Kroki na piasku za Chlebem Życia

Jezus powiedział do Żydów: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: Jak On może nam dać /swoje/ ciało do spożycia? Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. (J 6,51-58)
W takim dniu, jak ten – w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej – warto zwrócić uwagę na pierwsze z czytań, ze ST. To słowa napomnienia, jakie Mojżesz kieruje do Narodu Wybranego, aby nie zapomniał on o wędrówce i drodze, jaką Bóg przeprowadził ich z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Tak po prawdzie, gdy spojrzeć na mapę – generalnie nawet przy marszu pieszo, mogli ją przebyć w pewnie 3-4 miesiące, wzdłuż morza, mając pod dostatkiem wody i pokarmu. Wędrowali jednak bite 40 lat. Dlaczego? Taki był Boży zamysł. 
Nie żadne widzimisię. Taką drogę musiało przejść serce każdego z Izraelitów – wyjść na pustynię, pozbyć się wszystkiego, co sztuczne i udawane, zmierzyć się z trudnościami, walczyć o przetrwanie, stawi czoło niebezpieczeństwom. Do obiecanego kraju prowadzi droga pełna wybojów, utrudnień i zagrożeń. Aby rozpoznać wielkie i naprawdę ważne wartości, trzeba przebyć trudną drogę, która człowieka ogołaca z wszelkich masek, strojów i póz, aż w końcu stajemy się prawdziwi i autentyczni. Dopiero wtedy możemy rozmawiać z Bogiem. Przed Nim nie ma sensu udawanie – On widzi wszystko i wszystkich takimi, jacy są. Wszystkie problemy tych, którzy przed Bogiem grają polegają na braku szczerości i autentyczności właśnie – bo jak miałby wyglądać dialog, jakikolwiek, gdy jedna ze stron jest szczera, a druga udaje?
My dzisiaj też wędrujemy, i to czasem nawet dłużej niż tamci Izraelici. Niektórzy potrzebują całego życia, aby odnaleźć się w relacji z Bogiem, zrozumieć co jest ważne i warte poświęcenia czasu i sił. A nawet, gdy nie próbujemy grać, wodzić Boga za nos i kombinować, to coś w tym naszym codziennym wędrowaniu z pustyni jest. Jedno na pewno – nie jesteśmy w tej wędrówce pozostawieni samym sobie. Pan jest tuż obok; kiedy się dobrze przyjrzeć – widać na piasku Jego kroki (jak mówi pewna opowieść – gdy człowiek widzi za sobą tylko jedne ślady stóp, to nie znaczy, że idzie sam, ale że opadł już tak z sił, że to Bóg go niesie na ramionach, i to Jego ślady widać). Czym jest ta pustynia? Czasami to uzależnienie, nieczułość, egoizm, brak szczerości, zdrada małżeńska, przestępstwo. Ilu ludzi – tyle pustyń. Dowcip i sztuka polegają na tym, że z pustyni można wyjść cało tylko ryzykując i zawierzając Bogu. Z Nim wyjście jest bliżej niż dalej.
Ile już lat tak wędrujesz po pustyni swojego życia za tym Chlebem żywym, który zstąpił z nieba? A może tak naprawdę to tylko wolę tej wędrówki deklarujesz, a idziesz będąc sam sobie panem i tylko sobie znanymi ścieżkami? Ale to w ogóle nie ma sensu. Niewiele jest fragmentów, gdzie Jezus tak dobitnie i jednoznacznie się wypowiada – tylko tak, a nie inaczej. Kto spożywa TEN chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który JA dam, jest moje ciało za życie świata. Bierzcie i jedzcie, TO jest Ciało moje Żaden inny pokarm, żaden innych chleb, choćby najpiękniej wyglądał i kusząco pachniał. Ten chleb, który staje się Ciałem na ołtarzu. 
Tu nie ma miejsca i czasu na zastanawianie się – a jak to możliwe? Tak, po ludzku to niemożliwe. Ale od 2000 lat dokonuje się w tylu tysiącach czy milionach świątyń, codziennie, o każdej porze dnia. Ludzie przychodzą i karmią się, aby mieć życie w sobie – nie tylko tutaj, namacalnie, po ludzku, ale mieć w sobie życie, które wraz z ludzkim życiem się nie skończy; życie, które raz rozpoczęte, zaistniałe w czasie, nie ma końca. To jest ta obietnica. Obietnica Jezusowego Ciała i Jego Krwi. Bóg, który trwa na ołtarzach świata, aby mógł umacniać serca ludzkie do ciągłej walki z pustynią. 
Niektórzy mówią, że kolęda – wizyta duszpasterska – to jedyna w ciągu roku okazja, aby większość rodzin zgromadziła się na wspólnej modlitwie. Przykre, ale chyba coraz częściej prawdziwe. A dzisiaj, Boże Ciało, to pewnie jedyny dzień i jedyna okazja w roku, aby swoją wiarę w Jezusa Eucharystycznego, tę największą tajemnicę naszej wiary, wyznać naprawdę otwarcie. Oczywiście, mam nadzieję, że ją wyznajemy co tydzień podczas niedzielnej Eucharystii (niektórzy pewnie częściej), gromadząc się w kościołach. Dzisiaj Jezus we własnej Osobie, pod postacią Chleba, wychodzi na ulice miast i wsi do ludzi, którzy sami nie chcą przyjść do Niego. Trudno o piękniejsze świadectwo i wyznanie wiary, niż po prostu pójście właśnie za Nim. 
Z Nim i tylko z Nim pustynia naszego życia pięknieje, staje się mniej uciążliwa. A może takie spotkanie – przychodzący Pan i ja – to wreszcie początek drogi w dobrym kierunku, kroczenia tam, dokąd chciałbym bardzo dojść, ale nigdy nie wiedziałem, jak się za to zabrać? Chleb Życia wychodzi na ulice właśnie dla ciebie.