Horyzont Miłosierdzia

W miniony wtorek, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, Ojciec Święty Franciszek dokonał otwarcia Roku Jubileuszowego Miłosierdzia. W tym kontekście – jako że dopiero na dniach przeczytałem ten dokument – chciałem się podzielić na łamach bloga smaczkami, jakie wynalazłem w treści bulli Misericordiae vultus ustanawiającej nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia z dnia 11 kwietnia 2015 r. 
Tradycyjnie, w punktach, pogrubienia własne.
  • Jezus Chrystus jest obliczem miłosierdzia Ojca. [tak! już pierwsze jej zdanie jest kapitalne samo w sobie!]
  • W «pełni czasów» (por. Ga 4,4), gdy wszystko było gotowe według Jego planu zbawienia, zesłał On swojego Syna, narodzonego z Maryi Dziewicy, aby objawić nam w sposób ostateczny swoją miłość. Kto widzi Syna, widzi też i Ojca (por. J 14, 9). Jezus z Nazaretu swoimi słowami, gestami i całą swoją osobą objawia miłosierdzie Boga.
  • Miłosierdzie: to najwyższy i ostateczny akt, w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie: jest podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie: to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję bycia kochanym na zawsze, pomimo ograniczeń naszego grzechu.
  • Jeszcze mocniej jesteśmy wzywani, aby utkwić wzrok w miłosierdziu, byśmy sami stali się skutecznym znakiem działania Ojca.
  • Na ogrom grzechu Bóg odpowiada pełnią przebaczenia. Miłosierdzie będzie zawsze większe od każdego grzechu i nikt nie może ograniczyć miłości Boga, który przebacza.
  • Po rozbiciu murów, które przez zbyt długi czas trzymały Kościół w zamknięciu jak w uprzywilejowanej cytadeli, nadszedł czas na głoszenie Ewangelii w nowy sposób. Nowy etap ewangelizacji, która trwa od zawsze. Nowe zaangażowanie dla wszystkich chrześcijan, aby świadczyć z większym entuzjazmem i przekonaniem o swojej wierze. Kościół czuł odpowiedzialność za bycie w świecie żywym znakiem miłości Ojca.
  • Powierzymy Chrystusowi Panu życie Kościoła, całej ludzkości i ogromnego kosmosu, prosząc o wylanie Jego miłosierdzia jak rosy porannej, aby owocna stała się historia, którą mamy tworzyć w najbliższej przyszłości z zaangażowaniem wszystkich. 
  • Do wszystkich, tak wierzących jak i tych, którzy są daleko, niech dotrze balsam miłosierdzia jako znak Królestwa Bożego, które jest już obecne pośród nas.
  • «Bo Jego miłosierdzie na wieki» (Ps 136[135]). Jest to refren powtarzany po każdym wersecie Psalmu, który opowiada historię objawienia się Boga. W mocy miłosierdzia wszystkie dzieje starożytnego ludu pełne są głębokiego znaczenia zbawczego. Miłosierdzie sprawia, że historia Boga i Izraela staje się historią zbawienia.
  • Misją, którą Jezus otrzymał od Ojca, było objawienie tajemnicy Bożej miłości w jej pełni. «Bóg jest miłością» (1 J 4, 8.16), ogłasza — po raz pierwszy i jedyny na kartach Pisma świętego. — Jan Ewangelista. Ta miłość jest już wtedy możliwa, widoczna i namacalna w całym życiu Jezusa. Jego osoba jest niczym innym jak tylko miłością. To miłość, która się daje za darmo. Relacje Jezusa z osobami, które Go otaczają, ukazują coś jedynego i niepowtarzalnego. Znaki, które czyni przede wszystkim w stosunku do grzeszników, do biednych, wyłączonych, chorych i cierpiących, są naznaczone miłosierdziem. Wszystko w Nim mówi o miłosierdziu. Nie ma też w Nim czegoś, co byłoby pozbawione współczucia.
  • To, co poruszało Jezusa we wszystkich okolicznościach, to nic innego jak miłosierdzie, dzięki któremu czytał w sercach swoich rozmówców, dając im odpowiedzi, które korespondowały z ich najprawdziwszymi potrzebami.
  • (…) powołanie (…) wpisuje się w horyzont miłosierdzia.
  • Miłosierdzie jest ukazane jako siła, która zwycięża wszystko, która wypełnia serce miłością i pociesza przebaczeniem.
  • Miłosierdzie to nie jest tylko działanie Ojca, lecz staje się kryterium potrzebnym do zrozumienia, kim są Jego prawdziwi synowie. Jesteśmy więc wezwani do życia miłosierdziem, ponieważ to nam zostało najpierw udzielone miłosierdzie. 
  • Jakże wydaje się nieraz trudne to przebaczenie! A jednak jest ono narzędziem złożonym w nasze ręce, abyśmy byli w stanie osiągnąć spokój serca. Porzucić żal, złość, przemoc i zemstę — to warunki konieczne do tego, by żyć szczęśliwie.
  • Miłość nie może być przecież abstrakcyjnym słowem. Z samej swej natury jest ona konkretnym życiem: to intencje, zachowania, postawy, które przyjmuje się w codzienności. Miłosierdzie Boga jest Jego odpowiedzialnością za nas.
  • Wszystko w działaniu duszpasterskim Kościoła powinno zostać otulone czułością, z jaką kieruje się do wiernych; nic też z jego głoszenia i z jego świadectwa ukazanego światu nie może być pozbawione miłosierdzia. Wiarygodność Kościoła weryfikuje się na drodze miłości miłosiernej i współczującej.
  • Jest to kluczowe dla Kościoła oraz dla wiarygodności jego głoszenia, aby żył on i świadczył w pierwszej osobie o miłosierdziu. Język Kościoła i jego gesty powinny przekazywać miłosierdzie tak, aby wejść w głębię serca ludzi i sprowokować ich do odnalezienia drogi powrotu do Ojca.
  • Pierwszą prawdą Kościoła jest miłość Chrystusa. Tejże miłości, która zmierza aż do przebaczenia i do dania siebie samego, Kościół czyni się sługą i pośrednikiem wobec ludzi. Stąd też tam, gdzie Kościół jest obecny, musi się też zaznaczyć miłosierdzie Ojca.
  • Aby być zdolnymi do miłosierdzia, powinniśmy najpierw nastawić się na słuchanie słowa Bożego. To oznacza odzyskanie na nowo wartości ciszy, aby móc medytować słowo, które jest do nas zwrócone. W ten sposób możliwa jest kontemplacja miłosierdzia Boga i przyjęcie go jako własnego stylu życia.
  • On przychodzi, aby wybawić nas od słabości, w których żyjemy. Jego pomoc sprawia, że potrafimy dostrzec Jego obecność i odczuć Jego bliskość. Dzień za dniem, dotknięci przez Jego współczucie, możemy również i my być współczujący dla wszystkich.
  • Ileż sytuacji niepewności i cierpienia jest obecnych w dzisiejszym świecie! Ileż ran na ciele wielu, którzy nie mają już więcej głosu, ponieważ ich krzyk osłabł i zgasł z powodu obojętności bogatych narodów. W tym Jubileuszu Kościół zostanie jeszcze bardziej wezwany do leczenia tych ran, do opatrywania ich oliwą pocieszenia, do przewiązywania miłosierdziem oraz do leczenia ich solidarnością i należną uwagą. Nie wpadajmy w obojętność, która upokarza, w przyzwyczajenie, które usypia ducha i nie pozwala odkryć nowości, w cynizm, który niszczy. Otwórzmy nasze oczy, aby dostrzec biedę świata, rany tak wielu braci i sióstr pozbawionych godności. Poczujmy się sprowokowani, słysząc ich wołanie o pomoc. Nasze ręce niech ścisną ich ręce, przyciągnijmy ich do siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności, przyjaźni i braterstwa. Niech ich krzyk stanie się naszym, tak byśmy razem złamali barierę obojętności, która często króluje w sposób władczy, aby ukryć hipokryzje i egoizm.
