Co by tu w tym poście…

Ameryki nie odkryję – Wielki Post się zaczął, i w życiu człowieka wierzącego powinno to skutkować pewnymi zmianami, założeniami, pomysłami na ulepszenie siebie. 
Mądry nie jestem, więc oddaję głos autorom natchnionym, ba, nawet starotestamentalnym:

 „Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?” Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich waszych robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród bicia niegodziwą pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości. Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek umartwia? Czy zwieszanie głowy jak sitowie i użycie woru z popiołem za posłanie – czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu? Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: „Oto jestem!” Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. (Iz 58, 3-10)

Nawróćcie się! Odstąpcie od wszystkich waszych grzechów, aby wam już więcej nie były sposobnością do przewiny. Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy, któreście popełniali przeciwko Mnie, i utwórzcie sobie nowe serce i nowego ducha. Dlaczego mielibyście umrzeć, domu Izraela? Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci – wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie. (Ez 18, 30b-32)

To z kilku tych pierwszych dni adwentu – Izajasz z liturgii słowa (a także z godziny czytań), a Ezechiel z któregoś czytań brewiarzowych.

Nie czuję się kompetentny, aby pouczać czy mówić, co trzeba, a czego nie trzeba – tym bardziej, że jakimś tytanem pracy wielkopostnej niewątpliwie nazwać mnie nie można. Michał Lewandowski vel Teolog na manowcach zaproponował na swoim blogu bardzo ciekawą sprawę – nie mówić o Bogu przez ten czas, ale w tym sensie, żeby przestać gadać, a posłuchać Go naprawdę mocno. Kuszące. Tym bardziej, że ja teraz w ogóle niewiele mówię – siedzę, staram się coś wchłaniać z wiedzy, uczyć. Jest inaczej i na swój sposób fajnie.

Ten okres to post, modlitwa i jałmużna. Postem jako wyrzeczeniem – a nie tylko czymś fajnym, bo to trendy, zdrowe, robi się popularne. Z własnej nieprzymuszonej woli i nie dla siebie – ale ku Bogu i dla Niego (a jeśli to komuś dobrze zrobi, to tym lepiej). U mnie, niestety, nie bardzo, bo żeby mieć trochę siły i zmusić szare komórki do pracy, to raczej jem więcej niż mniej, i to nie do końca najzdrowiej. Modlitwą jako czymś, czego ma być… No właśnie. Więcej? Pewnie dobrze by było. Czyli jak się nie modlę, to żebym zaczął. A jak się coś tam modlę, to żebym spróbował, żeby to było sensowniejsze, może bardziej systematyczne, żeby przemodlić może więcej sytuacji życia, nawet najprostszych (mój mały sukces – ostatnio, gdzie nie idę, jakoś tak chwytam za różaniec – i to jest już mimowolne, z czego się cieszę). Jałmużną przede wszystkim nie jako formą zabicia czy uciszenia wyrzutów sumienia, skonsumowaniem nadwyżki, tego z czego mi zbywa. To nie jest jałmużna – bo jałmużna to dar serca, odjęcie sobie czegoś i świadoma rezygnacja po to, aby ofiarować to Jemu w jakiejś intencji. Nie musisz tego wrzucić do skarbonki w kościele – daj potrzebującemu, o ile znasz i wiesz, że możesz pomóc.

Ruszamy. Żeby za te 40 dni – a właściwie już mniej – nie westchnąć z poczuciem pewnej normalności i jakby już tradycji: cóż, chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle… To jest czas dla mnie – Bóg go nie potrzebuje. To ja mam go wykorzystać dobrze.

To dobry moment na postanowienia i wyrzeczenia – a nuż, uda się coś zmienić. Ja codziennie modlę się za tych, którzy cokolwiek postanowili, żeby wytrwali i trwali w tym nie dla siebie, ale dla Boga. Dobra rada – nie warto się rzucać od razu na heroizm, jak człowiek ma problemy z rzeczami najprostszymi; powoli, po mału. Aby była progresja.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *