Króluj nad nami, władaj sercami

Dla Kościoła jako Kościoła – wspólnoty, całości – dzisiejszy dzień pewnie zostanie zapamiętany jako zamknięcie Roku Jubileuszowego Miłosierdzia (papież zamyka Drzwi Jubileuszowe etc.). A w naszej Ojczyźnie? Gdzieś tam w tle ten temat jest, ale na pierwszy plan wychodzi słowo-klucz: intronizacja. Można tu usłyszeć m.in., że Jezus został ustanowiony Królem Polski, intronizowany. Co, generalnie rzecz biorąc, jest kompletną bzdurą – nie miało (i mam nadzieję mieć nie będzie) miejsca. Co tak naprawdę się wydarzyło wczoraj? Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana – tylko to, żadna intronizacja. A może jeszcze bardziej – jak to możliwe, że do tego doszło, skoro jeszcze kilka lat wstecz był temu wprost przeciwny Episkopat Polski?

Żeby nie być gołosłownym:

  • „Ogłaszanie Chrystusa Królem Polski jest niewłaściwe, niepotrzebne, niezgodne z myślą Episkopatu” – to polscy biskupi 16 marca 2008 r.
  • „Nie trzeba Chrystusa ogłaszać Królem, wprowadzać Go na tron (…) konieczne jest szerokie otwarcie drzwi Jezusowi, oddanie mu swojego życia. Gdy dokonamy tego w naszych domach i parafiach, zmieni się oblicze naszej Ojczyzny i Kościoła (…) Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko się zmieni na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie” – to z kolei list pasterski biskupów „O królowaniu Jezusa Chrystusa” z 25 października 2012 r.

Sceptycyzmu wokół tej inicjatywy jest wiele, i to całkiem uzasadnionego. Historia zaczyna się w okresie II wojny światowej, kiedy krakowska mistyczka Rozalia Celakówna (1901-1944) ma otrzymać od Jezusa wizje, nakazujące intronizowanie Go na Króla Polski.  Z jej pism wynika, że akt intronizacji dokonany przez naród na czele z rządem i Episkopatem stanowi jedyny ratunek przed wojenną zagładą Polski, która miała unicestwić nasz kraj. W 1938 r. ówczesny Prymas Polski kard. August Hlond potwierdził zgodność objawień z doktryną katolicką, zaś od 1996 r. toczy się proces beatyfikacyjny Celakówny, od 2012 r. opracowywane jest tzw. positio.

Nie można nie zauważyć w tym miejscu jaskrawego kontekstu historycznego – Celakówna to osoba, która przeżywał dwie wojny światowe, żyła w realiach XX-lecia międzywojennego. Poza tym – czysto teologicznie – w naszej Ojczyźnie, co jest widoczne nie tylko w czerwcu, ale i po ilości świątyń pod tym wezwaniem, bardzo mocno rozwinięty jest kult Najświętszego Serca Pana Jezusa (Celakówna miała posługiwać się pojęciem „intronizacji Serca Jezusa” – więc trudno nie dostrzec tu zbieżności), nie wspominając funkcjonującej – przeżywamy ją w tym roku dzisiaj, a w ogóle to w ostatnią 34. niedzielę zwykłą danego roku liturgicznego, przed 01. niedzielą Adwentu – uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (potocznie Chrystusa Króla).

Potem – w czasach nam współczesnych – jest 2 kapłanów-buntowników, dzisiaj został jeden. Ks. Tadeusz Kiersztyn, jeszcze wówczas jako jezuita, najpierw bardzo starał się o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego Celakówny, potem od 1996 r. był w komisji teologicznej procesu beatyfikacyjnego. Naciskał na „koronację” z akcentem politycznym – bo przez Parlament RP, co w sposób oczywisty sprawiło, że sprawa zaczęła być polityczna, włączyły się w nią ugrupowania polityczne. Poza tym samowolnie koronował figurę Jezusa w ołtarzu kościoła zakonnego w Krakowie. Ks. Kiersztyn opuścił zakon i nie został inkardynowany do żadnej diecezji. Działał nadal w stworzonym przez siebie od podstaw ośrodku w Szczyglicach. To on do końca i jako pierwszy popularyzował ideę intronizacji. Zginął na skutek obrażeń w wypadku samochodowym w sierpniu 2012 r. I – znany dzisiaj w całej chyba Polsce – ks. Piotr Natanek, dla jednych uosobienie dość dziwacznych nagrań „konferencji” na Youtubie, w których bardzo dużo, wydawało by się normalnych i nieszkodliwych spraw, stanowiło dla autora przejaw działania szatana; dla innych człowiek, który kontynuuje dzieło i Celakówny, i Kiersztyna w celu doprowadzenia do intronizacji Jezusa na Króla Polski. Suspendowany w 2011 r., a mimo to nadal (zatem niegodziwie) sprawujący sakramenty (spowiedź co do zasady jest tutaj, bez zagrożenia życia, nieważna, także małżeństwo) w swojej pustelni w Grzechyni, otoczony Rycerzami Chrystusa Króla (charakterystyczne czerwone pelerynki, według deklaracji ok. 4.000 osób w kraju i za granicą). Jak donoszą media – podobno Natanka wcale wczorajszy Akt nie zadowolił – jak łatwo się domyślić, ze względu na to, że nie pojawia się w nim ani razu tytuł Króla Polski w kontekście osoby Jezusa.

Tu zasadna wydaje się obawa: skoro doszło do Aktu przyjęcia Jezusa za Króla i Pana, czy ruchy takie jak wokół Natanka nie uznają tego za swój sukces i nie zaczną się jeszcze bardziej domagać – tej „prawidłowej” – intronizacji Jezusa na Króla Polski? To czas pokaże.

Tak na marginesie – co to za święty (święta), w imię którego wspólnota Kościoła de facto się dzieli, kapłani wypowiadają posłuszeństwo biskupom? Nie wygląda to dobrze. Nic dziwnego, że proces beatyfikacyjny Celakówny do dynamicznych nie należy – choć pewnie kiedyś do pozytywnego finału zostanie doprowadzony, czego można się spodziewać.

Jak przygotowywana była wczorajsza uroczystość? Od 2006 r. w strukturach KEP funkcjonował Zespół ds. Społecznych Aspektów Intronizacji Chrystusa Króla z abp. Marianem Gołębiewskim na czele, zastąpiony w 2013 r. przez Zespół ds. Ruchów Intronizacyjnych z bp. Andrzejem Czają na czele – który sam publicznie wskazywał, że już w 2011 r. miał obawy, co do kierunku, w którym pójdą ruchy intronizacyjne, co, jak widać na przykładach samych tylko księży (Kiersztyn, Natanek), szło i idzie nadal w kierunku konfliktu z przełożonymi i kar kościelnych. Zespół bp. Czaji kontaktował się z szeregiem wspólnot, wśród których nie ma Rycerzy Chrystusa Króla ks. Piotra Natanka: Wspólnot dla Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa, Rycerstwa Jezusa Chrystusa Króla (założonego przez milionera Adama Kędzierskiego), Stowarzyszenia „Róża” i Fundacji Serca Jezusa, Ruchu Obrony Rzeczypospolitej „Samorządna Polska”, Stowarzyszenia „Ruch Intronizacji Jezusa Chrystusa Króla Polski”, reprezentowane są także grupy Polonii amerykańskiej, kanadyjskiej i australijskiej.

Przede wszystkim istotny jest oddźwięk religijny tego wczorajszego wydarzenia – bo ma ono znaczenie tylko i wyłącznie w tej sferze, co niestety nie chroni całości przed tym, aby idea zapoczątkowana (zakładam, w dobrej wierze) przez Celakównę była wykorzystywana politycznie – tym bardziej w obecnym układzie sił w polityce w Polsce, gdzie, co tu ukrywać, powoływanie się na wiarę i Kościół jest dobrze widziane. Podstawa to wiara w zmartwychwstanie Jezusa i zaraz za tym uznanie: tak, Panię, Ty bądź królem mojego życia. Do tego uroczystość w rodzaju wczorajszej jest zbędna. Jeśli dzięki niej ktoś w Jezusa uwierzył, przekonał się – to świetnie. Oby nie płynęło z tego wydarzenia zgorszenie – ot, choćby postawą niektórych przedstawicieli polskiej sceny politycznej, często widzianych z pierwszych ławkach kościołów, z których taką praktyką trudno (albo wręcz nie sposób) połączyć zachowania czy działania podejmowane już w polityce. Rozdwojenie jaźni?

