Archidiecezja warszawska na przestrzeni ostatnich 3 lat doczekała się… 3 (?) nominacji biskupich. Najpierw wyświęceni na sufraganów zostali księża Rafał Markowski (tak, brat tego Markowskiego z Perfectu) i Józef Górzyński, a już w niespełna 2 lata później bp Górzyński awansował na arcybiskupa koadiutora warmińskiego. W Wielki Czwartek papież przywrócił do posługi biskupiej w diecezji bp. Piotra Jareckiego, a na dniach na początku maja nuncjusz apostolski ogłosił nominację kolejnego sufragana w osobie x prałata Michała Janochy.
Moim zdaniem, temu człowiekowi niewątpliwie „dobrze z oczu patrzy”. Choć niektórzy twierdzą, że „to nie może być dobry biskup, bo chwali go i Terlikowski, i ks. Sowa” – ja się cieszę. Cytując Terlikowskiego (do którego raczej mi dość daleko…): „Wierzący kapłan, niemal zawsze w sutannie, świetny kaznodzieja, miłośnik ikon”.
W GN w wywiadzie z Agatą Puścikowską mówił o tym, że księdzem został po to, aby być z ludźmi i głosić im żywego Jezusa. Że nigdy nie pragnął ani nie dążył do biskupstwa – ale jednak lepiej, że to ludzie się cieszą, niż gdyby on sam miał się cieszyć, a ludzie płakać. Wyznał, że w seminarium myślał o życiu pustelniczym – a Bóg „zrobił mu psikusa” i całe życie pracuje z ludźmi. Że najważniejsze – czy u biskupa, czy u księdza – jest bycie blisko ludzi. Bardzo pięknie powiedział o Wspólnotach Jerozolimskich jako wzorze i punkcie odniesienia dla ludzi właśnie zabieganych, żyjących w świecie, w rodzinach i pracy: życie modlitwą na pustyni miasta.
Z kolei zapytany, skąd słowa Marana Tha jako zawołanie biskupie – powiedział, że w tym wołaniu, którym się kończy Biblia, jest cała tęsknota Kościoła za pełnią, byciem z Bogiem. I to piękne podsumowanie, w pytaniu jakby określił moment, w którym się znalazł: „Dobry Boże, bądź dla mnie łaskawy, bo morze takie szerokie, a moja łódka taka mała”. No i piękne słowa o ikonach, z zamiłowania do których jest znany (ale z zakresu których jest także specjalistą – posiada habilitację z zakresu historii i historii sztuki): „Odnajduję się w tej kulturze Wschodu i nie muszę porzucać mojej własnej. Coraz bardziej odkrywam to, że te dwie kultury nawzajem siebie potrzebują. Bez siebie są niepełne. A sztuka na Wschodzie jest powiązana z duchowością. Ja najpierw ukończyłem historię sztuki, a potem poszedłem do seminarium, więc zacząłem się interesować kwestiami duchowymi, instynktownie szukając miejsca, gdzie te dwie rzeczywistości mogą się połączyć, odnalazłem ikony. Tu duchowość i sztuka spotykają się ze sobą. Z drugiej strony, jak wszystko na ziemi, ikona jest materialnym tworem. Po drugiej stronie nie będzie ikon. Ale tutaj ikony są nam potrzebne, bo potrzebujemy okien, przez które widać niebo. Ikona jest jednym z takich okien”. A więc człowiek, który na poziomie kultury szuka wspólnego mianownika pomiędzy tym, co Zachodnie a Wschodnie. Równocześnie, miał także styczność z klerykami – w latach 2009-2013 jako ich ojciec duchowny w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie.
Wystarczy spojrzeć na komentarze w internecie – kolejny „zwykły” biskup, człowiek, który pomimo kariery naukowej, nie oderwał się od rzeczywistości i chce być dla ludzi jako biskup (a nie sam dla siebie).