Piękny początek

Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. (Mt 3,13-17)

Nie waham się powiedzieć wprost – w sumie, nie rozumiem: po co konkretnie Jezus przyjął ten chrzest? Przecież nie zgrzeszył, nie był w Nim nigdy (ani wcześniej, ani wtedy, ani później) żadnego występku. Bardzo chciałbym wysłuchać argumentacji osoby, która by to wyjaśniła w sposób jednoznaczny, natomiast pozostaje nam chyba tylko „gdybanie”. Oby twórcze i inspirujące.

Pytanie powyżej wydaje się bardzo na miejscu – tym bardziej, że niejako podziela moją wątpliwość sam Jan Chrzciciel, skoro mówi: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. On też nie rozumie sytuacji i tego, Kto do niego przychodzi, a przede wszystkim: o co go prosi. Jezus musi aż prosić, aby Jan ustąpił i pozwolił Mu się ochrzcić. Warto zauważyć: o chrzcie Jezusa nie ma w Starym Testamencie ani słowa 🙂

Z dużą pomocą przychodzi tu krakowski biblista ks. Wojciech Węgrzyniak – Jezus po prostu godzi się wypełnić wolę Bożą, to, co sprawiedliwie. Właśnie to, o czym była mowa w I czytaniu, na co wskazuje Izajasz (Iz 42,1-4.6-7). My tego nie ogarniamy – ale Jezus wiedział, że tak właśnie powinien postąpić. Kolejna interpretacja – Jezus włącza się w ludzkość, chrzest (tak jak śmierć na krzyżu) za innych; Odkupiciel, który wyraża solidarność ze wszystkimi grzesznikami – sam (pozostając Bogiem) będąc człowiekiem, ale jednak nie grzesznym. Trzecia od ks. Wojciecha – przykład dla wszystkich, którzy uważają się za zbyt dobrych i postępujących właściwie, aby musieli przyjmować chrzest – ojj, trzeba uważać, powiało pychą, a do tego jest nam blisko. Jezus wyraźnie pokazuje, że to jest myślenie z gruntu błędne: każdy z nas chrztu potrzebuje, a później oczyszczenia w sakramencie pokuty i pojednania. Nie da się iść drogą wiary i nią żyć – bez przyjęcia na początku i przyznania, że spaprałem sprawę i potrzebuję Bożej pomocy. To jest punkt wyjścia. Dalej, Jezus tym gestem potwierdza powołanie i misję Jana Chrzciciela – skoro On sam do niego przychodzi, to nie jest to żaden samozwańczy dziwak, jakich w tych czasach było dość wielu, ale faktycznie Boży człowiek, od Niego przychodzący. Piąta bardzo mi się podoba – to jakby nawiązanie do tej pierwszej, wypełnienia wszystkiego: otóż w sumie Jezus nie musi przyjąć chrztu z rąk Jana, ale spełnia ją dla pewnego porządku, odsyłając do obrazka z pytaniem do Niego o podatek, gdzie w sumie nie wynika, że powinien płacić, ale jednak każe Piotrowi zapłacić (Mt 17, 24-27).

Co jest bardzo istotne, Jezus postępuje jednakże inaczej od pozostałych ochrzczonych przez Jana: ci, jak wynika z opisu ewangelicznego („Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy” – Mt 3, 6) wchodzili do rzeki, Jan udzielał chrztu, wtedy oni wyznawali swoje grzechy i dopiero wychodzili z wody. Z Jezusem jest inaczej – „gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody” (Mt 17, 16a). Zbawiciel współuczestniczy w tym wszystkim, co ludzkie, także w chrzcie – ale nie zmienia to Jego bezgrzesznej natury. On nie miał grzechów do wyznania przed Bogiem Ojcem, stąd od razu wyszedł z wody. Dla nas zaś – wszystkich, którzy swoje za uszami mają – jest to zaproszenie do konfrontacji z tym właśnie złem i brudem w moim życiu, rzeczami które bardzo chętnie po prostu schowałbym gdzieś głęboko, ze wstydu, bo nie pasują do często mocno wyidealizowanego mojego własnego obrazu siebie samego, albo tego, na kogo się kreuję przed innymi. Nie bój się tego brudu – oddaj to Panu, zaufaj Mu.  

Ja wygrzebałem dość ciekawy fragment z niejakiego św. Chromacjusza z Akwilei (V w.n.e.), który napisał:

On zanurzył się w wodzie, abyśmy zostali oczyszczeni z brudu win; On przyjął kąpiel odrodzenia, abyśmy się odrodzili z wody i Ducha Świętego. Tak więc chrzest Chrystusa jest obmyciem z win naszych, jest odnowieniem życia prowadzącego ku zbawieniu. (…) Przez chrzest przeto umieramy grzechowi, ale z Chrystusem dzielimy życie; jesteśmy pogrzebani dla dawnego życia, lecz zmartwychwstaniemy do nowego życia; zrzucamy błąd starego człowieka, lecz przyodziewamy się w odzienie nowego człowieka.

Czyli – jakby połączenie tego, o czym ks. Wojciech mówił w punktach 2 i 3 – Jezus daje nam przykład tego, co w sakramencie, pierwszym, tym inicjującym „bycie” człowieka w Kościele, jest darem dla każdego, pierwszym umocnieniem na drodze ku zbawieniu. Taki piękny dar na początek – dla mnie, dla ciebie, dla każdego; nie tylko dzisiaj i dalej, ale od samego początku Kościoła.

O tym właśnie mówi Piotr w II czytaniu: „wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan” (Dz 10,34-38). Wywodzi to wszystko, co dokonuje się po Wniebowstąpieniu Jezusa, jako biorące początek od tego, że Jezus tam właśnie rozpoczął swoją publiczną działalność. Czemu właśnie tak, czemu musiał się ochrzcić, skoro zawsze był bez grzechu? Aby wypełnić wszystko, co sprawiedliwe – tak dokładnie powiedział, i nie nam w to wnikać. Przecież wtedy padają te słowa, jakby uwierzytelnienia Jezusa przed światem: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Tak to gdzieś zaplanował Bóg i już pierwsi chrześcijanie wracali do tego miejsca i tamtego wydarzenia, dając świadectwo o Jezusie. 

A więc Jezus, pozostając Bogiem, przychodzi jak każdy człowiek i zanurza się w Jordanie. Dopiero dzisiaj przyszło mi do głowy, że przecież tak naprawdę te słowa Boga Ojca, wypowiedziane nad Jordanem w kontekście Jezusa, odnoszą się do każdego z nas! Brzmią one nieco inaczej w obrzędzie sakramentu – „Tomku, Jaśku, Krzyśku, ja ciebie chrzczę w imię Ojca…” – ale jednak oznaczają to samo. Bóg wybiera mnie i chce iść ze mną przez życie. A to wszystko zmienia 🙂

3 komentarze do “Piękny początek”

  1. Ładny fragment ze św. Chromacjusza i dobra droga interpretacji 😉 Wątek chrztu Chrystusa wydaje się dość problematyczny – rodzi pytanie „w jakim celu?”. Myślę, że zaserwowałeś zdecydowanie trafne argumenty. Podoba mi się Twoja konkluzja – odniesienie do umiłowanego Syna.

    1. Wiesz, ja w tym wszystkim jestem laikiem i to są moje po prostu takie, hmm, przemyślenia dyktowane sercem. A argumenty ks. Wegrzyniaka po prostu do mnie trafiają – nie tylko te (człowiek ma bardzo syntetyczny i pasujący mi sposób wysławiania się).

      Pozdrawiam 😊

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *