Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11,28-30)
Ten tekst może się wydawać nieco dziwny, mimo że krótki.
W pierwszym zdaniu – Jezus kolejny raz kieruje wyjątkowo szczere, proste i dotykające serca, zaproszenie. Piękne przez to, że tak rozbrajające. Choć jest Królem królów i Panem panów, władcą świata i przyległości – zaprasza do siebie jak druh, dobry przyjaciel i powiernik. Ten, który czeka, szczególnie wtedy, gdy jest źle. Jakby wiedząc, że ludzie najczęściej skierują się do Niego w myśl przysłowia „jak trwoga, to do Boga”, nie wcześniej. Ale nadal kocha, i czeka. Nie obiecuje złotych gór i bezproblemowego życia – ale pokrzepienie, to którego człowiekowi tak naprawdę potrzeba, choć może się wydawać, ze rozwiązanie jest inne i w zasięgu ręki tylko własnymi siłami, bez pomocy.
Jednak już w drugim zdaniu nie tyle stawia warunek, co doprecyzowuje. Nie jest złotą rybką, która wszystko wyprostuje i załatwi. Wybór Jego jako Pana i Zbawiciela to wybór konkretnego sposobu bycia, punktów odniesienia, wartości. Mamy uczyć się być tak, jak On – przed sobą, wobec innych i dla innych. Z takim jarzmem, jakie On nakłada, jednemu takie a drugiemu inne. Ani lepsze, ani gorsze – po prostu własne i jak każdy z nas, niepowtarzalne. Nigdy zbyt wielkie – zawsze na miarę moich możliwości (nie mylić z lenistwem, w świetle którego „nic się nie da”). Ukojenie serc, spokojne serce będzie miał tylko ten, którego serce będzie pokorne i ciche. Nie oznacza to bynajmniej uległości i ustępstw – chodzi o formę, a nie zasady. Żeby mieć rację nie trzeba być tym najgłośniejszym, najbardziej widzialnym i najczęściej cytowanym. W dzisiejszym świecie, niestety, powtarza się i odmienia na wszystkie sposoby głupoty – głos rozsądku i wołanie o poszanowanie dla spraw najważniejszych i świętych po prostu ginie w tym bezmyślnym jazgocie.
Możemy wymyślać i nakładać na siebie różne jarzma i brzemiona. Możemy robić z siebie męczenników, gloryfikować swoje poświęcenia i wyczyny. Jednak tak naprawdę lekkimi i słodkimi okażą się tylko te jarzma i brzemiona, które będą prawdziwe, nie z własnego wymysłu i nadania, ale z Bożej woli. Tylko te się liczą.