Gdzie my jesteśmy – o. Ludwik Wiśniewski OP znów trafnie

Tym razem na temat dwuczęściowego tekstu o. Ludwika Wiśniewskiego OP, opublikowanego przez Tygodnik Powszechny w numerach 10 i 11/2013. 
Tekstu, uważam, bardzo ważnego i potrzebnego. Miło, że autor napisał go i zadedykował, jak wskazał wprost, pamięci + abp. Józefa Życińskiego w 2. rocznicę jego śmierci. Tekst jest bardzo potrzebny – bo niestety jest on jednym z niewielu głosów sygnalizujących i w ogóle zwracających uwagę na tego rodzaju problem, a już w ogóle „rodzynkiem” chyba w tym zakresie pośród duchowieństwa (nie mówię o tych, którzy porzucili kapłaństwo – Tadeusz Bartoś, Stanisław Obirek, Janusz Kotliński – których tekstów, mimo maksimum dobrej woli, nie da się nazwać obiektywnymi, a „waleniem w Kościół”, ot, dla zasady). 
Na początku pierwszej części autor wyjaśnił swoje pobudki – wskazując, iż stawał prze dylematem, czy temat poruszać. Liczył się z tym, że „oberwie”, gdy się odezwie – nie przeliczył się (mnie akurat przykro było z powodu mało merytorycznego i napuszonego artykułu w Gościu Niedzielnym, chyba przedostatnim, na temat tych tekstów o. Ludwika). Wprost także mówi, iż jego celem nie jest oskarżanie i obwinianie – ale analiza i zadanie konkretnie zaadresowanych pytań. 
Faktem jest, iż tekst mówi o w dużej części o problematyce Radia Maryja oraz o. Tadeusza Rydzyka CSsR – szczególnie w okresie, kiedy środowiska związane z Kościołem powtarzają jak mantrę „skandal związany z miejscem na multipleksie cyfrowym dla TV Trwam”. Przede wszystkim jednak, co krytykom umyka, wskazuje o. Ludwik, iż sam jest słuchaczem RM, uznaje rolę tej stacji w otwieraniu na Boga i nauce modlitwy. Zwraca jednakże uwagę, że wszystkie inicjatywy RM prowadzone są przeciw komuś lub czemuś, na zasadzie negatywnej – wieczne zagrożenie, niszczenie, dyskryminacja, oczywiście z odniesieniem do Jezusa, wzywając do obrony przed wrogami, powodując pospolite ruszenie. Przywołał przykłady konkretne – spiskowa teoria o koalicji anty-RM i TV Trwam w osobach Prezydenta RP, rządu i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. 
Co więcej, o. Ludwik wprost stwierdził, iż chciałby aby TV Trwam zaistniała na multipleksie cyfrowym – co więcej, zdanie to podziela szef KRRiT Jan Dworak, znany dominikaninowi osobiście od lat, który jednak musi uczciwie wypełniać obowiązki urzędnicze, bez reakcji na naciski, skąd by nie pochodziły – także od środowisk związanych z o. Rydzykiem. Trudno jednak zapewnić to miejsce, skoro fundacja Lux Veritatis, wnioskująca o przyznanie miejsca na multipleksie, po prostu nie wypełniła warunków formalnych – nie przedłkadając dokumentów koniecznych do uzyskania koncesji w postaci promesy z banku lub np. SKOKu, mocno związanego z redemptorystą. Fundacja bowiem zażądała utajnienia dokumentów, oświadcxzyła iż dysponuje 90 mln majątku, w tym 68 mln pożyczki od warszawskiej prowincji zakonnej, odmawiając ujawnienia warunków spłaty pożyczki. Fundacja tym samym sama zdecydowała się na brak przejrzystości – skąd więc raban wobec takiej a nie innej decyzji KRRiT? Nikt przecież na poważnie nie udzieli nikomu – nawet przysłowiowemu Kowalskiemu – kredytu i na 10.000 zł, jeśli nie przyniesie DOKUMENTÓW, DOWODÓW na zdolność kredytową. Więc czemu w skali makro – przy milionach wchodzących w grę -TV Trwam, o. Rydzyk i jego fundacja obrażają się, kiedy uchybiają podstawowym obowiązkom, rozpętują na skalę ogólnopolską aferę o rzekomej niesprawiedliwości i pokrzywdzeniu ich przez KRRiT, teorie spiskowe? Stosy pomówień o złodzieja, zdrajcach rządzących Polską – medialna hucpa, innymi słowy. Po co? Żeby wymusić swoje. Nawet wbrew prawu. Odsądzając od czci i wiary każdego, kto – na spokojnie i konkretnie – wskazuje przyczyny odmowy, nie bawiąc się w spekulacje i oszołomstwo, operując faktami. 
