Bóg – dyskretnie, niezauważalnie, bezbronny jako dziecko – przychodzi w betlejemską noc, aby odmienić wszystko.
Nie „zaczarować” (bo to żadne czary), nie przynieść „magię świąta” (bo to bzdura), ale aby w postaci dziecka wyciągnąć ręce do każdego jednego człowieka i przypomnieć tobie, mnie, że Bóg tak samo ukochał każdego z nas.
Przyszedł jako „Światłość ze Światłości” i chce rozświetlić nasze ciemności, upadki, smutek, strach, uprzedzenia i niepewność.
Aby Pan Jezus znalazł w Waszych domach, rodzinach i sercach miejsce dla siebie, napełnił swoim światłem i wszelkim dobrem.
Niech jasność betlejemskiej nocy doda nam wiary, nadziei i miłości – nie tylko do radosnego świętowania (to także), ale abyśmy potrafili powrócić na te pastwiska swojego życia, z których On nas, jak pasterzy, zgromadził przy żłóbku, i żyć tą nadzieją, i świecić tym blaskiem, i autentycznie się radować.
Żebyśmy chcieli i potrafili żyć Słowem, które usłyszeliśmy, które przyszło do każdego z nas (J 1, 14).
Zacytuję jeszcze najpiękniejsze życzenia, jakie w tym roku przeczytałem – ks. Andrzej Draguła:
Życzę wszystkim, aby każda jedna, własna, indywidualna nadzieja spotkała się z tą „jedną nadzieją”, która się właśnie rodzi. Aby każde osobiste marzenie stało się odbiciem tego „jednego marzenia”, które się właśnie spełnia. A ich ślady – ślady nadziei i marzeń – niech się pokryją z owym „śladem śladu” Tego, który „stał się Człowiekiem”, by zostawić swój ślad na ziemi. I niech trwają jak najdłużej.
Błogosławionych i pięknych świąt!