  • Nie możemy uciec od słów Pana, gdyż to na ich podstawie będziemy osądzeni: czy daliśmy jeść temu, kto jest głodny, czy daliśmy pić temu, kto jest spragniony, czy przyjęliśmy przybysza i ubrali nagiego, czy mieliśmy czas, aby być z chorym i z więźniem (por. Mt 25, 31-45). Podobnie również zostaniemy zapytani, czy pomogliśmy wyjść z wątpliwości, które sprawiają, że człowiek zaczyna się bać, i które stają się źródłem samotności; czy byliśmy zdolni do przezwyciężenia ignorancji, w której żyją miliony osób, a przede wszystkim dzieci pozbawione koniecznej pomocy, aby wyjść z biedy; czy byliśmy blisko tego, kto jest samotny i uciśniony; czy przebaczyliśmy temu, kto nas obraził i odrzuciliśmy każdą formę urazów i nienawiści, które prowadzą do przemocy; czy byliśmy cierpliwi na wzór Boga, który jest tak bardzo cierpliwy wobec nas; i wreszcie czy powierzaliśmy Panu na modlitwie naszych braci i siostry. W każdym z tych „najmniejszych” jest obecny sam Chrystus. Jego ciało staje się znów widoczne jako umęczone, poranione, ubiczowane, niedożywione, w ucieczce…, abyśmy mogli je rozpoznać, dotknąć i pomóc z troską. 
  • Nie zmęczy mnie nigdy powtarzanie, żeby spowiednicy stali się prawdziwym znakiem miłosierdzia Ojca. Bycie spowiednikiem to nie improwizacja. Spowiednikami stajemy się przede wszystkim wtedy, gdy wpierw sami jako penitenci szukamy przebaczenia. Nigdy nie zapominajmy, że być spowiednikiem znaczy mieć udział w samej misji Jezusa i być konkretnym znakiem ciągłości Boskiej miłości, która przebacza i zbawia. 
  • Spowiednicy są wezwani, aby objąć skruszonego syna, który wraca do domu i by wyrazić radość z tego, że się odnalazł. Niech nie zmęczy spowiedników również to, że będą musieli wyjść do drugiego syna, który pozostał na zewnątrz i jest niezdolny do radości, aby wytłumaczyć mu, że jego ostry osąd jest niesprawiedliwy i nie ma sensu w obliczu miłosierdzia Ojca, które nie zna granic. Niech nie zadają aroganckich pytań, lecz jak ojciec z przypowieści niech przerwą wywód przygotowany przez syna marnotrawnego, ażeby potrafili uchwycić w sercu każdego penitenta wezwanie do pomocy i prośbę o przebaczenie. Spowiednicy są wezwani do tego, aby byli zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji i pomimo wszystko, znakiem prymatu miłosierdzia.
  • Słowo przebaczenia niech dotrze do wszystkich, a wezwanie do doświadczenia miłosierdzia niech nie pozostawi nikogo obojętnym. Moje zaproszenie do nawrócenia kieruję z jeszcze większą intensywnością do tych osób, które znajdują się daleko od łaski Boga ze względu na sposób, w jaki żyją.
  • Nie będzie bezużyteczne w tym kontekście opisanie relacji pomiędzy sprawiedliwością a miłosierdziem. Nie są to dwa aspekty sobie przeciwne, ale dwa wymiary tej samej rzeczywistości, która rozwija się stopniowo, aż do osiągnięcia swego szczytu w pełni miłości. 
  • W obliczu wizji sprawiedliwości, która jest niczym więcej, jak tylko zwykłym zachowywaniem Prawa, które dzieli osoby na sprawiedliwych i grzeszników, Jezus chce pokazać wielki dar miłosierdzia, które szuka grzeszników, aby zaoferować im przebaczenie i zbawienie. 