Dalej o. Ludwik mówi – cytując przykłądy – o lubowaniu się o. Rydzyka w odmienianiu przez wszystkie przypadki i w każdym kontekście słowa „prawda”, oczywiście w odniesieniu do Boga – łącząc je m.in. z miłością, wolnością. A jednocześnie sam nie raz rzuca w ludzi inwektywami (znane sformułowanie „ty czarownico!” rzucone do jednej z polskich pierwszych dam), posługując się półprawdami (dla mnie to kłamstwa), lżąc. W tym duchu rozwija teorię o antykościelnej centrali w ramach prezydentury Bronisława Komorowskiego, antyewangelizacji. Puste słowa. Oszczerstwa. Zero konkretów. I taka sama wartość. Żeby nie było – i tutaj padają konkrete cytaty. Nie mniej zakonnik wali w Jana Dworaka – posługując się m.in. kuriozalnym sformułowaniem „superpapieża, który chce ustawiać Kościół”, snując teorie, iż ów w mediach katolickich pracował swego czasu po to… aby później niszczyć Kościół. Nadziwić się nie mogę, skąd tyle nienawiści, jadu, a przy tym absolutnego oderwania od rzeczywistości. A jednocześnie – jak mocne i w jakiej materii zarzuty stawia się, de facto oczerniając i samego Dworaka, i rządzących, a również – a co! jak wszyscy, to wszyscy – każdego, kto nie podziela poglądów o. Rydzyka. Niszczą Kościół, i tyle. Jak ktoś uważa inaczej – to się nie zna; albo należy do spisku, nawet na pewno. Walczącego z Bogiem. A jak z Bogiem – to i z Narodem. 
Szczytem zaś już absurdu jest twierdzenie, iż centralą antyewangelizacyjną jest… religia.tv, nazywana medium „idącym na układy”, „tworzącym media pseudokatolickie”. Tylko w tym wszystkim zapomina, że kanał ten – skądinąd bardzo ciekawy (ciekawe, czy o. dyrektor pofatygował się pooglądać go choć trochę?) – prezentuje materiały nie tylko o katolicyźmie, ale także o innych wspólnotach chrześcijańskich (w tym np. krótkie rozważania przedstawicieli tych wspólnot na tematy biblijne) i innych religiach. I to z założenia. Co w tym złego? To, że człowiek ogląda materiał o innych religiach, żeby także mieć o nich jakieś pojęcie, wiedzieć coś – to znaczy, że zdrajca od razu? 
Dalej o. Ludwik cytuje dość długie fragmenty wypowiedzi o. Rydzyka, zarzucającego bliżej nieokreślonemu – oczywiście – wrogowi bardzo wiele: rozbijanie Narodu, Kościoła, Polski. Z jednej strony mówi, że zbliża się koniec wolnej Polski – z drugiej, zaprzeczając sam sobie, wskazuje, że „od 1980 r. nic się nie zmieniło” (czyli że tej wolnej Polski nigdy nie było). Że żądzą oszuści, którzy drogą tychże oszustw doszli do władzy. O jakimś precyzyjnym – czyim? – planie, realizowanym na szkodę Polski od lat. Twierdzenia, że niektóre media… szkodzą Polsce bardziej niż komunizm. Co to jest? Podjudzanie, umiejętne dawkowanie emocji i adrenaliny celem konkretnego nastawiania ludzi przeciwko sobie, i to jeszcze na aboslutnie wydumanych i nierealnych podstawach. Przy jednoczesnym – w innym miejscu – wzdychaniu o tym, jak to ojciec dyrektor chciałby aby właśnie „skończyło się w Polsce judzenie Polaka przeciwko Polakowi”. 
Żeby nie było – odpowiadając na apel o. Rydzyka o merytoryczną rozmowę – o. Wiśniewski napisał do redemptorysty. W odpowiedzi na co otrzymał, napisany przez kogoś zupełnie innego, list z podziękowaniami i informacją o „szczelnie wypełnionym kalendarzu ojca dyrektora w miesiącu X”. No, to faktycznie wola dyskusji. Ja się nie dziwię – jak ktoś nie ma argumentów, rzuca sloganami (zresztą często sprzecznymi wewnętrznie), to boi się dyskusji, konkretów, precyzji. 
W kolejnej części tekstu domonikanin napisał bardzo fajnie o zgubnym efekcie łączenia Kościoła i jakiejkolwiek konkretnej partii, opcji politycznej – kiedy po prostu Kościół traci, gubi z oczu swoją zasadniczą misję, wpada w pułapkę. Tymczasem właśnie takie działanie widać po stronie mediów związanych z o. Rydzykiem – kiedyś z PiS, później z koalicją PiS-LPR-Samoobrona, dzisiaj znowu w kierunku PiS. Jak napisałem – nie ma znaczenia, o jaką partię chodzi, ale o zdecydowane popieranie wprost z nazwy i lansowanie konkretnej z nich. 
