Oblat Kot biskupem w Brazylii

Nigdy nie byłem związany specjalnie z jakimkolwiek zgromadzeniem zakonnym (no, może poza pewną estymą do paulinów i dominikanów…), ale od jakiegoś czasu zdarza mi się bywać na Mszach porannych akurat w kościele misjonarzy oblatów Maryi Niepokalanej. 
A jeden z nich – o. Jan Kot OMI – został w dniu 20 lipca 2014 r. mianowany przez papieża Franciszka ordynariuszem diecezji Ze-Doca w Brazylii. 
Powyższe zdjęcie pewnie odbiega od przyjętego wyglądu biskupa Kościoła Rzymskokatolickiego. Ale myślę, że genialnie pasuje do tego, czym – w odczuciu nie tylko obecnego papieża (pochodzącego z Ameryki Południowej), ale i wielu ludzi – ksiądz czy biskup być powinien. Nie dopustem Bożym, hierarchą, szarą eminencją dzielnicy czy miasta – ale pasterzem, nauczycielem, człowiekiem z ludźmi i dla nich. 
Nominat to 52-latek z Makowa Podhalańskiego, wychowany w Rybniku. Wyświęcony u oblatów AD 1992, po 2 latach pracy w Siedlcach skierowany na misje do Brazylii, gdzie pracuje aż do dzisiaj. Pracował jako duszpasterz w Jussarval, w archidiecezji Olinda i Recife (1995–2000); był proboszczem w Vitoria Santo Antao, w archidiecezji Olinda i Recife (2000–2005). Od 2005 roku był proboszczem parafii Najświętszego Serca Maryi parafii w Campo Alegre do Fidalgo, diecezji São Raimundo Nonato. W ostatnim czasie był wikariuszem Prowincji Brazylijskiej Zgromadzenia (pierwszym radnym prowincjonalnym) od 2012 r., jak również był współorganizatorem oblackiej części Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro. To pierwszy w Brazylii i piąty w ogóle biskup z polskiej prowincji oblatów. 
Jak go opisują współpracownicy – księża z Polski, z którymi się zetknął w pracy – bardzo prosty, autentyczny, czciciel Miłosierdzia Bożego i Matki Bożej Fatimskiej. Kiedy trafiał do ludzi – nie czekał, aby zostanie ugoszczony, ale sam brał się za przygotowywanie posiłków. Zawsze zmęczony i zapracowany fizycznie – ale szczęśliwy. Znalazłem bardzo fajny i prosty tekst o jego pracy w Brazylii – jak wiele może być radości z rzeczy po prostu najprostszych. 
To dobry znak – papież widzi i docenia ludzi niekoniecznie ze względu na pochodzenie, ale ich oddanie posłudze kapłańskiej i znajomość realiów miejsca, gdzie mają służyć.