  • Miłosierdzie raz jeszcze jest objawione jako podstawowy wymiar misji Jezusa. Jest ono prawdziwym wyzwaniem wobec Jego rozmówców, którzy zatrzymują się tylko na aspekcie formalnym Prawa. Jezus natomiast wykracza poza Prawo; Jego dzielenie się z tymi, których Prawo uważało za grzeszników, pozwala zrozumieć, dokąd dochodzi Jego miłosierdzie.
  • To nie zachowywanie prawa zbawia, ale wiara w Jezusa Chrystusa, który wraz ze swoja Męką i Zmartwychwstaniem niesie zbawienie razem z miłosierdziem, które usprawiedliwia.
  • Miłosierdzie nie jest przeciwne sprawiedliwości, lecz wyraża zachowanie Boga w stosunku do grzesznika, któremu to ofiaruje kolejną możliwość okazania żalu, nawrócenia i uwierzenia.
  • Jeśli Bóg zatrzymałby się na sprawiedliwości, przestałby być Bogiem i stałby się jak wszyscy ludzie, którzy przywołują szacunek dla prawa. Sprawiedliwość sama z siebie nie wystarczy, a doświadczenie uczy, że odwoływanie się tylko do niej niesie ze sobą ryzyko jej zniszczenia. Z tego też powodu Bóg przekracza sprawiedliwość miłosierdziem i przebaczeniem.
  • Bóg nie odrzuca sprawiedliwości. On ją włącza i przekracza w jeszcze większym wydarzeniu, w którym doświadcza się miłości, która jest fundamentem prawdziwej sprawiedliwości. 
  • Ta Boża sprawiedliwość jest miłosierdziem udzielonym wszystkim jako łaska na mocy śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Krzyż Chrystusa zatem jest sprawiedliwością Boga nad nami wszystkimi i nad światem, ponieważ ofiaruje nam pewność miłości i nowego życia.
  • Bóg jest zatem zawsze gotowy do przebaczenia i nie męczy się nigdy, ofiarując je w sposób zawsze nowy i nieoczekiwany.
  • Miłosierdzie posiada wartość, która przekracza granice Kościoła. Pozwala nam ono wejść w relacje z Judaizmem i z Islamem, które to religie uważają miłosierdzie jako jeden z najistotniejszych atrybutów Boga.
  • Oby ten Rok Jubileuszowy, przeżyty w miłosierdziu, umożliwił spotkanie z tymi religiami oraz z innymi szlachetnymi tradycjami religijnymi; niech sprawi, że staniemy się bardziej otwarci na dialog, aby poznać się lepiej i wzajemnie zrozumieć; niech wyeliminuje każdą formę zamknięcia i pogardy, i niech odrzuci każdy rodzaj przemocy i dyskryminacji.
  • Wszystko w Jej [Maryi] życiu zostało ukształtowane przez obecność miłosierdzia, które stało się ciałem.
  • Rok Święty Nadzwyczajny jest zatem po to, aby w codzienności żyć miłosierdziem, które od zawsze Ojciec rozciąga nad nami. W tym Jubileuszu dajmy się Bogu zaskoczyć. On nigdy nie przestaje otwierać drzwi swojego serca, by powtarzać, że nas kocha i że chce dzielić z nami swoje życie.
  • Kościół jako pierwszy jest wezwany do tego, aby stał się wiernym świadkiem miłosierdzia, wyznając je i żyjąc nim jako centrum objawienia Jezusa Chrystusa.Z serca Przenajświętszej Trójcy, z nieprzeniknionych głębokości tajemnicy Boga, wytryska i nieprzerwanie płynie wielka rzeka miłosierdzia. To źródło nigdy się nie może wyczerpać, bez względu na to, jak wielu do niego przyjdzie. Za każdym razem, gdy ktoś będzie go potrzebował, będzie mógł do niego przystąpić, ponieważ miłosierdzie Boga nie ma końca. Jak są nieprzeniknione głębokości tajemnicy, którą w sobie zawiera, tak też jest niewyczerpane bogactwo, które od niej pochodzi.
  • W tym Roku Jubileuszowym niech Kościół stanie się echem Słowa Boga, które brzmi mocno i przekonująco jako słowo i jako gest przebaczenia, wsparcia, pomocy, miłości. Niech się nie zmęczy nigdy ofiarowaniem miłosierdzia i niech będzie zawsze cierpliwy w umacnianiu i przebaczaniu.

