Tytuł nieprzypadkowy, zaczerpnięty z pewnego polskiego filmu.
Takie oto coś znalazłem kilka dni temu w mojej skrzynce pocztowej. Składana ulotka, zachęcająca do nabycia za kwotę 9 zł książki „Świadectwo Bożego Miłosierdzia”. Nie płacisz za wysyłkę, a gratisik jest w postaci różańca (inny kolor dla pań, inny dla panów). Rozprowadzana przez Pocztę Polską (co wynika z jej treści), więc trafi pewnie do wielu.
Nie znoszę takich ulotek i bardzo mi się nie podoba, kiedy coś takiego do mnie trafia. Tak, moim zdaniem to jest wyciąganie kasy z ludzi i naciąganie po prostu.
Cała ulotka to w sumie nic innego jak sporo cytatów, mających wskazywać na wspaniałą treść książeczki (za 9 zł, zakładam, niezbyt obszernej), która ma pokazywać historię św. Faustyny i wiele świadectw. Co ciekawe, osób publicznych – Przemysław Babiarz, Brygida Grysiak, Jan Pospieszalski i inni – zastanawiam się, czy mają świadomość, że na ich nazwiskach się w ten sposób zarabia.
Jak się okazuje, case Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi oraz Instytutu Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi nie jest nowy – na łamach GN był opisywany już 10 (!) lat temu. Co więcej, w kontekście podobnym do mojego odczucia – czyli tego, że całość jest dobrym pomysłem grupki świeckich, którzy sugerując powiązania i aprobatę dla swojej działalności władz Kościoła katolickiego (konkretnie: diecezji krakowskiej) („Jako organizacja pozarządowa o inspiracji katolickiej w naszych działaniach kierujemy się pobudkami płynącymi z nauczania Świętego Kościoła Katolickiego oraz wskazaniami wynikającymi z dekretu soborowego Apostolicam Actuositatem o apostolstwie świeckich”), której wprost nie posiadają i o czym ta władza kościelna wprost się nie raz wypowiadała, od dobrej dekady żeruje na ludzkiej… No właśnie. Naiwności? Tak. Pobożności? Pewnie też, bo nie wykluczone, że ludzie wierzący w dobrej wierze nabywają różne proponowane gadżety – ja piszę w kontekście rozprowadzania książki o Miłosierdziu Bożym, artykuł z GN dotyczył bodajże jakiegoś cudownego medalika Matki Bożej.
Ktoś może się oburzyć – ale jak to, przecież propagują czy to modlitwę różańcową, czy (jak w moim wypadku) nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Hmm, ok. I chwała im za to, jeśli faktycznie dzięki takim działaniom ktoś przekona się czy do Różańca czy do Koronki do Miłosierdzia Bożego – albo z wiarą podejmie jakąkolwiek inną pobożną praktykę. Świetnie. Ale to jest bardzo wygodna wymówka – która na dalszy plan przesuwa kwestię tego, że pomysłodawcy wszystkiego zarabiają pewnie całkiem przyzwoite pieniądze na tym handlu (bo tak to trzeba nazwać), skoro nie mają nic wspólnego z żadną oficjalną inicjatywą Kościoła. Z niczego nie wynika, aby pieniądze z książek czy innych rzeczy rozprowadzanych przez tę grupę trafiały na zbożny cel typu: biedni, noclegownia, jadłodajnia dla bezdomnych, dom samotnej matki, hospicjum, przedszkole zakonne – czy cokolwiek innego, co zawsze jest wprost wskazywane w celu właśnie przyciągnięcia ludzi do wsparcia danej inicjatywy.
I, co ważne, myślę że gros ludzi – którzy nabywają różne rzeczy od stowarzyszenia – nie ma świadomości, że finansuje coś, co z Kościołem ma luźny (żeby nie powiedzieć: żaden) związek. Czyli, w mojej ocenie, jest naciąganych – bo całokształt ulotki i jej treść w mojej ocenie wprost sugerują inicjatywę kościelną. Jak to ładnie ujął autor tekstu w GN: liczni ludzie, którzy je otrzymują, czują się moralnie zobowiązani do wpłacania sugerowanych przez Stowarzyszenie sum. Nie wiedzą, że stowarzyszenie nie działa w imieniu Kościoła i że do niczego się wobec niego nie zobowiązali.
Niesmaczne to, i tyle. Mam tylko nadzieję, że na tym „interesie” – a bardziej przy jego okazji – ktoś, do kogo taka ulotka trafi, może sięgnie do modlitwy i pod jej wpływem zbliży się do Boga. Oby.