Chciałem wszystkim czytającym te słowa – i każdemu z osobna – złożyć najserdeczniejsze życzenia. W tym roku trochę inaczej. „Wszystkiego najlepszego na święta”… po świętach. Może dlatego, że to, co najważniejsze w tych świętach, nie ma sensu, jeśli trwa tylko 2 dni?
Wielkanoc jest trudnym świętem, bo prowadzi nas do podstawowych spraw naszej wiary, jest jednak także przypomnieniem tego, że zamkniętych „ze strachu przed Żydami” uczniów On – Zmartwychwstały – przemienił w skutecznych i nieustraszonych świadków wiary. Wielkanoc zaprasza nas do wyjścia poza granice „tego świata”, do wejścia w świat wiary. Ten, kto się odważy pójść tą drogą, jak Piotr, który na słowa Mistrza wyszedł na fale jeziora z łodzi, odkryje, że niemożliwe jest możliwe, że wbrew wszelkim kalkulacjom Jezus zmartwychwstał, żyje i naszymi drogami do Emaus – nawet jeśli Go nie poznaliśmy – idzie z nami. (ks. Adam Bonieck MIC)
Strasznie mi się te słowa ks. Bonieckiego spodobały… i one właściwie by wystarczyły jako to, czego ja każdemu życzę. Ale mam jeszcze kilka myśli.
Każdemu chciałbym życzyć przede wszystkim rumieńców, przeżywania tej wiary i radości zmartwychwstania na nowo, ciągle świeżo – a nie jako taki pustawy rytuał, coś co „wypada”, mama/babcia/żona/ktoś inny każe. Radości tego, który po pierwsze już wie i pragnie się tym, co wie, dzielić, ale i tego który ma świadomość, że to zmienia dosłownie wszystko. Że to nie jest tylko kolejny zwykły dzień – ale świętowanie wspomnienia tego, co poprzestawiało wszystko, wszędzie, zmieniło optykę, perspektywę na życie i to, co się dzieje dalej. Bóg zbawił człowieka przez Jezusa ten jeden raz – i to wystarczyło!
Czasami tego nie widać, ale nam – Polakom-katolikom – święta powszednieją (pomijając niezrozumiałą nieco kwestię: w święta maryjne niektóre jest obowiązek uczestniczenia we Mszy Świętej, a w liturgiach Triduum… nie?). Uff, kolejny nieco dłuższy weekend (w piątek się urwie trochę dnia z pracy, poniedziałek wolny, wtorek rozleniwiony – bomba!). Co więcej, mam takie wrażenie, że o ile Narodzenie Pańskie – z całą tą kolorową „magią świąt”, krajobrazem sielskiej bieli, ozdóbkami, światełkami, czerwienią, drzewkami, bombkami, lalką imitującą Jezusa w żłóbku i rozanieleniem wszystkich innych postaci ze stajenki – jest dla nas nieco bliższe, wczuwamy się, łatwiej jest, to ze świętowaniem Wielkiej Nocy jest dużo trudniej. Jeszcze ta Męka i śmierć…
A to był czas bardzo ważny, który powinien mieć konkretny wpływ, przypomnieć, jak wiele otrzymaliśmy za darmo (nie za ilość porządności, pacierzy, nabożeństw, interesowności) i co to dla nas znaczy. O tym, jak bardzo Bóg ukochał człowieka, i w tej miłości dokonał czegoś, co nam się w ogóle w głowie nie mieści – Jezus dał się zabić.
Bo my często tak dość – przepraszam za dosadność – tępo przychodzimy do kościoła, i gapimy się w ten pusty grób. Nooo, i co? Nooo pusty. Tak! Pusty! I o to właśnie chodzi! Przyzwyczailiśmy się – a tu jest właśnie Jezusowe zwycięstwo: że Jego tam nie ma! Gdyby nie zmartwychwstał, to by tam leżał do dzisiaj, a my pewnie nigdy byśmy się nie dowiedzieli nawet, że taki po świecie chodził.
Nie ma się co dziwić: kobiety na początku nie wiedziały, co się dzieje (jak mówią złośliwi: gdyby to byli faceci, to byśmy do dzisiaj nic o tych wydarzeniach nie wiedzieli; kobiety za to podzieliły się :D), faceci z kolei skonsternowani i pragmatycznie szukali tego, kto miał zbeszcześcić grób i zabrać ciało. Tak bardzo po ludzku, przyziemnie, pragmatycznie. Sam bym pewnie podobnie postąpił – a potem uciekł ze wszystkim i zabarykadował się w wieczerniku. Aaaale…
Pan Jezus przychodzi w ten wyjątkowy i dosłownie jedyny w swoim rodzaju sposób, aby przede wszystkim otworzyć wszystko pozamykane, uwolnić to, co spętane, nadać sens temu, co beznadziejne i wszystkim nam dać radość bez końca. Nie żadną prostą radochę, po której wraca proza życia – ale motyw do przemyślenia, dosłownie, na całe życie.
I tego z całego serca tobie i sobie, każdemu życzę – żeby nam życia nie starczyło na uwielbianie Boga za wydarzenia Wielkiej Nocy, za ofiarę Jezusa. Radości!
Tak, wiem już o śmierci Janka Kaczkowskiego… Ale o tym kiedy indziej.
Boże dlaczego zabierasz takie serca, tak mało na ziemi takich ludzi, czemu zabrałeś chorym i, nie tylko chorym serce ks. Kaczkowskiego, wiem, wiem, nie ma nic bez przyczyny a, tym bardziej jeśli w grę wchodzi śmierć na ziemi, wiem ale? ..kto ludziom powie słowo, które da siłę, wiarę, nadzieję, miłość? Spoczywaj w pokoju wiecznym i czuwaj nad ludżmi z góry, bądż Aniołem dla każdego z nas…
Pan Bóg okazał…
wielkie Miłosierdzie Ks. Kaczkowskiemu pozwalając przejść na druga stronę tęczy
jego życie było piękne i pełne poświęcenia
dla innych ludzi ,chorych chociaż sam potrzebował wsparcia ten ksiądz zapisał się w wielu sercach
moim również .Żył najpiękniej jak potrafił dawał przykład innym wierzę że teraz będzie jeszcze bardziej
skuteczny tam w niebie i już cieszy się tym wszystkim za czym tak bardzo tęsknił
za Bogiem do którego my wszyscy wierzący zdążamy nieustannie z każdym dniem naszego
ziemskiego życia
Spoczywaj w pokoju wiecznym i czuwaj nad nami tam z góry
wypraszaj nam łaski kiedy modlimy się do Ciebie Ks Kaczkowski *