Zwrócił także uwagę na bolesną kwestię podpisywania się wielu biskupów pod imprezami i spędami, nazywanymi hucznie „marszami w obronie x” (do uzupełnienia w zależności od potrzeby), którzy swoim autorytetem autoryzują takie wydarzenia, odprawiając Msze i raczej bezwiednie (bezmyślnie?) powtarzają slogany żywcem z o. Rydzyka o spiskach, potrzebie walki i obrony, krucjatach. Walki z kim? Z najeźdźcami, uzurpatorami, okupantami – nie Polakami. Wybacz, proszę, ale to jest jakaś paranoja. Władzy obecnej można nie lubić – sam nie jestem fanem PO, Komorowskiego ani Tuska – natomiast konfabulowanie o przejmowaniu państwa i okupacji, prześladowaniu to po prostu absurd (zacytowano co ciekawsze hasła z transparentów) wobec oczywistego faktu wygrania, niestety, przez powyższe środowisko chyba wszystkich możliwych w ostatnich latach wyborów, zgodnie z prawem. Z krzyżem na czele takie spędzy wyśpiewują „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”, jako by RP utraciła niepodległość. Czy ja czegoś nie zauważyłem? A tak być nie powinno. Właśnie biskupi – jeśli księżom brak do tego odwagi czy pomyślunku – powinni w takich sytuacjach zaprotestować, uspokajać nastroje, a nie je podsycać i nakręcać, nazywając takie spędy „lekcjami patriotyzmu i miłości Ojczyzny”. Lekcje? Może i tak. Ale ani miłości, ani jedności – dzielenia na siłę, z urojonych powodów. Działąnia typowo powiązane z polityką – marsze, wiece – ale coś, w czym Kościół w ogóle nie powinien brać udziału, a już tym bardziej tego autoryzować wizerunkiem biskupów. A jak wygląda marsz? Z władzami pewnego, jedynego słusznego, klubu na czele i w roli głównych aktorów wydarzenia. 
Wracając do kwestii koncesji na multipleksie – Rada Stała KEP wydaje 16 stycznia 2013 r. przedziwny dokument, w którym autorytarnie apeluje o poszanowanie dla TV Trwam, narzucając KRRiT wprost rozstrzygnięcie: ma być przyznane i już! Tylko że bazuje przy tym jedynie na manifach i szumie rozpętanym właśnie przez media toruńskie – nie próbując nawet od KRRiT ustalić faktycznych i rzeczywistych przyczyn odmowy. Znowu – bezmyślny zarzut naruszenia prawa, bez minimalnej staranności w wyjaśnieniu sytuacji, dojściu do prawdy. Czy w Kościele prawda ma być po stronie tych, którzy głośniej krzyczą, wymachują rękami, odgrażają się? Chyba nie katolickim. I żadym innym chrześcijańskim też nie. 
Do tego – dokładnie opisana, chronologicznie – kwestia bardzo zręcznego PRowo zagrania pismami ze Stolicy Apostolskiej, którymi o. Rydzyk (a za nim – przychylni jego środowisku biskupi) podpiera swój autorytet. O. Rydzy, w listopadzie AD 2012 wręczył Benedyktowi XVI księgi z modlitwami i ofiarami za papieża – dar piękny – za który, zgodnie ze zwyczajem, Watykan następnie podziękował listownie ofiarodawcy, czyli Radiu Maryja. Czy to świadczy o bezwarunkowej akceptacji ze strony Stolicy Świętej dla Radia Maryja? W opinii tych mediów – tak, co każe bać się jakiegokolwiek słowa krytyki pod ich adresem, bo skoro papież poparł, akceptuje i dziękuje… Czy jednak na pewno? Dokument ten trafił do adresata w bardzo korzystnym dla niego momencie – pomagając mu się uwiarygodnić. Czy papież tym samym jednak popiera wszystkie eventy, spędy i hasła oraz teorie wznoszone na falach i antenie RM i TV Trwam, a także na organizowanych przez nie wydarzeniach? To zdecydowanie zbyt pochopne twierdzenie. Myślę, że gdyby papież wiedział, jak instrumentalnie pismo od niego zostaje wykorzystane – zastanowił by się dwa razy, co w nim napisać, i czy w ogóle je pisać. Tym bardziej zaś, w tych konkretnych okolicznościach uważam, że posługiwanie się w nim do uwiarygodnienia samego siebie, jest po prostu działaniem niegodnym i nieuczciwym. 
Tyle co do pierwszej części. 
W drugiej części swojego tekstu o. Ludwik Wiśniewski skierował po kilka pytań do przedstawicieli Episkopatu Polski, którzy szczególnie mocni zaangażowali się w obronę instytucji o. Rydzyka. 
Nie widzę sensu opisywania ich tutaj, ponieważ dotyczą one kwestii już wyżej poruszonych, a przekształconych w formę pytań do konkretnych adresatów – chodziło o ich konkretne wypowiedzi. M.in., w kwestii nie dotyczącej Radia Maryi i TV Trwam, zapytał abp. Józefa Michalika o to, czemu nie udzielił odpowiedzi na list prof. Stanisława Lufta. Warto zwrócić także uwagę na pytanie skierowane do ordynariusza toruńskiego bp. Andrzeja Suskiego, pod którego jurysdykcją znajduje się siedziba fundacji Lux Veritatis – o to, czy faktycznie, wobec braku jakichkolwiek wypowiedzi, popiera on wszystkie poglądy i wypowiedzi pojawiające się mediach redemtorystów. 
