Rok apostoła ubogich

01 stycznia 2017 r. rozpocznie się ustanowiony przez polski parlament Rok św. Adama Chmielowskiego (1845-1916) i bł. o Honorata Koźmińskiego (ten drugi to osobny ewenement, postać niesamowita – co wymaga osobnego tekstu). Nieco wcześniej, już 25 grudnia 2016 r., w 100. rocznicę jego narodzin dla nieba – a dla katolików uroczystość Narodzenia Pańskiego – z kolei rozpocznie się w Kościele polskim Rok świętego Brata Alberta. Powiem szczerze, dowiedziałem się o tym zupełnie przypadkiem – ani słowa w parafii (pardon, podobno mają coś czytać za tydzień – się okaże), ani słowa w mediach katolickich – co wydaje się o tyle dziwne, co trochę zrozumiałem: taaak, znowu ci biedni i ubodzy… Przeszkadzają, psują idealny świat bez problemów, z problemami kończącymi się na czubku mojego nosa. Patrzysz na takiego człowieka i zalewa cię jeden wielki wyrzut sumienia… 

Czytaj dalej Rok apostoła ubogich

Ecce homo – uganianie się za człowiekiem, nie kasą

Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność! (Mt 6,19-23)
Czyli – Jezus wprost powiedział, że bez sensu jest to, czemu niektórzy, a wręcz, o zgrozo, większość oddaje się przez praktycznie całe życie, dopóki starczy im sił. Zbieractwu, gromadzeniu, kolekcjonowaniu. Szkoda, że nie tego, co trzeba. Bo my lubimy kasę, dobra przeliczalne na pieniądz, kontakty mogące w przyszłości zaowocować intratnymi posadami czy kontraktami, okazjami biznesowymi. Zaniedbując sfery dalece ważniejsze – rodzinę, kochanych ludzi, przyjaciół – poświęcamy czasami wszystko dla tych materialnych pobudek, czasami podpierając to niekiedy i usprawiedliwiając w stylu Przecież ja tego nie robię dla siebie, tylko dla rodziny, małżonka, dzieci. Aha.

Przyjmijmy, że to jest spójne (choć najczęściej nie jest). Tylko po co? Jezus mówi wprost – nie róbcie tego, nie zajmujcie się tym, nie traćcie na to czasu! Potrafimy i chcemy się wsłuchiwać w głos Boga, gdy wszystko się wali i grunt się nam pali pod nogami – a takie mniej wygodne zalecenia, w tym wypadku wprost zakazy, omijamy szerokim łukiem. No jak tak, bez ciułania, zbierania, żeby nade wszystko mieć, zapominając o być?
Bóg nigdy nikomu nie miał za złe, że troszczył się – dla siebie, rodziny, dzieci – o to, co faktycznie potrzebne, podstawowe, konieczne, o środki do życia. W sensownej skali. Skoro masz rodzinę, dzieci na utrzymaniu – zrozumiałe, że musisz im pewne minimum zapewnić, to jest obowiązek. Chodzi o to, aby z realizacji tego obowiązku nie robić jedynego celu w życiu poprzez przesadne akcentowanie potrzeby posiadania i zwiększania stanu tego posiadania. Można zrobić bardzo wiele, można wielu ludziom pomóc, nawet nie mając zbyt wielu środków. 
Idealny przykład – patron dnia dzisiejszego, Adam Chmielowski, którego świat i Polska poznały bardziej jako św. Brata Alberta. Tak, założyciela męskich i żeńskich zgromadzeń albertynów (polecam – piękne klasztorki w polskich Tatrach – warto zobaczyć). Artystę, inwalidę wojennego, człowieka czynu, który miał przed sobą bardzo przyzwoitą i obiecującą przyszłość, mimo kalectwa – zapowiadał się jako bardzo zdolny malarz. Rzucił to wszystko i po krótkim epizodzie w jezuickim nowicjacie, założył ogrzewalnię dla ubogich i bezdomnych w Krakowie. Co było jego szczególnym charyzmatem? Dar widzenia w drugim – nawet najbardziej sponiewieranym człowieku – oblicza cierpiącego Chrystusa. 
Ecce homo, oto człowiek – tu i teraz. Oto Człowiek, który z drzewa krzyża, cierpiący, a jednak z nieskończoną miłością patrzył na świat, marząc pewnie o tym, abyśmy choć trochę tej Jego miłości potrafili dzielić między sobą, darzyć nią siebie nawzajem. To dzieło podejmował przed przeszło 100 lat św. brat Albert. I to dzieło dzisiaj pozostaje aktualne, czeka na ludzi, którzy je podejmą. Zamiast gonić za kasą – zaczną uganiać się za potrzebującymi wokół siebie, więcej dając niż biorąc, dzieląc się tym, co posiadają. Którzy ciemność choćby niektórych cierpiących oświecą światłem Chrystusa zmartwychwstałego, działającego przez ich ręce.