Zachęcam do przeczytania całości – link jest u góry. Tekst dość krótki, wyszło mi kilkanaście stron maszynopisu. 

Niech nas Miłosierdzie Boże inspiruje.

>>>

To wpis nr 600 na tym blogu 🙂

Franciszek otworzył bramę

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
Tak właśnie bym to określił, co dokonuje w kontekście prawdy o Bożym Miłosierdziu Franciszek, który wczoraj w Bazylice św. Piotra (już nie w afrykańskim buszu) otworzył Drzwi Święte Jubileuszowego Roku Miłosierdzia. 
Dla mnie to wydarzenie jest o tyle fenomenalne, że – jak to trochę czytałem, z punktu widzenia historii – jeszcze około 60 lat temu Kongregacja Świętego Oficjum wypowiadała się negatywnie w ogóle o kulcie Miłosierdzia Bożego jako takim
Podobno powstał dekret, w którym papież miał wypowiedzieć się wprost w tym zakresie i nie doszło do tego tylko dlatego, że Pius XII zmarł (1958). Z kolei 06 marca 1959 r. Oficjum zakazywało „propagowania obrazów i pism przedstawiających kult Miłosierdzia Bożego w formach przedstawionych przez s. Faustynę”, jednocześnie „powierzając roztropności biskupów usunięcie ww. obrazów, które ewentualnie zostały już wcześniej wystawione do kultu”. Niecałe 20 lat po śmierci Faustyny Kowalskiej (1938). I dopiero w 1978 r. ta sama kongregacja, już pod posoborową nazwą jako Kongregacja Nauki Wiary, zniosła zakaz z 1959 r., przyznając, iż wówczas oparto zalecenie na badaniu niepełnej dokumentacji. Zasłużył się tu kard. Franciszek Macharski, który w 1983 r. po raz pierwszy w diecezji krakowskiej wprowadził święto Miłosierdzia Bożego. W 1993 r. „sekretarka Miłosierdzia Bożego” została beatyfikowana przez Jana Pawła II, który następnie w 2000 r. ją kanonizował w Krakowie (byłem tam wtedy), ustanawiając oficjalnie w kalendarzu liturgicznym II niedzielę po Zmartwychwstaniu Pańskim Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Dzisiaj już błogosławiony spowiednik s. Faustyny – ks. Michał Sopoćko – miał powiedzieć ks. Henrykowi Gulbinowiczowi, że Miłosierdzie Boże zwycięży; i miał rację. 
Historia zatoczyła koło – nieco ponad pół wieku, i zamiast zakazów mamy dzisiaj niespotykaną eksplozję kultu i nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. I bynajmniej nie mówię tu tylko o Polsce – także za granicą, w Azji czy Ameryce. 
Bardzo wymowne jest to zdjęcie poniżej – właściwie przed uroczystością, kiedy procesja z Franciszkiem dotarła do przedsionka bazyliki, gdzie Ojciec Święty przywitał się z papieżem seniorem. Szczególnie w kontekście tego, co niektórzy autorzy w kraju (Tomasz Terlikowski) i za granicą (Antonio Socci) opowiadają o zagrożeniu Kościoła, nieważności wyboru Franciszka, konflikcie pomiędzy Bergoglio a Ratzingerem. Przez moment, jakiś czas temu pod koniec listopada, chciałem na tym blogu odnieść się do tego tekstu Terlikowskiego, ale uznałem, że szkoda czasu i nerwów. Stek absurdów o tonącej łodzi, pijanym statku, antypapiestwie. Jeszcze lefebrysta, czy już sedek? Nie wiem. Ale jeśli ktoś tyle pisze o urojeniach Socciego – chyba coś go w tym pociąga i nawet nie próbuje ukrywać, że tak nie jest, i uznaje książkę Socciego za… przejaw troski o Kościół. 
A tu, jak na złość, zarówno Franciszek, jak i Benedykt na każdym kroku – co i tak ma miejsce bardzo rzadko – podkreślają wzajemny szacunek, przywiązanie. Właśnie takimi gestami. 
(fot. PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI)

