Jesteśmy ludźmi, którzy uwierzyli w miłość, którzy przynoszą do ołtarza swoje serce, czasem obolałe i utrudzone – przez ataki zewnętrzne, przez politykę, układy gospodarcze, utrudzone przez sytuacje w rodzinie, utrudzone często przez trudne dzieje swojego życia, utrudzone przez swoje własne słabości. Nie bójmy się, bo to jest tylko ten kamień, który je przygniata. W naszym sercu jest autentyczna miłość, która zmartwychwstaje – swoje połamane życiorysy chcemy odczytać, nadać im sens przez pryzmat nie tylko krzyża, ale i pustego grobu.
Życzymy, abyśmy z pomocą Pana Jezusa zmartwychwstawali każdego dnia z grobów naszej małości, problemów, trosk i kłopotów, byśmy nie tracili nadziei. Życzymy tego wszystkiego co sprawi, że Zmartwychwstanie będzie Zmartwychwstaniem, a nie świętem ku czci baranków z cukru, kurczaczków, palemek i plastikowych zajączków. Tej prawdziwej wiary, prowadzącej do wolności, w której jest miejsce także na niepewność, ale równocześnie zaufanie. To z nimi w sercach, jakby po ciemku, jeszcze po omacku idziemy w wielkanocną niedzielę do grobu, skąd promienieje prawdziwe światło. Powracamy tu co roku, czasami może jakby z przyzwyczajenia, ale pełni tej samej tęsknoty i nadziei. Wierząc, że Jego już tam nie ma.
Potrafimy przeżyć Wielki Czwartek, zapłakać w Wielki Piątek, wyciszyć się w Wielką Sobotę. A w Wielką Niedzielę? Pilot i takie rodzinne święta. Jednak – znowu święta. Może wreszcie uwierzymy, że Chrystus naprawdę zmartwychwstał. Może tym razem staniemy przed rzeczywistością pustego grobu świadomie – a nie przechodząc koło niej mimochodem, ot tak.
Radości! Ale tylko tej prawdziwej. Uwierzyć w to, co tam się dokonało – to naprawdę wyzwanie.
Alleluja! Pozdrawiam i również mocy radości życzę!