Światowe Dni Młodzieży właściwie się zaczęły, młodzież z całego świata w tym czasie – po przygotowaniu we wszystkich diecezjach polskich – zjeżdża się do Krakowa. W całym kraju rozpoczęła się w tym sensie – logistyczna, ale nie tylko – gorączka. A jednak, ja z wyboru nie biorę w tym udziału. Nie planowałem na ten temat pisać, dopóki nie doszło do sytuacji, w której zetknąłem się z – całkowicie niezrozumiałym dla mnie i absurdalnym – zarzutem „krzyżowania ŚDM” tylko dlatego, że się tam nie wybieram. Więc piszę.
- Temat ŚDM jest dosłownie wszędzie i trochę „atakuje” z każdej strony. Choćby w kontekście portali społecznościowych. Właściwie jest to temat nr 1 – czy to w sensie pozytywnym (media nie tylko katolickie, opisujące poszczególne eventy w ramach ŚDM), czy negatywnym (teorie spiskowe np. o tym, że tylko Kościół zarobi na ŚDM – co jest totalną bzdurą, bo pielgrzymi będą spędzali czas w całej Polsce, jedli, pili, kupowali pamiątki, na czym zarobią dosłownie wszyscy i rozumie to raczej każdy, kto stara się być obiektywny, a nie tylko walić w Kościół przy byle jakiej okazji). Jest to dla mnie już w tej chwili nieco męczące. A ŚDM w sensie centralnych uroczystości się jeszcze nie zaczęły.
- Żeby się nie powtarzać – podobnie pytania z cyklu: „czy jedziesz na ŚDM?”. Mam wrażenie, że część osób upatruje cel sam w sobie w „byciu” na ŚDM – a tu chyba nie tylko o obecność fizyczną chodzi. Jakby bycie „porządnym katolikiem” zobowiązywało do tego (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Niestety, niektórzy w środowiskach katolickich tak się zachowują…
- Nie mam takiej możliwości – pracuję. Z mojej perspektywy, mając okazję spędzenie czasu z rodziną na jakimś dłuższym wyjeździe, albo udział w ŚDM – wybór jest oczywisty. Nie czuję się przez to „gorszym katolikiem”. A taki miałem właśnie wybór, i dlatego pojechaliśmy w tym miesiącu w góry. Był to świetny czas, odpoczęliśmy, mieliśmy czas dla siebie, synek zobaczył dużo nowych rzeczy i wybawił się na całego. Nawet zakładając, że moim marzeniem było by wzięcie udziału w takich ŚDM (napiszę o tym niżej), to wydaje mi się, że mając rodzinę, sytuacja powinna być oczywista 🙂
- Nie raz i nie dwa razy tutaj pisałem – od dłuższego już czasu unikam takich modlitewnych spędów, wielkich Mszy czy nabożeństw, bo tego po prostu nie lubię. Mój ideał: mały kościół, optymalnie drewniany, cisza, spokój, niewiele osób. Bóg, którego czuję dosłownie w powietrzu w takim miejscu. Cisza, która nawet w czasie nabożeństwa przenika wszystko i czyni tę modlitwę jeszcze bardziej moją. O ile w ŚDM nigdy nie brałem udziału – o tyle miałem okazję uczestniczyć w dwóch pielgrzymkach do Polski Jana Pawła II i jednej Benedykta XVI. Owszem, jest to pewne przeżycie, ale dużym kosztem. Raczej nie dla mnie 🙂
- Nie, nie boję się terrorystów (jeśli już miało by się, odpukać, coś stać – to raczej podobnie jak we Francji: nie w trakcie Euro 2016, kiedy siły bezpieczeństwa połowy kontynentu były tam skupione, lecz tuż po; pomijając to, że trudno sobie wyobrazić reperkusje w sytuacji, gdyby coś stało się papieżowi).
- Mam wrażenie, że aby sam event tego rodzaju, co ŚDM, stał się przełomem w kwestii wiary, relacji i doświadczenia Boga, konieczne są pewne predyspozycje i cechy. Czyli dla raczej niewielkiej grupy ludzi sam udział może być przełomem w tej sferze – raczej dla większości może to coś poukładać (albo odwrotnie, zburzyć – czasami to jest konieczne), stanowić jakiś punkt wyjścia, katalizator do twórczego i pełnego inspiracji podejścia do budowania przyjaźni z Bogiem. Nie mam zresztą wątpliwości, że sam udział w ŚDM – emocje, tłum, wydarzenia, zabawa, modlitwa – nie powinien być celem, a jakby takim właśnie punktem wyjścia, krokiem w drodze do kształtowania własnej sfery wiary jako doświadczenie.
- Ze swojej perspektywy i wydaje mi się, całkiem świadomego i zaangażowanego bycia w Kościele – ja odczuwam, jakby wydarzenia w rodzaju ŚDM skierowane były do grupy ludzi jednak młodszej ode mnie. Ale to kwestia wtórna – jeśli tylko ktoś czuje, że to miejsce dla niego, niech się nie zastanawia i jedzie 🙂
Natomiast nie mam żadnej wątpliwości, że ŚDM to niesamowita sprawa i wielu ludziom może pomóc, dać wiele dobrego, piękne doświadczenie wiary i różnorodności Kościoła z różnych krańców świata. Zamierzam poszczególne wydarzenia, elementy papieskiej pielgrzymki śledzić, na ile będę miał ku temu okazję. Poza tym Bóg już działa – po tragedii w Nicei, co miało spowodować wycofanie się jeszcze większej ilości chętnych do przyjazdu do Polski (zagrożenie terroryzmem), stało się coś wręcz przeciwnego: podobno osób z Francji na ostatnią chwilę zarejestrowało się sporo ludzi i przyjedzie ich ostatecznie więcej, niż to planowano. Moc w słabości się doskonali 🙂
Dlatego nie chcę nikogo przekonywać do tego, aby został w domu, nie jechał do Krakowa, że nie warto, szkoda czasu itp. Po prostu opisałem to, że sam fakt, iż ktoś nie bierze udziału w ŚDM nie oznacza, że jest w opozycji czy do całego wydarzenia, czy wręcz Kościoła; tak samo jak samo bycie w Krakowie z automatu nie oznacza popierania czy zaangażowania w ŚDM (może dziwny przykład – w Krakowie będą, bo już są, ludzie wyłącznie żerujący na tym wydarzeniu – którzy naciągają i Polaków, zagranicznych gości, na datki na bliżej nieokreślony cel w zamian za dość kiczowate naklejki – zwykłe wyłudzanie pieniędzy, w żaden sposób nie powiązane z ŚDM).
Życzę wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób się zaangażowali czy biorą udział w ŚDM – niech to będzie dla Was błogosławiony i piękny czas!
I mogę podpisać się pod Twoimi słowami obiema rękami.
Tak na prawdę rozmawiając z wieloma osobami, ba nawet zakonnymi które jak to stwierdzały „chętnie zostanę w domu, bo ktoś pilnować musi” nie oznacza, że są przeciwni…ale właśnie może czas wzmacniać swoją wiarę w inny sposób?
Z radością patrzę, że jeden z Kościołów w Krakowie został udostępniony dla wspólnoty Taize – kanony i wspólne modlitwy o określonych godzinach, a poza tym cichość kościoła, możliwość rozmowy z bratem no czad! Dobrze, że to nie tylko radości i szał na ulicach, multum konferencji ale właśnie miejsce ciszy i spotkania Boga w swoim sercu poza wszystkim.
Wiesz, pomijając kwestię obiektywną (praca), ja podchodzę do tego, że takie ŚDM – podobnie jak każda pielgrzymka papieska (a brałem udział w kilku) to świetne wydarzenie, jednakże dla mnie z pozycji uczestnika to były głównie emocje, adrenalina, radość z bycia tam i wtedy. Niewiele w tym było miejsca i czasu na zadumę, rozważania, zasłuchanie w słowa, które padały – zmęczenie, endorfiny itp.
Ja wybieram śledzenie tego wszystkie z drugiego (a może dalej?) rzędu, zza ekranu. Na spokojnie. Żeby móc na bieżąco – rano, w drodze do pracy, wieczorem czy w międzyczasie rozważyć słowa i wydarzenia z tych ŚDM (tak jak, niestety, morderstwo wczoraj we Francji – nie przypadkowo wg mnie popełnione w przededniu przybycia papieża do Krakowa). I modlitwę, żeby ci, którzy tam są, mieli z tego jak najwięcej 🙂
Zawsze chciałem zobaczyć taką modlitwę w duchu Taize, wziąć w niej udział – albo Wspólnot Jerozolimskich 🙂