Nieustannie zsyłaj na nas swego Ducha Świętego, abyśmy niestrudzenie z ufnością kierowali spojrzenie na Tego, którego przebiliśmy, Twego Syna, który stał się człowiekiem, jaśniejące oblicze Twego nieskończonego miłosierdzia, pewne schronienie dla nas wszystkich, grzeszników, potrzebujących przebaczenia i pokoju, prawdy, która wyzwala i zbawia. On jest Bramą, przez którą przychodzimy do Ciebie, niewyczerpalne źródło pocieszenia dla wszystkich, piękno, które nie zna zachodu, radość doskonałą w życiu bez końca. Niech się za nami wstawia Niepokalana Dziewica, pierwszy i wspaniały owoc paschalnego zwycięstwa, jaśniejąca jutrzenka nowych niebios i ziemi nowej, szczęśliwy cel naszej ziemskiej pielgrzymki. Tobie Ojcze Święty, Twemu Synowi, naszemu Odkupicielowi, Duchowi Świętemu, Pocieszycielowi wszelka cześć i chwała na wieki wieków.

Te słowa Franciszka poprzedziły otwarcie Drzwi Świętych. Wcześniej w trakcie Mszy Świętej mówił:

Dokonujemy tego gestu, jakiego już dokonałem w Bangi, zarówno prostego jak i bardzo symbolicznego w świetle usłyszanego słowa Bożego, które stawia na pierwszy plan prymat łaski. To, co wiele razy powraca w tych czytaniach odsyła w istocie do tego wyrażenia, które anioł Gabriel skierował do młodej dziewczyny, zaskoczonej i niedowierzającej, wskazując na tajemnicę, która ją osłoni: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski” (Łk 1, 28).

Dzisiaj przeczytałem tekst bulli ogłaszającej Rok Jubileuszowy – postaram się nieco o niej napisać, może jutro.

Akcent humorystyczny – papież „dobijający się” i nie do końca radzący sobie sam z Drzwiami Świętymi (pomogli mu jego kamerdynerzy, z drugiej strony, od wewnątrz) z ciekawym motywem Adele i jej „Hello” wplecionym w całość przekraczania progu. 

Trochę nie rozumiem dociekania, jak to internauci zaczęli od razu porównywać całość samego momentu otwarcia do najpewniej Jana Pawła II z 1983 czy 2000 roku – a że brak pastorału, a że nie uklęknął papież na progu, albo czemu sam, etc. Ale czy to ma naprawdę takie znaczenie i stanowi coś, nad czym warto i jest w ogóle jakiś sens dywagować? Trochę nie. 
(fot. PAP / EPA / CLAUDIO PERI)
Taki polski, a zarazem ekumeniczny akcent. Podczas pobytu na Ukrainie kaznodzieja Domu Papieskiego, o. Raniero Cantalamessa OFMCap., głoszący rekolekcje dla biskupów greckokatolickich i rzymskokatolickich, otrzymał kopię ikony „Brama Miłosierdzia”, o której opowiedział papieżowi. Franciszek zaś… poprosił, aby ikona ta była obecna na inauguracji Roku Jubileuszowego. Życzenie Ojca Świętego zostało spełnione, dzięki współpracy zarówno władz państwowych, jak i kościelnych (katolików rzymskich i greckich). Sama zaś ikona na co dzień znajduje się w greckokatolickiej cerkwi Przemienienia Pańskiego w Jarosławiu.

Boży uciekinier

W dość ciężkim okresie nauki do poprzedniego kolokwium sięgnąłem po książkę, którą kupiłem już kilka lat temu, a jednak jakoś jej nie czytałem – „Dziurawy kajak i Boże Miłosierdzie” Jana Grzegorczyka. Książka jakby składająca się z 2 części: najpierw „Każda dusza to inny świat” czyli świetnie napisana opowieść o św. Faustynie Kowalskiej i bł. Michale Sopoćce. I wreszcie „Dziurawy kajak” czyli kontynuacja zgłębiania tematu do części pierwszej książki przez autora, jego poszukiwania „miłosierdziowe” i rozmowy z ludźmi w pewien sposób z dziełem Miłosierdzia Bożego powiązanych, ale też historie o tym, jak Jezus Miłosierny działa i zaskakuje – dzisiaj, ale także przez szereg lat, po kolei realizując to, co obiecał w latach 30. XX wieku Faustynie. Bardzo ciekawie jest też opisany sam kult Miłosierdzia – trudny, torpedowany na początkowo przez hierarchów Kościoła, wręcz przez szereg lat zakazany, a także historia obrazu, a raczej obrazów (bo są 2) Jezusa Miłosiernego i związanych z nimi nieporozumień.
Kto już cokolwiek Grzegorczyka czytał – tego zachęcać nie trzeba. Kto nie czytał – warto tę książkę przeczytać, choćby dlatego, że może przekonać do zgłębienia Dzienniczka s. Faustyny Kowalskiej, lektury na pewno trudniejszej. Wreszcie, bo jest to książka napisana nie w jakiś górnolotny sposób, epatująca pustymi frazesami – ale konkretnymi doświadczeniami, tak autora jak i innych osób, działania Jezusa miłosiernego.
Kilka co lepszych cytatów (choć świetnych myśli jest tam o wiele więcej), z drugiej części książki:
Pan Jezus w Kazaniu na Górze beatyfikował całe rzesze ludzkie. Beatyfikował człowieka dla jednej cechy, którą nosi. Błogosławiony miłosierny, cierpiący dla sprawiedliwości, prześladowany, cichy. Pan Jezus nie powiedział: błogosławiony nieskazitelny. Dzięki Jego słowom widzimy świętość człowieka niezależnie od żmudnych procesów beatyfikacyjnych. 