Już pomijam okoliczność jakby dość płynną, ale jednak – czy pomysł koronowania Boga wszystkich ludzi na króla tylko jednego narodu ma sens, pomijając już, że Jego koronacja odbyła się na drzewie krzyża, a samo królowanie to służba dla wszystkich naokoło? Albo wprowadzenie na tron Tego, który już króluje, co Kościół co roku świętuje i uznaje za pewnik w tym wymiarze najważniejszym – a nie formalno-prawnym? Ofiarowanie tronu w tym kontekście na pierwszy rzut oka to raczej nie wywyższenie, a… no właśnie, co?  Może legitymizowanie aktualnej władzy politycznej – skoro Jezus jest (miałby być) Królem, to przecież oczywiste, że sam wybiera tych u władzy i wręcz nie wypadało by się im sprzeciwiać, bo to w sumie było by prawie jak sprzeciwienie się Bogu.

Tu brawo dla Episkopatu, który nie zgodził się na użycie w Akcie tytułu Króla Polski w kontekście Jezusa. Którzy to biskupi, jak podają źródła, zgodzili się na wczorajszy Akt właśnie z powodu tego, że ma być oddolną inicjatywą wierzących – w celu uwypuklenia poddania się pod Boże panowanie – mając świadomość potencjalnego zagrożenia wykorzystania całości w rozgrywkach politycznych. Szkoda tylko, że nie ustrzegli się jednego błędu – zaproszenia na uroczystość jednak nie ukoronowania Jezusa na Króla Polski dużej ilości osób z grona władzy państwowej. Nie, nie chodzi o ich obecność – to uroczystość dla każdego i nie powinno się im nic bronić. Ale co by się stało, gdyby po prostu byli w tłumie modlących się w Krakowie osób? Absolutnie nic. A nie było by wątpliwości, czy nie przyjechali na darmową reklamę w pierwszych ławkach na nabożeństwie. Natomiast trzeba wierzyć, że skoro biskupi uznali to za słuszne, to (inaczej niż to prezentuje taki ks. Natanek) takie właśnie jest – nawet jeśli mi to akurat nie jest do szczęścia potrzebne.

W ogóle trzeba bardzo jasno powiedzieć, że biskupi odwalili kawał dobrej roboty, idąc na rękę niejako wszystkim ruchom intronizacyjnym – przez co mogą one zostać „zagospodarowane” w Kościele katolickim, a nie dla tego Kościoła stanowić kolejny problem, gdyby zdecydowały się iść własną drogą (co dość szybko poszło ich kapłanom). Znajdowanie i poszerzanie przestrzeni Kościoła tak, aby znaleźli w niej miejsce dla siebie także ci, którzy z autentycznej pobożności i wiary interesują się ideą intronizacji. Mogli postąpić inaczej – czego opłakanym rezultatem mogło by być hipotetycznie powiększenie się grono zwolenników k. Natanka.

Uznanie i ogłoszenie Chrystusa Królem Polski oznaczałoby nadanie Mu zawężającego tytułu, który ograniczałby rozumienie Jego władzy. Taki zabieg nie ma podstaw biblijnych, ani oparcia w nauczaniu Magisterium Kościoła” – to bp Andrzej Czaja. Zwróć uwagę, niby niuans – ukoronowanie, uznanie za Króla a uczynienie Jezusa Panem swojego życia. Widzisz różnicę? Wiele mądrych słów tenże bp Czaja wypowiedział we wczorajszej homilii:

Musimy wszyscy razem w jedności wołać do Boga i przywoływać Bożego Ducha, aby otworzył nas na Jezusa, by pomógł nam Go stale przyjmować i Nim żyć, poddając się Jego Prawu i władzy, byśmy naszemu Królowi i Panu potrafili z oddaniem i wiernie służyć, na Jego chwałę żyć i Nim się z innymi dzielić (…) Nie jest naszym zadaniem ogłaszać Chrystusa Królem, lecz uznać Jego panowanie i poddać się Jego Prawu, Jego woli i zbawczej władzy, zawierzyć i poświęcić Mu naszą Ojczyznę i cały Naród, nas samych i nasze rodziny (…) Dziś też musimy wszyscy wołać do Boga i przywoływać Bożego Ducha, aby otworzył nas na Jezusa, by pomógł nam Go stale przyjmować i Nim żyć, poddając się Jego Prawu i władzy, byśmy naszemu Królowi i Panu potrafili z oddaniem i wiernie służyć, na Jego chwałę żyć. 

