Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym. (Mk 1,1-8)
To już 2 niedziela, wyjątkowo krótkiego w tym roku adwentu, prawie półmetek (sobota 3. tygodnia adwentu to już wigilia Narodzenia Pana). Czas szybko leci, dynamiczna ewangelia przedstawia dzisiaj głównego adwentowego bohatera – można powiedzieć, Jezusowego kuzyna, Jana zwanego Chrzcicielem. My także nabieramy rozpędu w tych świątecznych przygotowaniach – mam tylko nadzieję, że wewnętrznych, układając w sersu pewne sprawy i nade wszystko tam robiąc porządek, a nie biegając od jednej wystawy do innej. Trwając w tym adwentowym klimacie radosnej zadumy – a nie tylko próbując jakoś przetrwać ten zakupowy szał.
Jan to postać niezmiernie ciekawa. O ile już jego narodzeniu towarzyszyły wydarzenia co najmniej dziwne i niezrozumiałe – bo czy normalnym jest, że staruszka rodzi dziecko? – o tyle później pewnie ludzie o tych okolicznościach zapomnieli i nic nie wskazywało, aby wyrastający chłopiec miał do odegrania jaką ważną rolę. Bóg patrzy inaczej i bardzo często wskazuje człowiekowi drogę, która wydawać mu się może dziwna i niezrozumiała. Zmusza do kreatywności, improwizacji. Tak właśnie staje się z Janem. Janem – nie ukrywajmy – nieco dziwnym nawet jak na tamte czasy, skoro „nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym”. Można by powiedzieć – ekscentryczny (nawiedzony lekko?) charyzmatyczny kaznodzieja. Wielu takich było.
Przyciągał bardzo ludzi. Owszem, w dużej mierze z tzn. marginesu. Schodzili do niego i pytali – co robić, co czynić? W odpowiedzi nie słyszeli moralizowania górnolotnego, a proste rady – nie kłam, nie kradnij, dziel się tym co masz, pomagaj potrzebującemu. Zacznij od małych spraw, wtedy gdy za jakiś czas weźmiesz się za większe, masz szansę, że ci się uda. Proste, prawda? Przy okazji – to dobry pomysł na dobieranie postanowień adwentowych – nie ilość, ale jakość i wykonalność. Lepiej skupić się na czymś małym i odnieść sukces, niż rzucać się z przysłowiową motyką na księżyc, i nie dać rady.
Jan jakby dojrzewał na pustyni – miejscu bardzo znamiennym, biorąc pod uwagę historię Narodu Wybranego. Oni jako całość dojrzewali tam przez 40 lat, aby dotrzeć do Kanaan. W pustyni człowiek lepiej słyszy, więcej widzi. Musi wykazać się czujnością, nie może przestać czuwać. Wreszcie – na pustyni nic ani nikt nie odwraca uwagi od Boga. Umiera to, co pozorne, plastikowe, tandetne i kruche. Zostaje to, co najważniejsze. Oczywiście, są pokusy, wręcz się pewnie wzmagają. Tak, jak u nas dzisiaj – pójść np. na rekolekcje adwentowe, zerwać się z wyra na roraty, pójść na adorację, czy po prostu bezmyślnie poleżeć na kanapie przed tv czy monitorem komputera? Na pustyni albo poddasz się pokusom złego i odpadniesz, albo uświadomisz sobie własną słabość i grzeszność, które Bóg wypełni swoim miłosierdziem. Jest ciągle czas. Bóg, czekający na pustyni, jest cierpliwy, ma czas.
Pierwsza niedziela adwentu upłynęła pod znakiem czuwania, druga stawia przed nami pewne zadanie. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. Przygotować w pewnego rodzaju, ale potrzebnym, egoiźmie – bo skupiając się na sobie. Tak, nie moralizując innym, wytykając wszystkie możliwe (i te urojone, przy okazji, też) potknięcia i błędy. Przygotować swoje poletko, swój ogródek – i, jak Jan, wiedzieć, kiedy się wycofać. Zgromadził wokół siebie sporo ludzi, udzielał im chrztu z wody – ale wiedział, że nie na nim się to kończy, że za nim idzie większy, mocniejszy. On sam tylko przygotowywał grunt Panu.
To także zadanie dla nas – uporządkować, co się da, i zaprosić w ten porządek Boga, aby go zagospodarował i nadał mu sens. Cytując x Artura Stopkę – nie tak, jak „prostowanie” dużej części polskich dróg, niech to nie trwa jak budowa autostrad Na dobry początek – porządny rachunek sumienia, szczera spowiedź, postanowienie o np. cotygodniowym sumiennym pełnym uczestniczeniu w Eucharystii. Tylko wtedy Słowo, które ponownie przyjdzie na świat, będzie miało szansę stać się Ciałem także we mnie.
Czuwać i uparcie dążyć do tego pięknego celu, do które należy nam się dobrze przygotować… tego życzę na czas Adwentu… 🙂