Prawie dokładnie tydzień temu – można by powiedzieć, w dniu obchodzenia „jak bozia przykazała” uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego wtedy, kiedy wypada ona, czyli w czwartek 06 tygodnia wielkanocnego (a nie, jak w Polsce już od kilku lat, przesunięta na 07 niedzielę wielkanocną) – w ramach obchodów Jubileuszu Miłosierdzia w Watykanie miała miejsce bardzo przejmująca, a zarazem prosta uroczystość. Skądinąd, w mediach praktycznie prawie nigdzie nie odnotowana.
Już sama nazwa celebracji przyciąga uwagę – „Osuszyć łzy” – co nawiązuje do jednego z uczynków miłosierdzia: strapionych pocieszać. Jak napisała w Więzi Natalia Wizimirska:
Struktura nabożeństwa bardzo prosta – trzy świadectwa dotyczące różnych sytuacji wewnętrznego bólu, trzy czytania – ze Starego i Nowego Testamentu oraz Ojców Kościoła, Ewangelia, papieska homilia, modlitwa powszechna i błogosławieństwo. Osoby przekazujące świadectwa zanoszą zapalony lampion przed obraz i relikwiarz Marki Boskiej Płaczącej z Syrakuz. Papież rozdaje woskowe obrazki paschalnego baranka.
Rodzina Włochów, opowiadająca o synu, który kilka lat wcześniej w wieku 15 lat popełnił samobójstwo – rozpacz matki, poczucie zawiedzenia dziecka przez ojca, bunt wobec Boga brata. Pakistańczyk, dziennikarz katolicki, zmuszony do ucieczki z ojczyzny i pozostawienia tam żony oraz dzieci. Bliźniacy, szczególnie dotknięci samotnością. Trzy – zdawało by się z boku – proste, ale bardzo bolesne życiowe historie zwykłych ludzi. Papież, odnosząc się do tych historii i życiorysów, przytacza opowieść o Jezusie, który zapłakał nad grobem swojego przyjaciela Łazarza (J 11, 35).
Czytam te słowa – czy czuję tylko współczucie? A może po prostu podświadomie sięgam tam, gdzie w jakiś – czasami bardzo mocno skrywanych – zakamarkach serca odnajduję to, co mnie gdzieś tam zraniło, przede wszystkim przez namacalną stratę kogoś bliskiego, z rodziny? Co jest lekarstwem? Miłosierdzie – na pewno. Współczucie, jeśli płynie z serca. I pocieszenie, które ma pokrzepić autentycznie drugą osobę.
Bóg przychodzi i chce swoją miłość rozlać na każdą ludzką łzę, bez względu na to, z jakiego powodu zaistniała. Kościół to przestrzeń, w którym ludzie cierpiący powinni te właśnie postawy odnajdywać – miłosierdzie, współczucie i pocieszenie. Nie z przymusu, z obowiązku, bo tak wypada – ale z potrzeby serca im ofiarowane. To także przestrzeń do modlitwy – indywidualnej, wspólnotowej – co na nabożeństwie podkreślono poprzez zbieranie pomiędzy zgromadzonymi karteczek z intencjami: składali je tak biskupi, jak i turyści, którzy może trafili do bazyliki św. Piotra po prostu jako żelaznego punktu zwiedzania Świętego Miasta.
Bardzo cieszę się, że papież Franciszek pokazał tym nabożeństwem, że także „centrala Kościoła” ma czas i chce być razem z tymi, którzy cierpią i ronią łzy w różnych – mniejszych, większych – dramatach życiowych. Nie w pompatycznych procesjach, wielkich celebrach, ale w zwykłym – ale jak bardzo potrzebnym – byciu z drugim człowiekiem z modlitwą wtedy, kiedy mu się wszystko wali. Dzisiaj ja modlę się za kogoś. Jutro być może ja sam będę potrzebował takiego wsparcia.
foto – Matka Boża Płacząca z Syrakuz, której figurka w 1953 r. miała zapłakać ludzkimi łzami, przechowywanymi do dzisiaj w relikwiarzu