Przytoczył także wypowiedź + ks. Józefa Tischnera – uznającego wiele dobra wykonywanego przez Radio Maryja, jednocześnie zauważając duży problem dalekiego od ewangelicznego języka agresji, nad któym to radio [a dzisiaj i TV Trwam] nie panuje, oraz dążenia do upolitycznienia katolicyzmu. Mówił on o katolicyźmie jako narzędziu walki o władzę nie tylko przeciwko komunistom, ale „gorszym katolikom”. 
Kończąc zaś, o. Ludwik powrócił do wspomnianego tekstu prof. Stanisława Lufta – zwracając uwagę na pewne, niepokojące w jego ocenie, zjawiska. Nie sposób nie zauważyć, że jego obserwacje są zbieżne z obserwacjami dominikanina. Niestety, tekst nie doczekał się ŻADNEGO odzewu – nic. Poza tym, że młodzieżówka Radia Maryja stwierdziła, że Kościół trzeba bronić… przed prof. Luftem właśnie. 
Potrzeba w tym zakresie, opisanym w powyższym tekście, dialogu – przed którym odpowiedzialni przecież w szczególny sposób za Kościół hierarchowie się nie tyle nawet wzbraniają, co po prostu go unikają. Problem istnieje i nie sposób tego nie zauważać – można unikać jego rozwiązywania, ale czy to na dłuższą metę cokolwiek rozwiązuje? 
Dlatego bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie i ucieszyła wypowiedź abp. Henryka Muszyńskiego, byłego prymasa i metropolity gnieźnieńskiego, który w TP nr 11/2013. Wskazał, iż nie ma żadnych wątpliwości co do uczciwości i intencji o. Ludwika w tym, co napisał, działania w duchu odpowiedzialności za Kościół. Zwrócił uwagę na merytoryczność, konkretność, operowanie faktami we wspomnianym tekście – co winno skutkować merytoryczną i konkretną odpowiedzią, szczególnie w zakresie pytań do poszczególnych biskupów. Jednocześnie wskazał, że omawiane przez o. Wiśniewskiego wypowiedzi biskupów dotyczące mediów związanych z o. Rydzykiem przyjął ze zdziwieniem i zażenowaniem. Mówił także o konieczności poszanowania demokratycznie wybranych władz, bez względu na sympatie i antypatie polityczne. Podzielił również pogląd dominikanina, iż traktowanie polityki jako środka wsparcia dla Kościoła jest tragiczną pomyłką, nie pomagającą ani Kościołowi ani ludziom. Ambona jest bowiem miejscem do głoszenia Ewangelii, dawać nadzieję, motywować do wprowadzania w świat pokoju – w które kapłani i biskupi pozwalają się mieszać politykom, tymczasem zniżanie się do poziomu jednej partii jest zaprzeczaniem misji Kościoła. Przede wszystkim zaś wskazał, iż pomyłką jest, gdy biskup z ambony mówi o np. konieczności rozwiązania Sejmu – to nie jest wypowiedź w imieniu Kościoła, a osąd człowieka jako człowieka; nie mają takie wypowiedzi nic wspólnego z nauką Kościoła i Ewangelią. Wyraził również pogląd, że świeccy jak najbardziej powinni, w razie wątpliwości, zwracać uwagę duchownym na mieszanie polityki do wiary – są tak samo członkami Kościoła, a wręcz bierność świeckich oznacza partycypowanie w mieszaniu wiary i polityki. Mówił również o pozostałości jakby z czasów komunizmu w postaci ideologii walki – z kim? nie ma wroga, to tzrba go stworzyć. Pointując zaś, wskazał na odwagę o. Ludwika – świadomego konsekwencji napisania powyższego tekstu i nikłego prawdopodobieństwa doprowadzenia do merytorycznej dyskusji. 
Niewątpliwie, doczekał się – w końcu sam prowincjał dominikański wypowiedział się w tym przedmiocie. Ja jednak nie upatrywał bym w tych słowach przełożonego sztorcowania, przywoływania do porządku o. Ludwika. Wręcz przeciwnie. Jeśli przeanalizować tekst oświadczenia – wynika z niego, że zakon dopuszcza dialog i wzywa do „otwartej, pełnej szacunku dyskusji na temat tej publikacji”, wskazując jednocześnie, że stanowiska o. Wiśniewskiego nie jest stanowiskiem zgromadzenia. Bynajmniej więc nie należy tych słów traktować – jak to opisywano – jako „odcięcia się” zakonu od opinii jego członka. 

W którą stronę?

Kilka dni temu na łamach swojego „Naszego Dziennika” niejaki Tadeusz Rydzyk, redemptorysta, twórca i dyrektor Radia Maryja, zaatakował ojca członka KRRiTV Krzysztofa Lufta, zasłużonego dla Kościoła 90-letniego prof. Stanisława Lufta, polecając mu, aby skarcił syna za jego postępowanie ws. miejsca TV Trwam na multipleksie i zwiększenia opłat za koncesje. „Zwróciłbym się do tatusia pana Lufta. Może przemówi do syna. Rozumiem, że pan Luft, który jest w Krajowej Radzie, jest dorosły, ale dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym medycyny pastoralnej. Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: >Synu, co wyprawiasz?<„.
Sam Krzysztof Luft zareagował – słusznie w mojej ocenie – kulturalnym, acz dobitnym stwierdzeniem: – „Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna”. Ja natomiast przytoczę słowa listu otwartego, który do Przewodniczącego KEP wystosował sam prof. Stanisław Luft, w pewnym sensie w efekcie zaistniałej sytuacji, jednak wskazującego na dużo szerszy problem, który najwyraźniej cały czas umyka (albo celowo jest pomijany) uwadze hierarchów Kościoła w Polsce. List przytaczam poniżej w całości, pogrubienia moje własne.

Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie
atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła,
starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna –
zareagował na tę zaczepkę Krzysztof Luft.

Ksiądz Arcybiskup Józef Michalik
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski

Ekscelencjo
Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie

Piszę do Księdza Arcybiskupa powodowany troską o Kościół Boży w Polsce, o jego integralność i oblicze. Jestem emerytowanym profesorem reumatologii, ale równolegle do pracy lekarza prowadziłem przez 55 lat wykłady z medycyny pastoralnej w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, za co zostałem uhonorowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II odznaczeniem „Pro Ecclesia et Pontifice”. Piszę te słowa jako list otwarty do Episkopatu, bo zostałem sprowokowany publiczną zaczepką pod moim adresem w Radiu Maryja i na łamach „Naszego Dziennika” ze strony ojca Tadeusza Rydzyka w związku z działalnością publiczną mojego syna. To nieszczęsne zdarzenie oceniam jako nieprzyzwoite, ale jest ono tylko drobnym epizodem, za to pretekstem do przywołania bardzo groźnych zjawisk w polskim Kościele, związanych m.in. z działalnością części mediów katolickich, którym ojciec Rydzyk patronuje.

Siedem lat po śmierci papieża Polaka, który przez trzy dziesięciolecia spajał polski Kościół, dziś jest on dramatycznie podzielony. Polscy katolicy są dzieleni na „prawdziwych” i tych, którzy na to określenie nie zasługują. Tak samo również dzieli się Polaków.

Siedem lat temu w ramach wielkich narodowych rekolekcji, jakimi stało się odchodzenie Jana Pawła II, miliony Polaków wychodziły na ulicę, aby poczuć jedność i wspólnotę. Dziś polscy katolicy wyprowadzani są na ulice, aby pod krzyżem i obrazem Matki Boskiej wznosić polityczne hasła pełne niechęci, a nawet nienawiści do inaczej myślących.

Równo pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu Soboru Watykańskiego II Kościół polski stoi w obliczu poważnego kryzysu – grozi mu rozłam i masowe odchodzenie wiernych, obserwujemy zanikanie ducha soborowego. Zamiast „Kościoła Otwartego”, będącego soborową odpowiedzią na problemy współczesnego świata, dziś w Polsce proponuje się zamykanie Kościoła w „oblężonej twierdzy” niechętnej otaczającej go rzeczywistości. Zamiast Kościoła miłości i tolerancji proponuje się nam Kościół walki, a nawet wojny. Soborowa zasada rozdziału religii od polityki sięgająca zresztą wprost do źródła chrześcijaństwa, jakim było nauczanie Chrystusa, jest dziś w Polsce łamana bez najmniejszych skrupułów.

Media nazywające siebie „katolickim głosem w twoim domu” nie tylko angażują się we wspieranie konkretnych nurtów politycznych, ale wręcz organizują wspólnie z partiami akcje i demonstracje polityczne. Jest to niezgodne z nauczaniem Kościoła zawartym w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym (art. 76), a także z postanowieniami konkordatu. Podziały polityczne, naturalne w każdym demokratycznym społeczeństwie, a w Polsce wyjątkowo głębokie, są w tych mediach dodatkowo podsycane. Uruchamiane są złe emocje i wzbudzana nienawiść, którą od czasu do czasu ujawnia się publicznie w formie gorszących incydentów np. w trakcie uroczystości i świąt państwowych. Jako weteran Powstania Warszawskiego byłem tego świadkiem osobiście.

To wszystko odbywa się przy milczącej zgodzie oficjalnych organów Kościoła hierarchicznego, a głosy sprzeciwu nielicznych biskupów, niegdyś częstsze, stają się coraz bardziej odosobnione.

Te groźne tendencje zaczynają dominować, choć nie obejmują oczywiście całego Kościoła. Większość polskich katolików nie angażuje się w hałaśliwe demonstracje polityczne, nie czuje się dyskryminowana w rzekomo zniewolonym kraju. Ale za to coraz więcej ludzi zaczyna się czuć w Kościele nieswojo. Nie chcę nikomu odmawiać prawa do przeżywania swojej wiary w różny sposób, ale trudno się zgodzić na zawłaszczanie Kościoła przez hałaśliwą mniejszość zamieniającą go w partię polityczną. Zarówno doświadczenie historyczne, jak i obserwacja współczesnego świata pokazują, że wszędzie tam, gdzie dochodzi do pomieszania religii z polityką, konflikty polityczne stają się ostrzejsze, a największym przegranym jest religia, która więdnie i traci siłę swego moralnego przesłania.

Na nas wszystkich, ale zwłaszcza na pasterzach polskiego Kościoła, na Episkopacie i jego strukturach spoczywa dziś ogromna odpowiedzialność, aby ten zgubny kierunek odmienić. Trzeba dziś mocno przypomnieć, że Kościół powszechny z samej definicji jest przestrzenią, w której jest miejsce dla każdego człowieka, bez względu na barwy polityczne czy narodowość. Trzeba przypomnieć, że Kościół ma łączyć, a nie dzielić.

Jestem już starszym człowiekiem – wiara i Kościół były treścią mojego całego, prawie 90-letniego życia. I nic tego z pewnością nie zmieni, bo mam świadomość świętości Kościoła. Ale ludzie, u których poczucie sacrum jest słabsze, opuszczają Kościół zniechęceni do instytucji coraz bardziej zawłaszczanej przez stowarzyszone z partiami politycznymi środowisko radiostacji toruńskiej. W imię przyszłości Kościoła w Polsce, w imię jego jedności proszę i apeluję do Księży Biskupów o refleksję i odwrócenie tendencji tak groźnych dla Kościoła i dla Polski.

Z chrześcijańskim pozdrowieniem

Z wyrazami czci i oddania
Stanisław Luft
Warszawa, 18.10.2012

Kopia do wiadomości:
Arcybiskup Stanisław Gądecki, Zastępca Przewodniczącego KEP
Biskup Wojciech Polak, Sekretarz Generalny KEP
Kardynał Kazimierz Nycz, Metropolita Warszawski

Ja się pod powyższym tekstem podpisuję, bynajmniej nie ciesząc się z wypływających zeń wniosków, ale z faktu, iż takie wnioski są upubliczniane, przypominane (wypominane?) i że są osoby, które nie wahają się wysuwać w kierunku tych najbardziej odpowiedzialnych – biskupów – żądania podjęcia najpierw refleksji, potem działań mających na celu zmianę istniejącego stanu rzeczy.

Przede wszystkim piękne jest to, co prof. Luft pisze w ostatnim akapicie – a bez czego, w mojej ocenie, ów list byłby dalece mniej wiarygodny – a mianowicie o tym, że Kościół był, jest i będzie nadal treścią jego życia. Nie rzuca zabawek, jak rozkapryszone dziecko, i wychodzi z piaskownicy do domu – przedstawia swój konkretny punkt widzenia, po czym wyraża troskę o Kościół, której – niestety – coraz częściej trudno się doszukać w tym, na co autor listu sygnalizuje.

Nikt nie ma prawa dzielić Kościoła w Polsce na „toruński” czy „krakowski/łagiewnicki”. Bogu dzięki, lansowanie tej drugiej grupy skończyło się równie szybko, co zaczęło. Natomiast pewne grupy, których wspólnym mianownikiem jest o. Tadeusz Rydzyk CSsR, w dalszym ciągu uzurpują sobie prawa do wskazywania, kto w Polsce jest Polakiem, katolikiem – i mieszania z błotem całej reszty. Niedawno świętowano obchody 50-lecia otwarcia Vaticanum II – tymczasem, patrząc tu i ówdzie na polski Kościół można mieć wrażenie, że niektórzy skutecznie udają, że w ogóle nie zaistniał, albo starają się jak najszybciej o nim zapominać, gdy chodzi o idee i postulaty – cóż, Mszy Świętej (na szczęście) nie „odwrócą” z powrotem plecami do ludzi, mają Mszę trydencką. Pojęcie „oblężonej twierdzy” bardzo tutaj pasuje – zamiast wychodzić z zakrystii, iść do ludzi, głosić Dobrą Nowinę, przekonywać, zachęcać – pewne środowiska zamykają się na siłę w kościołach, w których za wszelką cenę próbuje się przekonać, że jest jedna wielka wojna, że nic tylko walka; a to wszystko – niestety – w tonie dokładnie wpasowującym się w konkretne ugrupowania polityczne, których przedstawiciele są wprost lansowani, a przeciwnicy dyskredytowani. Ok – polityka polityką – ale z ambon? Jak to się ma do – słusznie promowanych naokoło – idei i inicjatyw związanych z nową ewangelizacją? Ano tak, że w mojej ocenie jest ciągnięciem wózka, na którym znajduje się Kościół, w dokładnie przeciwną, i nazwijmy to wprost: złą, stronę.