Potrzebujemy świadectw o ludziach, którzy żyją pośród nas i dają wiarę w świętość życia. Jakże wielu :ubogich ewangelicznych” nie doczeka się promotorów beatyfikacji. Nie zostaną błogosławionymi, bo ich życie nie jest „nieskazitelne”. Ale poprzez te „szczeliny dobra” w nich prześwituje niebo – spogląda Pan Bóg. Błogosławione witraże. 

Mesjaszowi własna rana nie przeszkadza opatrywać ran bliźnich. Zajmuje się nią tak, aby nie przegapić chwili. Wznieść się ponad swoje rany i opatrzyć rany bliźniego, choćby był katem i oprawcą. Czy na tym polega wszechmoc? Miłosierdzie Boga?

Uwierzyć w miłosierną naturę człowieka jest tak samo trudno jak w to, że człowiek jest stworzony na obraz Boga. W jaki sposób morderca, oszust, bezlitosny wyzyskiwacz ma być obrazem Boga? Na początku pontyfikatu Jan Paweł II powiedział: „Nie może człowiek zrozumieć siebie bez Chrystusa”. Nie może dostrzec i zrozumieć swej miłosiernej natury, nie wpatrzywszy się w Jezusa – Zranionego Uzdrowiciela. Ilu ludzi przechodzi przez życie, nie ujrzawszy w sobie tego miejsca, w którym czeka na nich miłosierny Bóg? Świat dzieli się na tych, którzy pragną do tego miejsca w sobie dotrzeć, i takich, którzy od niego uciekają. Jezus powiada, że ściga swoim miłosierdziem wszystkich ludzi. Bóg szuka wszystkich i nikogo nie skreśla. Bogu zależy na „uciekinierach”. Chrystus chce mieszkać w każdym człowieku, także w tym, który zdaje się od Niego odwracać. W Bożym uciekinierze. 

Bóg jest zazdrosny o każdego, którego stworzył. To jest taniec Bożej miłości. 