Cieszy to, że w oficjalnym komentarzu pojawia się sformułowanie, że wczorajszy Akt ma nawiązywać do słów św. Jana Pawła II, znanych powszechnie, z inauguracji jego pontyfikatu w 1978 r.: Nie lękajcie się. Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych, systemów politycznych oraz kierunków cywilizacyjnych. Nie lękajcie się! Jeżeli tak ten wczorajszy Akt rozumieć – to pełna zgoda, to się przyda każdemu, zaprosić Boga do swojego życia, serca, codzienności.

Myślenie, iż wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko zmieni się na lepsze, jest iluzoryczne, a wręcz szkodliwe. To nie jest żadne – najpobożniejsze nawet – hokus pokus, czary mary. Cały bajer polega na tym, aby Bóg królował w moim życiu codziennie przez to, co i jak robię, a nie przez najwznioślejsze akty, deklaracje, czy teksty intronizacyjne. 

W jednej ze znanych, przynajmniej starszym 🙂 pieśni religijnych pt. „Idziesz przez wieki” są w refrenie takie bardzo mądre słowa: „Króluj nad nami, władaj sercami„. I tu jest sedno – jeśli Jezus króluje tam, w sercu, to nie potrzeba wzniosłych eventów religijnych, aby to pokazać na zewnątrz. A jeśli nie – to nie zmieni tego najpiękniejsza laurka, feretronik czy tekst. Bóg chce królować tylko przez ludzi, u których mieszka w sercach. To wystarczy. Oby wczorajsza uroczystość była pewnym podsumowaniem w historii ruchów i idei intronizacyjnych – a jednocześnie początkiem, hm, mądrzejszego, bardziej dojrzałego podejścia do mojej relacji z Bogiem? Ot choćby.

Jeszcze raz: poddać się Jego Prawu, Jego woli i zbawczej władzy, zawierzyć i poświęcić Mu naszą Ojczyznę i cały Naród, nas samych i nasze rodziny, jak to mówił bp Andrzej Czaja – a nie zakładać pelerynki czy wymachiwać transparentami, bardziej ludzi dzieląc niż jednocząc.

Ten dość długi tekst jest dzisiaj zamiast rozważania niedzielnego – które zastąpię genialnym co do treści, ale i niewielkiej formy, nie moim (Dominik Dubiel SI):

Prawie dwa tysiące lat temu, pod krzyżem, na którym umierał Jezus Chrystus, spotkali się zwolennicy „intronizacji” Boga. Wśród nich zasadniczo dwie grupy. Pierwsza grupa wołała: Zejdź z krzyża! Wybaw siebie i nas! Bądź Bogiem, jakiego chcemy! Wtedy uznamy Cię za Króla! Przedstawiciele drugiej grupy raczej milczeli. Tym milczeniem mówili: Ty jesteś Królem. Skoro taką wybrałeś drogę, to mamy nadzieję, że wiesz co robisz… Tylko jeden z nich zabrał głos: My ponosimy słuszną karę za nasze grzechy… Jezu wspomnij na mnie w swoim Królestwie…

3 komentarze do “Króluj nad nami, władaj sercami”

  1. Co tu dużo mówić – mądrze napisane. Szczególnie przydatne dla kogoś, kto – jak ja – został przez „intronizację” wzięty z zaskoczenia i pozostawiony w stanie głębokiego dysonansu poznawczego 😉

  2. Dziękuję 🙂 Cóż, w tej sferze zarówno było – nie tylko bezpośrednio przed wydarzeniem, ale i po – tak wiele niedomówień, np. świętowania z ambon „ukoronowania Jezusa na Króla Polski”, że pewne rzeczy po prostu trzeba wskazać jasno.

    Zerknąłem do Ciebie na bloga – chyba mamy nieco zbliżoną wrażliwość 🙂

    Zachęcam do śledzenia bloga i polubienia profilu na FB!

    1. „chyba mamy nieco zbliżoną wrażliwość” – och nie! a zdawało mi się, że jestem taka oryginalna! ;P
      Wybacz, że odpowiadam z dwutygodniowym opóźnieniem. Znalazłam Twój blog na grupie fb Chrześcijańscy Blogerzy – na razie próbuję poczytywać każdego po trochu, może za jakiś czas się ustatkuję i będę wpadać częściej. Jestem w newsletterze, więc informacje do mnie docierają 🙂
      Ja oczywiście też zachęcam do czytania i komentowania moich tekstów. Pojawiają się rzadko i zwykle nie dotyczą „gorących tematów”, więc nie ma pośpiechu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *