Pytanie o doświadczenie

Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: ”Za kogo uważają Mnie tłumy?”. Oni odpowiedzieli: ”Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”. Zapytał ich: ”A wy, za kogo Mnie uważacie ?”. Piotr odpowiedział: ”Za Mesjasza Bożego”. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: ”Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”. (Łk 9,18-24)

Dramat bardzo wielu ludzi, także deklarujących się jako wierzący, polega dzisiaj na tym, że odpowiedzią na postawione przez Jezusa pytanie czynią pewną wyuczoną treść, formułkę, zasadę. Coś być może (bo nie mnie to oceniać) z pobożnością przyswojonego – ale jednak odtwórczo powtarzanego. Nie własną odpowiedź, to co dyktuje im serce, prywatne wyznanie konkretnego człowieka.

W pewnym sensie, zazdroszczę ludziom, dla których wiara była i jest czymś oczywistym. Do pewnego momentu tak było także w moim przypadku – później przyszło doświadczenie, że wiara w życiu każdego  z nas to rzeczywistość, która się zmienia, chociażby dlatego, że człowiek nie stoi w miejscu, dorasta, dojrzewa, uczy się, nabywa doświadczeń, które go kształtują. Jeżeli cały czas wiara człowieka, powiedzmy, 20-letniego to 45 minut w niedzielę w kościele, „paciorek”, od czasu do czasu spowiedź z wyznaniem grzechów na zasadzie: „byłem niedobry wobec rodziców, brzydko się odzywałem”, to coś jest nie tak: taka osoba pozostaje na poziomie pewnego rodzaju infantylizmu.

I tak ma być – skoro ja się zmieniam, to i zmianie ulega moja wiara w Boga, który prowadzi mnie drogami mojego życia. Uczy mnie tej wiary – przez rodziców, dziadków, katechetów – w dzieciństwie, pokazuje, jak nią żyć, jak w niej wzrastać, jak dobrze się nią kierować, wchodząc i idąc przez swoją dorosłość: w świecie, w rodzinie, we wspólnocie zakonnej, w kapłaństwie. Każdy z nas odkrywa to na swój jedyny i wyjątkowy sposób właśnie w tym miejscu, w tych miejscach, dokąd Bóg go prowadzi ścieżką jego własnego życia. 

Dlatego odpowiedzi na pytanie, zadane przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii, może być właściwie tyle, ile osób udzielających takiej odpowiedzi. Niektórym dana jest łaska i wiara jest dla nich czymś naturalnym, nie mają w tej sferze większych wątpliwości, nie zmagają się ze sobą w sprawach dotyczących wiary. Pewnie więcej jest osób, dla których dojście do własnego wyznania wiary to nie tylko, może długa, może trudna i skomplikowana, ale przede wszystkim pełna zmagać droga. Ta odpowiedź tym bardziej nabiera siły, staje się właśnie wyznaniem wiary przede wszystkim wtedy, gdy jest przemyślana, przemodlona, zabarwiona własnym odkrywaniem Boga i doświadczaniem Go w swoim życiu, w życiu osób z którymi się stykam.

To wyznanie nie sposób jest uczynić, ot tak, „od czapy”, z niczego. Bo musi być poprzedzone doświadczeniem Boga w moim życiu. Dla jednego – doświadczanym od wielu lat. Dla innego – co wynika z historii życia wielu świętych – czasami bardzo nagłego, niespodziewanego, konkretnego wkroczenia Pana w ich, nie całkiem dotychczas bogobojną egzystencję. Jezus nie pyta o słupki sondażowe, o definicje, nie oczekuje górnolotnych frazesów. Zadaje proste pytanie – do ciebie, do mnie. 

Czasami w życiu jest tak, że nie rozumiem, czemu jestem tu, gdzie jestem, do czego to zmierza, jaki jest sens wszystkiego, co mnie spotyka. Momenty – sytuacje – w których można tylko zaprzeć się samego siebie, wziąć krzyż i naśladować Jezusa – wierząc, że to jest właściwa droga, którą On sam nam wskazuje. Po pierwsze, dlatego, że Mu wierzę. Po drugie, dlatego, że tylko On widzi wszystko na tyle szeroko, że wie, co jest dla mnie dobre, a ja mogę to zrozumieć dopiero z perspektywy czasu, mając odpowiedni dystans.

I jeszcze jedno. To pytanie zadane jest mnie jako konkretnej osobie, w skrytości mojego serca – ale udzielona odpowiedź wiąże się z tym, jakim powinienem być człowiekiem w stosunku do innych ludzi. Tu musi być konsekwencja – bo wyznanie wiary rzucone na wiatr i nie poparte czynami jest nic nie warte. Wyznając wiarę w Boga i ku Bogu, nie mogę zapominać o wezwaniu, aby odnajdywać Go i kochać w każdym napotkanym człowieku, przede wszystkim tym w potrzebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *