Z krzyża siedem słów #01: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

Medytacje dotyczące, sięgającej XVI wieku, tradycji rozważania w okresie Wielkiego Postu ostatnich 7 słów, wypowiedzi Zbawiciela, jakie odnotowują Ewangelie – powstające spontanicznie w Wielkim Poście AD 2017. 

Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!  Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: „Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?» Przyprowadzono też dwóch innych – złoczyńców, aby ich z Nim stracić. Gdy przyszli na miejsce, zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy (Łk 23, 26-33)

Kilka słów wstępu. Czym właściwie jest te 7 ostatnich słów, które tradycja ewangeliczna (ewangelie, doprecyzujmy, kanoniczne – włączone do Pisma Świętego) wkłada w usta Jezusa? Wierzymy, że to Jego słowa, które padały w tamtych wyjątkowych dniach. Pewnie słowa nie jedyne, jednak ci, którzy ten przekaz dla nas zachowali, następnie spisali (pierwsze pokolenie Kościoła z szczerą wiarą w to, że Jezus powróci już tuż, tuż, to przekazy wyłącznie ustne), z jakiś sobie wiadomych przyczyn uznali, że te właśnie są bardzo ważne. Że właśnie te słowa Pana kolejne pokolenia Kościoła powinny znać. Po jednej (tej samej) wypowiedzi z ewangelii Marka i Mateusza, oraz aż po 3 wypowiedzi od Łukasza i Jana. Po co? Może po to, aby poza – widoczną gołym okiem – warstwą cierpienia zobaczyć Boga-Człowieka, który pokazuje każdemu z nas drogę przez moje własne cierpienie.

***

Jezus nie tylko szedł z krzyżem i na krzyż dla naszego odkupienia. Więcej: On nawet w tej beznadziejnej po ludzku sytuacji, w konfrontacji z niewyobrażalnym bólem, wycieńczeniem, nie przestawał się modlić. Nie, nie za tych, którzy gdzieś tam pochowani w tłumie starali się nie stracić Go z oczu (jak Piotr na początku), albo bardziej odważnie szli za Nim na Kalwarię (jak Maryja z kobietami czy młody Jan). On modlił się wprost za swoich oprawców, tych, którzy byli autorami tego bólu i męki. Syn Boży, idąc na krzyż, dalej nie przestawał być źródłem miłosierdzia najpierw właśnie dla tych, którzy wydawali by się (i słusznie) najgorsi.

Zastanawiam się, co czuli tamci ludzie, którzy zadawali Jezusowi cierpienie. Czy każdy z nich był przekonany o Jego winie, uważał, że to, co czyni, jest słuszne? Czy później pojawiły się u nich jakieś wyrzuty sumienia? W końcu, jak podał Marek, nawet setnik pod krzyżem przyznał, a właściwie wyznał wiarę: „prawdziwie, Ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15, 39b).

Ile razy jest tak, że nie jestem w stanie spojrzeć sobie w twarz, nie potrafię sam sobie wybaczyć jakiegoś czynu, postępowania. Nie umiem sobie przebaczyć. Moja własna wina zagłusza to, czego Kościół uczy o tym, że Bóg jest zawsze gotowy do przebaczenia, o ile ja tego przebaczenia zapragnę. Ja wolę zadręczać się wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Nie ma rzeczy, spraw czy grzechów, których Bóg nie przebaczy. Punktem wyjścia do przyjęcia tej prawdy nie jest nic innego, jak właśnie zapatrzenie się na Jezusa i wsłuchanie w te słowa przebaczenia: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Skoro Bóg w swoim Synu potrafił przebaczyć nie coś banalnego – drwinę, złośliwość, przytyk, przykrość, ale konkretne zamęczenie, znęcanie się nad Nim, maltretowanie, biczowanie, koronowanie cierniem i czego tam jeszcze nie było – to tak naprawdę okazuje się, że nie ma rzeczy, których ja nie mogę przebaczyć. Jaki jest „ciężar gatunkowy” tego, czego ja nie potrafię albo nie chcę przebaczyć? Raczej niewielki w stosunku do tego, co umiał i (bo) chciał przebaczyć Jezus. To nie jest żadne domniemanie, domysł, mniej lub bardziej wiarygodna interpretacja – tak, Jezus po prostu przebaczył.

On na drzewie krzyża tak samo, jak przebaczył tym, którzy Jego tam męczyli, ale równocześnie pochyla się z wysokości tego drzewa i spogląda na wszystkich ludzi, którzy cierpią z powodu braku przebaczenia. Zarówno tych, którzy sami nie potrafią przebaczyć sobie jakiegoś swojego postępowania, walczą i szarpią się z tym w swoim sercu. Ale także tym, którzy po wiele lat noszą w sercu urazy pod adresem drugiej osoby. Patrzy i znowu wypowiada te słowa – po to, abym ja sam chciał przebaczyć sobie i sam sobie dać szansę, którą przecież już dawno mi dał Bóg, ale także po to, żebym ja potrafił wyciągnąć rękę do drugiej osoby i z serca przebaczyć.

Tu warto zwrócić też uwagę na jeszcze jedną kwestię – te rozważane słowa Pana można odnieść też do tego, że człowiek jako istota z natury dobra i powołana do czynienia dobra, kiedy przeciwko temu dobru występuje i robi coś złego, nie do końca jest świadomy swojego działania. Nie chodzi tu o usprawiedliwianie na siłę. Krzywdzenie drugiej osoby to najczęściej przypływ emocji, poryw chwili, zacietrzewienie, moment słabości który wykorzystuje zły i niszczy przeze mnie. Stąd tak często dochodzi do sytuacji, kiedy ta osoba – sprawca złego uczynku – ma większą trudność z przebaczeniem samemu sobie, niż osoba pokrzywdzona. Jezus nie patrzył na zawzięte miny żołnierzy – widział więcej, ich pogubienie, złe decyzje, nieprzemyślane wybory i ich czasami dramatyczne konsekwencje.

Pan Jezus, ten, który przyszedł aby zgładzić grzechy świata (J 1, 29b) – co wspominamy i prawdę o czym wypowiadamy podczas każdej Mszy Świętej, tuż przed Komunią – jest tym, który jak nikt inny rozumie, ile trudu kosztuje wybaczenie. On chce każdego z nas nauczyć przebaczenia z serca. Musisz tylko chcieć tego, zapragnąć aby umieć przebaczać. Często ze świadomością, że to za dużo jak na własne możliwości, że samemu nie dasz rady – i masz rację. Ja sam nie dam rady, ale z Jego pomocą jest to możliwe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *