Nie kumają

Uczniowie Jezusa zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda. Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba. Jezus zauważył to i rzekł im: Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy? Odpowiedzieli Mu: Dwanaście. A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków? Odpowiedzieli: Siedem. I rzekł im: Jeszcze nie rozumiecie? (Mk 8,14-21)

Piękny tekst! Krótki i bardzo wymowny, dosadny.

Bazując tylko na Ewangelii Marka, widzimy dwa rozmnożenia chleba. Najpierw, kiedy zamiast odpoczynku, zlecieli się do nich ludzie z całej okolicy, słynne „Wy dajcie im jeść” i sytuacja, kiedy z 5 chlebów i 2 ryb Jezus wykarmia (skrupulatnie odnotowane) 5000 chłopa, z czego zostaje i tak 12 koszy ułomków (Mk 6, 30-44). Potem, w tym samym co dzisiaj rozdziale, na początku, kiedy po uzdrowieniu głuchoniemego znowu zrobiło się o Nim głośno, i tym razem 4000 ludzi nakarmiono kilkoma rybkami i 7 chlebami. Żadne czary – „odmówił modlitwę dziękczynną, połamał i dawał swoim uczniom” (Mk 8, 1-10). 
Uczniowie nie pamiętali tego. Można się domyśleć, że to wszystko wydarzenia na przestrzeni dość krótkiego okresu czasu – a jednak. Jak wynika z tekstu, tym razem nie zabrali nawet pożywienia dla siebie – nie chodziło już o osoby z zewnątrz, tych, którzy szli za Jezusem czy zbierali się w danym miejscu. Mnie nie dziwi reakcja Jezusa – pewnego rodzaju zniecierpliwienie, zawód, zmęczenie. Tyle cudów – jeśli by liczyć, ok. 9000 ludzi wykarmionych łącznie z 12 chlebów i paru ryb, a z tego wszystkie razem 19 koszy samych tylko ułomków, nie licząc wykarmionych!
Bóg na ich oczach dokonał, raz po razie, bardzo namacalne i widoczne cuda – zaspokoił głód wielkich mas. To nic nie dało. Uczniowie – pewnie Dwunastu – i tak mieli największy problem, że zapomnieli chleba dla siebie. Byli świadkami rozwiązania problemu dalece większych rozmiarów – ale to nic nie dało. Sytuacja jakby się powtórzyła – oni znowu myśleli brzuchami. 
Czemu wciąż nie rozumienie i nie pojmujecie? Jeszcze nie rozumiecie? Z nami jest tak samo – ile razy bardziej na twarz się nie da czegoś wyjaśnić, Bóg czytelnie coś pokazuje – a my nic, albo swoje. 
A u mnie – a’propos rozumienia w kontekście nauki – również: jakby im dalej, tym gorzej… 

CHLEB ŻYCIA NA ULICACH

Jezus opowiadał rzeszom o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu. Lecz On rzekł do nich: Wy dajcie im jeść! Oni odpowiedzieli: Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu! Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały. (Łk 9,11b-17)

Postawa uczniów w tej sytuacji była zrozumiała. Świetnie – ludzie szli za Nim, z nimi, słuchali Go, i jakoś w tym zachwyceniu Bogiem zapomnieli o prozaicznych potrzebach, takich jak jedzenie, i po jakimś czasie przypomniały o sobie typowo ludzkie potrzeby konsumpcyjne. Ale skąd tu wziąć jedzenie na pustkowiu? No to skoro przyszli – niech wracają, znajdą jakąś wieś i tam się zaopatrzą. 
Jeden z wielu fenomenów Boga – co pokazała historia zbawienia już nie raz, historia Kościoła dość licznie mówiąca o niezrozumiałych wydarzeniach, cudach – polega na tym, że On w takich naprawdę różnych, raz bardziej podbramkowych, raz zwykłych sytuacjach po prostu potrafi z niczego wziąć rozwiązanie, to co jest potrzebne. I tak było tym razem. Kilka chlebów i rybek – nie za dużo, żeby nakarmić tłum, prawda? Troska uczniów o to, co się stanie z ludźmi, jak zaspokoić ich głód dobrze o nich świadczyła, mówiła o odpowiedzialności za tych, którzy także z nim i za nimi przyszli na pustkowie. Był nawet pomysł – my sami się rozejdziemy, poszukamy jedzenia. 
Ale po co? Czy nic nie mieli do jedzenia? No ale kilka rybek i chlebów… Mizernie, samych Dwunastu  by się tym nie najadło, a co dopiero tłumy. Wystarczy. Człowiekowi z Bogiem nigdy niczego nie zabraknie. A gdy się będzie wydawać, że brakuje – to Bóg coś na to poradzi, nawet gdyby miał wziąć coś z niczego. Co innego – gdy człowiek upiera się przy potrzebie i domaganiu się czegoś, co tak naprawdę nie jest niczym innym niż zwykłe widzimisię, fanaberią. Ale gdy chodzi o to, co naprawdę potrzebne i niezbędne – tego Bóg zawsze ma nadmiar. Nawet wtedy, gdy wydaje się na pierwszy rzut oka, po ludzku rozumując i kalkulując, że jest za mało, że nie wystarczy. 
Te dwanaście koszy ułomków – to coś, co może wydawać się zbędnym, niepotrzebnym, czymś do wyrzucenia, odpadkiem. Taka dzisiaj ludzka mentalność. Zero szacunku – ważne, żeby się napchać, napełnić swój żołądek, kieszenie i portfel, a inni – niech się sami martwią i sami sobie radzą. Ale to właśnie te dwanaście koszy ułomków, wziętych przecież z kilku chlebów i paru rybek – to największy w tej całej historii znak Bożej mocy, a zarazem troski o człowieka. Aż tyle zostało, gdy Bóg-Człowiek zabrał się za rozdzielanie ludziom tego, czego potrzebowali. Gdy Jezus błogosławił i dzielił to, co dla ludzi było naprawdę potrzebne. To czytelny znak – tyle samo zostanie dla innych,. gdy ty z wiarą będziesz prosił o coś, co tobie potrzebne. 
Jesteśmy z krwi i kości, więc potrzebujemy jeść, żeby ciało jakoś funkcjonowało. Ale człowiek na cielesności się nie kończy – jest dusza, która też potrzebuje pokarmu. Paweł w II czytaniu przypomina o tym, co każdy prawdziwie wierzący słyszy conajmniej raz w tygodniu: Bierzcie i jedzcie – to jest Ciało moje… Bierzcie i pijcie – to jest Krew moja. Jeśli ci czegoś brakuje, jeśli z pozoru wydaje ci się, że masz wszystko – a jednak czujesz pustkę – idź na mszę. Bóg tam czeka, bez względu na porę roku, pogodę, bez względu na wszystko. W naszym kraju kościołów jest dużo – wystarczy wejść. Nie wiesz, co Mu powiedzieć? Powiedz, że Go potrzebujesz, że szukasz, że przychodzisz ze swoimi pytaniami, żalami, wątpliwościami – i szukasz odpowiedzi. To bardzo dobry początek, a przede wszystkim szczery. 
Zasłuchaj się w Niego. Najpierw w Jego słowo. A potem zapatrz się w ten prosty biały delikatny kawałek chleba, uniesiony w kapłańskich dłoniach, abyś ty właśnie mógł Go zobaczyć. To żaden święty chlebek czy hostia – to żywy Bóg, który dla ciebie właśnie przychodzi na ołtarzu Eucharystii. Nie po to, żebyś popatrzył i poszedł dalej – ale żebyś popatrzył, otworzył się i przyjął Go z wdzięcznością i miłością. Aby On w tym Chlebie Żywym mógł cię w środku wypełnić, oczyścić, odnowić, dać siłę. I wtedy idź dalej, w swoje życie – ale już odmieniony. Bo z Nim – w sercu. 
Dzisiaj jest dobry dzień, aby o tym sobie przypomnieć. Jak dawno cię nie było w kościele? Miesiąc? Rok? Więcej? Od ślubu, bierzmowania, jakiegoś pogrzebu w rodzinie? Dzisiaj jest szczególny dzień – dzisiaj On wychodzi do ciebie. W kapłańskich rękach wychodzi z murów kościoła i idzie ulicami twojej wsi czy miasta. Być może właśnie mija twój dom. Zrobisz coś z tym? Tak, to zaproszenie właśnie dla ciebie. Idź za Nim. Otwórz serce i patrz. Módl się, proś o siłę, o zrozumienie tego, co ciebie otacza, swoich spraw, o światło wiary i Ducha Świętego do podejmowania dobrych decyzji. 
Chleb życia wychodzi dzisiaj na ulice. Jeśli jest to dla ciebie okazja, aby publicznie zamanifestować wiarę, którą żyjesz na codzień, która ma odzwierciedlenie w tym, jak żyjesz, modlitwie, częstym uczestnictwie we mszy – to bardzo dobrze, niech cię umocni i da siły do dalszego doskonalenia się w kroczeniu przez życie z Bogiem. A jeśli między tobą a Nim ostatnio pojawiła się przepaść, jesteś daleko, buntujesz się – to po prostu Mu zaufaj, idź za Nim, i powiedz Mu, jak bardzo jesteś zagubiony, jakie masz pragnienia, czego chcesz dokonać, a nie wiesz, jak się za to zabrać. I nie obrażaj się, gdy usłyszysz coś, co może nie do końca pasować do twojego własnego obrazu siebie – tak, może nie do końca jesteś taki w porządku, jak ci się wydaje. Wsłuchaj się w to, co Żywy Bóg ma ci do powiedzenia. 
I karm się Nim. Nie wahaj się – także dla ciebie, i dla każdego innego, starczy tego, co pozostało w tych dwunastu koszach ułomków.  
>>> 
Dzisiaj wspomnienie liturgiczne bł. Jana XXIII – Angela Roncallego – papieża uśmiechu. 
Znaleźć o nim informacje w necie – żaden problem. Zawsze mnie ujmował – bezpośredniością, uśmiechem, a jednocześnie wielką troską o Kościół, która przecież nie pozostała w sferze pragnień, a znalazła odzwierciedlenie w tym, czego dokonał w krótkim dość pontyfikacie. Moim zdaniem – wielki człowiek, którego rola jest jakby niedoceniana, odkąd został beatyfikowany kilka lat temu. A przecież gdyby nie on – kolegium kardynalskie pewnie nie byłoby tak bardzo międzynarodowe, nie doszło by do Soboru Watykańskiego II, i wiele innych kwestii. Każdemu polecam jego Dziennik duszy. Piękna książka. 
Na zakończenie – piękny cytat, jedna z bł. Jana XXIII myśli:  

Uczmy się od Niego, by się nie uskarżać, nie złościć, nie tracić wobec nikogo cierpliwości, nie żywić w sercu niechęci do tych, o których sądzimy, że wyrządzili nam krzywdę, lecz znosić siebie wzajemnie (…) i kochać wszystkich. Rozumiecie? Wszystkich, także tych, którzy nam czynią coś złego, przebaczyć im i modlić się także za nich, bo może w oczach Bożych są lepsi od nas.