Przyprowadzono do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu! Lecz faryzeusze mówili: Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy . Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. (Mt 9,32-37)
Musiał być bardzo znany. Cokolwiek ludzie o Nim myśleli, byli świadomi mocy, jaką posiadał. Prorok? Uzdrowiciel? Czarownik? To nie miało znaczenia. Wbrew pozorom, dla tych wszystkich chorych, kalekich, ułomnych i ich rodzi nie miało najmniejszego znaczenia to, czyją mocą i w czyim imieniu Jezus działał – liczyło się to, aby chory odzyskał zdrowie.
Fakt, takiego uzdrowiciela w Izraelu pewnie przed Jezusem jeszcze nie było. Co było ważne, co Go odróżniało od innych? To, że nie tylko leczył ciała, ale i dusze. Mało mówił o grzechu? Mało nawracał? Rozmowa z Samarytanką przy studni, przypowieść o miłosiernym samarytaninie, o bogaczu i łazarzu, o celniku i faryzeuszu – pierwsze z brzegu przykłady, jakie przychodzą mi teraz do głowy. Co więcej – Jezus oskarżany o to, że wyrzuca złe duchy mocą ich władcy potrafił udowodnić (czego w tej ewangelii akurat nie ujęto), że tak nie jest, ale że w Nim właśnie przybliża się do ludzi Boże Królestwo.
Nie jest sztuką, aby uczynić zadość tym najprostszym, najbardziej podstawowym potrzebom ludzkim. Mało jest miliarderów na świecie? Całkiem sporo. Gdyby chcieli, mogli by swoim majątkiem podzielić się z biednymi tak, aby pewnie problem biedy wyeliminować. Ale czy o to chodzi? Chyba bardziej o takie gospodarowanie, takie prawo, pomoc społeczną, świadczenia socjalne i funkcjonowanie gospodarki, aby ludzie sami mieli po prostu możliwość uczciwie zarobić, utrzymać siebie i swoje marzenia. Nie sama marchewka, ale przede wszystkim kij, z którym zainteresowany sam sobie poradzić w poszukiwaniach marchewki. Jezus był wielki tylko przez to, że potrafił uleczyć, wskrzesić – ale Jego prawdziwa wielkość polegała na tym, kim był, i na tym, że nie zatrzymywał się tylko na potrzebach ciała. Szedł dalej, mówił o miłości, o sprawiedliwości, o poszanowaniu ludzi, równości, ofiarności i bezinteresowności. Człowiek w oczach Boga jest spójny – ciało z jego potrzebami, ale także dusza i serce, które mają uzdolnić człowieka do życia nie byle jak, ale po prostu na Boży sposób.
To wezwanie do pracy na żniwie Pana często bywa zawężane tylko do powołania kapłańskiego czy zakonnego. Pewnie – bez kapłanów nie było by Eucharystii, więc żywej i realnej obecności Mesjasza w tabernakulach i na ołtarzach świata. Nie bez powodu Benedykt XVI powołał niedawno Radę ds. Nowej Ewangelizacji. Dzisiaj Kościół i świat to po prostu pole walki dobra ze złem, gdzie sięgać trzeba także po nowe sposoby docierania do ludzi, wygrywania ich dla Boga. Pełno jest miejsc i środowisk, gdzie duchowny jako taki nie wejdzie i nie dotrze nigdy. To jest pole do popisu dla nas, świeckich. Jesteśmy robotnikami, którzy – niestety – najczęściej jak tamci z innej przypowieści skupiają się nie na tym, ile zrobili, ale na kłóceniu się o zapłatę. Tymczasem po prostu trzeba zakasać rękawy i obrabiać ten swój ewangelizacyjny ogródek, tu i teraz, tam gdzie jestem i żyję. Prosząc, aby nigdzie i nikomu nie brakowało tych, którzy zadbają o inne ogródki Kościoła.