Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mt 7,1-5)
My lubimy bardzo oceniać innych, łatwo przychodzi nam wyrokowanie i opiniowanie tego, który stoi obok. Przecież wszystko widać, przecież to lekkie, łatwe i przyjemne. No, i co najważniejsze, przecież zawsze robię to w imię dobrej sprawy, z takiej troski. Naprawdę?
Być może to wynika z tego, że mamy taką tendencję do polepszania, oczywiście we własnym mniemaniu, swojego obrazu na tle innych. Porównujemy się do nich, ale z założeniem, żeby zawsze wypaść jednak ciut lepiej, choćby niewiele. Oczywiście, zupełnie przypadkiem porównanie ma miejsce z osobami z jakiegoś powodu niezbyt przeze mnie lubionymi…
Co ciekawe, oczywiście taką postawę – której nie widzę u siebie, kiedy rozstawiam po kątach, diagnozuję i wyrokuję – bardzo dobrze zauważam u innych, przy jednoczesnym zupełnie bezkrytycznym takim postępowaniu własnym. Zauważę, że ten obok się wywyższa, bo nie widzi własnych wad – ale czy ze mną nie jest identycznie, kiedy ktoś mnie się przyjrzy z boku? Dlatego tak ważne jest uświadomienie sobie, że skala problemu jest często zupełnie inna, niż mnie się wydaje: to, co mi przeszkadza u drugiego, to tak naprawdę zaledwie drzazga, a równocześnie „ucieka mi” własna belka, która zasłania pół świata, choć jej nie widzę.
A tymczasem, żeby naprawiać świat, trzeba najpierw naprawić i uzdatnić siebie samego 🙂 Na przykładzie miłosierdzia – nie można być skutecznym i dobrym narzędziem Boga bogatego w miłosierdzie dopóty, dopóki sam tego miłosierdzia nie doświadczę (o to prościej), ale i go nie przyjmę (uu, tu mogą być schody).
Pewnie pisałem to już x razy, ale wrócę do tej kwestii ponownie. Bez dystansu do siebie, regularnej autorefleksji, a przede wszystkim dużej dawki pokory nic z tego nie będzie. Czasami w ogóle może się okazać, że nie widzę prawie nic, także tego dobrego, bo mi zasłania moja własna belka.
Co ciekawe, ta belka to może być coś, co nie wystaje i przeszkadza stale, ale w konkretnych sytuacjach: agresja, złość, zapalczywość, impulsywność, brak wyrozumiałości, faryzejska nadgorliwość, skrupulanctwo i wiele innych. Takie różne życiowe belki, które uniemożliwiają. To wszystko, co sprawia, że nie tyle nie jestem „wujkiem dobrą radą”, ale ucieka mi prawda o tym, że czasami wystarczy być obok, nie mędrkować, nie wymądrzać się i nie radzić. Po prostu być.