Nigdy na odwrót. Ludzie Kościoła mogą błądzić i grzeszyć, natomiast sam Kościół nie. I to z jego punktu widzenia człowiek wierzący ocenia rzeczywistość. Oczywiście, każdy ma swój własny rozum (nie po to, żeby mieć, ale żeby z niego korzystać), ale Kościół podpowiada, wskazuje drogę.
Ile jeszcze potrwa zanim sam będę mógł szczerze powiedzieć: Jezus, w Tobie mam upodobanie?
>>>
>>>
Skończyłem czytać „Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego” Magdaleny Grzebałkowskiej, czyli książkę o + ks. Janie od Biedronek. Książka napisana świetnie. Na początku bardzo ciekawie oddane realia początku XX w. I dalej, przez życie księdza. Wiernie, szukając prawdy – więc czasami także dobitnie opisując pewne zachowania czy postawy: księdza samego czy jego otoczenia; nie w celu malowania przerysowanej laurki, ale w celu pokazania, jak było naprawdę. Na przeszło 350 stronach opisane życie postaci szczególnie barwnej i wyjątkowej, nie tylko jak na realia polskie.
Ks. Jan był człowiekiem bardzo złożonym, i co tu dużo mówić – dziwakiem. A jednocześnie poetą religijnym poczytnym chyba jak żaden inny, w kraju i za granicą. Miał swoje słabości, miał swoje dziwactwa – ale we wszystkim był pięknie autentyczny, wierny Bogu i oddany swojej posłudze.
Książkę bardzo mocno polecam.
>>>
Żonka złożyła rezygnację, została przyjęta. Szczegółów pewnie dowiem się w domu, ale kamień z serca.
>>>
Krótko na temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie można jej jednoznacznie krytykować i podsumowywać. Niestety, państwo nie wywiązuje się z obowiązku zapewnienia pewnego poziomu usług medycznych i potrzebnego do tego sprzętu – więc trzeba cieszyć się, że jest WOŚP, który tę lukę łata, jak może. Żeby tę akcję potępić – trzeba umieć jednocześnie spojrzeć w oczy wielu osobom – dzisiaj dwudziestolatkom, a może młodszym, którzy żyją, bo gdzieś tam, kiedy potrzebowali tego jako maleńkie dzieci, mogli skorzystać ze sprzętu ufundowanego przez WOŚP. Owszem, Jurek Owsiak i nie tylko odcinają z tego kupony – prawda jest taka, że sam to wymyślił, więc ma do tego prawo. Fajno, że pomyśleli i puszki Orkiestry stoją także w kasach dużych sklepów, hipermarketów – skoro ludzie w niedzielę już muszą iść na zakupy, to niech chociaż przy tej okazji się podzielą z innymi. Owszem, są też mankamenty – nie podoba mi się bardzo, że w dniu WOŚP wolontariusze obstawiają wyjścia z kościołów dosłownie kordonem, tak że nie da się wyjść; tego być nie powinno. I tak już na marginesie – szkoda, że tak medialnie potrafi być prezentowana WOŚP, podczas gdy cicho, ale za to systematycznie, dzień w dzień, rok w rok działający Caritas, który rocznie zbiera 100 razy więcej pieniędzy, nigdy nie doczekał się takiej darmowej reklamy czy choćby prawdziwego uznania. Bo jak „kościelne”, to złe.