Stan ks. Jana Kaczkowskiego się pogorszył. Wczoraj poszła w świat na Facebooku taka informacja. Z jednej strony pomyślałem: ze 2 tygodnie temu też tak ktoś napisał, a okazało się, że nic się nie wydarzyło. Niestety, tym razem zarówno boska.tv, jak i deon.pl powołali się na najbliższych Jana – jego rodzinę. Czyli coś w tym jest.
Nie będę tutaj stawiał Janowi pomników – wystarczy pogooglować, aby poczytać, co i jak. Młody facet, choć doświadczony cierpieniem. Człowiek, który postanowił i zrealizował zamiar budowy hospicjum w Pucku (prowadzi je, na ile siły pozwalają, do dzisiaj), aby za chwilę sam dowiedzieć się, iż choruje na parszywą odmianę nieoperowalnego raka mózgu. „Onkocelebryta”, jak to mówi o sobie. Autor 3 świetnych książek – kolejna w trakcie tworzenia, oby mógł ją ukończyć – ja polecam szczególnie cieniutką „Nie ma szału, jest rak” (pierwszą).
Człowiek w tej dramatycznej chorobie strasznie doświadczany – a jednak całą swoją siłę, a w tym i słabość związaną z walką z rakiem, przekuwający na Boże dzieło, pracę dla innych terminalnie chorych, walczący o uświadomienie społeczne w tej trudnej materii i o godne warunki do życia dla cierpiących na nowotwory. Tak, ma bardzo dużą wadę wzroku, może niewyraźnie mówi, ma problemy z poruszaniem się (ostatnio jeździł na wózku) – i co z tego? Jego krótkie – choćby w internecie, sporo tego – wypowiedzi czy rozważania wbijają w fotel konkretnością, radykalnością i sposobem przekazu.
Jan sam zdementował wtedy, w lutym, informacje o swoim pobycie w szpitalu – ale widać było, że jest mu ciężko. Glejak, bo tak nazywają ten rodzaj raka, po prostu postępuje i utrudnia funkcjonowanie. Teraz dużo śpi i odpoczywa, podobno ma problemy z mówieniem. Z medycznego punktu widzenia – to zrozumiałe, choroba postępuje… Jan sam mówił i pisał, że teoretycznie jest ewenementem, bo żyje już z takim czymś w głowie kilka lat – opowiadał m.in., jak się targował z Bogiem, aby dał mu jeszcze dokończyć a to, a tamto…
Jan, jesteś twardzielem i wierzę, że dasz radę!
Każdego proszę o zdrowaśkę za Jana – tak, jak w tym filmie powyżej on sam prosi.
Najbardziej mnie boli to, że cud w takiej sytuacji – uzdrowienie – byłby… hm, zbyt prosty? Ale bardzo chciałbym wierzyć, że jest możliwy.
foto: nowespojrzenie.com/ks-jan-kaczkowski/