To nie będzie górnolotne ani hurraoptymistyczne. Ot, proza życia. Chyba.
Czasami jest tak, że człowiek ma dosyć. Po prostu. Za dużo nagle wszyscy chcą od ciebie w pracy, do tego ty i inni na około jakby mieli zły dzień, współmałżonek wkurza się (i ciebie) o wszystko, awantura wisi w powietrzu, dziecko też jakieś marudne i ciężkie, jak na złość wszystko nie idzie i sypie się w rękach. Szukasz tego minimum spokoju, jakiegoś swojego azylu, oddechu – i nie wychodzi. Masz ochotę to wszystko… Dosłownie.
I wtedy przychodzi pokusa.
Niby nic. Niby tylko taka alternatywa – ale jaka przyjemna. Mała odskocznia. Chwila relaksu. Margines błędu, drobna nieuczciwość. Oddech, który pozwala nabrać dystansu i zdrowiej podejść do pewnych spraw. Zmiana powietrza, atmosfery – żeby chwilę było inaczej.
To nie jest rozwiązanie.
To jest równia pochyła, po której w piękny i spektakularnie banalny sposób można rozwalić każdy związek czy małżeństwo. Nie chodzi tylko o zdradę fizyczną (seks), ale o nieuczciwość z powodu innej osoby – dziewczyny, chłopaka. Grzeszymy myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem – warto pamiętać. To łańcuszek – bo jak się raz skusisz, to czemu w sumie drugi, piąty nie? W sumie nie robisz nic złego; a jak robisz, to właściwie i tak już to zrobiłeś wcześniej, więc jeden raz w tą czy w tamtą… Szukamy usprawiedliwienia, jak Adam i Ewa w raju: aha! Bóg to przed nami zataił, więc właściwie nic złego nie robimy. A jak wyszło – każdy wie. Usprawiedliwiamy się i znajdujemy milion wytłumaczeń. Swojej drugiej połówce ściemniamy, osiągami himalaje kreatywności w uzasadnieniu spóźnienia do domu: praca, fucha, znajomi, coś wypadło.
Prawda jest taka, że to można ciągnąć – czasami druga strona się nie zorientuje. Ale ty wiesz i toje sumienie jest świadome: to, co robisz, jest po prostu z gruntu złe. Naprawdę, wyrzuty sumienia potrafią być straszne.
To jest przestroga. To przypomnienie o tych pięknych, ale i trudnych słowach Jezusa – my wybraliśmy je na nasz ślub: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9). Pisałem już o tym – Bóg wzywa do trwania w miłości, i wskazuje palcem – nie jakiś anonimowy człowieka, nieznana para – wy właśnie! Wy i trwajcie, czyli wytrwajcie – niesamowita gra słów, która stanowi zadanie miłości. Nikomu nie życzę, aby je zawalił.