Nikt nie każe wszystkim głosować i kochać polityków np. PO, PSL czy SLD. Mamy swój rozum – każdy głosuje zgodnie z nim i ze swoim sumieniem. Dla katolika wynikają z tego pewne wytyczne, którymi powinien się kierować, i nie da się ukryć, że poglądy katolickie prezentuje zazwyczaj jedna, max dwie partie – natomiast nie oznacza to, że partie te należy lansować w Kościołach z nazwy, udzielać im otwartego poparcia i pozwalać na kuriozalne sytuacje, kiedy duchowny katolicki – jak w opisywanej sytuacji – publicznie beszta nawet już nie ważne, że zasłużonego dla Kościoła człowieka, że  w podeszłym wieku, oczekując od niego konkretnych działań i wywierania wpływu na członka pewnego gremium mającego prawną legitymację do podejmowania w danym zakresie wiążących decyzji. Tak, ludzie – szczególnie starsi – nawet słusznie są sfrustrowani wieloma kwestiami (żenujące świadczenia, beznadziejna służba zdrowia), co umiejętnie jest podsycane, budowane i wykorzystywane pod pretekstem wiary i patriotyzmu – właśnie przez Radio Maryja.

Trzeba umieć odróżnić świętość Kościoła, o której prof. Luft wspomina, od błędnych i niewłaściwych zachowań ludzi Kościoła – duchownych czy świeckich, choćby nie wiem jak przekonanych o słuszności swojej misji. My ten Kościół budujemy, tworzymy, z całym swoim bagażem słabości, grzechów, upadków, złych skłonności, pychy, małości i zarozumiałości. Tym większa w tym kontekście odpowiedzialność spoczywa na biskupach, aby nie pozwolić na rozszerzanie się niewłaściwych praktyk, dobitne odróżnianie zachowań właściwych od niewłaściwych, przy jednoczesnym precyzyjnym i zrozumiałym wyjaśnieniu, dlaczego podejmują takie a nie inne decyzje.

Tutaj tego właśnie brakuje. Jednolitego i jasnego stanowiska np. właśnie w zakresie oceny poszczególnych aspektów działalności o. Tadeusza Rydzyka – bo przecież bezspornym jest, iż nie można mieć zastrzeżeń do części modlitewnej programów jego rozgłośni czy telewizji, tak samo jak trudno nie mieć zastrzeżeń do części związanej z publicystyką w tych mediach. Tymczasem w ramach KEP funkcjonują struktury, które mają zajmować się nadzorem, duszpasterską troską nad Radiem Maryja i TV Trwam – jednak kolejną kadencję zasiada w nich abp Sławoj Leszek Głódź, znany powszechnie m.in. z braku obiektywizmu w stosunku do tych mediów i permanentnego przymykania oka na cokolwiek z nimi związanego. Nowa kadencja się rozpoczęła – jakieś zmiany? Nie ma. Nic dziwnego więc, że ludzie po prostu czasami głupieją – jeden biskup wskazuje, mniej lub bardziej dobitnie, że trzeba zastanowić się nad bieżącą formą działania mediów redemptorystów, a w tym samym czasie inny biskup grzmi z ambony (albo i nie z ambony), grożąc ogniem piekielnym każdemu, kto złe słowo pod adresem tych mediów wypowie. I bądź tu mądry.