Nie potrafię [się buntować]. Mam taką wrodzoną cechę, że raczej się dziwię niż buntuję. Zdziwienie – to jest moja droga do wiary. Jeśli ktoś umiera, to ja nie przestaję od razu wierzyć w Boga, tylko najwyżej mogę tego nie zrozumieć. Zdumienie, zdziwienie. Świat naprawdę jest bardzo dziwny, ale we wszystkim jest sens, który nie zawsze widzimy. Człowieka spotka coś okropnego, a po latach widzi, że to było mądre. Dziewczyna mówiła mi, że się otruje, bo ją rzucił chłopak, a za rok powiada: „Dzięki Bogu, że odszedł…”. Zaufanie… Wiara to jest zaufanie. Wiara nie polega na tym, że ja powiem, że Bóg jest. Dla człowieka wierzącego nie ma nieszczęść, są tylko cierpienia, doświadczenia. Cierpienie jest dziwne, ale Pan Bóg jest tak mądry, że kiedyś to wyjaśni. Bóg nie powiedział wszystkiego. Bóg, jak wielki artysta, nie dopowiada wszystkiego do końca. Ciekawe, że Pan Jezus niczego do końca nie tłumaczył. (śp. ks. Jan Twardowski)
>>>
I jeszcze ten tydzień temu – kiedy skończyłem czytać tę książkę – zastanawiałem się, czemu akurat wtedy, w tym czasie po nią sięgnąłem. Dzisiaj już wiem. 
W czwartek dowiedziałem się, że w środę samobójstwo popełnił kolega z klasy z liceum. 
Nigdy nie byliśmy blisko, nie widziałem człowieka od końca szkoły, czyli ok. 10 lat. Był mocno specyficzny. Widać było, że z majętnej rodziny (ubrania, gadżety), zresztą i niegłupi był, kiedy (rzadko) się do czegoś przyłożył i np. sensownie odpowiadał na jakiejś lekcji. Niestety, najczęściej robił z siebie przygłupa, takiego błazna klasowego – na dodatek nie bardzo widząc pewne granice czy umiar, co nie raz mu wyszło przysłowiowym bokiem. Nie zapomnę, jak kiedyś łaził po szkole z różańcem na szyi. No głupota, bo co innego? Paradoksalnie – nosił imię i nazwisko identyczne z tymi danymi osobowymi bardzo znanego świętego, zresztą patrona młodzieży. Psychologiem nie jestem, ale mam wrażenie, że brało się to z przemożnej potrzeby zwrócenia na siebie uwagi pozostałych – od rodziców chyba poczynając, żeby zyskać i przyciągnąć te uwagę, aby nie być samym, żeby poczuć się potrzebnym. A z drugiej strony, kiedy kilka razy rozmawialiśmy, chyba mocno szukał – może bardzo po omacku? – bo można było gdzieś tam pod warstwą tego wszystkiego, tych wygłupów, odczuć, że nie umie tego nazwać, ale brakuje mu czegoś, że robi dobrą minę do złej gry. 
Nie mam pojęcia, co się stało. Zszokowani są też ludzie, którzy byli z nim blisko – czemu w tych dniach dają wyraz na pewnym popularnym portalu społecznościowym. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wielka rozpacz i pustka musiała popchnąć człowieka do targnięcia się na swoje życie. Podobno jakiś czas temu odnalazł w życiu Boga… Dlaczego więc tak się stało?  Nie wiem. Strasznie współczuję jego rodzicom – bez względu na to, jakie były ich relacje, czy dobrze wywiązali się ze swojej roli czy nie – większego dramatu niż konieczności chowania własnego dziecka nie potrafię sobie wyobrazić. 
To wszystko pozostanie tajemnicą i gdybanie nie ma sensu, strata czasu. Jest w tym sens, dla nas zakryty. Pozostaje niezmierzone Boże Miłosierdzie i prawda o tym, że to właśnie Janek przekonał się już na własnej skórze, jak wielkie ono jest – bo on jest już tam, po drugiej stronie, z tym Jezusem, który nie dopowiadał swoich myśli, ale każdego pragnął przytulić do swojego serca (co światu przypomniał duet Kowalska & Sopoćko). Nie mam żadnych wątpliwości, że on znalazł ukojenie w tym, który jest odpowiedzią na wszystko. Na pewno nie był nieskazitelny, ale wierzę że w choćby w ostatniej chwili życia, także w tak wielkiej rozpaczy, potrafił zaufać Temu, którego właśnie w tym momencie odnalazł naprawdę – i który na pewno po drugiej stronie się od Janka nie odwrócił. 
Jezus na pewno doścignął i tego Bożego uciekiniera. 
Dlatego bardzo proszę wszystkich, którzy to czytają, o modlitwę za Janka – o spokój jego duszy i za wszystkich, którzy przez jego odejście są pogrążeni w żałobie. 
Tak mi się to z powyższym zdumieniem ks. Jana Twardowskiego skojarzyło… 

Co też powiedzieć chcesz strumieniu
Kiedy spragnieni wodę piją
Kiedy z nazwiska i imienia
Mijają tak jak świat przemija 

Jak łza spod rzęs
Wypłakana skrycie
Tak śmierć ma sens
I ma sens życie